Rozdział XXII

Gdy tylko postawiłem nogę w domu, pierwszym miejscem, do którego chciałem pójść, był pokój Eve. W końcu to tam powinienem być, kiedy się już obudzi. Niestety podejrzewałem, że już dawno to zrobiła, a wraz z tym w jej głowie musiały pojawić się nowe pytania.

Tak samo jak w mojej. Było ich więcej niż odpowiedzi, dlatego musiałem wreszcie coś z tym zrobić.

Pilne wezwanie do szpitala na konsultację, gdzie moja obecność była niezbędna, zmusiło moje myśli na skupieniu się na jakiś czas na czymś innym. Poświęciłem temu całą swoją uwagę i wszystko poszło tak, jak tego chciałem.

Ale z Eve to nie wychodziło. Zatrzymywałem się, gdy powinienem wykonać ostatni krok. Ten decydujący. Mógłbym czekać, pozwolić, by to ona go wykonała, ale w tym przypadku obawiałem się, że prędzej dowiem się wszystkiego od braci niż od niej samej. A wolałem, by to ona mi o wszystkim powiedziała. Zarówno o Nolanie, jak i jej możliwej współpracy z policją.

W jakim stopniu była z nimi związana? Pracowała jako policjantka pod przykrywką? Była ich informatorką?

Cokolwiek to było, dla jej dobra lepiej, żebym dowiedział się o tym jako pierwszy, bo gdy przede mną dotrze do tego Jay bądź Dave, nie zostawią tego. Już teraz Jay drążył, jak tylko mógł. Kiedy dowie się o tym i Dave, zwyczajnie w świecie będzie chciał ją przesłuchać, a w momencie, gdy wyjdzie coś więcej, może nie być ciekawie. O ile w ogóle zdecyduje się cokolwiek powiedzieć. Upór nie byłby na jej korzyść.

To wszystko jednak nie było czymś, do czego miałem zamiar dopuścić. Dopóki moje zdanie jakkolwiek się liczyło, była ze mną bezpieczna.

I będzie nawet wtedy, gdy moje zdanie straci na ważności.

Ściągnąłem buty i przeczesałem dłonią włosy. May obiecała, że zostanie z Eve pod moją nieobecność, za co byłem jej naprawdę wdzięczny. Eve powinna czuć się przy niej po prostu najbezpieczniej. Z drugiej strony ufałem też Arill na tyle, by być pewnym, że May również jest przy niej bezpieczna, dlatego nie fatygowałem Nathana czy Carla. Poza tym nie miałem wątpliwości, że obie w tym krótkim czasie, w którym zdążyły się poznać, znalazły wspólny język.

Przystanąłem przy schodach, zerkając w stronę korytarza, który prowadził do łazienki. Może powinienem najpierw wziąć szybki prysznic? Chociaż nie czułem na sobie specyficznej woni szpitala, to miałem wrażenie, że i tak osiadła na mnie i moich ubraniach. Byłem już do niej przyzwyczajony, jednak nie sądziłem, by Eve również była.

Ale kiedy już się zdecydowałem i miałem iść się odświeżyć, dźwięk, który od samego początku docierał do mnie gdzieś w tle, teraz zwrócił na siebie całą moją uwagę. A w szczególności słowa i głos, który sprawił, że cały się napiąłem.

– Spokojnie, kruszynko, nie musisz się bać.

Odwróciłem głowę w stronę salonu, skąd docierał męski głos z nagrania. Po co oglądali to jeszcze raz? Sprawa była już załatwiona.

Gwałtownie odwróciłem się na pięcie, zmieniając kierunek na salon, spodziewając się zobaczyć tam braci. Zacisnąłem zęby, kiedy głos stawał się głośniejszy, a w mojej pamięci wciąż tkwiły obrazy z tego, co wcześniej widziałem.

Pierdolony skurwiel. Powinienem zająć się nim dużo wcześniej. Już wtedy dokładniej go sprawdzić, a nie pozwalając wraz z Dave’em, by dostał w swoje ręce więcej towaru, który wykorzystał w najgorszy możliwy sposób.

Jednak teraz nie mogliśmy już nic na to poradzić. Mogłem jedynie postarać się odszukać te dzieci i zaoferować im swoją pomoc, jeżeli w ogóle będą chciały ją przyjąć. Środowisko, z jakiego się wywodziły, również nie było pomocne.

Cholera, może za bardzo brałem to wszystko na siebie? Przecież załatwiłem już główny problem. Nic więcej nie musiałem robić.

Wszedłem szybkim krokiem do pomieszczenia, w tej samej chwili czując się, jakby ktoś uderzył mnie w głowę, gdy w środku nie zobaczyłem tylko braci. Wzrok Eve uniósł się ponad ekran laptopa, zatrzymując na mnie. Było w nich tak dużo emocji, że sam nie potrafiłem ich wszystkich odczytać.

Kurwa.

W sekundę pokonałem dzielącą nas odległość i, niewiele myśląc, zamknąłem klapę laptopa, dostrzegając, jak May drgnęła zaskoczona, jakby dopiero teraz mnie zauważyła. Zabrałem komputer, odkładając go na stół. Nath, Carl i Jay siedzieli z boku, jakby jeden raz im zupełnie wystarczył. I się, kurwa, nie dziwiłem.

Przeniosłem wściekłe spojrzenie na Dave’a, kiedy wyglądało na to, że zwyczajnie pozwolił, aby dziewczyny to obejrzały.

– Wyjaśnisz? – warknąłem, oczekując, że zrobi to naprawdę szybko. Widziałem, jak May otwierała już usta, by coś powiedzieć, ale to Dave odezwał się pierwszy.

– Eve na własne oczy chciała zobaczyć dowód, przez który postanowiłeś zabić tamtego faceta.

– A ty postanowiłeś pokazać jej właśnie te nagrania – stwierdziłem. Miałem wrażenie, że ostatnio niemal wszystko pragnęło wyprowadzić mnie z równowagi.

Tym razem to May zabrała głos, wstając i podchodząc bliżej.

– To był mój pomysł – przyznała i chciała powiedzieć coś więcej, ale Dave jej nie pozwolił.

– Ale ja się na to zgodziłem, więc wina leży po mojej stronie.

– Tak właściwie to jest mój laptop i ja je włączyłem – zauważył Nath, na którego przeniosłem na chwilę wzrok. Od razu się wycofał. – Sorry, nic nie mówiłem.

– A ja wyjątkowo nic nie zrobiłem – prychnął Carl.

Przekląłem w myślach, odwracając się do Eve, gdy nadal nic nie powiedziała. Zrozumiałem dlaczego. Przez cały czas mnie obserwowała, wyraźnie zamyślona. Nie miałem wątpliwości, że to o mnie myślała, nie o nagraniach, które chwilę temu zdążyła zobaczyć.

Nagle, jakby zorientowała się, że ja również ją właśnie obserwuję, otrząsnęła się z tego, a wraz z tym podjęła chyba jakąś decyzję. Gdy tylko się podniosła i podeszła do mnie, złość na Dave’a uciekła na drugi plan.

– Moglibyśmy porozmawiać gdzieś na boku? – spytała, spoglądając mi w oczy. Z jakiś powodów w jej spojrzeniu dostrzegłem zaufanie. Zaufanie do mnie.

– Oczywiście – odpowiedziałem bez najmniejszego zawahania.

May w tej samej chwili chwyciła Dave’a za rękę i pociągnęła go za sobą.

– Pójdziemy w tym czasie przygotować coś dobrego do picia i jedzenia – oznajmiła, nawet nie czekając na zdanie swojego narzeczonego.

Carl natomiast złapał pilot i włączył telewizor.

– A my grzecznie tu zostaniemy i oglądniemy jakże interesujące wiadomości.

Jay jedynie na chwilę uniósł wzrok, sprawdzając kanał, który włączył Carl, by po tym znowu skupić się na czytanej książce.

Przewróciłem na to oczami, delikatnie kładąc dłoń u dołu pleców Eve.

– Wyjdziemy stąd – powiedziałem, na co skinęła głową. Nawet gołym okiem dało się zobaczyć, jak bardzo była zestresowana. Zatrzymałem się, gdy weszliśmy do holu. – Gdzie chciałabyś porozmawiać? – spytałem, chcąc by sama wybrała miejsce, w którym będzie czuła się najlepiej.

– Tutaj – oznajmiła, odrobinę się odsuwając. – Jeżeli zaczniemy iść gdzieś dalej, obawiam się, że zdążę jeszcze ze sto razy powiedzieć sobie w myślach, że nie powinnam ci tego mówić – zaśmiała się cicho, a ten śmiech zdecydowanie był nerwowy.

– W porządku, możemy tutaj zostać – odpowiedziałem, ale nie wydawała się ani trochę z tego powodu uspokoić. Przechodziła z nogi na nogę, patrząc wszędzie tylko nie na mnie.

Zrobiłem krok w jej stronę, delikatnie chwytając jej dłonie w swoje, na czym zatrzymała wzrok. Musiała poczuć, że bez problemu mogła je w każdej chwili zabrać, jednak na razie tego nie zrobiła.

– Spokojnie, Eve. Cokolwiek chcesz mi powiedzieć, to nie sprawi, że się od ciebie odwrócę. Zaufaj mi, nie ważne co to będzie, poradzimy sobie z tym.

Z jej ust uciekło nerwowe parsknięcie.

– Łatwo ci mówić. To nie twoje życie jest pod wielkim znakiem zapytania. – Przeniosła wzrok na drzwi. – Da się stąd uciec?

Chociaż starała się ukryć pytanie pod żartem, naprawdę chciała znać odpowiedź.

Aż tak się boisz, Eve?

– Jeżeli potrafisz skakać po drzewach jak May, to tak, da się stąd uciec – odparłem, uśmiechając się lekko.

– W tym nie mam sobie równych – przyznała, również próbując się uśmiechnąć.

Puściłem jej jedną dłoń, swoją przenosząc na jej policzek, aby na mnie spojrzała, kiedy wciąż tego nie zrobiła.

– Nie stresuj się tak, Serce. Wyrzuć to w końcu z siebie. Wiem, że decyzje, które podjęłaś, one wszystkie wynikały wyłącznie z twoich dobrych intencji. Nie musisz się bać – powiedziałem miękko, kciukiem gładząc jej policzek.

– Nie wiem co robić, Sam. Nie mam pojęcia – wyszeptała drżącym głosem. – To nie jest coś, co dotyczy tylko mnie. Jeżeli zrobię coś źle...

– Shhh, razem sobie z tym poradzimy, tylko powiedz mi co się dzieje. Przecież wiesz, że jestem w stanie ci pomóc.

Przełknęła z trudem ślinę. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, jednak zawahała się, kiedy May i Dave właśnie wracali z kuchni. Widząc, że to tutaj wybraliśmy miejsce do rozmowy, szybko przemknęli do salonu.

– Powiedz mi, Eve. Przysięgam ci na swoje nazwisko, że będziesz bezpieczna – zapewniłem, nakierowując jej myśli z powrotem na to.

Spodziewałem się o czym chce mi powiedzieć i cieszyłem się, że się na to zdecydowała, ale musiała to jeszcze z siebie wykrztusić.

– Ja... jestem z...

Drgnęliśmy oboje, gdy po domu rozniósł się niespodziewany huk rozbijającego się szkła. Wraz z Eve zerknąłem w stronę salonu. May niosła coś szklanego.

Spojrzałem na Eve, ale ona wydawała się zrozumieć, nim w ogóle się odezwałem. Zacisnęła palce na moim nadgarstku i pociągnęła w stronę skąd dobiegł odgłos.

Im byłem bliżej pomieszczenia, tym oddech z większym trudem przechodził przez moje gardło, gdy zdawałem sobie sprawę, że się spóźniłem.

Eve zamarła, przerażonym wzrokiem patrząc na telewizor. Na piegowatą dziennikarkę, która relacjonowała zdobyty temat.

– ...jest odpowiedzialna za ukrywanie seryjnego mordercy? Szef policji odmawia na tę chwilę jakiegokolwiek komentarza. Jak udało nam się ustalić, u ofiar powtarza się przekreślony symbol słońca, który został wypalony na ciele u kobiet. Takie oznaczenie pojawia się również w astrologii. Czym może być dla żyjącego między nami mordercy? Mimo przerażającej ilości ofiar, policja wciąż nie ustaliła tożsamości sprawcy. Według informacji, które zdobyliśmy kilka chwil temu, nad sprawą czuwają już agenci FBI. Czy uda się im ustalić kim jest tajemniczy SunSeal*? Więcej informacji przedstawimy już wkrótce. Mówiła dla państwa Jocelyn Harlet.

– Dziękujemy Jocelyn. To sprawa z ostatniej chwili...

– SunSeal? Kurwa, kto to wymyślił – wypowiedział Carl, sprawiając, że w jednej chwili oprzytomniałem. Tak samo jak pozostali. W tym również May.

– On... mówiliście, że on... – zaczęła, nie odrywając wzroku od wciąż włączonego telewizora. Dave zauważył to samo.

– Wyłączcie to – warknął, niecałą sekundę później zupełnie bosą stopą odsuwając odłamki szkła, które były wokół May, omijając rozlany koktajl. Bez słowa wziął ją na ręce i przeniósł na sofę.

Przekląłem pod nosem, bo sytuacja nie wyglądała ani trochę dobrze. Było o wiele gorzej, niż sądziłem, że może być.

Spojrzałem na Eve, która nie wydawała się wyglądać wcale lepiej niż May, wyraźnie blednąc.

Zauważyłem, jak Jay wstał, pewnym krokiem idąc w naszą stronę, ze wzrokiem wbitym w dziewczynę. Odsunąłem ją za siebie, odgradzając od brata, bo wcale nie zapowiadało się na to, by miał coś miłego do powiedzenia.

Widząc to, zacisnął zęby.

– Odejdź od niej.

– Nie zaczynaj teraz, Jay – odwarknąłem, nie mając zamiaru pozwolić mu w tej chwili na cokolwiek.

Kątem oka dostrzegłem, jak Dave przyglądał nam się z niezrozumieniem, ale zaraz jego wzrok przeniósł się na Eve i nie miałem już wątpliwości, że domyślił się najważniejszego, jednak jego uwagę szybko ściągnęła May.

– Mówiliście, że on... nie żyje – powiedziała z trudem, patrząc na nas. – Powiedzieliście, że...

Dave chwycił jej twarz w dłonie, patrząc na nią twardym wzrokiem.

– Zabiłem go, May. Zabiłem i upewniłem się, że ten sukinsyn już nigdy cię nie skrzywdzi. On nie żyje – zapewnił, a moc, którą włożył w swoje słowa, chyba odrobinę ją uspokoiła.

– Jest kupką popiołu, May – odezwał się Carl, również będąc śmiertelnie poważnym. Postawa, którą nieczęsto dało się u niego zobaczyć. – Osobiście byłem przy tym, jak go palono.

– Więc dlaczego... – zaczęła, ale Carl nie potrzebował więcej, by odpowiedzieć na pytanie, które siedziało jej w głowie.

– Znaleźli jego ofiary. Wszystkie, które zabił, nim my zabiliśmy jego.

Kątem oka dostrzegłem, jak Eve zatacza się do tyłu. Odwróciłem się szybko, przytrzymując ją. Jakby w ogóle na to nie zwróciła uwagi, spojrzała na May.

– Kim on dla ciebie był? – spytała cicho.

– To chyba nie jest odpowiednie pytanie teraz – odparł oschle Dave, ale May złapała go za rękę, dając mu nieme potwierdzenie, że wszystko jest w porządku. Nie wiedziała tylko jak odpowiedzieć.

Dlatego postanowiła pokazać.

Jej dłoń powędrowała do krańca bluzki, unosząc ją ostrożnie do góry. Zsunęła trochę spodenki, a wraz z tym nic już nie zakrywało znajdującej się na jej skórze blizny, symbolu słońca. Od opisu dziennikarki różnił się jedynie brakiem przekreślenia.

Jay, nadal będąc obok mnie, w jednej chwili spiął wszystkie swoje mięśnie, tak samo jak Carl i Nath. To było coś, o czym do tej pory nie wiedzieli.

– Kurwa, młoda – wydusił Carl, a w jego głosie dało się wyczuć ból. – Co on ci jeszcze zrobił?

May zacisnęła usta, spuszczając głowę i mocno zaciskając powieki.

Nie była gotowa na tak mocny i gwałtowny cios.

– Jesteś jego ofiarą – wyszeptała nagle Eve, skupiając na sobie naszą uwagę. – A wy go zabiliście. –  Wyglądała, jakby musiała powiedzieć to na głos, by sobie poukładać. Pokręciła jednak głową. – To dlaczego na zdjęciu się całowaliście? Bo to był on, prawda? Mężczyzna na tapecie twojego telefonu.

May przez dłuższą chwilę patrzyła na nią zdezorientowana.

– Na tapecie? Nie mam go przecież na... – przerwała, a jej oczy się rozszerzyły, gdy musiała jednak coś sobie przypomnieć. – Miałam takie zdjęcie, gdy był jeszcze moim... chłopakiem. Usunęłam wszystko, co było z nim związane. Teraz mam nawet nowy telefon. Skąd o nim wiesz?

– Byliście razem?

– Dość tego – warknął Dave, wstając i powodując, że Eve podskoczyła przestraszona, gdy zrobił krok w jej stronę. – Odpowiedz najpierw na pytanie mojej narzeczonej, bo nie wydaje mi się, że powinnaś być w posiadaniu takich informacji.

Eve cofnęła się ostrożnie, ewidentnie chcąc się znaleźć o wiele bliżej wyjścia. Nie musiałem czytać jej w myślach, by wiedzieć, co jej właśnie po nich chodziło. Nim jednak zdążyła je zrealizować i być może zacząć uciekać, chwyciłem ją za rękę.

I to ja odpowiedziałem na pytanie May, gdy połączyłem już wszystkie kropki.

– Jest z FBI.

Jak się spodziewałem, Eve w przypływie paniki szarpnęła ręką, chcąc się wydostać. Zacisnąłem więc mocniej palce wokół jej nadgarstka i przyciągnąłem bliżej siebie, bez problemu wyczuwając jej walące serce.

Dave natomiast wyglądaj, jakby nie dowierzał temu, co właśnie opuściło moje usta.

– Słucham? – Jego brwi powędrowały do góry. – Chcesz mi powiedzieć, że wpuściłeś do naszego domu FBI? – Pokręcił głową, łapiąc się za kark. – Czy ty, kurwa, zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś? Jeżeli coś przekazała dalej...

– Nie zrobiłam tego – powiedziała od razu, przesuwając się odrobinę do przodu. – Niczego nie przekazałam...

Iskierki w jego oczach wcale nie oznaczały, że jej uwierzył. Nie zrobił tego, ale gdy chciał coś odpowiedzieć, Nathan go wyprzedził, a ton jego głosu zaalarmował mnie wcześniej niż same słowa, bo wyczułem w nim... strach.

– Mamy problem. Poważny problem.

– Młody, powiedz o co chodzi, a nie... – zaczął Carl, podchodząc do niego, ale kiedy zobaczył na ekranie to samo co Nath, w jednej chwili zamilkł, otwierając szeroko oczy. – Dzwoń do taty, Jay. Teraz.

– Co?... – spytał, nadal nie rozumiejąc, tak samo jak my, ale Carl, widząc, że Nath nie wydusi z siebie żadnego słowa więcej, przejął to na siebie.

– Jesteśmy otoczeni przez policję – oznajmił poważnie, odwracając laptop w naszą stronę, by następnie skierować wzrok na Eve. – Z FBI na czele.

Spojrzałem na ekran, a widok z zewnętrznych kamer sprawił, że mój żołądek boleśnie się ścisnął. Jay nie potrzebował wiedzieć więcej.

– Nie, to niemożliwe – wydusiła Eve, podchodząc bliżej laptopa i błądząc wzrokiem po ekranie. – Nie miało być żadnej akcji. Cade by mnie uprzedził. Cholera, nie mają nawet żadnych mocnych dowodów, by to zrobić!

– Eve – zaczęła słabo May, ale wystarczająco głośno, by zwrócić na siebie naszą uwagę. – Dlaczego oni tu są? Proszę, powiedz mi, po kogo oni... przyjechali?

Eve rozchyliła usta, ale nim wyszła z nich odpowiedź, to Nath odpowiedział.

– Po ciebie – powiedział, unosząc głowę. – I chyba też po nas.

Zacisnąłem zęby, widząc przystawione do kamery domofonu nakazy aresztowania.

– Jasne, zrozumiałem – potwierdził Jay, a chłód w jego glosie i opanowanie otrzeźwiło mnie. – Jest już w drodze – poinformował nas, a w tym samym czasie po domu rozniósł się dźwięk dzwonka. Jay przeniósł wzrok na laptop. – Musimy ich wpuścić. Gdy sami postanowią tu wejść, będzie gorzej. Nie wiem, jak to dalej się rozwinie, ale chyba nie muszę wam tłumaczyć, że nie odpowiadacie na żadne pytania bez mojej obecności albo obecności taty. Cokolwiek by wam mówili czy dawali do podpisania, żądacie obecności adwokata. – Jego spojrzenie uciekło na chwilę na May. Kiedy po tym spojrzał na mnie, skinąłem tylko głową, bo nie potrzebowałem słów, by wiedzieć o czym pomyślał. On ruszył do Nathana, a ja do... May, doskonale zdając sobie sprawę, że to był dopiero początek. – Włącz głos i mikrofon. Pora się przywitać.

Dave przeklął pod nosem, jakby ta cała sytuacja powoli do niego docierała. Wrócił do May, obejmując ją najmocniej jak chyba potrafił, a jego wściekłe spojrzenie zatrzymało się na Eve.

– Zapłacisz za wszystko, co będzie musiała przejść May i moja rodzina. Jeżeli przyłożyłaś do tego chociaż mały palec, nie daruję ci tego – wypowiedział powoli, akcentując niemal każde słowo, na co May szybko zareagowała.

– Nie próbuj nic robić! – zażądała, patrząc mu prosto w oczy. – To nie jest jej wina. Skoro Sam jej ufa... ja również jej ufam i ty też powinieneś. Obiecaj mi, że nie ważne co się stanie, nie będziesz od niej wyciągać żadnych konsekwencji! – Mięśnie Dave’a jeszcze mocniej się napięły. – Obiecaj mi to – powtórzyła.

Spojrzałem na niego, niemal każąc to zrobić. Nawet jeżeli miało być to kłamstwo. Nie mieliśmy czasu, a ona... potrzebowała to usłyszeć.

I usłyszała. Dokładnie to, co chciała. Zapewnienie z ust osoby, którą kochała i której... ufała.

– Obiecuję, skarbie. Obiecuję...

Następne słowa należały już do Jaya.

– Jay Sanders, mogę w czymś pomóc? – spytał, a w jego głosie wyczułem nutkę kpiny.

– Agent Cade Rendevers, FBI – przedstawił się, przystawiając odznakę do kamery. Widziałem, jak Eve stoi coraz bardziej spięta. – Myślę, że otwarcie bramy będzie wystarczające. Większa pomoc będzie potrzebna raczej komuś innemu. Mam ze sobą trzy nakazy aresztowania i jeden nakaz przeszukania domu – oznajmił, pokazując ten ostatni do kamery. – Załatwmy to w cywilizowany sposób. Jako prawnik powinieneś wiedzieć, że współpraca to najlepsze, co możesz teraz zrobić.

Jay się zaśmiał.

– Agencie, nawet nie przyszło mi do głowy, by rozważać inną możliwość. Zapraszam do środka. – Skinął głową do Nathana, jako potwierdzenie swoich wcześniejszych słów. Młody skrzywił się, jakby to była ostatnia rzecz, jaką chciałby zrobić, jednak mimo to brama się otworzyła.

– Mają trzy nakazy – zauważył zaraz Nath. – Jeden jest na May, a dwa kolejne?

– Kolejny jest pewnie na mnie – oznajmiłem, nie mając wątpliwości, że Cade się o to postarał.

Eve jednak potrząsnęła głową.

– Nie mieliśmy żadnych dowodów, by któregokolwiek z was zatrzymać. Nie mam pojęcia skąd te nakazy. To nie ma najmniejszego sensu.

– To nie jest teraz najistotniejsze. Mają nakaz przeszukania, mogą zabezpieczyć komputery, nośniki...

Nath, jakby właśnie to sobie uświadomił, w jednej chwili powrócił do laptopa, szybko wpisując coś na klawiaturze.

Nie mając już więcej czasu, zwróciłem się do May.

– Posłuchaj mnie, May. Niezależnie od tego, jakie zebrali dowody, wyciągniemy cię z tego – zapewniłem, na co od razu przytaknęła głową.

– Wiem, ufam wam.

Uśmiechnąłem się delikatnie.

– Nie odpowiadaj sama na żadne ich pytania. Jay i Dan wszystkim się zajmą, nie musisz się tym martwić. Wbrew pozorom jesteśmy przygotowani na tego typu sytuacje. Chociaż nie sądziłem, że kiedykolwiek będziemy musieli zmierzyć się z nimi w rzeczywistości.

– Ja... – zaczęła, odwracając wzrok. – Ja również byłam na to przygotowana – przyznała, a ja doskonale wiedziałem o czym mówi. O tym, że kiedyś sama rozważała zgłoszenie się na policję.

– A nie powinnaś – odpowiedziałem, ponownie łapiąc jej spojrzenie. – Nie zrobiłaś niczego złego, May. Nie zapominaj o tym. – Spojrzałem na braci, gdy w pokoju dało się usłyszeć walenie do drzwi i kilka dzwonków.

– Pójdę otworzyć – zadeklarował Carl, zmierzając już do drzwi. – Jakbym nie wrócił, to znaczy, że to mnie wpisali na tym trzecim nakazie.

Dobrze, że przynajmniej jego poczucie humoru nie opuściło.

Powróciłem wzrokiem do May.

– Jay będzie twoim adwokatem i w każdej chwili możesz zażądać z nim kontaktu – przypomniałem jej, na co posłała mi uspokajający uśmiech, bo w tej chwili to chyba ja bardziej się martwiłem niż ona.

– Znam swoje prawa, Sam. W końcu mój tata był prokuratorem. Nie odpuścił mi wykładu z tego. – I naprawdę byłem mu za to wdzięczny. Możliwe, że dzięki temu będzie czuła się mniej zagubiona w tym wszystkim. – Chociaż Jay też zdążył wprowadzić mnie w najważniejsze prawne kwestie.

Słysząc, jak Carl otwiera już drzwi, powiedziałem jeszcze:

– Zrobię, co mogę, by uzyskać zgodę na możliwość uczestniczenia w twoim przesłuchaniu jako twój lekarz prowadzący. Cokolwiek się stanie, na pewno nie będziesz sama.

– Dziękuję – wyszeptała, a ja odsunąłem się w chwili, kiedy Cade wraz z policjantami wszedł do środka. Kiedy tylko nasze spojrzenia się spotkały, jego kąciki ust ułożyły się w uśmiechu.

– Aresztujcie ich i przeszukajcie – rozkazał, a ja wcale nie byłem zdziwiony, gdy jeden z nich ruszył w moim kierunku.

– Mogę zobaczyć nakazy? – spytał Jay, wyciągając po nie rękę.

– Proszę bardzo – odparł, dając mu to, czego potrzebował, by w następnej chwili z radością przyglądać się całemu zajściu.

Temu, jak policjant, mimo braku stawiania przeze mnie oporu, pchnął mnie na ścianę, wykręcając ręce do tyłu. Temu, jak drugi chwycił May za ramię i nie zważając na użytą przez siebie siłę, zmusił ją do położenia się, kładąc kolano na jej plecach i skuwając o wiele brutalniej niż mnie.

– Delikatniej – warknął Dave, bez wątpienia ledwo się kontrolując. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że wtrącając się może tylko pogorszyć sytuację. – Chyba widzisz, że nie walczy z tobą.

May jęknęła cicho, kiedy to przyniosło odwrotny efekt i noga mężczyzny mocniej wbiła się w jej plecy.

– Jestem delikatny. Proszę się więc odsunąć albo potraktuję to jako utrudnianie wykonywania czynności służbowych.

– Ty...

– Dave – upomniał go Jay, nim powiedział coś więcej. Coś, na co tylko czekali.

Przekrzywiłem głowę, na ile byłem w stanie, niestety nie mając wątpliwości, kto jest trzecim zatrzymanym. Nath leżał na podłodze, a metalowe kajdanki zacisnęły się na jego nadgarstkach.

– Zabezpieczcie laptop. Robił coś na nim – oznajmił mężczyzna, zmuszając Nathana, by wciąż pozostał w tej samej pozycji.

Zacisnąłem zęby, gdy blondyn mocniej przycisnął moje ciało do ściany.

– Masz prawo do zachowania milczenia. Wszystko, co od tej pory powiesz, może być użyte przeciwko tobie w sądzie. Masz prawo do adwokata i do jego obecności podczas przesłuchania. Jeżeli cię na niego nie stać, zapewnimy ci adwokata z urzędu. Zrozumiałeś swoje prawa, które ci przedstawiłem?

– Tak, zrozumiałem – odparłem.

– Świetnie, zostajesz zatrzymany pod zarzutem zabójstwa. Posiadasz przy sobie jakieś niedozwolone przedmioty? – Nie odezwałem się, co mężczyzna skomentował prychnięciem. – Nogi szeroko – rozkazał, zaraz po tym zaczynając mnie przeszukiwać.

Spojrzałem w stronę May, kiedy policjant, który ją zatrzymał, zmusił ją do wstania i ustawił przy ścianie.

– Iris, przeszukaj ją – rzucił w stronę kobiety, która skinęła głową, podchodząc do nich.

Mój wzrok zatrzymał się następnie na Eve, która wciąż stała w tym samym miejscu co wcześniej, jakby nie dowierzała, że to dzieje się naprawdę, ale kiedy jej spojrzenie spotkało się z moim, a następnie uciekło na kajdanki, ozdabiające w tej chwili moje nadgarstki, wydawała się oprzytomnieć.

W kilku krokach podeszła do Cade’a.

– Co ty wyrabiasz?! – zapytała twardo. – Nie dałam ci, do cholery, żadnego sygnału!

– Pojawiły się nowe dowody w sprawie – oznajmił.

– I nie pomyślałeś może o tym, by mnie poinformować?!

Cade westchnął.

– Dzwoniłem, nie odbierałaś ode mnie. Zostawiłem ci nawet wiadomość byś szybko oddzwoniła – mówił spokojnie, na co przekląłem w myślach, gdy wiedziałem do czego zmierzał. Przewidział jej zachowanie i zrobił sobie podkładkę. – Naprawdę nie wiem, co się z tobą ostatnio dzieje, Eve. Najpierw mówisz, że chcesz zrezygnować ze sprawy, a zaraz, jeszcze w tej samej rozmowie, zmieniasz zdanie. Gdy przyjechałem tu następnego dnia, nie potrafiłaś odpowiedzieć na żadne moje pytanie. Jesteś nieobecna, rozkojarzona, zaczęłaś popełniać błędy...

– O czym ty mówisz?

– Nie chcę byś to źle odebrała...

– W takim razie trochę się z tym spóźniłeś – warknęła, niemniej wściekła niż Dave.

– Nie uważam byś była w stanie dalej zajmować się tą sprawą. Jesteś najlepszą agentką, jaką znam, ale w tej chwili to wszystko cię przerasta, Eve. Musisz odpocząć i zregenerować siły. Poprowadzę sprawę do końca.

– Chcesz mnie od niej odsunąć? – zapytała z niedowierzaniem.

– Dla twojego dobra. Zaczęłaś do tego podchodzić zbyt emocjonalnie. W dodatku prywatne problemy nie pozwalają ci się skupić na pracy, sama to przyznałaś. Wiem, że Nolan lada dzień wychodzi z więzienia i nieustannie o tym myślisz, ale nie możesz pozwolić, aby przez to wciąż wpływał na twoje życie, a przede wszystkim na twoją pracę. Dopóki sobie z tym nie poradzisz, nie pozwolę ci brać udziału w sprawie. Możesz mnie teraz nienawidzić i przeklinać, ale twoje zdrowie jest dla mnie priorytet, dlatego spróbuj zrozumieć moją decyzję.

Zacisnąłem dłonie w pięści, kiedy wraz z Eve słuchałem każdego jego słowa. Zdań, które miały mieć na nią określony wpływ. Wszystko sobie zaplanował, a ja nie mogłem w tej chwili nic zrobić. Nic z tym, co działo się w jej głowie.

Eve jak gąbka przyjmowała do siebie każde wypowiedziane przez niego słowo, jego myśl, zdanie. Robiła to, bo mu ufała. Nie był tylko jej partnerem z pracy, ale i przyjacielem, który miał być dla niej oparciem i pomocą, gdy sama nie będzie potrafiła z czymś sobie poradzić.

Cade o tym wiedział. Wiedział też, jak bardzo była podatna na jego wpływ i to wykorzystywał. Wykorzystywał tak samo jak Nolan.

– Nie zgłoszę temu nikomu, Eve. Chcę tylko byś o siebie zadbała. To nic złego, również miałem takie momenty, więc wykorzystaj ten czas i odpocznij.

– Idziemy – warknął nagle policjant, popychając mnie w stronę wyjścia, gdy wcześniej się nie ruszyłem. – Interesuj się własnymi problemami. Masz ich teraz wystarczająco.

Żebyś i ty ich niedługo nie miał – syknąłem w myślach, chociaż wiedziałem, że mężczyzna wykonuje jedynie swoją pracę.

Odszukałem wzrokiem Carla i wiedziałem, że to jedno krótkie spojrzenie wystarczyło, by zrozumiał moją niemą prośbę.

Prośbę, aby zaopiekował się Eve, kiedy ja nie będę miał takiej możliwości.

Bo tylko to mi zostało.

Poprosić i mieć nadzieję, że Carl nie podąży za zdaniem swojego bliźniaka.

***
 *SunSeal – Pieczęć Słońca

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top