- Epilog -
Jay
Usłyszałem pierwsze rytmy piosenki, dostrzegając, jak wraz z tym Dave wyciąga May na parkiet. Nawet stojąc w oddali doskonale rozpoznałem jej pełen szczęścia śmiech. Zawirowała wokół własnej osi, by ostatecznie trafić wprost w jego ramiona.
Uśmiechnąłem się, widząc, jak dobrze się bawili.
Nigdy nie sądziłem, że będzie mi dane zobaczyć tę chwilę. Być świadkiem tego, jak na palcu mojego brata pojawia się lśniąca złota obrączka, założona przez kobietę, z którą był gotowy spędzić resztę życia.
Dave naprawdę się ożenił, a to May została jego żoną. Wciąż słyszałem w głowie słowa przysięgi, którą oboje wypowiedzieli.
Razem chcieli, bym przy tym był. Przy tym wydarzeniu, które z pewnością było jednym z najważniejszych w ich życiu. Zaprosili tylko najbliższych, nie chcąc, by ten dzień ktokolwiek zakłócił. Zresztą tak May czuła się najlepiej. Z garstką osób, którym ufała i przy których mogła być sobą. Nasza matka była tylko na ślubie i chociaż May oraz Dave zaprosili ją również na całą resztę, nie skorzystała, życząc im jednak wszystkiego co najlepsze. Wiedziałem, że i dla niej ta chwila była ogromnie ważna.
Z kolei nasz ojciec postanowił uszanować decyzję May i brak zaproszenia. Nigdzie go nie widziałem, jednak, skoro przyjechała tu mama, to i on musiał gdzieś być. Mimo to w żaden sposób nie zakłócił ceremonii i to miało największe znaczenie.
Przesunąłem spojrzeniem po sali, oprócz moich braci i Eve, dostrzegając też Austina i Isabelle. Connor, Kevin i jego syn, Michael, również zostali zaproszeni.
A także Jocelyn i Paul. May z Dave’em nie mieli nic przeciwko, by byli tu obecni, osobiście ich zapraszając.
Patrzyłem na nią, nie potrafiąc odwrócić od niej wzroku. Od jej uśmiechu, od jej szczęśliwych oczu, od brązowej sukienki z rozcięciem na boku, która idealnie podkreślała jej urodę i kobiecość. Była prawdziwą boginią. Nie mogłem powstrzymać tego, że za każdym razem, na samą jej myśl, moje serce biło o wiele mocniej. Pragnąłem sprawić, by z jej twarzy nigdy nie znikał szczery uśmiech, by z jej głowy odeszły wszelkie zmartwienia.
Chciałem dla niej po prostu… wszystkiego co najlepsze, bo zasługiwała na to. Całkowicie na to zasługiwała.
Uniosłem rękę, spoglądając na poruszające się wskazówki zegarka spoczywającego na moim nadgarstku. Już czas.
Moje nogi poruszyły się, zmierzając wprost do Jocelyn, która siedziała obecnie w towarzystwie Paula. Carl i Nath byli nieopodal, odnajdując moje spojrzenie. Tylko tyle wystarczyło, by wiedzieli, że nadszedł ten moment.
Kiedy byłem już bliżej, Jocelyn mnie dostrzegła. Jej pełne iskierek szczęścia oczy zatrzymały się na mojej twarzy. Zacisnąłem dłoń, doskonale wiedząc, że za kilka minut zobaczę w nich najpewniej słone łzy.
Uśmiechnąłem się do niej delikatnie, chociaż stres, który czułem, wydawał się zjadać mnie od środka. Jak zareaguje na to wszystko, co mam jej do powiedzenia i pokazania?
– Mógłbym cię zabrać stąd na chwilę? – zapytałem, widząc, jak marszczy brwi. – Chciałbym z tobą porozmawiać.
– Teraz? A co z weselem?
– Dave i May wiedzą, że możemy zniknąć na trochę. Obiecuję, że nie umknie ci nic istotnego.
Zastanawiała się, ale jedynie przez krótki moment. Przytaknęła głową, podnosząc się. Moja dłoń zupełnie odruchowo opadła na jej nagie plecy. Mimo to nie wydawała się mieć nic przeciwko temu. Za to wzrok jej przyjaciela pozostał tam zdecydowanie zbyt długo.
Cokolwiek miał w głowie, jego szansa minęła. Nie zamierzałem zostawić Jocelyn.
Poprowadziłem ją w stronę schodów, a następnie na piętro, do jednego z pokoi. Ostatnim razem byłem w tym budynku podczas zorganizowanego przez Dave’a przyjęcia. Miałem nadzieję, że tym razem nie będzie tu żadnych niespodzianek.
Otworzyłem drzwi, zapraszając Jocelyn do środka. Byłem tu wcześniej, przygotowując wszystko, czego potrzebowałem. Rozglądnęła się, przystając przy niewielkim stoliku. Światło, które padło na nią prosto z odsłoniętego okna sprawiło, że wyglądała się niemal lśnić. A może tak faktycznie było? Jej usta były ciemnoczerwone, a oczy podkreślone dobranym makijażem. Włosy wydawały się bardziej falowane. Tuż za nimi dostrzegłem drobne kolczyki w kształcie listków, które zdobiły jej uszy. Sukienka swobodnie leżała na jej ciele, sięgając niemal podłogi. Materiał całkowicie zakrywał jej piersi, odsłaniając za to plecy.
Wyglądała przepięknie, a nawet to słowo nie oddawało w zupełności tego, jak ją widziałem. W dodatku ta przeklęta bransoletka od Carla idealnie komponowała się z jej strojem.
Jej wzrok skrzyżował się z moim. Uniosła brwi.
– Powinnam się martwić tym, że mnie tu przyprowadziłeś?
Zamknąłem drzwi, uśmiechając się nieznacznie.
– Zależy, jak na to spojrzeć – przyznałem, co raczej nie było odpowiedzią, której oczekiwała. – Mamy kilka spraw do załatwienia.
Przekrzywiła głowę, zaciskając dłoń na brzegu stolika.
– Jakich?
Nie odpowiedziałem tym razem. Czułem na sobie jej uważny wzrok, gdy powolnym krokiem ruszyłem do regału i otworzyłem jego zamkniętą część. Sięgnąłem po plik kartek złączonych klipsem i niebieski długopis obok.
Pokonałem odległość, która dzieliła mnie od Jocelyn i odrzuciłem trzymane dokumenty na stolik. Od razu skupiły jej uwagę. Uniosłem rękę z długopisem.
– Podpisz.
Spojrzała na mnie zdezorientowana, zaraz przesuwając wzrokiem po drobnym druku, który niewiele wyjaśniał.
– Co to jest?
– Kilka papierów, na których, dla dopełnienia formalności, muszę mieć twój ładny podpis.
Nie ruszyła się, patrząc na mnie, jakbym miał jej zaraz powiedzieć, że żartuję, jednak w tej chwili byłem śmiertelnie poważny.
Pokręciła głową, gdy musiała to dostrzec.
– Nie podpiszę tego w ciemno, Jay. Nie wiem czego dotyczą…
– Wytłumaczę ci wszystko, gdy złożysz na nich swój podpis.
Zamrugała kilka razy.
– To tak nie działa! – Chciała się odsunąć, ale zatrzymałem ją, więżąc między sobą a stolikiem. – Jay…
Westchnąłem.
– To nic, czego podpisania później byś żałowała, Jocelyn. Masz moje słowo. Nigdy nie kazałbym ci złożyć podpisu na dokumentach, które mogłyby ci zaszkodzić.
– Już kiedyś złożyłam swój podpis na „nieszkodliwym” papierku – mruknęła.
Chwyciłem w palce jej podbródek.
– Zaufaj mi. Jeżeli po miesiącu stwierdzisz, że to nie jest dla ciebie, bez żadnego problemu będziesz mogła się z tego wycofać. To nie jest nic, czego nie można cofnąć.
– Z czego wycofać? – spytała cicho, szukając odpowiedzi w moich oczach, ale zamiast tego ponownie podsunąłem jej długopis.
Wiedziałem, że jeśli bym jej powiedział, czego dotyczą te papiery, nie podpisałaby ich, za bardzo się bojąc, że sobie nie poradzi. Że to wcale nie jest coś, na co zasługuje, a przecież zasługiwała bardziej niż ktokolwiek inny. To wszystko powinno należeć do niej. Miała nawet do tego cholerne predyspozycje.
Wahała się. Widziałem jej wahanie, gdy wzięła do swojej dłoni długopis, na chwilę przymykając oczy.
– Gdzie… gdzie mam podpisać?
Odsunąłem się od niej nieznacznie, sięgając do tych wszystkich dokumentów za nią.
– Tutaj. – Wskazałem palcem miejsce, gdy odszukałem odpowiednią stronę. Odkryłem ją jedynie na tyle, by mogła się podpisać. To wyraźnie się jej nie spodobało, ale za chwilę zobaczyłem, jak szybko składa swój podpis, jakby chciała mieć to już za sobą.
Przerzuciłem kilka kartek, wskazując jej następne miejsce. A później kolejne, aż nie dotarliśmy w końcu do ostatniego.
Odłożyła długopis, wypuszczając z ust ciężki oddech.
– Czuję się, jakbym sprzedała ci właśnie swoją duszę.
Uśmiechnąłem się delikatnie, nie potrafiąc tego powstrzymać.
– Twoja dusza jest ze mną całkowicie bezpieczna, wiewióreczko – odparłem, zyskując jej zmrużone spojrzenie. – I chyba powinienem ci właśnie pogratulować.
Skrzywiła się.
– W co takiego się tym razem wpakowałam?
Odsłoniłem stronę, która przekazywała to, co najważniejsze. Widziałem, jak skupiła na niej wzrok, powoli czytając to, co było tam napisane, aż w końcu rozszerzyła szeroko oczy, patrząc już na mnie.
– Żartujesz sobie?
Przekrzywiłem głowę.
– A czy na takiego wyglądam?
– Ale to…
– …jest dokument na to, że jesteś dyrektorem generalnym stacji telewizyjnej, w której pracowałaś. – Zmarszczyłem brwi, gdy sobie coś uświadomiłem. – Tak właściwie, to Paul stał się twoim pracownikiem. Kilka osób na pewno leci do zwolnienia. Nie podobało mi się to, jak na ciebie patrzyli.
– Jak…
– Jak ich zwolnić? Zależy od tego, jakie mają umowy…
– Jak to zrobiłeś – wydusiła, wciąż patrząc na mnie tak, jakby w to nie wierzyła.
I tak właśnie musiało być. Jej życie od teraz diametralnie się zmieni. Wiedziałem, że gdybym nie zmusił jej najpierw do podpisania tych papierów, wcale by tego nie zrobiła. Nie przyjęłaby tego, co już dawno powinna mieć w swoich rękach.
– Powiedzmy, że razem z Carlem potrafię być bardzo przekonujący, a Mason nie robił żadnych problemów.
Jej brwi się uniosły, kiedy zdecydowanie miała co do tego spore wątpliwości, ale Mason naprawdę był bardzo ugodowy. Nawet sam wciskał mi wszystko w ręce. Mimo to z Carlem dopilnowałem, by nigdy nie pomyślał o wejściu w drogę Jocelyn. Jeżeli tylko to zrobi, doskonale wiedział, co go czeka.
Widziałem, jak zamknęła oczy, przykładając dłoń do czoła, gdy drugą mocno trzymała się stolika. Podszedłem krok bliżej, pozwalając, by się o mnie oparła. Położyłem dłoń na jej plecach, gładząc je.
– Cokolwiek teraz sobie myślisz, wiewióreczko, nie zapominaj, że to ty do tego dotarłaś. Do tego wszystkiego. Zdobycie tego jest wyłącznie twoją zasługą. Ja tylko otworzyłem ci jedne drzwi, pośród tych setek, które przeszłaś. Przejdź przez nie i pnij się coraz wyżej, bo jestem pewien, że to nie koniec tego, co możesz osiągnąć.
– Nie wiem, czy potrafię – wyszeptała. – Nigdy nie zajmowałam się czymś takim. Co, jeśli sobie… nie poradzę?
Odsunąłem ją ostrożne od siebie, gdy naprawdę usłyszałem w jej głosie brak pewności siebie. Nie wierzyła w to, jak wiele była w stanie zrobić. Ile już zrobiła.
Zmusiłem ją, by na mnie spojrzała.
– Nie przekonamy się, co będzie, jeśli w ogóle nie spróbujesz. – Mój palec pogładził jej policzek. – Na pewno nie będziesz z tym zupełnie sama, Jocelyn. Nie zostawię cię nawet na chwilę bez wsparcia. Jakiekolwiek napotkasz problemy, wspólnie je rozwiążemy, jeżeli nie będziesz czegoś wiedziała, dowiemy się tego. – Mój kącik ust powędrował do góry przy następnych słowach. – Jeśli zrobisz coś niezbyt legalnego i wpakują cię do aresztu, wyciągnę cię z niego, wiewióreczko.
Z jej ust uciekło prychnięcie, a na twarzy pojawił się szczery uśmiech.
– Dobrze wiedzieć, że mam bardzo dobre zaplecze prawne.
– Powiedziałbym nawet, że doskonałe.
Przewróciła oczami, z widocznym rozbawieniem.
– Jaki Pan skromny, Panie Sanders.
Spojrzałem jej w oczy, następnie mówiąc słowa, które nie były żadnym żartem.
– Zawsze ci pomogę, Jocelyn. Zawsze i w każdej sprawie.
Pokiwała głową, obejmując mnie z lekkim uśmiechem. Jej głowa oparła się o mój tors.
– Dziękuję – szepnęła. – W takim razie postaram się powstrzymać od zamordowania cię za skłonienie mnie do podpisania tego.
Nieznacznie się skrzywiłem, bo to… nie był jeszcze koniec.
– Muszę ci coś jeszcze powiedzieć, a to… nie spodoba ci się – przyznałem, obejmując ją mocniej, gdy chciała się odsunąć. – Zostań tak, proszę.
O dziwo, zamiast się spiąć, rozluźniła się.
– O co chodzi?
Jej głos był spokojny, a ja zastanawiałem się, jak bardzo będzie zła, gdy powiem jej słowa, które miałem w głowie.
– O Connora, twojego ochroniarza. – Czułem, że chciała odwrócić głowę, by na mnie spojrzeć, jednak nie pozwoliłem jej na to. Do diabła, naprawdę bałem się jej reakcji.
– Coś mu jest? Rozmawiałam z nim kilka minut temu. Mówił, że czuje się dobrze…
– On nigdy nie pracował dla ciebie, Jocelyn.
Słowa zakuły mnie w gardło, a ona sama zamilkła. Wiedziałem, że Connor sprzedał jej historyjkę o tym, że zaprosiliśmy go na całą uroczystość tylko dlatego, że byliśmy mu wdzięczni za pomoc, a właściwie nawet ocalenie jej życia.
Ale to nie był jedyny powód. Był jednym z naszych zaufanych ludzi. Nie tylko Austin go cenił. My również, a to, co zrobił, zwiększyło tylko nasze zaufanie do niego.
Poczułem, jak moje serce zaczyna bić szybciej, gdy wciąż się nie odezwała, nie powiedziała nawet słowa. Stała zupełnie nieruchomo.
– Wiewióreczko?
– Pracuje dla was – wypowiedziała cicho.
– Tak – potwierdziłem, chociaż wątpiłem, by tego potrzebowała.
– To dlatego… dlatego miał tak dobre doświadczenie. Chcieliście mieć pewność, że to jego wybiorę.
Doświadczenie Connora nie było wcale sfałszowane. Z tego co wiedziałem, naprawdę pracował wcześniej dla służb specjalnych, jednak nie zamierzałem jej teraz o tym wspominać. Zakładałem, że to w niczym by nie pomogło. Być może pogorszyłoby nawet sytuację.
– Przez cały czas był obok mnie. O Boże, wpuściłam go do mieszkania, był w nim, kiedy spałam. Przecież on mógł mnie… W każdej chwili mógł…
Przekląłem w duchu, gdy tej informacji nie wydawała się przyjąć już tak dobrze jak wcześniejszej. Chwyciłem jej twarz w swoje dłonie.
– Nic by ci nie zrobił – zapewniłem ją najspokojniej, jak tylko potrafiłem. – Nie skrzywdziłby cię. Chcieliśmy tylko trzymać cię z dala od kłopotów. Tylko to było jego zadaniem. Oprócz tego naprawdę cię chronił, Jocelyn. Nie przed nami, a przed innymi. Przysięgam.
Rozchyliła usta, by zaraz je zamknąć.
Musiałem jej o tym powiedzieć. Trzymanie tego dłużej w sekrecie nie było ani trochę dobrym wyjściem. Poza tym wolałem, by dowiedziała się o tym ode mnie niż od kogoś innego. Przygotowałem się na to, że jej reakcja może wcale nie być pozytywna.
Uśmiechnąłem się krzywo, gdy znowu zamilkła.
– Jakbyś przypadkiem planowała już na mnie morderstwo, musisz chwilę poczekać. Mam jeszcze jedną sprawę…
– Muszę chyba usiąść.
Słysząc jej słabe słowa, bez żadnego wahania wziąłem ją na ręce, przenosząc te kilka kroków na łóżko. Posadziłem ją na nim, przykucając tuż przed nią.
Czułem się źle z tym, że dałem jej tak mało czasu na oswojenie się z każdą z tych informacji, ale… ale one nie były czymś, co mogło poczekać. Zwłaszcza nie mogło poczekać to, co zobaczy zaraz.
Przedyskutowałem to z Samuelem i… powinno być dobrze.
– To ostatnia rzecz, obiecuję.
Jej spojrzenie odnalazło moje.
– Nie jestem pewna, czy w tej chwili jestem na ciebie bardziej wściekła, czy może jednak wdzięczna.
– Myślę, że po tym nie będziesz miała już wątpliwości. – Zerknąłem na zegar wiszący na ścianie. Godzina, na którą czekałem. – Ani też co do tego, czy aby na pewno dotrzymuję obietnic. Dotrzymuję ich, wiewióreczko.
Wstałem, podchodząc do szafki, na której leżał pilot, a następnie wziąłem go, włączając telewizor. Włączając wprost na program informacyjny, który już trwał.
Wróciłem do Jocelyn, za sobą słysząc już pierwsze słowa dziennikarki. Wiedziałem, co powie. Wiedziałem, jaki temat będzie poruszany. Wiedziałem, co zobaczę, gdy spojrzę na ekran.
Jednak patrzyłem na Jocelyn. Na jej reakcję.
Siedziała sztywno, ze wzrokiem utkwionym w ekran telewizora.
– …w związku z zatrzymaniem przez agentów FBI mężczyzny podejrzanego o zabójstwa na zlecenie, wznowiono dochodzenie w sprawie śmierci dziennikarki Shany Harlet. Jak podano do informacji publicznej, nowe dowody i okoliczności ujawniają liczne zaniedbania, do których doszło w toku sprawy…
Skierowałem pilot na telewizor, przełączając na inny program. Jocelyn poruszyła się gwałtownie, chcąc mnie zatrzymać, ale tutaj również były wiadomości. I również głównym tematem była Shana.
– …ujawniono nowe fakty dotyczące śmierci Shany Harlet. Dziennikarka straciła życie w wyniku zabójstwa, a nie jak początkowo sądzono poprzez śmierć samobójczą…
Przełączyłem na następny program.
– …wciąż nie otrzymaliśmy oświadczenia rzecznika prasowego Policji. Czekamy na dalsze informacje w tej sprawie. Będziemy informować Państwa na bieżąco…
W oczach Jocelyn pojawiły się łzy, które zaczęły spływać po jej policzkach, gdy wciąż oglądała wiadomości poświęcone w zupełności jej siostrze. Zerknąłem na ekran, dostrzegając zdobyte przez dziennikarzy zdjęcia Shany, na których się uśmiechała. Pokazano jej wywiady, relacje…
Szloch Jocelyn zmusił mnie, bym to na niej ponownie skupił swoją uwagę. Uniosła dłoń do twarzy, zaraz dołączając drugą, gdy zupełnie się rozpłakała. Zacisnęła powieki, pochylając się. Odłożyłem pilot, szybko znów będąc obok niej. Nic nie mówiłem, po prostu ją przytuliłem, pozwalając jej płakać. Tak długo, jak tego potrzebowała.
– Dziękuję. Tak bardzo dziękuję – mówiła szybko, pomiędzy haustami powietrza. Jej ręce owinęły się bardziej wokół mojej szyi. – Dziękuję…
– Shhh, nie masz za co mi dziękować – powiedziałem spokojnie, nie puszczając jej. – Zasługiwała na to, by świat poznał prawdę o jej śmierci. Osiągnęłaś to, Jocelyn.
Zrealizowała cel, do którego dążyła przez tyle lat. Być może to właśnie dzięki temu będzie potrafiła ruszyć dalej. Pomyśleć teraz o sobie.
Po kilku minutach zaczęła się uspokajać. Słyszałem, jak jej płacz powoli słabnie, a zostają jedynie ciche pociągnięcia nosem. Zobaczyłem jej oczy pełne łez, gdy po dłuższej chwili odsunęła się ode mnie, ujmując moją twarz w swoje drobne dłonie.
– Jednak jestem ci wdzięczna – wydusiła, nawiązując do naszej wcześniejszej rozmowy.
Uśmiechnąłem się.
– Nie wyglądasz zbyt przekonująco z tymi podpuchniętymi oczami i cała osmarkana, wiewióreczko.
– Idiota – prychnęła, jednak zaraz po tym jej miękkie usta opadły na moje. Niemal od razu odwzajemniłem pocałunek, wlewając w niego wszystkie swoje uczucia. A kiedy się odsunęła, wyszeptałem:
– Mam coś jeszcze dla ciebie.
Szybko otrzymałem jej odpowiedź.
– Nie, na litość boską, co jeszcze?
Zaśmiałem się, gdy w jej oczach zobaczyłem chyba autentyczną nutkę strachu.
– Spokojnie, to nic wielkiego. Przyznam szczerze, że byłem trochę zazdrosny o twoją bransoletkę od Carla…
Zmarszczyła brwi, unosząc rękę, na której miała ją założoną.
– O nią?
Skrzywiłem się nieznacznie.
– Tak, o nią – potwierdziłem. – Dlatego, gdy byłem u Gino, naszego jubilera, załatwiłem jeszcze jedną rzecz. – Widziałem, jak spojrzeniem automatycznie powędrowała za moją dłonią, która sięgnąłem do kieszeni garniturowych spodni, wyciągając z niej pudełeczko. – Mam nadzieję, że ci się spodoba. Długo myślałem nad tym, czy będzie odpowiedni…
Ściągnąłem granatowe wieczko, odsłaniając złoty naszyjnik wykonany na moje zamówienie. Już teraz widziałem, że jego barwa idealnie współgrała ze skóra Jocelyn. Nie musiałem patrzeć na zapięcie, by wiedzieć, jaki znajdę tam znak. Musiał widnieć tam nasz skorpion. Zatrzymałem natomiast wzrok na zawieszce, nie mając pojęcia, czy przypasuje Jocelyn.
Sięgnęła do niej dłonią, oglądając ją.
– To… wiewiórka.
Przytaknąłem głową.
– Jeżeli nie jest w twoim guście…
– Co? – spytała zaskoczona, zwracając moją uwagę. – Ona jest piękna, Jay. Naprawdę piękna i… wyjątkowa. Nawet nie wiesz, jak bardzo wyjątkowa.
Spodobała się jej. Szczerze spodobała. Poczułem prawdziwą ulgę, która zaskoczyła mnie samego. Nie miała do niej żadnych zastrzeżeń. Nie chciała innej. Nie odrzuciła jej.
Naprawdę się jej spodobała.
– Założyłbyś mi go? – spytała miękko, na co szybko porzuciłem te myśli, by skupić się wyłącznie na niej.
– Oczywiście, wiewióreczko.
Uniosła delikatnie włosy, robiąc mi miejsce. Pochyliłem się, kierując wzrok na zapięcie. Naszyjnik swobodnie opadł na jej skórę, kiedy zabrałem już dłonie. Od razu na niego spojrzała, a w jej oczach błysnęły iskierki szczęścia.
– Jest cudowny.
W tej chwili poczułem prawdziwy spokój. Tutaj, w tym pokoju, w którym była i ona. Jakby wszystko było w końcu na swoim miejscu. Miałem wrażenie, że znalazłem kobietę, której szukałem całe życie. Która mnie rozumiała, moje potrzeby, moje życie i całkowicie mogła je zaakceptować.
Była moim dopełnieniem. I chociaż wiedziałem, że przede mną, przed nami jest jeszcze długa droga, by uzyskać prawdziwą równowagę, chciałem spróbować. Spróbować, gdy ona była obok.
Bo przy niej potrafiłem być sobą. Nie tym, kogo ode mnie oczekiwano. Całkowicie sobą.
Sięgnąłem po jej dłoń, chowając ją między swoje.
– Zostań ze mną, wiewióreczko. Proszę, nie uciekaj mi teraz po tym wszystkim. Chciałbym spróbować. Żebyśmy razem spróbowali. Zrobię wszystko, byś była bezpieczna. Byś już więcej nie ucierpiała przez to, kim jestem. Chcę cię widzieć każdego dnia, przytulać każdego dnia, budzić się obok ciebie każdego dnia, więc proszę, nie odchodź.
Nie wiedziałem, czy ona też chce spróbować. Czy też chce tego samego co ja, ale nie kazała mi się długo nad tym zastanawiać, jakby dla niej jakiekolwiek czekanie z odpowiedzią również było torturą.
– Nie odejdę, Jay. Nie chcę odchodzić. Chcę spróbować i zobaczyć, gdzie nas to zaprowadzi, więc jeżeli chcesz mnie przy swoim boku, będę przy nim. Będę przy tobie, Jay.
Uwolniła dłoń z mojego uścisku i uniosła ją. Patrzyłem na jej delikatny uśmiech, gdy przesunęła kciukiem przy kąciku mojego oka. Zamrugałem zaskoczony, czując swoje… łzy.
– Zostanę – zapewniła.
A to sprawiło, że odzyskałem nadzieję.
Nadzieję na to, że ja też mogę mieć swoje szczęśliwe zakończenie. Coś więcej niż szarą przyszłość.
Coś więcej właśnie z nią.
I chciałem o to zawalczyć.
Pociągnąłem ją na swoje kolana, słysząc jej ciche sapnięcie zaskoczenia. Odnalazłem jej usta, wlewając w nie wszystko, co właśnie czułem, wszystko, co nie mogły przekazać słowa, które zaraz powiedziałem.
– Ja też przy tobie będę, wiewióreczko.
Zawsze przy tobie będę.
Swoim ciałem.
Swoim sercem.
Swoją duszą.
Bo masz mnie całego, Jocelyn. Całego mnie.
KONIEC
***
Dotarliśmy i do tego momentu, gdzie historia naszego prawnika i wiewióreczki właśnie dotarła do momentu, gdzie musimy się z nimi pożegnać. Ale tylko z ich perspektywą! Czeka na nas jeszcze dwóch pozostałych braci, prawda? :D
Tradycyjnie zapraszam Was do ostatniego rozdziału z podziękowaniami i informacjami, gdzie dowiecie się troszkę więcej <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top