Rozdział XXIV
– Odbierz, dlaczego nie odbierasz? – warknąłem pod nosem, ściskając mocniej telefon, gdy po raz kolejny włączyła się poczta głosowa, gdy próbowałem dodzwonić się do Eve.
Włączała się za każdym cholernym razem.
Zacisnąłem zęby i powieki, przykładając rękę do karku, próbując jakkolwiek się uspokoić. Przecież nic jej nie jest. Dave, Dan, Jay, oni wszyscy byli tutaj.
Musi po prostu ignorować telefony ode mnie.
Ponownie wybrałem jej numer, licząc na to, że tym razem odbierze, jednak to połączenie nawet trochę nie różniło się od poprzednich.
Próbowałem się z nią skontaktować odkąd tylko miałem taką możliwość. Zaraz po tym, jak Dan załatwił wszystkie formalności, aby mnie wydostać, i po tym, jak wyciągnął ze mnie i Dave’a każdą możliwą informację, która miała jakiekolwiek znaczenie w sprawie May. Musiałem przyznać, że naprawdę się z tym postarał. Chociaż wiedziałem, że niektóre z rzeczy, które ujawniliśmy, May wolałaby nie zdradzać nikomu innemu, to w tej chwili jej bezpieczeństwo było ponad to wszystko i byłem pewien, że to zrozumie.
Dan musiał być przygotowany na każdą możliwą rzecz, którą może zaatakować FBI. Szczególnie, że papiery, które dostał w związku z tą sprawą, były najgorsze z możliwych i wcale tego przede mną nie ukrywał.
Z powrotem skupiłem się na ekranie telefonu, widząc jedynie moich kilkanaście prób dodzwonienia się. Zero odpowiedzi nawet na wiadomości, które jej wysłałem.
To wszystko jedynie sprawiało, że miałem ochotę nią mocno potrząsnąć. I chyba to właśnie zrobię, gdy tylko ją spotkam. Jeżeli postanowiła mnie unikać przez to, co się wydarzyło, trafiła na złą osobę, bo nie mam zamiaru jej na to pozwolić i oby zrozumiała to jak najszybciej.
– Sam. – Słysząc swoje imię, od razu przekręciłem głowę w stronę Jaya. Wydawał się stać tam już dobrą chwilę. Nie zauważyłem go. – Załatwiłem ci już pozwolenie, byś uczestniczył w przesłuchaniu jako jej lekarz prowadzący.
– Dzięki – odpowiedziałem, starając się na razie odrzucić niemal wszystkie dotychczasowe myśli na dalszy plan. – Co z Nathanem?
– Nic na niego nie mieli. Wrócił do domu. Policja nadal wszystko przeszukuje, więc stwierdził, że tam przyda się bardziej niż tutaj.
Przytaknąłem. Akurat Nath z domu mógł zrobić często więcej niż my będąc na miejscu. Znając jego, nawet pod nosem funkcjonariuszy zacznie obmyślać, jak wydostać się z tej całej sytuacji. Chociaż nie chciałem myśleć pesymistycznie, szansa, że May dzisiaj wróci z nami do domu, była niewielka. Sama również musiała zdawać sobie z tego sprawę. Tak samo jak Dave.
Mówiąc inaczej, jeżeli mają konkretne dowody, możemy jej stąd szybko nie wyciągnąć.
O ile w ogóle będziemy w stanie.
– Wyciągniemy ją z tego, Sam – powiedział Jay, jakby moje myśli nie były dla niego teraz żadną tajemnicą. Podejrzewałem, że w obecnej chwili nawet dziecko mogłoby je odczytać.
Uśmiechnąłem się delikatnie.
– Nie przewiduję niczego innego. W końcu ma dwóch najlepszych prawników przy boku.
– Nie zaprzeczę.
– Taką miałem nadzieję – odparłem, śmiejąc się cicho.
Może Jay nie miał jeszcze wieloletniego doświadczenia, jednak z całą pewnością wiedział co robić. To był jego żywioł, a to zupełnie wystarczało, by mógł stanąć w tej dziedzinie niemal na równi ze swoim ojcem.
Jay oparł się swobodnie o ścianę, zakładając ręce na piersi.
– Zależy ci na niej? – zapytał, nie patrząc na mnie, ale za to ja patrzyłem na niego.
– Myślę, że nam wszystkim zależy na May...
– Chodzi mi o Eve – doprecyzował. – Nie o May.
Westchnąłem, chowając telefon do kieszeni.
– Tak, zależy mi na niej, Jay – przyznałem w końcu. I przed nim, i przed samym sobą. – Zdążyłem poznać już wiele kobiet, ale żadna z nich nie miała w sobie tego co... Eve. Jakkolwiek banalnie to dla ciebie zabrzmi, naprawdę czuję się przy niej dobrze.
– A ona? Jest w ogóle tobą zainteresowana w ten sposób?
Moje usta wykrzywiły się w grymasie, gdy to pytanie tak właściwie było kluczowe i chyba znałem na nie odpowiedź.
– Nie sądzę, by patrzyła na mnie tak samo – odparłem szczerze.
Być może mógłbym być dla niej znajomym, czy nawet stać się po pewnym czasie przyjacielem, jednak na pewno nie byłbym miłością jej życia.
Jej serce było na to zamknięte. Nolan wręcz zadbał o to, by każdy związek kojarzył się jej ze wszystkim co złe. By kojarzył jej się z przemocą i upokorzeniem. Nawet jeśli postaram się to zmienić i pokażę jej coś zupełnie innego, wciąż byłem na straconej pozycji.
– Dałeś jej w ogóle powód, by tak odbierała waszą relację?
Zadał kolejne pytanie, tym samym udowadniając mi przez to, że tak właściwie nie zrobiłem zbyt wiele w tym kierunku. Kto by pomyślał, że to właśnie Jay mi to wytknie? Mimo to przecież nie mogłem pozwolić sobie na więcej, kiedy sytuacja na to nie pozwalała.
– Myślałem nad tym, co powiedziałeś – rzucił nagle, na powrót zwracając moją uwagę. – I prawdopodobnie masz rację. Cholera, chyba zawsze masz rację – zaśmiał się sucho. Nie przerywałem mu, jedynie słuchając. – Ufałem Abigail, była pierwszą kobietą, której postanowiłem aż tyle od siebie dać, a ona to wykorzystała. Po prostu nie chcę, by któregoś z was spotkało coś podobnego. Bo od utraty miłości życia, bardziej boli tylko jej własna zdrada. Simulatio amoris peior odio est* – szepnął sam do siebie, przenosząc zaraz spojrzenie na mnie. – Jeżeli uważasz, że jest odpowiednią kobietą, nie będę się wtrącać. – Zerknął na zegarek i w jednej chwili zmienił temat. – Za jakieś dziesięć minut wchodzimy do May. Nie spóźnij się, Dan raczej nie będzie czekać.
Nie będzie. Tego w tej chwili mogłem być akurat pewny. Jay też nie czekał, szybko znikając mi z oczu i znowu zostawiając samego. Samego, bo tym korytarzem nie wydawał się w ogóle nikt przechodzić odkąd tu stanąłem. Mój humor widocznie musiał być zauważalny z daleka.
Jednak Jay sprawił, że w jakiś sposób moje napięcie odrobinę opadło. Usłyszenie od niego tych słów, było ostatnim czego bym się w tym dniu jeszcze spodziewał. Mimo to nie wątpiłem, że były szczere. Naprawdę musiał przemyśleć to, co ostatnio wyrzuciłem z siebie prosto w niego.
Wypuściłem z ust duży strumień powietrza, z powrotem sięgając po telefon i wybierając z listy numer. Tym razem już nie do Eve. Szansa, że tym razem by odebrała była znikoma, a ja musiałem jak najszybciej się dowiedzieć, że nic jej nie jest. W tej chwili nie pragnąłem usłyszeć niczego bardziej niż tego, że siedzi u siebie w mieszkaniu i po prostu nie chce ze mną rozmawiać.
Odetchnąłem z niemałą ulgą, kiedy Carl nie zignorował telefonu ode mnie i już po chwili usłyszałem w słuchawce jego głos, a oprócz tego, gdzieś w tle, kilku, nadal chodzących po naszym domu, funkcjonariuszy.
– Cholera, wszędzie człowiekowi zaglądną – mruknął do siebie na wstępie, wyraźnie tym wszystkim zirytowany. – Nawet do jebanego kibla. Nie sprzątałem go ostatnio! – rzucił złośliwie, zaraz zwracając się już do mnie. – Sorry, weszli akurat do mojego pokoju. Jak wygląda sprawa z May?
– W wielkim skrócie nie za najlepiej – odpowiedziałem, przekazując jedynie to, co sam usłyszałem wcześniej od Dana, chociaż podejrzewałem, że ten skrót, był o wiele większy, niż chciałem nawet myśleć. – Za moment będą ją przesłuchiwać.
– Będziesz przy tym?
– Tak – przyznałem bez zastanowienia. – Przynajmniej tyle mogę dla niej teraz zrobić.
– To twoje „przynajmniej tyle” dla niej będzie znaczyło więcej niż wszystko inne – zauważył.
Nie mogłem się z tym nie zgodzić. Sama moja obecność będzie dla niej już dużą pomocą, jednak obawiałem się, że tym razem mogła nie wystarczyć. Naprawdę szybko wracała do siebie po wszystkim, co ją spotkało. Po koszmarze z Evanem, po utracie najbliższego przyjaciela. Natomiast obecna sprawa będzie dla niej jeszcze jedną cegiełką do całości. Nie wiedziałem na razie tylko jak ciężką.
Zmarszczyłem brwi, kiedy nagle usłyszałem po drugiej stronie, jak coś się rozbija.
– To była limitowana waza za dwanaście tysięcy – oznajmił poważnie, przez co nie miałem wątpliwości, że osoba, którą ją zniszczyła, zaczęła właśnie obliczać w głowie raty kredytu, który zapewne musiałaby wziąć, aby to spłacić. – Żartowałem. Była za dwanaście dolców. Nie zepsuj niczego więcej. Cena pozostałych rzeczy może niestety przekraczać już twój budżet.
Przewróciłem oczami, kiedy mimo irytacji, humor nadal go nie opuszczał, a szczerze mówiąc naprawdę współczułem wszystkim, którzy mieli za zadanie przeszukać nasz dom. Z Carlem jako nadzorcą nie mogło być to łatwe.
– Mam nadzieję, że młody zaraz tu będzie, bo jeżeli nie, to w takim tempie czyjaś głowa za chwilę wyląduje na jednej ze ścian jako ozdoba – mruknął pod nosem, coś przełykając. – Tak właściwie, dlaczego zadzwoniłeś? Niech zgadnę, chodzi o Eve.
– Bingo – potwierdziłem, wzdychając. – Nie odbiera ode mnie.
– Dzwoniłem do Austina, gdy tylko was zabrali. Powiedział, że będzie miał ją na oku, a gdyby coś się działo, ma dać mi znać. Jest z nim bezpieczna, Sam – zapewnił.
– Wiem.
To krótkie słowo wystarczyło. Ufałem Austinowi równie mocno co braciom, May czy Isabelle i wiedziałem, że nie pozwoli, aby Eve cokolwiek się stało pod moją nieobecność.
Zadba o to nawet za cenę własnego życia. Bo taki właśnie był Austin.
Spojrzałem na wiszący zegar, dostrzegając, że wskazówki niebezpiecznie gnały.
I nawet nie ukrywałem swojego strachu przed tym, co mogły przynieść następne minuty. Nie tylko dla nas, ale w szczególności dla May.
***
Gdy tylko weszliśmy do pomieszczenia, w którym miała być May, od razu dostrzegłem ją siedzącą na krześle, zgarbioną i mocno zamyśloną. Tak bardzo, że w pierwszym momencie nawet nas nie dostrzegła.
Krzesło, które zajmowała nie wyglądało na wcale wygodniejsze od tego, które sam wcześniej zajmowałem, jednak tym razem ono wydawało się stanowić najmniejszy problem. Zacisnąłem dłonie w pięści, widząc kajdanki nie tylko na jej nadgarstkach, ale również na nogach, w dodatku przyczepione do metalowego stolika obok. Oprócz tego w rogu stał policjant, bacznie ją obserwując, jakby mogła cokolwiek zrobić.
Przez pochyloną głowę, włosy opadły na jej twarz, niemal w całości ją zakrywając. Moje godziny czekania czy Nathana były niczym w porównaniu z jej. W dodatku nie wątpiłem, że Cade nie marnował cennego czasu. W końcu nie był ani u Natha, ani u mnie.
Przeniosłem wzrok na papierowy kubek, który wciąż był pełny wody. Nie wypiła z niego nawet łyka.
– May.
Mocny głos Dana spowodował, że od razu poderwała głowę, zatrzymując na nim swoje zmęczone spojrzenie. Gdy dostrzegła, kto przed nią stoi, szybko się podniosła, alarmując tym policjanta. Szczęściem w nieszczęściu było to, że akurat go kojarzyłem, a on z pewnością kojarzył mnie. Pokręciłem głową, zatrzymując go.
– Panie Sanders – odezwała się do Dana i ze szczerym szacunkiem skinęła głową.
To wywołało na jego twarzy delikatny uśmiech.
– Jeżeli wzrok mnie nie myli, dziecko, masz na palcu pierścionek zaręczynowy od mojego syna – powiedział, podchodząc bliżej niej. Jej wzrok odruchowo powędrował na z pewnością kosztowną biżuterię. – W tym przypadku niewiele dzieli nas od stania się rodziną. Nie obrażę się, jeżeli będziesz zwracać się do mnie po imieniu lub traktować już jak teścia. – Zaśmiał się cicho, na co May wydawała się trochę zagubiona, jednak niewiele myśląc, po prostu przytaknęła. Dan wskazał ręką na krzesło. – Usiądź.
Zrobiła to, z powrotem zajmując miejsce. Wiedziałam, że nie chciała tego pokazać, ale była cała zestresowana. Dostrzegałem to w jej oczach. To właśnie w nich dało się u niej większość wyczytać.
Wyminąłem Jaya i Dana, przystając dopiero przy May. Sięgnąłem po kubek z wodą, podając go jej.
– Napij się – poprosiłem, uśmiechając się łagodnie, gdy na mnie spojrzała. – I nie stresuj się tak. Załatwimy to – powiedziałem, starając się, by moje słowa zabrzmiały dla niej najpewniej, jak tylko mogły.
W tej właśnie chwili po raz kolejny mogłem się przekonać, jak dużym zaufaniem mnie darzyła. Spokój, który pojawił się na jej twarzy i zagościł w oczach, nie mógł być spowodowany niczym innym. Jakby słowa, które wypowiedziałem, w zupełności jej wystarczyły, by w jakimś stopniu odgonić niepewność, a nawet strach.
Uśmiechnęła się, odbierając ode mnie kubek. W jednej chwili upiła kilka łyków. Podejrzewałem, że już od dłuższej pory chciało jej się po prostu pić i dopiero teraz zdecydowała się to zrobić.
– Ten agent to straszny dupek – powiedziała nagle, zupełnie poważnie.
– Próbował czegoś? – zainteresował się Jay, sięgając po krzesło i siadając na nim. Ja postanowiłem jednak postać.
– Właśnie chodzi o to, że... nie – odpowiedziała, ponownie przechylając papierowy kubek, ale kiedy zorientowała się, że nic już w nim nie ma, jej usta ułożyły się w lekkim grymasie. – Właściwie to był nawet miły – dokończyła.
Ja natomiast zerknąłem na funkcjonariusza wciąż stojącego w rogu pomieszczenia.
– Przynieś jej coś do picia – zwróciłem się do niego, wydając najzwyklejsze polecenie. Policjant od razu na mnie spojrzał, rozchylając usta, jakby nie wiedział, czy powinien odmówić, czy może jednak szybko to zrobić. Uniosłem brwi. – Powinienem powtórzyć? Przez kilka godzin wypiła jedynie mały kubek wody, chyba możesz jej coś przynieść.
– Poza tym chcielibyśmy porozmawiać z naszą klientką na osobności – dodał Jay. Wzrok, który posłał mężczyźnie był wystarczający, by ten w końcu zdecydował się co zrobić.
Nie marnując więcej naszego czasu, skinął głową i wyszedł bez żadnego słowa.
– W jakim sensie miły? – powróciłem do wcześniejszej rozmowy, chcąc by to rozwinęła.
– Nie był oschły, pytał się, czy czegoś potrzebuję, przepraszał za to – uniosła ręce, wskazując na kajdanki – nawet zaoferował mi coś do jedzenia. Wyjaśnił mi też dlaczego tu jestem – przyznała o wiele słabiej. – Próbował zachęcić mnie do rozmowy, ale powiedziałam, że bez adwokata niczego nie powiem.
– Chciał cię do siebie przekonać – wyjaśniłem, prychając. – Byś zobaczyła w nim przyjaciela, a nie wroga.
– W takim razie coś mu nie wyszło – mruknęła.
– Więc miejmy nadzieję, że nie wyjdzie mu też sporo innych rzeczy – odpowiedział Dan, zajmując miejsce po jej lewej stronie. Oparł plecy i założył nogę na nogę. – Czy jest coś, czego nie powiedziałaś Dave’owi ani Samuelowi, a powinienem o tym w tej sytuacji wiedzieć?
– Nie – odpowiedziała od razu, w ogóle się nad tym nie zastanawiając. Patrzyłem, jak zamyka oczy, by zaraz je otworzyć i spojrzeć na serdeczny palec, na którym miała pierścionek. – Opowiedziałam im o wszystkim, co tylko pamiętam z tamtego okresu.
Dan przekrzywił głowę w jej stronę, patrząc na jej profil i spuszczony wzrok.
– A to, czego nie pamiętasz? Jak dużo tego jest, May? – zapytał, wyłapując z jej wypowiedzi najważniejsze. Jako prawnik nauczył się zwracać uwagę na każde słowo, a przede wszystkim potrafił czytać między wersami. Coś, co również przez te lata wypracowałem niemal do perfekcji.
Jej zaciśnięte usta bez problemu mogłyby być wystarczającą odpowiedzią. To nie było coś, czego byśmy nie poruszyli przez ten czas. Pytałem ją o to. Dowiedzenie się tego, jak wiele pamiętała i jak spójne było to, co mówiła, stanowiło dla mnie podstawę do całej reszty. Tylko że to wszystko było jedynie orientacyjne. Nie dało się tego w żaden sposób określić z precyzyjną dokładnością. Lata, które minęły od tamtej pory i to, w jaki sposób Evan ją przetrzymywał sprawiło, że straciła poczucie czasu, a godziny i dni, które odczuwała, nie odpowiadały faktycznemu upływowi czasu. Szczególnie, gdy dodatkowo ją odurzał.
– Nie wiem – przyznała szczerze, ściszając głos. – Więził mnie przez całe trzy miesiące. Nie umiem odpowiedzieć, ile z dni, które tam spędziłam, w pełni pamiętam. Bo nie chciałam tego pamiętać. Tego, jak mnie dotykał, robił to wszystko. Próbowałam jedynie to przetrwać, myśląc o każdej innej rzeczy, by tylko się od tego odciąć.
Zerknąłem nieznacznie na Dana. Chociaż jego twarz wciąż wyrażała to samo, wiedziałem, że w jego głowie działo się o wiele więcej, niż pokazywał.
Kobiety w rodzinie mafijnej nigdy nie miały łatwo, niemal zawsze stanowiąc główny cel ataków. To one były słabością mężczyzn będących u władzy. Nietrudno więc było o to, aby w jednej chwili, pomimo najlepszej ochrony, znalazły się w rękach wroga, stając się żywą kartą przetargową. Gwałty były jedną z wielu rzeczy, które musiały w tym czasie przetrwać.
Słowa, które wyszły z ust May nie mogły być dla niego obce, wszystko dlatego, że wysłuchiwał już podobnych. Prosto od swojej żony, która przez takie wydarzenie, została bezpowrotnie okaleczona.
Stan jej zdrowia był powodem, przez który trafiłem do tej rodziny. Nie chciała rozmawiać z lekarzami, a Dave uznał, że jego mama potrzebuje pomocy. Pomocy osoby, która nie będzie lekarzem, a będzie wiedziała, co robić.
Zostałem wylosowany szczęśliwym trafem. Problem polegał tylko na tym, że teoria, którą znałem, nie była praktyką. Nie miałem pojęcia jak jej pomóc. Improwizacja była wtedy najlepszym, co miałem do wyboru.
Dan przytaknął i nie marnując pozostałego czasu, płynnie przeszedł do następnych pytań.
– Chcą cię powiązać z seryjnymi morderstwami, które odkryli – poinformował ją, stukając palcami o swoje ramię. – Muszą mieć na to dowody, które będzie ciężko podważyć. W innym wypadku cały proces wyglądałby zupełnie inaczej. Czy oprócz tego, co wiem, mogłaś kogoś... – przerwał, nie kończąc, jednak wyraźnie dając May do zrozumienia, o co mu chodzi.
Mimo że byliśmy w pomieszczeniu sami, ściany miały uszy. Szczególnie, że za znajdującym się za mną lustrem weneckim z całą pewnością ktoś stał. Nie zdziwiłbym się, gdyby był to sam agent Rendevers.
May zaczęła gwałtownie zaprzeczać głową.
– Nie, nie mogłam. Pamiętałabym przecież o tym! – Jej wzrok szybko przeniósł się na mnie, szukając potwierdzenia. – Pamiętałabym, prawda? – Kiedy nie odpowiedziałem, ponownie zaczęła kręcić głową. – Samuel, proszę, powiedź mi, że nie zapomniałabym o czymś takim. Ten agent... on pokazał mi zdjęcia. Zdjęcia tych ofiar. – Pokręciła głową. – Nie mogłam tego zrobić. Nigdy bym tego nie zrobiła...
Problem był taki, że nie mogłem jej dać tej gwarancji, a przez to obawiałem się, że mogą wypłynąć na wierzch rzeczy, których zapomnienie było dla niej wybawieniem.
Nakryłem dłonią jej złączone dłonie i nachyliłem się.
– Cokolwiek dzisiaj wyjdzie, nie obwiniaj się za to, bo nic z tego nie będzie twoją winą. Rozmawialiśmy o tym, wiesz to. Nie na wszystko mamy wpływ – szepnąłem, nie chcąc, by ktokolwiek poza tym pokojem to usłyszał. – Pamiętaj May, nie jestem osobą, która mówiłaby ci to wszystko, tylko po to, by podnieść cię na duchu. Mówię ci to, bo taka jest prawda, więc nie ważne co ujawnią i co powiedzą, nie pozwól, aby zburzyli tym to, co zbudowałaś. Nie daj się sprowokować ani poniżyć przez ludzi, którzy cię nie znają. Obiecaj mi, że nie poddasz się, gdyby sytuacja stała się o wiele cięższa.
Jej krtań poruszyła się, gdy przełknęła ślinę.
– A może taka się stać? O czym mi nie mówicie?
Nim zdążyłem nawet otworzyć usta, by jej odpowiedzieć, zrobił to Dan. Bardziej bezpośrednio niż bym chciał i powiedział coś, o czym wraz z Jayem rozmawiał ze mną na osobności, bez wiedzy Dave’a.
– Nie dam rady wyciągnąć cię z aresztu, May. Sprawa jest zbyt poważna, bym mógł to zrobić przez poręczenie majątkowe.
– To znaczy, że...
– Że po przesłuchaniu prawdopodobnie przetransportują cię do zakładu karnego. Tam odbędziesz areszt do czasu procesu i nic na to nie poradzę. Szczególnie, gdy sprawę prowadzi FBI.
Zauważyłem, jak jej ramiona w jednej chwili opadły, ale szybko wydawała się wziąć w garść, jakby chciała odrzucić od razu myśli, które próbowały pojawić się w jej głowie.
– No dobra – rzuciła, zapewne nie chcąc, by ktoś inny teraz coś powiedział. – Przeczytałam gdzieś kiedyś, że we wszystkim można znaleźć pozytywy. W tym też na pewno jakieś się znajdą. Kto wie, może nawiążę jakieś ciekawe znajomości? A jak będzie można tam czytać, to jeszcze nadrobię zaległości książkowe.
Uśmiechnąłem się delikatnie, gdy to nie było tylko mówienie, naprawdę w to wierzyła. Miałem tylko nadzieję, że takie myślenie jej nie opuści. Potrzebowała go.
– Jak to mówią, będę miała co dzieciom opowiadać – dodała, śmiejąc się cicho. – W dodatku trzeba wziąć pod uwagę to, że mam dopiero dwadzieścia pięć lat. Z moim szczęściem jeszcze wiele może się wydarzyć. Będę po prostu bogatsza o nowe doświadczenia.
– Zrobię wszystko, co mogę, żebyś miała tam warunki najlepsze z możliwych – obiecał Jay, brzmiąc poważniej niż miał w zwyczaju. Wiedziałem, że te słowa nie były słowami rzuconymi na wiatr. Na pewno tego dopilnuje.
– Załatw mi książki, a będę cię wielbić – odparła, wcale nie żartując. Przekręciła głowę, powracając do mnie spojrzeniem i delikatnie się uśmiechając. – Obiecuję, Sam – powiedziała tylko, jednak to mi wystarczyło.
Ścisnąłem odrobinę mocniej jej dłonie, odwzajemniając jej uśmiech, tylko że wraz z tym jej czoło się zmarszczyło, a wzrok zatrzymał się na jednym konkretnym punkcie na mojej twarzy.
– Ktoś cię uderzył?
– To nic takiego...
– Zachciało mu się bawić w psychiatrę w nieodpowiednim momencie – rzucił kpiąco Dan, przez co posłałem mu wrogie spojrzenie, którym oczywiście się nie przejął.
– Znowu kogoś sprowokowałeś – stwierdziła tak pewnie, jakby to nie było dla niej niczym zaskakującym.
Skrzywiłem się. Może rzeczywiście robiłem to zbyt często?
– Tak wyszło – mruknąłem.
– Oczywiście – zaśmiała się. Położyła dłonie na nogach i przycisnęła plecy do oparcia krzesła. Wraz z tym jej uśmiech odrobinę posmutniał. – Mogłabym cię o coś poprosić, Sam?
– Zawsze możesz – przyznałem.
– Dopilnuj, by Dave nie zrobił nic głupiego, gdy mnie nie będzie. Zgaduję, że mu nie powiedzieliście jeszcze o tym. Nie będzie zadowolony, gdy się dowie. Znasz go, Sam.
Przytaknąłem, bo miała rację. I w jednym, i w drugim.
– Zajmę się nim.
– Okej – powiedziała, wypuszczając z ust strumień powietrza. – Jeżeli chodzi o przesłuchanie... – zaczęła, zerkając na obu prawników – co powinnam mówić?
– To zależy, w jakim kierunku ono pójdzie – odpowiedział Jay. – Najlepiej byś była oszczędna w słowa i odpowiadała jak najprostszymi zdaniami. Im mniej, tym lepiej. Staraj się też unikać określeń, które można zrozumieć dwuznacznie.
– Łatwiej mówić, trudniej zrobić – westchnęła zrezygnowana. Nie wyglądało na to, by wskazówki Jaya jej jakkolwiek pomogły.
– Bez obaw, poprowadzimy cię.
– Najważniejsze, to żebyś trzymała się prawdy – oznajmił Dan, zwracając jej uwagę. – Gdy będą pytać o Evana, odpowiedz tak, jak faktycznie było. Unikaj kłamstwa, bo inaczej zwróci się przeciwko tobie. – Jego niebieskie oczy zatrzymały się na jej twarzy. – Niezależnie jednak od wszystkiego, nigdy do niczego się nie przyznawaj. Jeżeli dadzą ci coś do podpisania, nie rób tego bez naszego wcześniejszego zatwierdzenia.
May od razu pokiwała w potwierdzeniu głową.
– Nie mam zamiaru niczego podpisywać ani też do czegokolwiek się przyznawać.
– W takim razie nie musisz się niczym przejmować. Jesteś mądrą dziewczyną, May. Poradzisz sobie.
Te zwykłe słowa, ale wypowiedziane przez Dana, widocznie podniosły jej pewność siebie.
Niestety na tym nasza rozmowa musiała się zakończyć. Drzwi do pomieszczenia się otworzyły, a do środka weszła osoba, na którą tak wcześniej czekałem. Wzrok agenta również dość szybko mnie odnalazł, a w jego oczach zatańczyły wesołe iskierki.
Pora zacząć zabawę.
***
*Simulatio amoris peior odio est - Udawanie miłości jest gorsze od nienawiści.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top