Rozdział XXXVI
Uśmiechnąłem się, opierając o kamienny słupek. Patrzyłem na May i Dave’a, po prostu ciesząc się razem z nimi. Bo udało nam się. Przeszliśmy przez to, co przygotował dla nas Evan. I chociaż wiedziałem, że przed nami wciąż czeka sporo pracy, między innymi z nagraniami, które znalazł Cade, mogliśmy i tak uznać to za koniec. Koniec tego, co było najgorsze dla May, Dave’a, nas wszystkich. Mogliśmy teraz w końcu odetchnąć i całą resztą zająć się bez najmniejszego pośpiechu.
Rhett został zatrzymany, Sally będzie mogła wrócić do domu. Callen nie widział żadnych wskazań, przez który miałaby zostać dłużej w szpitalu. W dodatku rozmawiałem z Jayem. Zapewnił, że sprawa dotycząca praw rodzicielskich jest tylko formalnością. Sally będzie mogła powrócić do swojego życia wraz ze swoim dzieckiem.
Przekręciłem głowę, chcąc spoglądnąć na Eve. Wszystko to, co nam się udało, było jej szczególną zasługą. Byłem jej wdzięczny za każdą rzecz bardziej, niż zapewne była tego świadoma. Poświęciła swoją karierę, która znaczyła dla niej wiele. Która była dla niej dowodem na to, że wyszła spod kontroli Nolana.
Zmarszczyłem brwi, gdy w miejscu, w którym nie tak dawno stała, teraz jej nie było. Rozglądnąłem się, ale ona wydawała się po prostu... zniknąć.
Wykorzystała naszą odwróconą uwagę.
Kurwa mać.
Sięgnąłem po telefon, szybko wybierając jej numer, ale niemal od razu odpowiedziała mi poczta głosowa. Nie włączyła telefonu po ostatnim razie.
Przeczesałem nerwowo włosy, podchodząc do Nathana. Złapałem go za ramię, zwracając na siebie jego uwagę.
– Widziałeś może Eve? – spytałem, a on spoglądnął za mnie, tam, gdzie i on widział ją ostatnio. – Nie ma jej tu.
Skrzywił się, gdy zdecydowanie potwierdził moje słowa.
– Poczekaj chwilę – rzucił, wyciągając z kieszeni telefon. Zmarszczyłem brwi, gdy zaraz pojawiła się mapa miasta, a na niej niebieska kropeczka. – Jest u siebie w mieszkaniu.
Zamrugałem kilka razy.
– Podłożyłeś jej nadajnik?
Wzruszył ramionami.
– Tak jest szybciej niż bawienie się w namierzanie. Poza tym spodziewałem się, że może ci uciec.
Rozchyliłem już usta, chcąc go ochrzanić za podrzucanie jej nadajnika, bo nie powinien tego robić bez jej zgody, ale... cholera, miał rację.
– Dzięki – mruknąłem więc tylko, od razu idąc do swojego auta.
Dlaczego znowu uciekłaś, Eve? Dlaczego nie możesz mi zdradzić, co chodzi ci po głowie?
Stukałem palcami o kierownicę, czując powoli irytację, gdy za każdym razem, kiedy zbliżałem się do świateł, te zmieniały się na czerwone, jakby specjalnie chciały mnie opóźnić. Cholerna sygnalizacja świetlna.
Przyśpieszyłem, chcąc jak najszybciej znaleźć się przy Eve. Obawiałem się, że mogła wpaść na naprawdę głupi pomysł, jak wyjechanie z miasta. Bez żadnego słowa. W dodatku byłem świadomy tego, że jeśli zechce się przed nami ukryć, ukryć przede mną, będzie w stanie to zrobić. Zanim udałoby mi się ją znaleźć... To mogłoby trwać miesiące, a może lata.
Nie miałem zamiaru jej na to pozwolić.
Wjechałem na podziemny parking, a w oczy od razu rzucił mi się czerwony samochód Eve. Była tu. Chyba, że pozostawiła tu jedynie auto, a sama była już w drodze na lotnisko.
Zacisnąłem dłonie mocniej na kierownicy.
Nie mogłaś mnie zostawić. Nie bez chociaż jednego słowa.
Zaparkowałem, w drugiej chwili wysiadając i zmierzając prosto pod jej numer.
Teraz mieliśmy naprawdę dużo czasu, by zająć się własnymi sprawami. Cholernie dużo czasu.
Przystanąłem przy drzwiach, mocno uderzając w nie pięścią.
– Wiem, że tam jesteś, Eve! – rzuciłem głośno, nawet w najmniejszym stopniu nie przejmując się osobami, które mogą mieszkać obok. – Masz pieprzoną sekundę, by otworzyć mi drzwi albo wejdę tam sam i to zdecydowanie nie będzie na twoją korzyść!
Czekałem, spodziewając się po niej wszystkiego. Nawet tego, że będzie udawać, że wcale nie ma jej w mieszkaniu, chociaż musiała zdawać sobie sprawę, że ze mną to nie przejdzie.
Wstrzymałem na chwilę oddech, wsłuchując się, czy idzie, ale po drugiej stronie była zupełna cisza.
– Sama tego chciałaś – warknąłem, naciskając klamkę i z zaskoczeniem zauważając, że drzwi były otwarte. Znowu nie zamknęła ich na klucz. Wszedłem do środka. – Obyś miała dobrą wymówkę...
Przerwałem, gdy mój wzrok odruchowo opadł na podłogę, a spojrzenie spotkało się prosto ze wzrokiem mężczyzny.
Mój mózg potrzebował chwili, by przetworzyć to, co widziały oczy. Siedział okrakiem nad Eve. I zaciskał dłonie na jej drobnej szyi.
Jej rozchylone usta były niemal sine, a ona się nie poruszała.
I to mi wystarczyło.
Wystarczyło, bym w jednej chwili znalazł się przed mężczyzną, szarpnięciem odciągając go od Eve, widząc, jak przez to upada na plecy.
Zerknąłem na nią, gdy gwałtownie nabrała powietrza, przekręcając się na bok i zanosząc kaszlem. Mimowolnie zrobiłem krok w jej stronę, ale wtedy facet postanowił to wykorzystać, ruszając do drzwi.
Zareagowałem w tej samej sekundzie.
– Nie uciekniesz mi – warknąłem, doganiając go tuż przy wyjściu, łapiąc za włosy i mocno uderzając jego twarzą o ciemne drewno. – Kim jesteś?! – wycedziłem, jednak to nie wydawało się do niego dotrzeć. Uderzyłem więc jego głową o pobliskie lustro. – Kim, kurwa, jesteś?! – ponowiłem pytanie, ale właśnie wtedy przyjrzałem się jego odbiciu, rozpoznając go.
By to szlag.
Nie czekając na jego odpowiedź, o wiele mocniej przywaliłem jego głową o ścianę, czując, jak wraz z tym jego ciało staje się bezwładne. Rozglądnąłem się, szukając czegoś, czym mógłbym go związać. Skrzywiłem się, gdy w pobliżu nie było ani jednej nadającej się rzeczy. Mój wzrok opadł jednak na pas mężczyzny i opinający go pasek spodni.
– Idealnie – mruknąłem, odpinając go i wyciągając ze szlufek, by zaraz mocno i skutecznie unieruchomić jego ręce. Zostawiłem go tak, bo nawet gdy się ocknie, nie ucieknie daleko.
Szybko powróciłem do Eve, słysząc, jak wciąż nie może opanować kaszlu. Kiedy tylko stanąłem obok i przykucnąłem, ona gwałtownie się odsunęła, chcąc uciec jeszcze dalej.
– Hej, spokojnie, to ja, Eve – powiedziałem pośpiesznie, układając dłoń na jej plecach, aby przytrzymać ją w miejscu, ale ona tylko bardziej próbowała się stąd wydostać. – Eve... – Wciąż nie reagowała. – Serce! – rzuciłem głośniej i dobitniej, od razu otrzymując tego efekt. Przestała się szarpać. – Już dobrze, jestem tu. Nic ci nie będzie, Serce – mówiłem, czując ucisk w gardle, gdy na jej twarzy od razu dostrzegłem krew. – Zajmę się tobą, w porządku?
Z całych sił starałem się, by mój dotyk był dla niej delikatny, kiedy właśnie w głowie przewijało mi się wszystko, co zrobię z tym skurwielem. Co mu zrobię za każdą najmniejszą ranę, którą jej zadał. Za każde słowa, które do niej skierował. Za rzeczy, o których pomyślał.
Sprawię, że będzie żałował każdej sekundy swojego życia.
– Ja... ja... – Spróbowała coś powiedzieć, ale żadne słowo więcej nie chciało przejść przez jej usta. Zamknęła więc je, kręcąc głową, wyraźnie tym zirytowana. Odwróciła wzrok, a w jej oczach pojawiły się łzy.
– Ciii, wszystko jest dobrze – uspokoiłem ją od razu, gładząc jej policzki. – To minie. Uspokoisz się i wszystko wróci do normy – zapewniłem.
– Muszę... muszę wyjść... stąd – wydusiła i chociaż jej kaszel minął, wciąż wydawała się z trudem oddychać.
Cholera, czuła się tu zamknięta.
– Skup się na mnie – poprosiłem, po części ją do tego zmuszając. – Jestem tu z tobą. Nic ci nie grozi. Oddychaj razem ze mną. – Patrzyłem na nią, dostrzegając, jak powoli jej oddech zaczyna zrównywać się z moim. – Nim wyjdziemy, muszę cię najpierw zbadać. – I zadzwonić do Austina, by zdążył w tym czasie tu przyjechać. Nie miałem zamiaru zostawiać tu Nolana. – Pozwól mi na to, Serce.
Jej głowa niepewnie się poruszyła, mimo to, tak jak prosiłem, to na mnie wciąż utrzymywała swój wzrok.
– Dziękuję – wyszeptałem, wyciągając jeszcze telefon i szybko wybierając zapisany numer do Austina. Odebrał po trzech sygnałach, a ja przeszedłem do konkretów, nim się jeszcze odezwał. – Wyślę ci adres i masz dziesięć minut, by przyjechać na miejsce.
– Jasna sprawa, szefie – rzucił jak zawsze radośnie. – Będę nawet szybciej, jak jesteś gdzieś w centrum.
– Po prostu przyjedź tu, nim przyjdzie ci załatwiać ekipę sprzątającą – warknąłem, dając mu do zrozumienia, że w tej chwili zdecydowanie nie było mi blisko do jakichkolwiek żartów.
Rozłączyłem się, przesyłając mu adres. Odrzuciłem telefon, zamierzając teraz zająć się Eve. Na pierwszy rzut oka nie wydawała się mieć żadnych poważnych obrażeń, ale, kurwa, uderzyła się w głowę. I to na tyle mocno, że jej łuk brwiowy był rozcięty. To mogło prowadzić do wszystkiego.
Przesunąłem dłonie bliżej jej rany, ale wtedy odruchowo się cofnęła, uciekając przed moim dotykiem.
– Spokojnie, nic nie będę robić. Sprawdzę tylko, jak wygląda – powiedziałem, widząc, jak ciężko przełyka ślinę. Tym razem, gdy moje dłonie zbliżyły się do jej skóry, nie odsunęła się. Robiłem wszystko delikatnie, starając się nie sprawiać jej dodatkowego bólu. – Będzie trzeba to zszyć – stwierdziłem, dostrzegając, że rana była dość głęboka.
Przesunąłem palcami w dół jej twarzy, oglądając każdy fragment jej twarzy, szukając czegokolwiek, co mogłoby mnie jeszcze zaniepokoić. Brak krwi z uszu, z nosa. Jej usta, chociaż delikatnie popękane, wróciły już do swojego koloru.
– Teraz spójrz na mnie – poprosiłem. – Zakryję ci na chwilę oczy, nie zamykaj ich. – Zasłoniłem je, by zaraz odsłonić, uważnie obserwując źrenice. Były prawidłowe. Uśmiechnąłem się do niej. – Wciąż tak samo piękne jak zawsze – powiedziałem, chcąc ją trochę rozluźnić. I udało się. Jej kąciki ust delikatnie się uniosły.
Zerknąłem za siebie, gdy usłyszałem jęknięcie Nolana. Ocknął się, a wraz z tym Eve spięła się na nowo, lekko drżącą dłonią sięgając do swojej szyi. Zacisnąłem zęby, gdy dostrzegłem na jej skórze ślady po wcześniej zaciskających się na niej palcach.
Zasłoniłem jej widok mężczyzny swoim ciałem.
– Już cię nie skrzywdzi. Nie zbliży się nawet do ciebie – obiecałem pewnym głosem. – Przyniosę ci coś do picia. Oprzyj się tu i nie ruszaj sama, w porządku?
– Tak – odpowiedziała cicho.
Kiedy upewniłem się, że na pewno mogę odejść nawet na ten mały kawałek, podniosłem się, szybko pokonując salon i wchodząc do kuchni. Wyciągnąłem z lodówki butelkę wody i wziąłem z szafki jeden z kubków, napełniając go. Usłyszałem, jak Nolan szarpie rękami, gdy uświadomił sobie, że nie za bardzo ma możliwość ruszania nimi.
Podałem Eve kubek. Szybko zauważyłem, że to lewą ręką go wzięła. Ciągle starała się używać lewej, podczas gdy prawą prawie nie ruszała. To też będę musiał sprawdzić.
– Pij powoli – powiedziałem łagodnie. Wracała do siebie. Była spokojniejsza.
W przeciwieństwie do mnie.
Spojrzałem na Nolana i już odwróciłem się z zamiarem podejścia do niego, kiedy Eve była zajęta piciem, jednak zatrzymała mnie.
– Gdzie... – spytała szybko, nie kończąc tego, kiedy być może uznała, że nie powinna w ogóle o to pytać.
Przykucnąłem, kładąc dłoń delikatnie na jej ramieniu.
– Ciągle będę obok. Muszę się nim zająć, bo nie pozwolę mu odejść, Serce – odpowiedziałem poważnie. – Za sekundkę do ciebie wrócę. Jeżeli poczułabyś się źle, od razu mi o tym powiedz. – Przytaknęła lekkim ruchem głowy i to chyba musiało mi wystarczyć. – Nie pozwolę, by coś ci się stało – wyszeptałem.
Pochyliłem się, składając drobny pocałunek na jej czole. Widziałem, jak na mój ruch przymyka oczy, rozluźniając się bardziej.
Jesteś ze mną bezpieczna, Serce.
Podniosłem się, ponownie wracając do Nolana. Kiedy tylko przed nim stanąłem, jego oczy spoczęły na mojej twarzy.
Och, był zły.
– Kim ty, kurwa, jesteś?! – spytał, a na mojej twarzy pojawił się niekontrolowany uśmiech.
– Zabawne, wydaje mi się, że pytałem o to samo. – Skrzywił się, mrugając kilka razy, gdy ból głowy zapewne mocno mu dokuczał. Jak mi, kurwa, przykro. – Nie musisz wiedzieć, kim jestem. Ważne, byś zrozumiał to, co za chwilę do ciebie powiem, Nolan. Spróbuj uciec lub przynajmniej drgnąć w stronę drzwi wyjściowych albo Eve, a połamię ci, kurwa, nogi. Jeżeli chcesz sprawdzić, czy żartuję, możemy to przetestować.
Patrzył na mnie, oddychając przez nos i sprawdzając prawdopodobnie, jak bardzo wiarygodne były moje słowa. A były w cholerę wiarygodne, bo ani przez chwilę nie żartowałem.
Widziałem, jak jego głowa przekręca się na bok, a wzrok ląduje na Eve. Nie potrzebowałem więcej, by moja pięść znalazła do niego drogę. Złapałem w garść jego włosy i szarpnąłem jego głową.
– Spójrz na nią jeszcze raz, a moja twarz będzie ostatnim, co zobaczysz w swoim życiu – powiedziałem spokojnie. – Rozumiesz mnie?
Nie miał szans mi odpowiedzieć. Ktoś zapukał, a zaraz drzwi się otworzyły. Zerknąłem do góry, w tym samym momencie spotykając się z Austinem wzrokiem.
– Siema, szefie – oznajmił ze swoją typową radością. – Co tam mamy?
– Zabierz mi go z oczu – warknąłem. – Wiesz co robić. Ma na mnie czekać, zajmę się nim osobiście. Przekaż Kevinowi, że będę go chciał przy tym.
– Kevinowi? O chłopie, musiałeś nieźle wkurzyć naszego doktorka. Co zrobiłeś? – zapytał go, zaraz przypadkiem przekręcając głowę i zauważając Eve. Oraz jej stan. W jednej chwili jego uśmiech zniknął. – Dobra, już wiem.
– Zabierz go – ponowiłem polecenie, a widząc, że nie żartuję, nie zwlekał z tym dłużej.
– Wstawaj – powiedział, łapiąc go za związane ręce. Nolan jednak nie wydawał się chcieć współpracować.
– Spierdalaj. Kim wy, do chuja, w ogóle jesteście?! Ta suka was wynajęła do ochrony? – Uniósł brwi. – Zapłacę trzy razy więcej niż ona.
Zacisnąłem dłonie, zamykając oczy. Liczyłem w głowie pierdolone cyferki, by tylko mu znowu nie jebnąć. Nie przy Eve. Bo tylko to mnie teraz powstrzymywało. Że tu była, wyczerpana całym cholernym dniem.
– Jak bardzo mogę go uszkodzić? – zapytał poważnie Austin.
– Ma być żywy, tylko tyle wymagam – mruknąłem.
– Wspaniale, więc dodatkowe dziury w ciele nie powinny ci zrobić większej różnicy – uznał, sięgając za koszulkę i płynnym ruchem wyciągając broń. – Nie lubię się powtarzać.
Usłyszałem, jak z ust Nolana ucieka ciche przekleństwo.
– Eve, odwołaj ich! – rozkazał.
– Austin – ponagliłem go, bo z każdą kolejną sekundą moja cierpliwość drastycznie malała.
– Idziemy – rzucił ostro Austin, zmuszając go w końcu do wstania. Nim jednak go zabrał, opuścił jeszcze wzrok na jego spodnie, które przez brak paska zatrzymały się dopiero nisko na biodrach. – Świetnie – mruknął niepocieszony. – Może jeszcze będę musiał mu gacie trzymać w drodze do auta?
– Nie musisz – odparłem tylko.
Pokręcił głową, ciągnąć go do wyjścia. Ten jednak nie zamierzał wyjść bez słowa.
– Eve! W tej chwili im powiedz, by mnie zostawili! – krzyknął, a ja widziałem, jak wraz z tym Eve zaciska powieki.
– Ona ci nie pomoże – poinformował go Austin, wyprowadzając za drzwi. – W tej chwili nawet słowo tej dziewczyny nie zmieni tego, w co się wjebałeś.
Miał rację. Nawet gdyby Eve mnie prosiła, nie potrafiłbym wyrzucić tego wszystkiego z głowy. Nolan sam sobie na to zapracował i zasługiwał na wszystko, co spotka go z mojej ręki. A spotka naprawdę wiele.
Zamknąłem drzwi, wracając do Eve. Nadal miała zamknięte oczy.
Ująłem jej twarz w dłonie.
– Serce? Coś się dzieje? – spytałem, musząc to wiedzieć. Wiedzieć o każdej najdrobniejszej rzeczy.
Spojrzała na mnie, otwierając usta, ale słowa wyszły z nich dopiero po chwili.
– Nikt... nikt ich teraz nie zobaczy? Tu są kamery i...
– Nie przejmuj się tym, Austin potrafi sobie poradzić – odpowiedziałem.
Pokiwała głową i przełknęła ślinę, by zaraz zadać kolejne pytanie. O wiele ciszej.
– Co chcesz z nim zrobić?
Bardzo wiele, Serce.
– Popatrz na mnie, Eve – poprosiłem, gdy uciekła wzrokiem w zupełnie inne miejsce. Niepewnie uniosła spojrzenie, zatrzymując je na mojej twarzy. Nie na oczach. – On próbował cię zabić. Naprawdę chcesz wiedzieć co mu za to zrobię? Wszystko, co go spotka, jest wyłącznie jego własną zasługą. Nie powinnaś dłużej o nim myśleć i zawracać sobie nim głowy. Teraz przede wszystkim musisz zadbać o swoje zdrowie. O nic więcej.
Odebrałem z jej dłoni pusty kubek, kładąc go obok. Nawet gołym okiem było widać, jak mocno ten dzień w nią uderzył. Skumulowało się w nim wszystko, co najgorsze i jedynie wydostanie May wywołało wcześniej na jej twarzy szczery, delikatny uśmiech.
Miałem zamiar zadbać o to, by w najbliższych dniach mogła zwyczajnie odpocząć. Musiała to zrobić. Dać sobie chwilę na złapanie oddechu.
– Jeszcze tylko chwila i wrócimy do domu – powiedziałem spokojnie. – Upewnię się najpierw, że nic poważnego ci nie jest. Zobaczymy, czy masz wszystkie kości całe, okej?
Położyłem dłonie na jej barkach, dotykając je ostrożnie, wiedząc, że nie cały ból może do niej jeszcze docierać.
– Boli mnie nadgarstek – przyznała słabo.
– Który?
– Prawy.
Tak, jak myślałem.
– Sprawdzimy go za chwilkę – odpowiedziałem, schodząc do jej klatki piersiowej, a po chwili do brzucha. – Straciłaś przytomność, gdy uderzyłaś się w głowę? – spytałem w międzyczasie.
– Nie, wszystko dobrze pamiętam.
– A masz jakieś mdłości? Coś, co by cię niepokoiło?
– Nie. Chyba nie – stwierdziła, chociaż niezbyt pewnie. Emocje wciąż robiły swoje.
– Tu wszystko wygląda dobrze, nogi, stopy też – powiedziałem, próbując skupić jej myśli na mnie. – Zobaczymy teraz ten nadgarstek.
Gdy tylko moje palce delikatnie go dotknęły, Eve syknęła, chcąc zabrać rękę do siebie.
– Już, spokojnie. Wiem, że boli, ale muszę go zobaczyć.
Zamknęła oczy, widocznie starając się rozluźnić. Zbadałem więc go szybko, starając się przy tym sprawić jej jak najmniej bólu.
– Najprawdopodobniej jest skręcony – stwierdziłem po chwili. – Będzie trzeba go unieruchomić. W samochodzie zrobię to bandażem, a jeżeli potwierdzimy skręcenie, to w domu założymy stabilizator – wytłumaczyłem, chociaż miałem wrażenie, że było to bardziej dla mnie niż dla niej, gdy próbowałem poukładać swoje myśli. – Schłodzimy go zaraz.
Jeszcze miałem możliwość dogonić Austina. Jednak nim do mojej głowy wpadła jakakolwiek dalsza myśl, co mógłbym z nim zrobić, Eve się pochyliła i oparła głowę na mojej klatce piersiowej.
– Dziękuję – wyszeptała.
Nie czekałem. Oplotłem ją ostrożnie ramionami, przyciągając ją jeszcze bliżej siebie.
– Nie musisz mi dziękować. Nie za to.
Przycisnąłem policzek do jej głowy. Jej bliskość była czymś, czego potrzebowałem.
Gdybym się spóźnił... Gdybym przyjechał choć minutę później...
Mógłbym ją stracić. Na zawsze.
Złożyłem pocałunek w jej włosy.
– Chodź, skarbie. Zabiorę cię stąd.
Wsunąłem jedną rękę pod jej kolana, by zaraz wstać, mocno trzymając ją przy sobie.
I nie chciałem jej puszczać. Nigdy więcej poczuć tego, co poczułem, gdy zobaczyłem jego dłonie na jej szyi. Gdy nie ruszała się.
Nigdy więcej nie chciałem czuć tego przeszywającego strachu.
Bo on by mnie zniszczył.
Jej utrata zniszczyłaby mnie dogłębnie.
***
Siedziałem przy jej łóżku, delikatnie gładząc skórę jej głowy, wcześniej już kilka razy sprawdzając kroplówkę. Badania nie wykazały nic poważnego, a nadgarstek, tak jak podejrzewałem, był skręcony. Opatrzyłem jej ranę na łuku brwiowym, zakładając kilka szwów. A teraz... teraz pozwoliłem jej odpocząć.
Byłem wciąż obok, gdyby się obudziła i mnie potrzebowała. Lub gdyby niespodziewanie źle się poczuła. Nie odchodziłem stąd nawet na chwilę.
Spojrzałem za siebie, gdy po pokoju rozniosło się pukanie do drzwi. W przejściu stała May razem z Dave’em.
– Można? – spytała, a moja głowa niemal od razu poruszyła się w potwierdzeniu.
– Jasne, wejdźcie. Zasnęła niedawno – powiedziałem, podciągając jej kołdrę odrobinę wyżej.
– Jak się czuje? – Podeszła bliżej, zerkając na Eve.
– Jest wyczerpana. To był ciężki dzień.
– Dave wszystko mi opowiedział. O tym, co zrobił Dan – przyznała smutno.
Przytaknąłem, nic na to nie odpowiadając.
Niezależnie od wszystkiego, Cade nie powinien znaleźć się w szpitalu w takim stanie. Wszystko, co robił, musiał mieć swoje powody. W dodatku nie mogłem go winić za to, że mi nie ufał. Wiedział, kim jestem i chciał ochronić przed tym Eve. Każdym możliwym sposobem. Był agentem, który twardo trzymał się tego, co miał.
Eve za każdym razem mówiła o nim dobrze, a ja nie znałem go przed tą sprawą, by móc powiedzieć coś więcej. Być może, gdybym zmusił go do szczerej rozmowy, wszystko rozegrałoby się inaczej.
Tak samo nie byłem obok, gdy Eve najbardziej mnie potrzebowała. Gdy groziło jej największe niebezpieczeństwo. Gdy ten chuj miał odwagę przyjść prosto do niej i skrzywdzić ją.
Przymknąłem oczy, na nowo czując zbierającą się złość. Tym razem o wiele silniejszą. I wiedziałem, że ona nie minie. Nie, dopóki nie zajmę się jej źródłem.
– Zostaniemy z nią – oznajmił nagle Dave, na nowo ściągając moje myśli na ziemię. Zerknąłem na niego pytająco. – Jedź i załatw to, co musisz. Zajmiemy się Eve przez ten czas.
– To nie jest teraz najważniejsze...
– Nie? Więc postanowiłeś sobie po prostu zrobić z jej dłoni piłeczkę antystresową?
Opadłem wzrokiem na swoją dłoń złączoną z Eve, w jednej chwili rozluźniając uścisk, a za chwilę ją puszczając.
Kurwa.
Dave ruszył do drugiego fotela w tym pokoju, opadając na niego i zapraszając na kolana May.
– Nie każ mu dłużej czekać – rzucił. – Wiem, jak bardzo może doprowadzać to do szału, więc załatw to i wracaj do niej. Śpi teraz, jest w bezpiecznym miejscu, a my w tym czasie nigdzie się stąd nie ruszymy. Nie znajdziesz odpowiedniejszej chwili, by się tym zająć.
– Dave ma rację – odezwała się May. – Nie sądzę, by którekolwiek z nas było w stanie zmienić to, co już sobie obiecałeś. Jeżeli zamierzasz coś robić, teraz jest na to najlepszy moment.
Spojrzałem na Eve i jej spokojną twarz. Spała i prawdopodobnie wstanie dopiero za kilka godzin. Mieli rację. Nie będzie lepszej okazji.
Wstałem, biorąc ze stolika swój telefon.
– Gdyby coś się działo, od razu dzwońcie. Przyjadę wtedy jak najszybciej. A jakby się obudziła, możecie jej zrobić herbatę z cytryną. Uwielbia cytryny. Na pewno poprawi jej trochę samopoczucie. I nie zostawiajcie jej. Nie ważne co by mówiła. W razie problemów zawołajcie wtedy Nathana...
– Sam – przerwała mi lekko May. – Poradzimy sobie. Możesz jechać.
Odetchnąłem. No tak, przecież będą wiedzieć, co robić.
– Okej – rzuciłem więc, ostatni raz zerkając na Eve. W tej chwili wydawały się ją opuścić wszelkie zmartwienia. Gdzieś w duchu miałem nadzieję, że będzie tak nawet, gdy się obudzi, jednak wiedziałem, że nie było to takie proste.
Wyszedłem z pokoju, słysząc jeszcze za sobą niezbyt ciche szepty.
– Miałaś rację, zakochał się w niej.
– No mówiłam ci! Tylko do niej się uśmiecha w ten sposób! A to, jak na nią patrzy?
Na wspomnienie Eve mimowolnie się uśmiechnąłem. I to spowodowało, że nie mogłem się już spierać.
Bo zakochałem się.
Zakochałem się w tej kobiecie i nie mogłem na to nic poradzić.
***
Wszedłem do jednostki, od razu zauważając, że prawie wszyscy gdzieś zniknęli.
Cudownie. Albo Austin dał im znać, by stąd dzisiaj wypieprzali, albo sami stwierdzili, że nie powinno ich tu być.
Mój szybki krok zmierzał prosto do tego jednego pomieszczenia. Im byłem go bliżej, tym bardziej to wszystko do mnie powracało. Każdy szczegół, każde najmniejsze uczucie.
Nolan od początku nie był kimś, komu zamierzałem odpuścić. Miałem zamiar dopilnować, by po wyjściu z więzienia nie miał zupełnie nic. By stracił każdą najmniejszą rzecz, której się dorobił. By został z niczym, bez możliwości ponownego stanięcia na nogi. Bo każdy, do kogo zwróciłby się z pomocą, nigdy by mu jej nie udzielił.
Jednak teraz chciałem czegoś więcej. O wiele więcej.
– Sammy! – Przeniosłem spojrzenie na bok, odnajdując Isabelle. – Właśnie wróciłam z Włoch i mam prezent dla ciebie!
– Nie teraz – mruknąłem, wymijając ją. Jednak zaraz się zatrzymałem. – Czekaj, jak to wróciłaś z Włoch? – Rozchyliła usta, jakby zdała sobie z czegoś sprawę. – Miałaś być w kraju i pomagać Austinowi – zauważyłem.
– Cóż – zaśmiała się lekko, ale widząc moją minę, zaczęła się wycofywać. – Wydaje mi się, że nie masz dziś humoru, Sammy. Pogadamy później! – rzuciła, biegiem ruszając do wyjścia.
– Isa! – zawołałem ją, ale najwidoczniej nie miała w planach się zatrzymać, bo już po chwili zniknęła mi z oczu. – Cholera – mruknąłem pod nosem.
Dlaczego ona nigdy nie mogła się stosować do poleceń. Obowiązywały ją tak samo, jak całą resztę.
Westchnąłem, zamierzając załatwić to z nią później. Gdy mój humor faktycznie się poprawi.
A na pewno się poprawi.
Wszedłem do środka, w pierwszej kolejności dostrzegając Austina, później Kevina, a dopiero na samym końcu osobę, dla której tu przyszedłem.
Nolan uniósł głowę, zatrzymując spojrzenie wprost na moim. I wraz z tym zobaczyłem w jego oczach, że mnie rozpoznał. Szarpnął się, próbując coś powiedzieć.
Zerknąłem na Austina, unosząc brew, gdy w ustach Nolana tkwiła zwinięta szmata.
– No co? – mruknął. – Za dużo gadał. – Wstał z drewnianego krzesła i nieśpiesznym krokiem podszedł do mężczyzny. – No już, nie wierć się tak. Mówiłem, by go podwiesić za ręce, byłoby o wiele wygodniej.
– A on straciłby siły, nim przeszlibyśmy do konkretów – odmruknął Kevin znudzony.
Obaj tryskali dzisiaj naprawdę pozytywną energią.
Austin przewrócił oczami, wyciągając z ust Nolana knebel, który opadł na szyję mężczyzny.
– No nareszcie – wychrypiał, wypluwając na betonową podłogę zebraną ślinę, kiedy najwyraźniej smak materiału mu nie podpasował. A powinien się przyzwyczaić. Jego wzrok ponownie spoczął na mnie. – Chcę rozmawiać z waszym szefem, czy kogokolwiek tam macie nad sobą.
Te słowa mimowolnie wywołały na mojej twarzy uśmiech. Czyli od tego zaczniemy.
– Proszę bardzo – powiedziałem, przysiadając na stole i patrząc prosto w jego oczy. – Słucham.
Zmarszczył brwi, przez dłuższą chwilę nic nie mówiąc, ale kiedy zrozumiał, jego twarz się wykrzywiła, a głowa odchyliła do tyłu. Mruknął coś pod nosem, biorąc głęboki wdech, by ponownie zwrócić się do mnie.
– A mógłbym z kimś innym porozmawiać?
Założyłem ręce na piersi, zastanawiając się.
– Możesz z moim zastępcą – stwierdziłem w końcu.
– Świetnie – ucieszył się. – Z chęcią z nim zamienię słowo. Najlepiej teraz.
– Oczywiście – odpowiedziałem poważnie, a zaraz zerknąłem na Austina. – Austin, przez następne trzy minuty jesteś moim zastępcą. Porozmawiaj z nim.
Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
– Ekstra, uwielbiam awanse u was. Wpiszę to sobie później w CV. – Przystanął przed Nolanem, który tym razem tylko mocniej zacisnął dłonie i zęby. – Słucham, w czym mogę pomóc?
– Kurwa, przecież to jakiś jebany cyrk – rzucił, próbując uwolnić ręce, jednak bez najmniejszego powodzenia. – Jaja sobie ze mnie robicie? Eve zapłaciła wam, by mnie nastraszyć? – spytał, zerkając po kolei na każdego z nas.
– Och, a więc o dziewczynę tu chodzi – powiedział do siebie Kevin, uśmiechając się pod nosem. Chyba się rozpogodził.
– Wypuście mnie, a zapłacę wam sumę, której nigdy na oczy nie widzieliście – zapewnił, nadal poruszając nadgarstkami. – Na pewno się dogadamy.
– Ciekawe – powiedział Austin, odwracając się w moją stronę z wciąż dużym uśmiechem. – Może warto się tym zainteresować, szefie?
Przekrzywiłem głowę.
– To zależy, na ile wycenia swoje życie.
– Życie? – spytał, jakby próbował się upewnić, czy dobrze usłyszał. Zaraz jednak się roześmiał. – Dajcie spokój już z tym teatrzykiem. Dam wam trzydzieści tysięcy na głowę i zapomnimy o całej sprawie. To chyba uczciwa oferta, co? Nie wiem, co takiego naopowiadała wam ta zdzira i ile postawiła, byście to zrobili, ale to sprawa między mną a nią. Nie potrzebujemy do tego osób trzecich. Chyba się rozumiemy panowie, prawda?
Westchnąłem przeciągle.
– Trzydzieści na głowę. Razem dziewięćdziesiąt tysięcy – podsumowałem spokojnie, dodając cyferki w głowie.
– To okazja jakich mało, Samuel – wtrącił Kevin, wyraźnie rozbawiony.
– On ma rację – podłapał od razu Nolan. – Nie zarobisz nigdzie takich pieniędzy w tak krótkim czasie.
– Kłóciłbym się z tym – zaśmiał się Austin.
– Dajcie spokój – warknął, o wiele gwałtowniej chcąc uwolnić ręce i nogi. – Ta zdzira nie jest warta tego wszystkiego.
Chłód i spokój, z którym się mu przyglądałem, od razu zwrócił uwagę Austina, który wraz z tym delikatnie się skrzywił.
– No proszę, chłopie – rzucił do Nolana. – Chyba właśnie zdenerwowałeś naszego szefa bardziej, niż sądziłem, że jest to możliwe.
Nolan odrzucił głowę do tyłu, mrucząc kolejne słowa pod nosem, za to Kevin zwrócił na mnie o wiele większą uwagę, by zaraz westchnąć i poprawić się na krześle.
– Powiedz mi, Samuelu, jak długo jeszcze zamierzasz się z nim bawić? – zapytał, zakładając nogę na nogę. – Obaj wiemy, że psychologiczne gierki to twój konik, więc nie jestem ci do tego w ogóle potrzebny. Dlatego podejrzewam, że chciałeś czegoś więcej – zauważył.
– To prawda – przyznałem, pozwalając sobie na drobny uśmiech.
– Dobra, może zacznijmy od początku, bo chyba nie poznaliśmy się od najlepszej strony – powrócił Nolan, jednak niewiele obchodziło mnie to, co miał do powiedzenia.
Sięgnąłem po leżący obok skalpel i zadałem mu pytanie, na które odpowiedź interesowała mnie najbardziej.
– Gdybyś mógł wybrać, wolałbyś śmierć czy życie? – spytałem beznamiętnie, przerywając jego monolog, którego zupełnie nie słuchałem.
Spojrzał na mnie, unosząc brwi.
– Słucham?
– Pytałem, co byś wolał. Życie czy śmierć – powtórzyłem, na co nerwowo się zaśmiał.
– Co to za pytanie? Oczywiście, że wybrałbym życie.
Uśmiechnąłem się.
– No i co teraz, szefie? – rzucił rozbawiony Austin, doskonale znając drugie dno mojego pytania.
– Jak to co? Trzeba uszanować jego wybór – odparłem, zsuwając się ze stołu i podchodząc do niego. – Prawda? – spytałem, przystawiając mu czubek skalpela do szyi, na co mimowolnie się odchylił. Zacisnął zęby, nic nie odpowiadając. Zsunąłem wzrok na jego granatową koszulę, którą wciąż miał na sobie ubraną. – Rozbierz go z tego, Austin.
– Doprecyzuj – rzucił, krzywiąc się. – Bo nie mam ochoty oglądać go nagiego.
Przewróciłem oczami.
– Tylko koszula. Nie potrzebuję więcej.
– Wspaniale – mruknął, podchodząc do mężczyzny, który tylko mocniej zaczął się wiercić.
– Pojebało was – powiedział, zerkając na każdego z nas. – Przestańcie, nim to pójdzie za daleko i będziecie mieli kłopoty. Jeszcze możemy załatwić to pokojowo, a moja oferta nadal jest aktualna.
– No mówiłem, że za dużo gada – stwierdził, na nowo wciskając mu w usta szmatę. – O wiele lepiej.
I tu się musiałem z nim zgodzić.
Austin nie bawił się w rozpinanie guzików. Szarpnął mocno materiałem z obu stron, aż te odpadły. Później się zatrzymał, gdy związane ręce mężczyzny i krzesło były niezbyt pomocne.
– Zazwyczaj ich rozbieram, zanim postanowię przywiązać – mruknął niezadowolony. – Dobra, będzie tak – uznał, zsuwając koszulę, na ile mógł. – Mówiłem, że gdyby wisiał, byłoby łatwiej.
– Zaraz ty będziesz wisiał, Austin – warknął Kevin.
Nie zwracając uwagi na ich słowną sprzeczkę, podszedłem do Nolana i przykucnąłem przed nim. Z jego gardła wydostawały się niezrozumiałe słowa, gdy próbował coś powiedzieć z kneblem w ustach.
Przytknąłem czubek skalpela do jego piersi, przecinając nim jego skórę. Kropelka krwi wydostała się na zewnątrz, tworząc za sobą czerwony ślad.
– Wytłumaczę ci kilka kwestii, bo wydaje mi się, że nie do końca jesteś wszystkiego świadomy. A musisz to wiedzieć, by to, czego niedługo doświadczysz, miało jakikolwiek sens – wyjaśniłem, spojrzeniem powracając do jego twarzy. – Nie pracuję dla Eve, ale jest dla mnie kimś cholernie ważnym i naprawdę nie podoba mi się to, czego dzisiaj byłem świadkiem. Ani to, co do tej pory miałem okazję od niej usłyszeć. Każda z tych rzeczy jest na twoją niekorzyść.
– Chyba chce coś powiedzieć – rzucił poważnie Austin, przez co mój wzrok powędrował na niego. Na jego twarzy od razu pojawił się grymas. – Okej, to pewnie i tak nic ważnego. Możesz kontynuować, szefie.
Zerknąłem na Nolana, mimo to postanawiając pozbyć się knebla krępującego jego słowa. I to nie był dobry pomysł. Nie, gdy ledwo utrzymywałem swoje emocje na wodzy.
– Ta szmata...
Zamachnąłem się, uderzając go w szczękę i mając cholerną ochotę zrobić to jeszcze raz. Kevin musiał to dostrzec bez większego problemu.
– Nie ograniczaj się, dziecko. W końcu po to tu jesteś.
I właśnie to zrobiłem. Wyłączyłem swoje ograniczenia, wyładowując na Nolanie całą złość, którą w sobie skumulowałem, okładając pięściami jego twarz. Zacisnąłem dłoń na jego włosach.
– Jeżeli jeszcze raz nazwiesz Eve takim lub podobnym określeniem, obawiam się, że możesz skończyć bez języka. Ostatnio cholernie łatwo mnie wyprowadzić z równowagi, a wtedy mogę posunąć się do wszystkiego – wypowiedziałem przez zaciśnięte zęby, zaraz jednak pokręciłem głową i uśmiechnąłem się delikatnie. – Właściwie to już mnie z niej wyprowadziłeś. Austin, chcesz zostać czy wyjść?
Kątem oka widziałem, jak jego brwi się unoszą.
– Dlaczego mnie o to pytasz, a Kevina już nie?
– Bo na Kevinie nie zrobi to żadnego wrażenia. Ty natomiast nie posunąłeś się nigdy tak daleko – zauważyłem, przekręcając głowę w jego stronę. – Może zrobić ci się niedobrze.
Zmarszczył brwi, najpierw patrząc na mnie, później na Nolana, by następnie wrócić ponownie do mnie.
– Naprawdę chcesz mu odciąć język?
– Język, palce... Mam naprawdę wiele możliwości.
Nolan rozszerzył oczy, zaczynając kręcić głową.
– Żartujesz sobie, tak? – wydusił przez podpuchniętą wargę. – To wszystko przez nią? Przez jakąś pierdolniętą laskę, która naopowiadała ci nie wiadomo czego? Zakochałeś się w niej? – zakpił. – Zrobiła cię w chuja tak samo jak mnie. Gdy z nią byłem liczyła się dla niej tylko kasa. Mi też zawróciła wcześniej w głowie, więc możemy to wszystko po prostu puścić w niepamięć. Nie zgłoszę nigdzie pobicia. Kiedyś też zrobiłbym dla niej wszystko, a okazała się zwykłą kłamliwą suką...
– No i nie ma języka – mruknął pod nosem Austin, kiedy ja po prostu słuchałem. – Pozwolisz, Sam, że skorzystam z możliwości opuszczenia tego pomieszczenia. Za dużo zjadłem i chyba już mi jest niedobrze.
Wzrok Nolana podążył za Austinem, który zaraz zniknął za drzwiami, by po tym na dłuższą chwilę zatrzymać go na Kevinie. Lekarz wydawał się w żaden sposób niewzruszony, a być może nawet trochę znudzony.
No tak, nim zaczął pracować dla nas, to przecież Danowi podlegał. A Dan wymagał różnych rzeczy od swoich ludzi.
Chwyciłem ponownie skalpel, bawiąc się nim.
– Nie przepadam za przemocą fizyczną. Unikam jej, z reguły dlatego, że rzadko kiedy pomaga uzyskać konkretne informacje. Ale od ciebie nie chcę żadnych informacji. Chcę byś poczuł to, co przez lata czuła Eve. Jej ból. Każdy jej szloch, który przez ciebie wyszedł z jej ust, jej strach, nieme błagania. Każdą wylaną łez. Wszystko, z czym musiała się zmagać i z czym zmaga się nadal. Przysięgam, że to poczujesz. I bez obaw – rzuciłem, odnajdując jego spojrzenie, w którym tym razem pojawił się prawdziwy strach – nie pozwolę ci umrzeć. Ten dzień będzie dniem, który zapamiętasz do końca życia, a moja twarz będzie jedynym, co będziesz widzieć, gdy zamkniesz oczy.
Jego grdyka się poruszyła, gdy ciężko przełknął ślinę. Czułem jego narastający strach, kiedy powoli zdawał sobie sprawę, że to nie było jedynie przedstawienie, które miało narobić mu stracha.
Nic z tego nie było żartem. Żadne moje słowo.
Wbiłem skalpel głębiej w jego pierś, słysząc wraz z tym jego zaskoczone sapnięcie.
– Pytałeś kim jestem i odpowiem ci na to. Jestem Samuel Sanders – oznajmiłem, przeciągając ostrzem do góry, a po tym na bok, słysząc i widząc jego o wiele żwawsze protesty. – Zapamiętasz to imię i nazwisko. – Przesunąłem skalpel w prawo. – Za każdym razem, gdy je usłyszysz, będziesz drżeć z przerażenia, bo cię zniszczę, Nolan. Każdą cząstkę ciebie. – Moja dłoń ruszyła w dół, by za chwilę skręcić w lewo, tworząc na jego ciele dużych rozmiarów literę S. – Będę twoim koszmarem.
Podniosłem się i odwróciłem, słysząc za sobą jego ciężki i nierównomierny oddech.
A to był dopiero początek.
Mój wzrok opadł na twarz Kevina, który z zaciekawieniem przyglądał się mojemu dziełu.
– Całe szczęście, że poszedłeś w psychiatrię a nie w chirurgię – rzucił po chwili, przenosząc na mnie swoje spojrzenie. – Robisz fatalne cięcia.
Uśmiechnąłem się pod nosem, nie odrywając swojego wzroku od skalpela.
– Dlatego tu jesteś. Będziesz miał idealną okazję, by mnie trochę poduczyć. Bo przecież praktyka czyni mistrza, a tak się składa, że znalazłem ochotnika, na którym możemy sporo potrenować.
Tak dużo, jak tylko będzie w stanie udźwignąć jego ciało.
Bo chciałem, by żył.
By żył i bał się nawet własnego cienia.
***
Gdy wróciłem do domu, moim pierwszym kierunkiem była łazienka. To tam poszedłem najpierw, nim obrałem drogę do Eve. Musiałem wziąć prysznic. O wiele dokładniejszy niż ten, który uraczyłem swoje ciało tam na miejscu. Potrzebowałem tych kilku minut pod ciepłą wodą, aby zmyć z siebie wszystko, co wiązało się z Nolanem. Każdą sekundę, która działa się w tamtym pomieszczeniu.
Wytarłem się, wysuszyłem włosy i założyłem nowe ubrania. Odświeżyłem się, czując się od razu o wiele lepiej. Dopiero po tym ruszyłem do pokoju Eve.
Stanąłem przed drzwiami, ostrożnie je otwierając. Moje spojrzenie od razu znalazło drogę na łóżko. Eve nadal spała. Wciąż z tym spokojem wymalowanym na twarzy.
Zerknąłem w głąb pokoju, bez problemu odnajdując May i Dave’a na tym samym miejscu. Kiedy tylko mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Dave’a, ten przyłożył palec do ust. Wyglądało na to, że May również zasnęła, niemniej zmęczona własnymi przeżyciami ostatnich dni.
Wsunąłem się cicho do środka, jednocześnie widząc, jak Dave próbuje ułożyć w swoich ramionach May tak, by jej nie obudzić, jednak ona i tak otworzyła oczy, będąc widocznie zaspaną.
– Przejdziemy do siebie – powiedział do niej cicho, wstając z nią na rękach. – Sam już wrócił.
– Mhm – mruknęła, opierając głowę na jego piersi.
Uśmiechnąłem się delikatnie, widząc, jak bardzo spokojnie się przy nim czuła.
Gdy Dave dotarł do drzwi, z wdzięcznością skinąłem do niego głową.
– Dziękuję, że z nią zostaliście – powiedziałem przyciszonym głosem.
– Nie masz za co. To nie był żaden problem – odparł szczerze. – Wypocznij teraz, Sam. Ty też na to zasługujesz.
– Tak zrobię – potwierdziłem, bo obawiałem się, że nawet zmęczenie nie pozwoli mi na nic innego.
Gdy Dave ruszył w swoją stronę, zamknąłem drzwi, zaraz opadając na fotel najbliżej Eve. Rozprostowałem plecy, nogi, czując niemal każdy mięsień. Byłem wykończony.
Przeczesałem palcami włosy, spoglądając na Eve, która akurat w tym samym momencie rozchyliła powoli powieki, odnajdując mnie wzrokiem. Nie wyglądała, jakby dopiero teraz się obudziła.
Uśmiechnąłem się delikatnie, pochylając w jej kierunku.
– Ile już nie śpisz?
– Nie wiem – odpowiedziała lekko zachrypniętym głosem, więc od razu zerknąłem w stronę butelki wody, którą przyniosłem tu jeszcze przed wyjściem.– Obudziłam się i nie mogłam już zasnąć.
Przytaknąłem, nalewając jej picie do kubka i podając. Powoli podniosła się do siadu, odbierając go.
– Boli cię coś? – spytałem, dokładnie ją obserwując. Zaprzeczyła głową, jednak zaraz i tak mogłem usłyszeć jej głos.
– Jest dobrze – przyznała szczerze.
– Gdyby leki przeciwbólowe przestały działać, od razu mi o tym powiedz. Zajmiemy się tym wtedy.
– Dziękuję – powiedziała cicho, chowając kubek w swojej zdrowej dłoni i pocierając po jego powierzchni kciukiem. – Gdzie byłeś? – spytała niepewnie, jakby nie wiedziała, czy na pewno wypada jej o to pytać.
– Byłem zakończyć pewne sprawy. Te związane z Nolanem. – Nie zamierzałem jej okłamywać. Jeżeli czegoś naprawdę będzie chciała wiedzieć, byłem gotów jej o tym powiedzieć.
– Czy on...
– Żyje. – A przynajmniej na chwilę obecną. – Jednak masz moje słowo, że już nigdy nie spotkasz go na swojej drodze.
Przytaknęła głową.
– May jest wolna, a „seryjny morderca” został złapany. Moja sprawa się już zakończyła – zauważyła.
– Ta owszem, ale inne wciąż stoją pod znakiem zapytania – odpowiedziałem jej, widząc jak wraz z tym unosi na mnie zmęczone spojrzenie. – Chciałaś wyjechać, mam rację? Gdyby nie sytuacja, która się wydarzyła, wyjechałabyś bez żadnego słowa.
– Tak byłoby lepiej – odparła, tym razem patrząc wyłącznie na wodę w kubku.
– Dla kogo lepiej, Eve? Dla ciebie? Czy może myślałaś o mnie?
– Myślałam o wszystkim.
– Nie myślałaś. Próbowałaś uciec, sądząc, że to rozwiąże wszelkie problemy. A uwierz mi, Eve, byłoby tylko gorzej. – Tym razem już nic nie odpowiedziała. Siedziała, zupełnie milcząc. Dlatego postanowiłem odpuścić, przynajmniej na razie. – Wrócimy do tego innym razem. Teraz powinnaś skupić się na odpoczynku i zregenerować wszystkie siły – powiedziałem, uśmiechając się lekko.
Odebrałem od niej kubek, który chciała odłożyć i wygodniej usiadłem na fotelu. Nie miałem zamiaru teraz wracać do siebie i ją zostawiać tutaj samej. Szczególnie, że raczej nie przeszkadzała jej moja obecność tu.
Gdy ułożyła głowę na poduszce, przymknąłem na chwilę oczy, czując jak zmęczenie coraz bardziej daje o sobie znać. Jednak chociaż zamknąłem je na krótki moment, on wystarczył, bym nie umiał już otworzyć ich z powrotem. Wydawały się zbyt ciężkie. Mimo to, gdy tylko poczułem na sobie delikatny dotyk Eve, od razu znalazłem w sobie dodatkowe siły.
Kiedy tylko je otworzyłem, zobaczyłem przed sobą jej twarz. Znowu siedziała, uważnie mi się przyglądając.
Mimowolnie się uśmiechnąłem.
– I co? Mam jakieś zmarszczki?
– Okropnie dużo – odparła poważnie.
Zmarszczyłem brwi.
– Serio?
Przewróciła oczami, zaraz zmieniając temat i nie odpowiadając mi na to. Cholera.
– Zamierzałeś tutaj spać? – spytała, wskazując głową na fotel, na co przytaknąłem.
– Nie zostawię cię tu samej. Zamierzam cię pilnować i łapać, gdybyś znowu zamierzała uciec – powiedziałem z krzywym uśmiechem.
– Przykro mi to mówić, ale chyba nie obudziłbyś się nawet wtedy, gdyby przeszło tędy stado słoni.
– Stado słoni, to nie agentka FBI wymykająca się z pokoju. Obudziłbym się – zapewniłem, widząc, jak przez te drobne słowa jej kąciki ust delikatnie się unoszą.
– Powiedzmy, że ci wierzę – odpowiedziała. Jej wzrok jeszcze raz niepewnie ocenił fotel, a ona sama widocznie nad czymś się zastanawiała. – Może chciałbyś położyć się na łóżku po drugiej stronie? – zapytała w końcu. – Nie będzie mi to przeszkadzać, a jeżeli ty byś nie miał z tym żadnego problemu... Na pewno jest wygodniejsze niż fotel... I mógłbyś się normalnie wyspać...
Słysząc to wszystko, uśmiechnąłem się szerzej.
– A ty mogłabyś się do mnie przytulić...
Przygryzła dolną wargę, odwracając wzrok.
– To też byłby miły dodatek – potwierdziła, a tym razem to ja się zaśmiałem.
Wstałem z fotela, zaraz wskakując na łóżko. Przeszedłem na jego lewą stronę, kładąc się i wsuwając nogi pod pościel, od razu czując bijące od niej przyjemne ciepło. Ułożyłem głowę na ręce, a drugą uniosłem w zapraszającym geście.
– W takim razie chodź tu do mnie – rzuciłem łagodnie, wiedząc, że chociaż chwilę wcześniej o tym wspomniała, nie spodziewała się, że faktycznie będę chciał to zrobić. – No dalej, Serce. Przecież cię nie zjem.
– Kto wie. Po tobie to można się wszystkiego spodziewać – mruknęła cicho, utrzymując na mojej twarzy uśmiech. Niepewnie przysunęła się o kilka milimetrów, będąc niemal na końcu mojej ręki. I to chyba było wszystko, czego mogłem się teraz spodziewać z jej strony.
Przewróciłem oczami i to ja zmniejszyłem między nami odległość, przerzucając wolną rękę przez jej biodro. Przysunąłem ją bliżej siebie, układając brodę na czubku jej głowy.
Nie robiłem nic więcej. Po prostu ją przytulałem, pragnąc jej najzwyklejszego dotyku.
Milczałem, czując, jak jej ciało powoli się rozluźnia. Poruszałem kciukiem po jej plecach, a ten drobny ruch zdecydowanie wpływał również na mnie, pozwalając w końcu odpocząć po tym długim dniu.
Ucieszyłem się, gdy Eve przysunęła się jeszcze bliżej, wygodnie układając, pozwalając mi na ten drobny dotyk. Uważałem na jej rany, w duchu obwiniając się za to, że nie udało mi się przyjechać tam szybciej. Za to, że w ogóle dopuściłem do tego, by wtedy odjechała.
– Mówiłeś kiedyś, że sypiasz nago – rzuciła nagle, a ja niekontrolowanie wybuchnąłem śmiechem.
– Och, Serce, nie wiedziałem, że to takie rzeczy teraz siedzą ci w głowie.
Wzruszyła ramionami.
– Bo podałeś mi fałszywe informacje.
Odchyliłem się delikatnie, patrząc na nią z rozbawieniem w oczach, w jej spojrzeniu również je dostrzegając.
– Przysięgam, że jak najbardziej były prawdziwe. Nie ośmieliłbym się kłamać w takich kwestiach.
Parsknęła, kręcąc głową z prawdziwym uśmiechem, gdy najwidoczniej nie potrafiła zbyt długo wytrzymać z poważnym wyrazem twarzy.
Objąłem ją mocniej, gdy wtuliła głowę w moją pierś.
– Dziękuje, Sam. Za wszystko, co dla mnie zrobiłeś, bo to o wiele więcej, niż śmiałabym kiedykolwiek prosić – powiedziała, zamykając oczy. – Dziękuję, że mogłam cię poznać.
Uśmiechnąłem się.
– A ja dziękuję tobie, Serce. Za wszystko, co mi dałaś. Za każdy twój uśmiech, słowo. Za to, że mi zaufałaś i pozwoliłaś podejść bliżej. Pamiętaj, że cokolwiek postanowisz dalej, zawsze będzie miała moje wsparcie.
Nawet jeśli postanowisz odejść.
Bo nie mogłem jej zmusić, by została. Nie mogłem kazać, by czuła do mnie to samo, co ja do niej.
Musiałem pozwolić jej podjąć samodzielną decyzję. Taką, z którą będzie czuła się najlepiej.
Ponieważ tylko wtedy to wszystko będzie prawdziwe.
***
A wiecie, że został nam już tylko epilog? I niestety będziecie musieli na niego poczekać do piątku następnego tygodnia...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top