Rozdział XXVII
Pożałowałem swoich słów w tej samej chwili, w której pozwoliłem, aby wydostały się z moich ust. Poczułem ich gorzki smak, widząc jej wyraz twarzy, oczy, w których pojawiło się zaskoczenie tym, co powiedziałem. Ale dokładnie to samo sprawiło, że postanowiłem to pociągnąć dalej, chociaż strach był ostatnim, co chciałbym, by wobec mnie czuła.
Była pijana. Wystarczająco, by jej język odrobinę się rozwiązał, ale też żeby wszystkie negatywne myśli ją przytłoczyły.
Nigdy nie chciałem ją do niczego zmuszać. W gruncie rzeczy wiedziałem już praktycznie to, czego potrzebowałem. Była z FBI, prowadziła z Cade'em sprawę seryjnego morderstwa. Sprawę dotyczącą Evana, a teraz również i May.
Zacisnąłem mocniej dłonie, w końcu rozumiejąc słowa, które Evan powiedział pod koniec swojego życia. Słowa, które przez dłuższy czas nie chciały dać mi spokoju. May faktycznie o nim nie zapomni. Zaplanował to. Zadbał o to, by pamiętała o nim nawet po jego śmierci. By już na zawsze była z nim związana, kojarzona. Cokolwiek zrobię, cokolwiek zrobi Dave czy którykolwiek z nas, wspomnienia z nim na zawsze z nią zostaną, bo nawet jeśli ona zrzuci je gdzieś w odmęty swojej świadomości, ktoś wyciągnie je na wierzch. Tego nie będzie dało się uniknąć.
Mimo tego wszystkiego, teraz najważniejsze było, żeby ją z tego wyciągnąć. Obalić wszelkie dowody, które mieli i sprowadzić ją do domu. A do tego czasu... Do tego czasu musieliśmy dopilnować, by była bezpieczna i miała jak najlepsze warunki tam, gdzie trafi.
Jeżeli chodziło o Eve... Musiałem to w końcu przerwać. Ale cholera, nie chciałem tego robić takim sposobem. Nie wiedziałem nawet, czy potrafię być taki wobec niej. Była... była moją piętą Achillesa i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę.
Przeniosłem wzrok na mężczyznę, którego postrzeliłem, słysząc jego urywany i drżący oddech, a co jakiś czas ciche jęknięcie bólu. Jego kolega po fachu stał obok, w żaden sposób na to nie reagując, jakby obawiał się, że właśnie tym przypieczętuje również swój los.
Przykucnąłem przy nim, od razu dostrzegając jego dłoń przyciśniętą do rany, poplamioną własną krwią.
- Sz-szefie, ja... - wykrztusił, w ogóle nie patrząc mi w oczy.
No proszę, nie radził sobie dobrze z bólem.
Nie przejmując się tym nawet w najmniejszym stopniu, chwyciłem mocno jego drżącą dłoń i odsunąłem od nogi, przypatrując się ranie. Gdy tylko dotknąłem miejsca nieopodal niej, mężczyzna spiął się jeszcze bardziej, zaciskając z całych sił zęby. Widziałem, jak mocno się powstrzymuje, by w tej jednej chwili nie strącić mojej dłoni i nie odsunąć się jak najdalej ode mnie. Nie zrobił tego, a ja przekręciłem jego nogę, patrząc, jak wygląda po drugiej strony. Pocisk przeszedł na wylot. Lepiej dla niego. Oprócz tego nie wyglądała też źle.
Puściłem go, a jego dłoń od razu powędrowała na wcześniejsze miejsce.
- Nie jestem twoim szefem - oznajmiłem, a na oko trzydziestoletni mężczyzna uniósł w końcu spojrzenie, zatrzymując je na mnie. O dziwo w jego oczach nie było żadnej woli walki. - To Carl cię tu zatrudnia. To jego klub i to on ostatecznie zdecyduje, co zrobić z faktem, że nie potrafisz trzymać rąk przy sobie. Z nim sobie to wyjaśnisz. Ja tylko mu przekażę, co tutaj zaszło.
Mężczyzna skinął głową, wciąż cały drżąc i z trudem biorąc oddechy. W dodatku, chociaż rana nie była poważna, dość mocno krwawił.
Podniosłem się, wymijając go i wchodząc do pomieszczenia, w którym jeszcze kilka minut temu odnalazłem Austina i Eve. Zerknąłem na kanapę, na której siedziała.
Słyszałem, jak przyznawała, że wiem, czego chce, że ją rozumiem, ale... cholera, co chciała powiedzieć na to ostatnie? Podobałem się jej? Pociągałem ją w jakikolwiek sposób? Co tak naprawdę do mnie czuła?
Skrzywiłem się. Do diabła, to chyba nie był najodpowiedniejszy moment, by się nad tym zastanawiać.
Chwyciłem pierwszy lepszy materiał, który się nadawał, i wróciłem do ochroniarza, ponownie przy nim przykucając.
- To zaboli bardziej - poinformowałem, od razu widząc błysk strachu w jego oczach, ale nim pojawiło się coś więcej, po prostu to zrobiłem. Starannie owinąłem złotawy materiał wokół jego uda, mocno zaciskając go na nim i na końcu zawiązując.
Nie zamierzałem dla niego robić niczego więcej.
Wstałem, niezbyt zadowolony zauważając na swoich dłoniach krew mężczyzny. Wychodzi na to, że będę musiał odwiedzić jeszcze łazienkę.
- Przyślę tu Kevina, zajmie się twoją raną - powiedziałem, patrząc na niego z góry. I to by było na tyle, co zdążył ode mnie usłyszeć, bo osunął się nieprzytomny na podłogę. Wyglądało na to, że ta kara była dla niego gorsza, niż przypuszczałem. Zerknąłem na mężczyznę obok. - Zaprowadź go gdzieś, gdzie będzie mógł spokojnie na niego poczekać. Kevin nie powinien tu długo jechać.
A przynajmniej tak myślałem. Zanim zechce mu się ruszyć tu swoje cztery litery może jednak trochę to potrwać.
Jeszcze raz spojrzałem na swoje dłonie, wzdychając. Przemknąłem na dół, wymijając bawiących się ludzi i kierując się do łazienki. Chociaż była to raczej nadzieja niż pewność. Nie bywałem tu często, a kiedy już tu trafiałem, to przez zaproszenie Carla, a nawet wtedy siedziałem głównie w prywatnej części, niż w tej, do której mieli dostęp ludzie z zewnątrz.
W przeciwieństwie do Carla, który lubił dość mocno szaleć, ja wolałem spokój i ciszę. A przynajmniej chociaż jakąś jej część. Znalezienie w tej rodzinie takiej chwili graniczyło z cudem.
Z drugiej strony, lubiłem to wszystko. Naprawdę to lubiłem.
Pchnąłem odnalezione drzwi od łazienki, pewnym krokiem wchodząc do środka, przystanąłem jednak, kiedy pisk kobiety dotarł do mnie szybciej niż to, co właśnie zobaczyłem kilka stóp przed sobą.
No świetnie.
Głowa mężczyzny gwałtownie odwróciła się w moją stronę z niemniej rozszerzonymi oczami niż jego wybranki. Jego golusieńki tyłek w jednej chwili przestał się poruszać, a usta rozchyliły w szoku, ale kiedy tylko się otrząsnął, przywarł mocniej do dziewczyny, zakrywając ją całym swoim ciałem.
- Ty idioto! - krzyknęła, starając się jeszcze bardziej schować głowę, jednocześnie waląc go w pierś. - Miałeś zamknąć drzwi!
- Myślałem, że to zrobiłem - odmruknął.
- Trzeba mieć mózg, by do cholery myśleć! - Moje kąciki ust mimowolnie drgnęły ku górze. - Boże, co za wstyd.
Spojrzałem w bok, na duże lustro i rząd czarnych umywalek ze złotymi akcentami na jasnym blacie. Nie będę przecież teraz szukał drugiej łazienki, by po prostu umyć ręce.
- Zawsze mogło być gorzej - odezwałem się w końcu, nie powstrzymując uśmiechu. Podszedłem do najbliższej umywalki, odkręcając wodę i nakładając na dłonie dużo mydła, zaraz porządnie je szorując. - Na przykład gdybym przypadkiem wszedł tu na sam finał - dokończyłem.
Fragment jej policzka, który dostrzegłem w lustrze, zarumienił się jeszcze bardziej.
- Gościu, nie pomagasz - wychrypiał jej partner, rzucając mi ukradkowe spojrzenie.
- Domyślam się - przyznałem z lekkim śmiechem. - To jednorazowa przygoda czy jesteście razem? - zapytałem tylko po to, by zająć czymś ich głowy, gdy bez wątpienia nie byłem tu mile widziany.
- Jesteśmy razem...
- Już nie - odparowała dziewczyna, chociaż po jej głosie nie sądziłem, by było to szczerze. Brzmiała po prostu, jakby chciała się zapaść pod ziemię. Mimo to na twarzy mężczyzny pojawił się grymas.
- Skarbie...
Spojrzałem na niego, gdy chyba nie wiedział, co w takiej sytuacji robić dalej.
I pomyśleć, że wszedłem tu tylko po to, aby zmyć krew, której chyba nawet nie zauważyli.
Wyprostowałem się, zaciskając już czyste palce na brzegach umywalki i zatrzymując swoje spojrzenie na jego odbiciu.
- Kochasz ją? - spytałem, na co spojrzał na mnie, jakbym właśnie postradał zmysły. I jeżeli miałem być szczery, obawiałem się, że to wcale nie odbiegało tak daleko od prawdy.
- Stary, to nie jest odpowiednia chwila na takie pytania - mruknął. - Nie chcę być niegrzeczny, ale gdybyś mógł już stąd zniknąć, to byłbym naprawdę wdzięczny...
- Dlaczego nie jest odpowiednia? - wyłapała dziewczyna, zadzierając głowę, by móc na niego spojrzeć. - Za każdym razem tego unikasz! Gdy chcę, byś mi to powiedział, zawsze zmieniasz temat! - Zauważyłem, jak jego mięśnie szczęki w jednej chwili się napinają, a palce u dłoni delikatnie podkurczają. - Nawet swojemu kotu mówisz to częściej niż mi!
- Misia... - wypowiedział ciężko, ledwo przełykając ślinę.
- Czego?!
- To nie jest odpowiednia chwila, bo... nadal jestem... w tobie - przypomniał, na co kilkukrotnie zamrugała. - A kiedy się wściekasz, ty...
Jej oczy momentalnie się rozszerzyły.
- Cicho! - wykrzyczała spanikowana, szybko zakrywając mu usta dłonią. Gdy jej oczy przypadkiem spotkały się z moimi, nie mogła być już chyba bardziej zawstydzona.
Zdecydowanie nie powinno mnie tu być.
Wytarłem dłonie o bluzkę, widząc, że papierowe ręczniki były akurat po ich stronie.
- Uznam, że odpowiedź na moje pytanie jest twierdząca - odezwałem się, przystając przy drzwiach, z ręką na klamce. - Klub ma w swojej ofercie pokoje dla VIP-ów. Jeżeli jesteście zainteresowani, jeden z pracowników was tam zaprowadzi. Wszystko na mój kosz - poinformowałem ich, jeszcze z lekkim uśmiechem dodając: - Następnym razem, jeśli nie chcecie widowni, radzę wybrać mniej dostępne dla każdego miejsce.
Wyszedłem, od razu zamykając za sobą drzwi i blokując je, aby nikt inny przez tę chwilę tam nie wchodził. Gdy zauważyłem jednego z pracujących tu ludzi, zawołałem go do siebie.
- Panie Sanders. - Usłyszałem i wraz z tym miałem ochotę przewrócić oczami, jednak przeszedłem tylko do tego, co chciałem mu powiedzieć.
- Para, która jest w środku, ma ode mnie upoważnienie, żeby skorzystać dzisiaj z udogodnień dla VIP-ów. Niech się wyszaleją, jeżeli będą chcieli. Rachunek, który wyjdzie, przepiszcie na mnie.
- Czy asortyment VIP+ też ich obowiązuje?
- Nie - odparłem od razu. - Mają nie mieć żadnego dostępu do dragów i reszty rzeczy z tego.
- Rozumiem.
- W razie jakiś problemów, kontaktujcie się bezpośrednio ze mną, a teraz zostawiam ich pod twoją opieką.
- Oczywiście - odpowiedział jeszcze, nim ruszyłem do wyjścia z klubu. Może przynajmniej oni będą mieli dzisiaj udaną noc.
Gdy tylko znalazłem się na zewnątrz, wziąłem głęboki wdech świeżego powietrza. Przetarłem oczy, gdy zmęczenie uderzyło mnie z o wiele większą siłą. Wyglądało na to, że znowu nadeszły dni, gdzie sen będzie niemal luksusem.
Przeszedłem przez parking, zmierzając do swojego auta, przy którym czekał Austin - oparty o niego, z dłońmi wsadzonymi w kieszenie czarnych szortów. Eve natomiast siedziała w środku. Śpiąc czy nie? Jej bezsenność wydawała się odejść, ale tylko wtedy, gdy byłem w pobliżu. Inaczej znowu miała problemy ze snem.
- Co ty tam tyle robiłeś? - rzucił, kiedy tylko jego wzrok spotkał się z moim. - Skoczyłeś jeszcze na szybki numerek? - zażartował.
- Lepiej - odparłem. - Zaliczyłem trójkącik w łazience.
Nie musiałem długo czekać, by usłyszeć jego głęboki śmiech, ale gdy tylko zobaczył mój wyraz twarzy, w jego oczach szybko pojawiła się niepewność, a uśmiech od razu zbladł.
- Ty tak na poważnie? - Uniosłem brwi, nie odpowiadając mu w żaden inny sposób. - Cholera, znowu sobie jaja ze mnie robisz. Bo robisz, prawda? - Pozwoliłem, by mój lewy kącik ust powędrował do góry, kiedy bez słowa go wyminąłem. - Nienawidzę tego, że nigdy nie wiem, kiedy żartujesz, a kiedy mówisz poważnie - mruknął.
Stanąłem przy drzwiach od strony kierowcy, patrząc na niego.
- Więc uważasz, że szybki trójkącik w klubowej łazience to coś, co bym mógł zrobić?
Na jego czole pojawiły się zmarszczki, jakby naprawdę musiał się mocno nad tym zastanowić.
- Nie wiem - przyznał w końcu, drapiąc się po głowie. - Na pewno zrobiłby to Carl, ale chyba nie byłbym zaskoczony, gdybyś i ty postanowił tak zaszaleć.
- No proszę - zaśmiałem się. - Dobrze wiedzieć. Teraz jestem ciekawy, co jeszcze mógłbym według ciebie zrobić.
Parsknął, kręcąc rozbawiony głową.
- Myślę, że wtedy moglibyśmy dojść do naprawdę interesujących rzeczy.
- O tobie? Z pewnością, Austin - rzuciłem, opierając skrzyżowane przedramiona o samochód. - A obiecuję, że wrócimy do tej rozmowy i powiesz mi wtedy o wszystkich bez zająknięcia.
- W życiu - odpowiedział, a rozbawienie dotarło wprost do jego oczu. - Nie działają na mnie twoje sztuczki.
- Albo działają, tylko o tym nie wiesz.
Ściągnął ze sobą brwi, ewidentnie się nad tym zastanawiając. W końcu machnął na to ręką.
- Nie ważne - mruknął. - Lepiej mi powiedz, co z facetem, którego postrzeliłeś.
- Och, zmiana tematu? - zaśmiałem się. - Miałem dzwonić do Kevina, ale zostawię to tobie. Ściągnij go tu, niech się nim zajmie.
- Jasne, ogarnę to. - Zobaczyłem, jak jego wzrok ucieka na szybę samochodu. - Jak wygląda sprawa z May?
Zacisnąłem mocniej dłonie.
- Źle - przyznałem szczerze. - Nie wiem, jakie kroki dalej podejmie policja czy FBI wobec niej albo nas, dlatego...
- Wiem - rzucił, nim zdążyłem dokończyć. - Zajmę się wszystkim. Mieliśmy przecież awaryjny plan, gdyby kiedykolwiek doszło do zabaw z policją. Zacząłem już go wdrażać. Niczego się nie doszukają na was. Nawet gdyby DEA dołączyła się do zabawy.
- A na ciebie, Austin? - zapytałem poważnie, a jego twarz niemal od razu rozświetlił pewny siebie uśmiech.
- Martwisz się o mnie? Nie odpowiadaj. Wiem, że tak. - Przewróciłem oczami, nadal czekając na właściwą odpowiedź. - Nic nie znajdą. Na Isabelle czy Kevina tym bardziej, więc bez obaw.
Przez chwilę jedynie przypatrywałem mu się bez słowa, próbując dostrzec nawet ziarenko kłamstwa w tym, co wyszło z jego ust, ale niczego takiego nie było.
- Po prostu uważaj na siebie - powiedziałem wreszcie. - O dziwo masz naprawdę wyjątkowe szczęście do wpakowywania się w najgorsze kłopoty.
- I kto to mówi - parsknął. Jeszcze raz spojrzał na tylne siedzenia, kiedy Eve się poruszyła, a później na mnie, nie ukrywając uśmiechu. - Nie wiem, co dla niej planowałeś, ale raczej będziesz musiał z tym poczekać. Jest chyba bardziej pijana niż kilka minut temu. Ale spokojnie, nie wypiła aż tak dużo. Jednak, jak ci nie obrzyga po drodze samochodu, będzie to sukces.
Nieznacznie się skrzywiłem, również na nią zerkając. Nie wyglądało, jakby miała siły nawet się ruszyć. Mimo wszystko naprawdę cieszyłem się, że taką ją widziałem. Po prostu pijaną. Bo możliwości, które miałem wcześniej w głowie, były o wiele gorsze niż to.
- Zostawię was samych - stwierdził, odwracając się. - Pora uraczyć Kevina swoim cudownym głosem. - Zaśmiałem się pod nosem, chwytając klamkę drzwi od jej strony, ale nim je otworzyłem, usłyszałem od niego coś jeszcze, gdy był już kilkanaście kroków ode mnie. - Jeszcze jedno! Wszystkiego najlepszego, Sam! - krzyknął z wyjątkową radością, znikając w klubie, nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.
Mój wzrok przez chwilę utkwił w miejscu, w którym jeszcze kilka sekund temu stał, by zaraz po tym pozwolić sobie na szczery uśmiech.
No tak. Właśnie wybiła mi trzydziestka.
***
Położenie Eve do łóżka nie było łatwe. A jeszcze wcześniej wniesienie jej do mieszkania zupełnie pijanej. Mogłem być tylko wdzięczny za to, że mnie nie obrzygała. Ani niczego obok. Wręcz widziałem wtedy, jak dużo ją to kosztowało.
Gdy w końcu zasnęła, pozwoliłem sobie na to samo, wiedząc, że raczej szybko się nie obudzi. Chociaż spanie na fotelu nie należało do najwygodniejszych, było wystarczające, aby jakkolwiek odpocząć. I najpewniej będzie musiało mi to wystarczyć na resztę długich godzin, nim znowu znajdę okazję, by przynajmniej się zdrzemnąć.
Jak się spodziewałem, obudziłem się przed nią. Spała jeszcze nawet po tym, jak zdążyłem skorzystać z łazienki i czegoś się napić.
Przesunąłem powoli wzrokiem po jej ciele, śledząc krzywizny jej ciała. Wszystko, co tylko mogłem stąd zobaczyć. Rozwalona na całym łóżku, śliniąc moją małą poduszkę, bo duża wylądowała na podłodze. Włosy, z których wcześniej ściągnąłem i tak ledwo trzymającą się na nich frotkę, teraz otulały jej twarz i ramiona. Skopała w nogi całą kołdrę, a jej bluzka podwinęła się do góry, ukazując fragment pleców i brzucha.
Leżała tak, wyglądając zupełnie niewinnie.
I pięknie. Wydawała się cholernym dziełem sztuki. Zupełnie nierealna, chociaż była na wyciągnięcie ręki.
Drgnąłem, gdy telefon w mojej kieszeni wydał z siebie cichy dźwięk przychodzącej wiadomości. Planowałem go zignorować, kolejny raz tego dnia, ale już chwilę później trzymałem go w dłoni, odczytując to, co przyszło. A było tego sporo. Od Jaya, Carla, Nathana, a nawet trafiła się od Austina, który okazał się głosem całej trójki. Każda z nich dotyczyła tego samego: gdzie jestem, dlaczego nie wróciłem do domu i czy wszystko w porządku. O to ostatnie pytał Nath, zapewne bez problemu namierzając mój telefon.
Wychodziło na to, że Dan jednak postanowił nie przekazać mojej informacji. Mogłem się tego spodziewać.
Odesłałem szybką odpowiedź Austinowi, wiedząc, że przekaże ją dalej, i odrzuciłem telefon na mebel, wcześniej go wyciszając. Teraz miałem zamiar poświęcić całą swoją uwagę kobiecie śpiącej na moim łóżku.
Wróciłem się do kuchni, nalewając do dużego kubka wody i wyciągając z szafki tabletki musujące z elektrolitami, które kiedyś sobie przygotowałem na wszelki wypadek. Nie bywałem tu często, ale jak widać zaopatrzyłem się w odpowiednie rzeczy, bo Eve z pewnością będzie tego potrzebować. Niestety zapomniałem już o najzwyklejszych tabletkach przeciwbólowych.
Kiedy położyłem kubek na szafce obok, podszedłem do innej, otwierając szufladę i wyciągając z niej metalowe kajdanki. Wiedziałem, że kiedyś się przydadzą. Chociaż nie sądziłem, że użyję ich w takich okolicznościach.
Odwróciłem głowę, zerkając na Eve. Byłem niemal boleśnie świadomy tego, że w chwili, gdy zacisnę na jej nadgarstku metalową obręcz, wywołam w niej burzę emocji. I prawdziwego strachu. Wiedziałem, dlaczego wybierała otwarte przestrzenie, dlaczego nie zamykała drzwi, dlaczego wolała siedzieć pośród zieleni niż w czterech ścianach. Dokładnie z tego samego powodu, przez który uważała na dotyk. Przerażało ją bycie uwięzioną. Myśl, że nie będzie mogła uciec, wydostać się.
Zacisnąłem palce na metalu. Nie musiałem jej pytać, by wiedzieć, co było tego powodem. A raczej, kto był tego powodem. Jego imię, raz usłyszane, już trwałe zapisało się w moich myślach. Mężczyzna, który był jej narzeczonym i jednocześnie jej katem.
Mimo zamieszania, które było w trakcie aresztowania, wcale nie umknęła mi informacja, którą wyjawił Cade. Nolan niedługo miał wyjść z więzienia, a data, o której wspominała, musiała być datą, gdzie jej koszmar znowu będzie na wolności.
Tylko że tym razem ten koszmar spotka coś gorszego od siebie. Spotka mnie.
Zasunąłem szufladę, pokonując dzielącą mnie odległość od Eve. Przykucnąłem przy łóżku, patrząc na jej spokojną twarz. Musnąłem kosmyk jej brązowych włosów, zakładając go za ucho.
- Przepraszam, Serce - szepnąłem, wiedząc, że nadal śpi. - Ale musimy to wreszcie załatwić.
Nie zastanawiając się dłużej, chwyciłem jej nadgarstek, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że tym razem już się obudzi. I to właśnie zrobiła. Zaczęła powoli otwierać oczy, kiedy jedna z obręczy kajdanek zamknęła się na jej nadgarstku. Dostrzegłem w jej zaspanym spojrzeniu niezrozumienie, ale kiedy już wystarczająco oprzytomniała, druga obręcz zatrzasnęła się na oparciu łóżka. Przytrzymałem jej rękę, by nie zrobiła sobie krzywdy, gdy się szarpnęła.
- Co robisz? - wychrypiała, szukając na mojej twarzy jakiejś odpowiedzi, a kiedy jej nie otrzymała, szarpnęła się jeszcze mocniej. Ścisnąłem jej nadgarstek, przyszpilając jej rękę do miękkiego materaca.
- No już, spokojnie, zapomniałaś co ci powiedziałem? - zaśmiałem się, jednocześnie widząc w jej oczach coraz większe zrozumienie. - Powiesz mi wszystko, co tylko będę chciał wiedzieć. Tym razem nie będzie taryfy ulgowej, Eve.
Rozszerzyła bardziej oczy. Wciąż była lekko zamroczona, a ból głowy, który chyba odczuwała, z pewnością jej w niczym nie pomagał. Pokręciła nią jednak w zaprzeczeniu.
- Nie... - szepnęła, od razu krzywiąc się na brzmienie swojego głosu. Próbowała wstać, ale z moją pomocą znowu opadła na plecy. Przyblokowałem jej drugą rękę, łapiąc jej spojrzenie.
- Nie skończyłem jeszcze - rzuciłem sucho i ostrzej, dostrzegając jej zaskoczenie na mój ton. - Bądź grzeczna, a wszystko pójdzie naprawdę sprawnie i bez większego bólu. Jeżeli będziesz próbowała się uwolnić, Eve, unieruchomię cię bardziej, a nie sądzę, by to było dla ciebie przyjemne.
- Nie boję się ciebie, Sam - powiedziała pewnie, patrząc mi prosto w oczy.
Moje kąciki ust same powędrowały do góry, kiedy jej ciało zdradzał już coś innego.
- Nie umiesz kłamać, Serce. A przynajmniej nie przy mnie. - Wstałem, odsuwając się od niej i siadając na niewiele oddalonym fotelu. O dziwo w tym czasie nie usłyszałem z jej ust żadnego zaprzeczenia na to, co powiedziałem.
Obserwowałem to, jak podnosi się do siadu, mocno się przy tym krzywiąc. Zerknęła na swój nadgarstek, widocznie z trudem przełykając ślinę. Później powoli rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Gdzie jesteśmy? - spytała w końcu.
- W moim mieszkaniu - odparłem. - Jako agentka FBI nie prześledziłaś tego, że każdy z nas ma swoje odrębne nieruchomości? - zapytałem kpiąco.
Jej mięśnie szczęki się napięły, a twardy wzrok szaroniebieskich tęczówek spoczął na mnie.
- No dalej, mów, co jeszcze powinnam jako cudowna agentka FBI? Jakie możliwości daje mi to miano?
Zaśmiałem się, słysząc jej ton.
- Bardziej niż ktokolwiek inny powinnaś wiedzieć, jak zachować się w takiej sytuacji. Nie przeszłaś żadnych szkoleń? - Pochyliłem się delikatnie do przodu. - A może wszystko pozapominałaś ze stresu? Jestem w stanie to zrozumieć, dlatego sam ci przypomnę, co masz robić. Współpracować ze mną. Ładnie odpowiadać na moje pytania i w żaden sposób nie testować mojej cierpliwości, bo może się okazać, że nie mam jej zbyt wiele.
- Przestań, Sam...
- Wypij to, co stoi na szafce - zarządziłem beznamiętnie.
Zmarszczyła brwi, uciekając tam swoim wzrokiem.
- Co to jest? - spytała niepewnie, wyraźnie widząc, że nie jest to sama woda.
- Przekonasz się, gdy zacznie działać.
Pokręciła głową.
- Nie wypiję tego.
- Wypij, Eve - powtórzyłem chłodno.
- Nie.
Odchyliłem głowę, nie ukrywając uśmiechu.
- Naprawdę uparta z ciebie kobieta - przyznałem. - Szkoda tylko, że zawsze nie wtedy, gdy powinnaś. - Podniosłem się, zaraz znowu będąc przy niej, przykucając przy łóżku. - Wciąż myślisz, że żartuję z tym wszystkim?
- Obiecałeś, że będę z tobą bezpieczna - zauważyła ze ściśniętym gardłem. - Że mnie nie skrzywdzisz. - Uniosłem rękę, delikatnie układając dłoń na jej policzku, ale w tej samej chwili dostrzegłem, jak mocno zadrżała. - Nie rzucasz słów na wiatr.
- Nie wierzysz w to - powiedziałem, przenosząc dłoń na tył jej głowy i mocno zaciskając palce na jej brązowych włosach. Rozchyliła usta, by zaraz je zacisnąć i spojrzeć na mnie. - A skoro w to nie wierzysz, dlaczego mam się do tego stosować?
Otworzyła usta, ewidentnie chcąc mi coś na to odpowiedzieć, ale zamiast tego jej oczy bardziej się rozszerzyły, a sama szarpnęła się na bok, jednocześnie mnie odpychając. Szybko zrozumiałem dlaczego. Jej żołądek okazał się nie być jeszcze pusty.
- Cholera - mruknąłem, od razu przysiadając na łóżku i łapiąc w garść jej włosy, kiedy pochylona wymiotowała. - No i na co było ci to całe picie.
Te drobne słowa wydawały się mieć na nią o wiele większy wpływ niż moje wcześniejsze. Jej ramiona opadły, jakby była naprawdę zmęczona.
- Chciałam po prostu... zapomnieć - przyznała cicho, a zaraz znów szarpnęły nią torsje. Przymknąłem oczy, nic na to nie odpowiadając. Po prostu wciąż ją trzymałem. Robiąc to, dopóki nie poczuła się już lepiej. - Przepraszam - szepnęła. - Posprzątam to.
Zatrzymałem wzrok na jej twarzy, zauważając tylko to, że tym razem wcale nie kłamała. Zamierzała to zrobić.
Sięgnąłem do kieszeni, wyciągając z niej wsadzony tam wcześniej kluczyk. Chwyciłem jej rękę i rozkułem ją.
- Chodź - rozkazałem.
Ku mojemu zaskoczeniu, przytaknęła głową. Pomogłem jej zejść z łóżka, a gdy już stanęła, zaprowadziłem ją prosto do łazienki. Wyciągnąłem z szafki zapasową szczoteczkę i położyłem ją na szklanej półce. Sięgnąłem również po czarny ręcznik, kładąc go na wierzch.
- Weź prysznic. Powinnaś poczuć się po nim trochę lepiej.
Po tych słowach wyszedłem, zostawiając ją w łazience samą. Usłyszałem, jak zamyka drzwi, a zaraz po tym, jak przekręca zamek. Ja w tym czasie zająłem się sprzątnięciem wszystkiego.
Bez taryfy ulgowej? Niemal się zaśmiałem na swoje wcześniejsze słowa. To racja, nie miała taryfy ulgowej. Ja po prostu nie potrafiłem wobec niej inaczej postępować. Nawet gdy tak bardzo próbowałem.
Chyba będę musiał się z tym zwyczajnie pogodzić. Wiedziałem najważniejsze. Jeżeli nie będzie chciała mi zdradzić reszty... to jej własna decyzja. Nawet jeśli chciałem jej pomóc, nie zrobię tego przecież na siłę. Nie da się do tego przymusić.
May przyjęła moją pomoc. Eve najwyraźniej nie była jeszcze na to gotowa. Mogłem być tylko obok i próbować dopilnować, by nie popełniła błędu, którego możliwe, że nie będzie mogła już naprawić.
Wiedziałem, że mogłem poprosić o pomoc Carla. Ufałem mu. Niemal na co dzień miał kontakty z różnymi kobietami i wiedział, jak z nimi rozmawiać, będąc równie skutecznym co ja. Nie zrobiłby jej krzywdy, ale na pewno nie miałby żadnych oporów, by być bardziej stanowczym.
Tylko że nie chciałem tego wszystkiego. Żeby to on wiedział, co Eve skrywa w sobie. By usłyszał jej uczucia, myśli, obawy.
Przystanąłem, opierając się o kuchenny blat. Nalałem sobie do kubka wody, wypijając ją duszkiem.
Miała rację. Nigdy bym jej celowo nie zranił. W żaden sposób. Czy to fizycznie, czy psychicznie. Właśnie takim sposobem mój plan bycia dla niej stanowczym i chłodnym rozsypał się. Rozsypał się nawet szybciej, niż postanowienia większości moich pacjentów. Bo musiałem im przyznać, że potrafili trzymać się swojego postanowienia o wiele dłużej niż ja teraz swojego.
Zaglądnąłem do lodówki, chcąc zrobić Eve coś do jedzenia, ale powiedziałbym, że mój ostatni pobyt tutaj był wieki temu, więc nie było w niej nic, co nadawałoby się do zjedzenia.
Zostaje mi w takim razie zamówić coś z dostawą do domu. Złapałem telefon, szybko składając zamówienie, ustalając odrobinę późniejszą dostawę. Nie wiedziałem, kiedy Eve wyjdzie, a nie chciałem, by jadła chłodne. Najwyżej trochę poczekamy, ale za to powinno jej posmakować to, co wybrałem.
Usiadłem w jadalni na krześle, po prostu czekając i nie wiedząc, jak rozegrać to dalej. Jakoś musiałem.
Wstałem, gdy minęły następne minuty i podszedłem do łazienkowych drzwi, zza których dobiegał odgłos lecącej wody. Westchnąłem na swoją reakcję i zapukałem, kiedy już długo nie wychodziła.
- Eve, wszystko w porządku? - zapytałem, wyczekując jej odpowiedzi. Tylko że ta nie pojawiła się nawet po kilku sekundach czekania. Zerknąłem na drzwi, zaciskając zęby. - Arill, jak mi zaraz nie odpowiesz, wejdę tam - warknąłem głośno. Oprócz szumu wody nie pojawiło się nic więcej. Nie było nawet najkrótszego słowa z jej ust. - Eve? - spróbowałem jeszcze raz, ale tak samo, jak wcześniej, nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. - Cholera - rzuciłem pod nosem.
Wróciłem do kuchni, chwytając mały nożyk, który jako pierwszy trafił w moje ręce, by po chwili przyłożyć go do zamka i przekręcić, w łatwy sposób go otwierając. Dziękowałem w duchu, że nie trzeba było bawić się tym dłużej.
Wszedłem do środka, bez problemu odnajdując wzrokiem Eve. Całą i zdrową, stojącą pod prysznicem, myjącą właśnie włosy. Jej głowa odwróciła się w moją stronę, a kiedy zobaczyła mnie stojącego w drzwiach, jej twarz szybko rozświetliło prawdziwe zaskoczenie. Do diabła, musiała mnie nie usłyszeć.
- Przepraszam - rzuciłem, szybko odwracając się w przeciwną stronę, gdy przezroczyste szkło kabiny w żaden sposób jej nie zakrywało. - Nie odpowiadałaś. Myślałem, że coś się stało - wyjaśniłem. - Przepraszam - powtórzyłem, wycofując się z pomieszczenia i zamykając za sobą drzwi.
Nalałem sobie kolejny kubek wody, wypijając go wcale nie wolniej niż poprzedni.
I ja mam niby trzydziestkę, co? Czułem się właśnie jak cholerny nastolatek, a nawet wtedy nie było ze mną aż tak źle.
Drgnąłem nieznacznie, gdy po niedługim czasie usłyszałem z boku, jak Eve już wychodzi. Wypuściłem więc z ust stróżkę powietrza, odwracając się do niej, mając zamiar w razie potrzeby jeszcze raz wyjaśnić całą tę sytuację. Nie spodziewałem się jednak, że będzie tak blisko. Ani tego, że jej drobne dłonie obejmą moją twarz i nim zdążę cokolwiek powiedzieć, jej miękkie usta znajdą się tuż na moich bez żadnego zawahania. Ale kiedy w przypływie zaskoczenia nie odwzajemniłem tego, jej ręce powoli opadły, a sama zaczęła się odsuwać, w ogóle nie patrząc mi w oczy.
- Przepraszam, ja... - wydusiła wyraźnie zakłopotana, robiąc następny krok w tył. - Przepraszam, nie powinnam. Proszę, zapomnij o tym - powiedziała szybko, jeszcze szybciej się odwracając i chcąc stąd uciec.
Miałem o tym zapomnieć?
- Nie chcę o tym zapomnieć - warknąłem, doganiając ją w kilku krokach i łapiąc za rękę, by zaraz znów mieć jej twarz przed sobą. - Nigdy, nawet przez chwilę, nie chcę o tym zapomnieć.
Moja dłoń w jednej chwili wsunęła się w jej wilgotne włosy, zaciskając, gdy w szaleńczej potrzebie odnalazłem jej usta. Gdy przywarłem do nich o wiele mocniej, o wiele intensywniej i o wiele brutalniej niż ona. Całowałem ją tak, jakby to miał być nasz pierwszy, a zarazem ostatni raz. Całowałem ją tak, jak miałem to w głowie przez ostatnie dni.
Zadrżałem, gdy jęknęła prosto w moje usta. Kurwa, to nie miało prawa być aż tak podniecające. A jednak to robiła każdym swoim ruchem, oddechem, dźwiękiem.
Naparłem na nią bardziej, zmuszając, by się cofnęła, a gdy tylko uderzyła tyłkiem o kuchenny mebel, złapałem ją, sadzając na blacie, przez cały czas czując jej dłonie wędrujące po mojej bluzce. Oderwałem się od jej ust jedynie po to, by pozwolić nam obojgu zaczerpnąć powietrza. Oddychałem szybko, patrząc prosto w jej oczy. Uniosła wzrok, robiąc dokładnie to samo.
Przeniosłem spojrzenie na jej okrągły nosek, na zaczerwienione policzki, rozchylone wargi.
- Taka piękna - wychrypiałem drżącym oddechem, powracając do jej tęczówek. - Jesteś dziełem sztuki. Cholernym dziełem sztuki, Serce - warknąłem, w tej samej chwili wpijając się na nowo w jej usta, zachłannie spijając uciekającej z nich jęki.
Ale chciałem więcej. Potrzebowałem więcej.
Przeniosłem dłoń na jej kark, delikatnie go ściskając i widząc, jak wraz z tym prostuje się, odchylając głowę, odsłaniając tym samym szyję. Uśmiechnąłem się. To zdecydowanie było jej miejsce.
- Sam... - Wypuściła z ust moje imię, a jej nogi owinęły się wokół moich bioder, przyciągając je bliżej siebie. Zacisnąłem zęby, kiedy ten ruch odbił się na mnie chyba bardziej, niż powinien. - Nie przestawaj - zarządziła ostro i tym razem to ona odnalazła drogę do moich ust. Jęknąłem, gdy poczułem jej walczący o dominację język.
Nie umiałem powstrzymać pojawiającego się uśmiechu. Ona naprawdę chciała dominować. I cholera, pozwoliłem jej. Pozwoliłem jej na to wszystko.
Boże, ta kobieta kiedyś mnie zabije.
- Jeżeli tego nie przerwiesz, Eve, akcja przeniesie się do łóżka - wydusiłem z trudem. - Albo nie będę tyle czekał i wezmę cię na tym cholernym blacie.
- Serio? - wypaliła, szukając na to potwierdzenia w moich oczach. Złapałem jej twarz, ściskając palcami policzki.
- Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, ile ja chcę z tobą zrobić, Serce.
Przechyliła głowę, pozwalając, aby na jej twarz wpłynął zupełnie niewinny uśmiech. Przeciwieństwo jej kolejnych słów.
- Więc na co jeszcze czekasz?
- Kurwa - warknąłem pod nosem, czując jak wypowiedziane przez nią słowa trafiają wprost do mojego podbrzusza. - Igrasz z ogniem, Eve - ostrzegłem, pochylając się i muskając ustami jej ucho. - Nie znałem cię od tej strony - wyszeptałem.
Niemal od razu zauważyłem, jak zawstydzona odwraca wzrok. W tym momencie oddałbym wszystko, aby poznać jej każdą najmniejszą myśl. Cholera, tak bardzo chciałem to wiedzieć.
- Ja siebie chyba też nie - odpowiedziała cicho.
W jednej chwili skierowałem jej twarz z powrotem na siebie, nie pozwalając jej na żadne wątpliwości. A na pewno na wątpliwości co do tego.
- Nie przestawaj taka być - powiedziałem poważnie. - Być sobą. Chcę byś mi pokazała siebie, nie kogoś, kim nie jesteś. Dlatego mów do mnie, Serce. Co chcesz, bym zrobił? - spytałem, postanawiając zejść z pocałunkami na jej szyję, drażniąc ją zębami.
Nie musiałem długo czekać, by z jej ust uciekło pełne rozkoszy westchnienie. Słysząc to, na moich ustach rozparł się szeroki uśmiech. Szyja bez dwóch zdań należała do jej ulubionych miejsc do pieszczenia.
I to właśnie miałem zamiar zrobić. Dać jej samą przyjemność.
- Powiedz mi - kontynuowałem, gdy się nie odezwała, ewidentnie skupiona na moich ustach. - Gdzie jeszcze lubisz czuć mój dotyk? Moje usta?
Jej zamglone od przyjemności spojrzenie odnalazło moją twarz. Przez ułamek sekundy zobaczyłem w nim zawahanie, jakby zastanawiała się, czy aby na pewno powinna pozwolić sobie, żeby słowa z jej myśli wydostały się na zewnątrz, ale w tej samej chwili wydawała się już zdecydować. Zarzuciła ręce na moją szyję, przyciągając mnie do siebie. Ciepły oddech z jej ust odbił się od mojego ucha, powodując we mnie przyjemny dreszcz.
Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, co ze mną wyprawiała. A już z pewnością nie była świadoma tego, co wywołała swoimi następnymi słowami.
- Może sam to sprawdzisz?
Zdecydowanie nie była świadoma.
Odrobinę mocniej wbiłem palce w jej skórę na biodrze, odchylając jej głowę do tyłu, by móc na nią spojrzeć. Nie powstrzymywałem uśmiechu.
- Z przyjemnością, Serce.
Ściągnąłem z niej popielatą bluzkę, a tuż za nimi krótkie spodenki, zostawiając ją w samej czarnej bieliźnie. Przesunąłem po jej ciele wzrokiem, czując się, jakby to był jedynie sen. Jakby nie była nikim realnym. A pragnienie, by poczuć na sobie jej dotyk, był jak cholerny narkotyk.
Przeniosłem wzrok na jej ramię i niedawne zranienie, delikatnie przejeżdżając obok palcem. Zacisnąłem zęby. Nie powinienem był do tego dopuścić.
- Boli? - spytałem, od razu otrzymując od niej odpowiedź.
- Nie - odparła, zaraz szeroko się uśmiechając. - Lubię, gdy taki jesteś.
Uniosłem brwi.
- Czyli jaki?
Tym razem to ona przesunęła palcem wzdłuż mojego policzka.
- Taki troskliwy - przyznała. - Nie jesteś obojętny. Zawsze... zawsze słuchałeś, co miałam do powiedzenia. Zapamiętałeś nawet takie głupoty jak to, co lubię, chociaż wcale nie musiałeś. - Przełknęła ciężko ślinę. - Po prostu... zauważasz mnie. Dziękuję, że wciąż przy mnie jesteś, mimo tego wszystkiego. Dziękuję za to, że cię spotkałam. Za to, że istniejesz - wyszeptała, a jej czoło oparło się o moje. - Dziękuję.
Stałem przez moment nieruchomo, czując i słysząc jedynie jej oddech. Skupiając się tylko na tym. Że kobieta przede mną naprawdę była realna. Że byłem osobą, którą do siebie dopuściła.
Usłyszałem jej pisk, gdy nagle zabrałem ją z blatu, trzymając za te cudne krągłe pośladki.
- To ja dziękuję - odpowiedziałem i nim zdążyłem dodać cokolwiek więcej, jej usta zamknęły się na moich.
Całowałem ją przez uśmiech, kierując się prosto do sypialni. Prosto do łóżka, na którym delikatnie ją położyłem, nie odrywając się od niej. Wszedłem na nie, sadowiąc się tuż nad nią. Nie zaprotestowałem, gdy jej dłonie zahaczyły o moją czarną bluzkę, ciągnąc ją do góry. Kiedy tylko się jej ze mnie pozbyła, odrzuciła ją na bok.
Widziałem, jak jej wzrok ucieka na moją klatkę piersiową, obserwując ją. Uśmiechnęła się.
- Nie ma na niej włosków - zauważyła, na co moje brwi w rozbawieniu powędrowały do góry.
- A spodziewałaś się, że będą?
- Niezbyt - przyznała.
Pochyliłem się, składając drobne pocałunki na jej barkach, na ramionach. Uniosłem spojrzenie, nie odrywając się od jej skóry i zsunąłem się do miejsca w dużej części wciąż okrytego materiałem.
Wsunąłem dłoń pod jej plecy, odszukując szybko zapięcie czarnego stanika. Kiedy tylko się go pozbyłem, mój wzrok spoczął na jej kształtnych piersiach.
- Wspaniała - wyszeptałem, ustami błądząc wokół jej wyraźnie twardszego sutka. - Piękna. - Trąciłem go językiem, od razu dostrzegając, jak po jej ciele przeszedł dreszcz, a sama wbija głowę mocniej w poduszkę. - Wyjątkowa.
- Więcej - wydusiła. - Chcę więcej, Samuel. Potrzebuję więcej.
Uśmiechnąłem się szerzej, nie potrafiąc tego powstrzymać.
- Wedle życzenia, Serce - wymruczałem, zaczynając pieścić ją tak, jak tego chciała. Mocniej, intensywniej, więcej. Wplotła palce w moje włosy, a ja nie przestawałem błądzić po niej dłońmi, w tej chwili skupiając swoją uwagę głównie na jej sutkach, ssąc je, przygryzając, całując, słysząc z jej ust nieustające westchnienia.
Powróciłem do jej ust, dłonią jednak sunąc ku dołowi, po rozpalonym ciele. Zahaczyłem o gumkę jej majtek, powoli wsuwając za nią dłoń. Widziałem, jak delikatnie rozchyla usta, zaraz cicho jęcząc w moje, gdy musnąłem palcem jej centrum i gdy za chwilę dotarłem niżej, zbierając całą wilgoć.
Do diabła, była tak bardzo podniecona. Tak bardzo wrażliwa na każdy mój najmniejszy dotyk. Taka cudowna.
- Proszę, Samuel. Nie chcę już dłużej czekać. Powiedz mi, że też tego chcesz.
- Cholera, pragnę cię, Eve - powiedziałem, patrząc prosto w jej szaroniebieskie oczy. - Pragnę cię tak bardzo, że to niemal boli.
Pragnąłem się już w niej znaleźć, poczuć ją wokół siebie, ale równie mocno chciałem zwolnić, by móc poznać każdy fragment jej ciała. Dowiedzieć się co lubiła, co sprawiało jej największą przyjemność. Pragnąłem jej posmakować.
Pragnąłem mieć ją całą.
Jej twarz rozświetlił uśmiech.
- Dlatego mam nadzieję, że trzymasz tu gdzieś gumki, bo w innym wypadku będziemy musieli sobie inaczej poradzić.
Również pozwoliłem sobie na uśmiech.
- Wiedziałem, że prysznic trochę ci pomoże na kaca, ale nie sądziłem, że wrócisz z niego tak napalona - powiedziałem rozbawiony, muskając jej policzek nosem. - Nawet gdybym ich nie miał, możesz być pewna, że nigdy nie zostawiłbym cię niezaspokojonej. Myślę, że naprawdę polubiłaś moje usta.
Przygryzła dolną wargę, nie dając mi co do tego żadnych wątpliwości.
Wyciągnąłem się do przodu, sięgając ręką do szuflady szafki nocnej. Wyciągnąłem z niej małą paczuszkę, pokazując ją Eve.
Powoli zsunąłem się znacznie niżej, chwytając brzegi ostatniej części jej bielizny. Uniosła biodra, ułatwiając mi jej zdjęcie. Iskierki, które błądziły w jej spojrzeniu sprawiały, że pragnąłem dać jej o wiele więcej.
Delikatnie złapałem jej nogi, rozchylając je. Pogładziłem dłonią wewnętrzną część uda, pochylając się i składając na nim drobne pocałunki. Na skórze, która prosiła się o pieszczoty.
Uniosłem się na rękach, nie mogąc się powstrzymać, by znowu na nią po prostu nie spojrzeć.
- Mówiłem już, że jesteś piękna? - Prześledziłem każdy fragment jej ciała, pragnąc już na zawsze go zapamiętać. Zrobić wszystko, by ten obraz już nigdy nie uciekł z mojej głowy. Ta kobieta zasługiwała na wszystko, co najlepsze.
- Chyba coś mi się obiło o uszy - przyznała, sprawiając, że znów nie kryłem swojego szczęścia.
Sięgnąłem do swoich spodni, szybko się ich pozbywając. Sekundę później odrzuciłem również bokserki, dostrzegając w tej samej chwili, jak wzrok Eve opada niżej, powodując tym samym na mojej twarzy naprawdę szeroki uśmiech. Przygryzła dolną wargę i tym razem to ona mierzyła mnie wzrokiem. Każdy fragment, który mogła w tej chwili dostrzec. W tym każdy ruch, który wykonywało moje ciało, gdy sięgnąłem po prezerwatywę.
I, do diabła, ten wzrok mówił znacznie więcej niż słowa, które mogłaby powiedzieć. Ten wzrok zdradzał wszystko, co miała w głowie. Szczerą rządzę, zachwyt, uwielbienie, jednak mój umysł podsunął jeszcze coś, co od razu odrzuciłem. Iskierkę, która mogłaby sygnalizować o wiele głębsze uczucia. Coś, co Eve na pewno do mnie nie czuła.
Jednak nie wymagałem od niej czegoś więcej. Tak naprawdę nic od niej nie wymagałem. Po prostu cieszyłem się ze wszystkiego, co mi dawała, co chciała mi dać. Jej obecność była wszystkim, czego potrzebowałem.
Ponownie się nad nią pochyliłem, całując jej miękkie usta, od razu czując, jak odwzajemnia pocałunek, przenosząc jedną dłoń na moje plecy, a drugą wplatając w moje włosy.
- Skoro ja jestem dziełem sztuki, kim w takim razie jesteś ty? - spytała, delikatnie się uśmiechając. - Bo nie mogę znaleźć żadnego określenia, które przynajmniej w dobry sposób opisywałoby to, jak cholernie przystojny jesteś.
Przekrzywiłem głowę, odsuwając kosmyk, który opadł na jej policzek.
- No proszę - powiedziałem, a uśmiech z pewnością dotarł do moich oczu. - Jesteś romantyczką. Może też poetką?
Zmarszczyła brwi, zaraz uderzając lekko otwartą dłonią w moje ramię.
- Nie zbieraj o mnie informacji.
Zaśmiałem się ciepło.
- Wybacz, to silniejsze ode mnie - odpowiedziałem. - Przypomnę tylko, że poszłaś do łóżka z psychiatrą. Będziesz musiała mi darować niektóre rzeczy - rzuciłem, z uśmiechem na ustach błądząc po jej ciepłej skórze.
- Chyba jakoś uda mi się to przeboleć - odparła, również się śmiejąc.
- Postaram ci się to wynagrodzić najlepiej, jak umiem.
Ponownie ją pocałowałem, jednocześnie bardziej rozchylając jej nogi i nakierowując się na jej wejście. Zszedłem pocałunkami na jej szyję, wsuwając się w nią powolnym ruchem. Była tak cholernie wilgotna, że nie miałem z tym żadnego problemu. Wbiła palce w moje plecy, od razu się na mnie zaciskając.
Kurwa, już dawno nie czułem się tak wspaniale.
- Wszystko dobrze, Serce? - spytałem, uważnie obserwując jej reakcję, nim zdecydowałem się zrobić cokolwiek więcej.
- Tak - przyznała szczerze. - Po prostu dawno tego nie robiłam.
Przytaknąłem, uśmiechając się delikatnie.
- W porządku - powiedziałem, z powrotem łącząc nasze usta. - Chyba nie umiem przestać cię całować.
- Nie mam nic przeciwko temu - przyznała, gdy w tej samej chwili zacząłem już muskać jej podniesione kąciki ust.
- Powinnaś mieć więcej okazji, by się uśmiechać - wyznałem. - Powinnaś mieć je codziennie, o każdej porze, godzinie, sekundzie. Powinnaś być szczęśliwa każdego dnia.
Przez chwilę milczała, jedynie wpatrzona w moją twarz, ale zaraz przyciągnęła mnie mocno do siebie, obejmując.
- Dziękuję - wyszeptała, po tym delikatnie poruszając biodrami. Również to zrobiłem, wraz z tym czując po ciele rozchodzącą się falę przyjemności.
- Jesteś tak cudowna - wydusiłem, wysuwając się, by zaraz ponownie wsunąć, powoli zwiększając tempo i spijając z jej ust uciekające jęki. Chociaż jej dłonie spoczywały na moich plecach, miałem wrażenie, że się powstrzymywała. Że próbowała nie błądzić nimi nigdzie więcej niż tam, gdzie je wcześniej położyła. Wplotłem palce w jej włosy, szybko spotykając się z nią wzrokiem. - Dotykaj mnie, Serce. Błagam, dotykaj mnie gdziekolwiek zechcesz. Chcę cię poczuć. Muszę poczuć twój dotyk. Twoje dłonie na sobie.
Po tych słowach już się nie wahała. Jęknąłem gardłowo, czując jej podróżujące palce po całych moich nagich plecach. Czując ją wszędzie, gdzie tego potrzebowałem.
- Sam... - wydusiła moje imię, a ono zawirowało w mojej głowie.
W tej chwili wiedziałem, że przepadłem. I dopiero teraz rozumiałem, co to tak naprawdę oznaczało. Przepadłem dla niej. Oddając jej wszystko, czym byłem.
Oddając jej siebie.
Swoje serce.
- Samuel, proszę...
Nie potrzebowałem więcej, by wiedzieć czego chce. Przyśpieszyłem, mocniej się w nią wbijając. Tak, jak tego pragnęła. Tak, jak oboje tego chcieliśmy. Oddychałem coraz ciężej, czując, że zbliżam się już niemal do końca.
Dłoń Eve zacisnęła się na moim karku, wysyłając przez moje ciało kolejne przyjemne dreszcze.
Objąłem ją ręką, pochylając się nad jej uchem.
- Dalej, Serce - wychrypiałem, nie przestając się poruszać, gdy poczułem, że również jest blisko. Musnąłem wargami jej płatek, dodając: - Skończmy razem.
Te dwa słowa wydawały się zadziałać na nią jak zapalnik. Wstrzymała oddech, w jednej chwili się prężąc, gdy po jej ciele przeszedł dreszcz. To wystarczyło bym po chwili i ja osiągnął upragniony szczyt. Zadrżałem, chowając głowę w zagłębieniu jej szyi, trochę mocniej przygniatając ją swoim ciałem.
Przymknąłem oczy, gdy całe napięcie opadło i przyszło zwyczajne odprężenie. Trwałem w bezruchu, próbując unormować oddech.
- O... wow... - Usłyszałem tuż obok ucha, przez co moje kąciki ust po prostu same poszybowały do góry.
Uniosłem się na rękach, nadal dostrzegając na jej policzkach delikatny rumień.
- Uznam te słowa za skrót myślowy, którym chciałaś przekazać to, jak świetnie nam było.
- No i już znalazłam zalety sypiania z psychiatrą - zaśmiała się szczerze. - Nie muszę się wysilać, gdy mój mózg jeszcze nie dotarł do siebie.
Pokręciłem rozbawiony głową, ostrożnie się z niej wysuwając, widząc, jak z tym ruchem, przygryza dolną wargę. Pozbyłem się prezerwatywy i zszedłem z łóżka, na chwilę od niego odchodząc, by ją wyrzucić, ale gdy już wróciłem, Eve stała na nogach, chyba szukając swojej bielizny. Jakby to, co właśnie miało miejsce, nie było niczym innym, jak chwilą uniesienia. Zaspokojeniem palącej potrzeby. Mimo tego z moich ust i tak uciekło pytanie:
- Co robisz?
Odwróciła się, wyraźnie zakłopotana.
- Emm, szukam swoich rzeczy...
- Nie skończyliśmy jeszcze - powiedziałem, podchodząc do niej i widząc na jej twarzy wymalowane zaskoczenie.
- Nie?
- Nie - potwierdziłem, łapiąc ją na ręce i z powrotem kładąc na miękki materac. Również wskoczyłem na łóżko, układając się obok niej. Przewróciłem ją na bok, w moją stronę, szczelnie obejmując. W tej chwili najzwyczajniej w świecie ją przytuliłem, przykładając policzek do jej brązowych kosmyków. - Zapomniałaś o tym - szepnąłem.
Czułem, jak zamarła, wstrzymując chyba nawet oddech. Ta reakcja wystarczyła mi, bym wiedział. Bym doskonale wiedział o co chodzi, a ta świadomość sprawiała, że miałem ochotę już w tej chwili go odnaleźć. I naprawdę niewiele mnie obchodziło, czy już wyszedł, czy może nadal siedział w więzieniu.
Mimo tego nic nie powiedziałem. Ani jednego słowa, oferując jej w tej chwili przede wszystkim swoją obecność.
Przejechałem kciukiem pod jej okiem, ścierając łez. Uciekła wzrokiem, jakby nie wiedziała, gdzie w tej chwili mogłaby go podziać.
- Przepraszam, chyba zepsułam tę chwilę - szepnęła, uśmiechając się, jednak ten uśmiech nie krył w sobie nawet szczypty szczęścia.
Zaprzeczyłem głową.
- Niczego nie zepsułaś, Serce. Nie jesteś w stanie tego zrobić.
Wypuściła z ust powietrze, ewidentnie próbując się odprężyć. Lub przygotować na słowa, które zaraz wyszły z jej ust.
- Nolan... On nigdy nie chciał niczego więcej. Nie sądziłam, że coś takiego zaproponujesz i...
- I jesteś teraz mną zachwycona? - dokończyłem, gdy przerwała, wiedząc, że właśnie tym ją rozbawię i na nowo poprawię humor. Nie myliłem się.
- Dokładnie tak - zaśmiała się cicho, mając lekko zachrypnięty głos. - Chcę byś wiedział, że jesteś wspaniałym facetem, Sam. Naprawdę wspaniałym...
- Och, wiem to, Serce - przyznałem, zaczynając się śmiać, gdy równie rozbawiona szturchnęła mnie w ramię.
- Jesteś niemożliwy...
- Uznam to za komplement - odparłem, poruszając dłonią po jej włosach.
- Sam? - odezwała się po dłuższej chwili.
- Tak?
- Cade naprawdę znalazł coś na May, prawda?
- Mają nagrania - potwierdziłem. - Będziemy sprawdzać ich autentyczność.
Przytaknęła.
- Jeżeli pozwolisz, ja... chcę wam pomóc. Wiem, że Cade mnie odsunął od tego, ale jeżeli naprawdę nikomu tego nie zgłosił, nadal powinnam mieć do wszystkiego dostęp. Wykorzystam to.
Spojrzałem na nią, w tym samym momencie wiedząc, że mówi prawdę. Ale wiedziałem coś jeszcze.
- Ta praca jest dla ciebie ważna, Eve. Jeżeli ktoś się dowie, że nam pomagasz, najpewniej ją stracisz.
- To nie ma znaczenia. I tak nie byłam w tym dobra - zaśmiała się.
- Cade ma inne zdanie - zauważyłem. - A to jedna z niewielu rzeczy, które wierzę, że powiedział szczerze. Naprawdę uważa cię za najlepszą agentkę jaką zna.
- To nie znaczy, że nią jestem. Ostatnio...
- Ostatnio zbyt dużo spraw nałożyło się na siebie - przerwałem jej, dokańczając. - Nie powinnaś tego czasu brać aż tak bardzo pod uwagę. Najważniejszy jest całokształt.
- Wiem - odpowiedziała, przywołując na usta delikatny uśmiech. - Szczerze mówiąc kocham tę pracę. Jest czymś, na co ciężko pracowałam, ale nie będę potrafiła dalej się w niej spełniać, wiedząc, że w swojej najważniejszej sprawie nie zrobiłam wszystkiego, co powinnam. Że dopuściłam do niesprawiedliwości. Nie wiem, jak dokładnie wygląda historia May, ale wierzę, że nie powinno to wszystko spaść na jej barki. Cała odpowiedzialność za to.
- Nie powinna - przyznałem. - W swoim życiu dopuściłem się o wiele więcej grzechów niż ona. Prędzej to ja powinienem właśnie siedzieć na jej miejscu.
Jej głowa trochę się odchyliła, by mogla na mnie spojrzeć.
- I mówisz to przy agentce FBI? - spytała, unosząc brwi.
- Ufam, że zatrzymasz to dla siebie - odparłem, cmokając ją w nos, by za chwilę usłyszeć jej szczery śmiech.
- Myślę, że to coś, co mogę zrobić...
- W twoim mieszkaniu jest założony podsłuch - poinformowałem ją w tej samej chwili, sądząc, że nie będzie do tego lepszego czasu.
Odsunąłem głowę, gdy jej gwałtownie się podniosła.
- Słucham?! - Chciała wstać, jednak zwinnie sprowadziłem ją znowu do pozycji leżącej. No powiedzmy.
- Nagrała się cała nasza rozmowa, którą tam przeprowadziliśmy. Wraz z tym, jak mówiłem przed tobą, że zabiłem tamtego mężczyznę. Dlatego mnie aresztowali. Chcieli to wykorzystać.
- O Boże - sapnęła. - Przepraszam, Samuel. Ja... Ja nie miałam pojęcia, że go tam założyli.
- Wiem o tym - powiedziałem szczerze, muskając palcem nagą skórę jej ramienia. - Zeznałem, że była to jedyna gra aktorska. Oboje udawaliśmy i nic z tego nie było prawdziwe. Gdyby cię wezwali na...
- Potwierdzę to - rzuciła, nim dokończyłem. - Nie złożę innych zeznań. Pomogę ze wszystkim, z czym tylko będę mogła. Jeżeli będzie trzeba, zniszczę nawet dowody. Każdy dokument, który może mieć jakiekolwiek znaczenie.
Słysząc to, przyciągnąłem ją bliżej siebie.
- Dziękuję - szepnąłem, bo to jedyne, co mogłem powiedzieć na jej szczere słowa.
Złożyłem pocałunek w jej włosy, starając się zapamiętać każdą chwilę, w której wciąż miałem ją w ramionach. Obawiałem się, że po tym, jak wstaniemy z łóżka, to wszystko po prostu zniknie i powrócimy do tego, co było przed tym.
Sięgnąłem do szafki, zabierając z niej wcześniej przygotowany dla niej napój.
- Masz, wypij to - powiedziałem, jednak jej spojrzenie nadal było wobec tego podejrzliwe. Otwierała już usta, ale to ja odezwałem się szybciej. - To zwykłe elektrolity. Nie zaszkodzą ci, zaufaj mi.
Podciągnęła się do siadu, już z pewniejszym wyrazem twarzy odbierając ode mnie kubek. Gdy tylko jej palce się na nim zacisnęły, po mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek, a zaraz pukanie do drzwi.
Eve zmarszczyła brwi.
- Spodziewasz się kogoś?
- Zamówiłem nam wcześniej coś do jedzenia. - Uśmiechnąłem się szerzej. - Wygląda na to, że dostawca przyjechał w samą porę.
Wstałem z łóżka, niemalże w tej samej chwili zauważając, jak wzrok Eve opada na mój tyłek. Zaśmiałem się pod nosem, pozwalając jej go podziwiać, aż nie znalazłem swoich bokserek i spodni.
- Już idę! - zawołałem, kiedy ponownie rozległo się pukanie. Przekrzywiłem głowę, zerkając na Eve, nie ukrywając przy tym w żaden sposób uśmiechu. - Wybacz, Serce, ale muszę na siebie coś założyć. Obawiam się, że w innym wypadku już nikt więcej nie przywiezie mi jedzenia.
Eve parsknęła, o mało nie wylewając napoju, ja natomiast wsunąłem na siebie potrzebne rzeczy i ruszyłem do drzwi.
- Już, już - mruknąłem, gdy dostawca nie przestawał dzwonić. Otworzyłem drzwi, niemal od razu pragnąc je zamknąć, gdy nasze spojrzenia się spotkały. I zrobiłbym to, gdyby jego noga nie znalazła się w świetle drzwi. Cholera. - Jeżeli nie masz ze sobą nic do jedzenia dla mnie, nie mamy chyba o czym rozmawiać.
Mimo jego stopy i tak próbowałem je zamknąć. Wtedy przytrzymał je jeszcze ręką.
- Dave...
- Przepraszam - wydusił, a ból, który wyczułem w jego głosie, zmusił mnie do ponownego spojrzenia w jego niebieskie tęczówki. W oczy, które tym razem nie miały w sobie żadnego blasku. - Przepraszam - powtórzył, a jego nogi ugięły się i nim zdążyłem na to zareagować, upadł na kolana. Rozszerzyłem oczy, gdy po jego policzkach zaczęły spływać łzy. - Naprawdę przepraszam, Sam.
Stałem nieruchomo, po prostu na niego patrząc.
Patrząc na przyjaciela, którego pierwszy raz w życiu widziałem w takim stanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top