Rozdział XXI

Miał tego nie robić. Przecież go prosiłam, by tego nie robił!

Sprowokował go. Powiedział mu coś i sprowokował mimo moich próśb.

Wstałam, kładąc dłonie na tył głowy i zaczynając chodzić od ściany do ściany, czując na sobie spojrzenia dwóch braci i May.

Samuel mógł zrobić tu wszystko, co tylko chciał i nikt go nie powstrzyma. Żaden z Sandersów.

Co robić, co robić, co robić.

Ruszyłam szybko do wyjścia, ale Carl, który stał obok, w jednej chwili zagrodził mi przejście i nawet jego łagodna postawa nie sprawiła, że poczułam się lepiej.

- Poczekaj na Sama, Eve. Na pewno zaraz wróci.

Cofnęłam się o kilka kroków.

Kiedy wróci, może być już za późno.

Mój wzrok mimowolnie podążył do okna, które w dodatku było otwarte...

- Nie myśl o tym, Eve - odezwał się Dave, zwracając moją uwagę. Siedział na krześle, ze spojrzeniem utkwiony wprost we mnie. - Po prostu usiądź i zaczekaj. Samuel nie należy do lekkomyślnych osób, więc możesz być spokojna.

Niemal się zaśmiałam. Zdecydowanie nie należał do takich osób. Oznaczało to tylko tyle, że jego decyzja będzie w pełni świadoma.

Cade miał tylko zobaczyć, czy wszystko jest w porządku. Nawet mu nie powiedziałam, co takiego się stało. Chciałam tylko, żeby przyjechał, ewentualnie pobył tu trochę. W końcu tak planowaliśmy od początku. Żeby go tu wprowadzić.

Ale teraz? To chyba był najgorszy z możliwych pomysłów.

Przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej, masując ją odrobinę.

A mogłam wybrać mniej stresującą pracę. Najlepiej taką, w której nie musiałabym mieć żadnego kontaktu z ludźmi, a przynajmniej bezpośrednio.

Trzeba było po prostu słuchać mamy, gdy ci to odradzała, idiotko. Gdy odradzała to wszystko. Spotykanie się z Nolanem, narzeczeństwo, praca w FBI. Mówiła „nie", a ja chciałam udowodnić, że wiem lepiej. Że potrafię podejmować właściwie decyzje i nikt nie musi robić tego za mnie.

I znowu się myliłam.

Skrzywiłam się, mocniej chwytając za klatkę, gdy bardziej zakuło.

- Eve, wszystko w porządku? - Usłyszałam gdzieś z boku zmartwiony głos May.

Nic nie było w porządku. Nigdy nie było.

Zawsze wybierałam złą drogę.

Zawsze tę najgorszą. Nawet, gdy chciałam jak najlepiej.

Może Nolan miał rację? Może faktycznie nie potrafiłam niczego zrobić dobrze? Może naprawdę sprowadzałam na każdego samo nieszczęście?

- Eve?

Poderwałam głowę, gdy głos Samuela dotarł do moich uszu. Głos Samuela i nikogo więcej. Nie było go.

- Gdzie Cade? - zapytałam niemal od razu, kiedy nigdzie go nie widziałam.

Sam zmniejszył między nami odległość.

- Pojechał.

Pokręciłam głową, cofając się o krok.

- Nie mógł tego zrobić. Nie zostawiłby mnie tu samej.

Byłam tego pewna. Przecież nie odjechałby, kiedy go tu potrzebowałam. Na pewno by mi o tym powiedział.

Sięgnęłam po telefon, wyciągając go z kieszeni i szybko wybierając jego numer. Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa. To samo za drugim i trzecim razem. Cholerna poczta głosowa.

- Nie odbiera. Zawsze odbierał - mówiłam, kiedy po raz czwarty usłyszałam z telefonu to samo. - Gdzie on jest?! - zapytałam, ale nie czekałam aż odpowie. Ruszyłam do wyjścia, do miejsca, gdzie ostatni raz go widziałam. Tylko że tym razem to Samuel zatrzymał mnie w miejscu.

- Nic mu nie jest, Eve. Wsiadł do swojego samochodu i odjechał. Niczego nie zrobiłem - zapewnił, patrząc mi prosto w oczy i chociaż była w nich sama szczerość, nie umiałam w to uwierzyć.

- Chcę go zobaczyć - wydusiłam, czując, jak ból w klatce tylko się nasilił. Złapałam się za nią i zacisnęłam powieki, a kiedy ponownie otworzyłam oczy, wszystko było zamazane.

Samuel powiedział coś cicho pod nosem, czego w ogóle nie zarejestrowałam.

- Eve, popatrz na mnie - nakazał, ale pokręciłam głową, odsuwając się od niego, nim jego ręce mnie objęły. Mój wzrok przesunął się po pozostałych osobach w pomieszczeniu. Gdy spojrzeniem spotkałam się z May, zobaczyłam zrozumienie. Zwyczajne zrozumienie.

I w tej samej chwili poczułam, jak wszystkie siły mnie opuszczają, a nogi po prostu odmawiają posłuszeństwa.

- Mam cię. - Usłyszałam jeszcze, nim w końcu wszystko ucichło.

Nim nadszedł błogi spokój.


***
Poruszyłam się, przekręcając na drugi bok, a kiedy tylko mgła snu odeszła, powoli otworzyłam oczy.

Byłam w swoim pokoju, leżąc na wygodnym łóżku.

Spojrzałam przed siebie, dostrzegając siedzącą na fotelu May. Była skupiona na tym, co robiła na tablecie, jednak musiała wyczuć na sobie mój wzrok, bo uniosła głowę, zerkając na mnie. Kiedy zobaczyła, że nie śpię, od razu wyciągnęła z ucha słuchawkę i odłożyła tablet na stolik obok, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- Dobrze widzieć, że już się obudziłaś. Muszę przyznać, że przestraszyłaś mnie trochę, gdy zemdlałaś.

- Zemdlałam? - powtórzyłam, mrużąc oczy i próbując przypomnieć sobie ostatnie minuty. - Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło.

Niepewnie się uśmiechnęła.

- Samuel powiedział, że to był dla ciebie ciężki dzień.

Moja dłoń powędrowała do zranienia na ramieniu, a obrazy stanęły przed oczami.

- Ile byłam nieprzytomna? - spytałam, starając się pozbyć tego wszystkiego z myśli i zająć je czymś innym.

May wydawała się zwlekać z odpowiedzią, a być może nawet nie wiedzieć, jak mi ją przekazać, przez co w mojej głowie zaczęły się tworzyć różne scenariusze, każdy kolejny coraz gorszy.

- Straciłaś przytomność tylko na chwilę, ale Sam podał ci później jakiś lek, którego nazwy już nie pamiętam, byś mogła odpocząć - odpowiedziała w końcu, uważnie mnie obserwując. - Wiem, że to on powinien ci wszystko wytłumaczyć, ale musiał gdzieś pojechać i poprosił mnie, bym to ja ci to przekazała, gdybyś pytała... Mamy teraz - spojrzała na zegarek - dziesiątą rano.

Więc przespałam całą noc. I chociaż z jednej strony miałam właśnie ochotę przeklinać Samuela, że nafaszerował mnie czymś bez mojej zgody, to z drugiej byłam mu naprawdę wdzięczna. Przespanie tych wszystkich godzin wydawało się być niemal wybawieniem.

- Dziękuję - odpowiedziałam jej, próbując się przynajmniej lekko uśmiechnąć.

- Jeszcze jedna sprawa... - zaczęła. - Przepraszam, jeżeli nie powinnam, ale kiedy spałaś, ciągle dzwonił twój przyjaciel i w końcu go odebrałam. Powiedziałam mu tylko, że oddzwonisz do niego, gdy będziesz mogła. Nic więcej - poinformowała. - Pojawił się też kontakt „tata", ale niczego nie ruszałam.

Sięgnęłam po telefon, odblokowując go. Cade faktycznie dzwonił wiele razy. Wysłał nawet wiadomości.

Ale to wszystko było sześć godzin po moich próbach skontaktowania się z nim.

- Czy Cade coś... mówił?

- Chyba nie był zadowolony, że to mnie usłyszał, ale poprosił tylko byś jak najszybciej się z nim skontaktowała.

Opadłam głową ponownie na poduszkę. Bym się z nim skontaktowała jak najszybciej? A czy nie próbowałam? Czy nie to właśnie wtedy robiłam?

Nie odebrał, chociaż wychodziło na to, że Samuel wcale nie kłamał. Nic mu nie było. Po prostu... odjechał.

Wyciszyłam telefon, odkładając go na poprzednie miejsce.

- Samuel niedługo powinien wrócić do domu... - powiedziała znów niepewnie. - Jeżeli chcesz zostać teraz sama...

Przeniosłam spojrzenie na May. Wyglądała na osobę, która nie chciała się w żaden sposób narzucać, a chyba tak odbierała tę całą sytuację. Że wolałabym, aby poszła.

A było wręcz przeciwnie. I wcale nie chodziło tu o tę cholerną sprawę. Chciałam jedynie z nią porozmawiać. Być może o wszystkim i o niczym.

- Jeżeli miałabyś trochę czasu... - zaczęłam, zwracając jej uwagę. - Byłoby miło poznać się trochę lepiej.

W jej oczach od razu błysnęły iskierki szczęścia.

- Mam go aż za wiele - zaśmiała się i właściwie nie czekając na wiele więcej, okrążyła łóżko, wskakując na miejsce obok mnie. Ułożyła się wygodnie i przechyliła głowę w moją stronę. - Zostaje pytanie, czy ty również go masz.

Uśmiechnęłam się, a słowa same opuściły moje usta.

- Mam - odpowiedziałam bez wahania, rozluźniając się. - W końcu Samuel kazał mi odpoczywać.

I tym razem miałam zamiar go zwyczajnie posłuchać.


***
Zasłoniłam dłonią usta, kiedy już dobre minuty nie mogłam przestać się śmiać.

- Naprawdę je ubrał? - zapytałam pomiędzy napadami śmiechu.

- Czekaj, mam nawet zdjęcia! - Sięgnęła po swój telefon, wchodząc w galerię i szybko szukając tych, które chciała mi pokazać. Po niedługim czasie na ekranie pojawił się jej narzeczony, a mój wzrok od razu opadł na jego stopy. Zaczęłam się śmiać jeszcze bardziej. - Powiedział, że jak znajdę szpilki w jego rozmiarze, to je założy. No to znalazłam. Z obcasem piętnaście centymetrów - dodała wyjątkowo szczęśliwie.

Czarne szpilki na wysokim obcasie wydawały się idealnie dopasować do stopy Sandersa, tylko że jego mina uwieczniona na fotografii w żaden sposób nie podzielała naszego obecnego entuzjazmu.

- Ile w nich wytrzymał? - dopytałam ciekawa.

- Całe osiem godzin, które mu wyznaczyłam. A wiesz co jest najgorsze? Radził sobie w nich o wiele lepiej niż ja. Nawet w nich zatańczył!

Kiedy tylko obraz tego „strasznego" syna rodziny mafijnej, tańczącego w szpilkach, pojawił mi się przed oczami, ponownie wybuchnęłam śmiechem. Wydawał mi się po prostu zbyt poważny na takie zabawy, jednak wyglądało na to, że dla niej był w stanie zrobić naprawdę wiele. Spełnić każde jej życzenie.

- Później oczywiście narzekał, jak bardzo go bolą przez to nogi - kontynuowała. - Ale możesz mi zaufać na słowo, że zobaczenie tego wszystkiego na własne oczy było warte jego późniejszego marudzenia. Szczególnie, że nie trzeba było mu wiele, by szybko zapomniał, że cokolwiek go bolało - prychnęła.

Uśmiech na mojej twarzy sam się utrzymywał, gdy przez cały czas, kiedy o nim mówiła, jej oczy błyszczały szczerą miłością do niego.

A to był pierwszy raz, gdy byłam czegoś takiego świadkiem.

- Przypomnę ci, skarbie, że ty również nie potrzebowałaś wiele, by zapomnieć wtedy o całym świecie. - Przeniosłam wzrok na drzwi, słysząc znajomy głos. Uśmiech Dave'a tylko się powiększył. - O całym świecie poza mną. O mnie pamiętałaś naprawdę dobrze.

May przygryzła wargę, chociaż nie była w stanie ukryć tym uśmiechu, który wydawał się pojawić w odpowiedzi na wspomnienia.

- Tak, mogło to mniej więcej tak wyglądać.

Dave pokręcił tylko z rozbawieniem głową i chociaż spodziewałam się, że zaraz wejdzie do środka, by być bliżej May, nadal stał w tym samym miejscu, nie robiąc nawet kroku do przodu.

Dziewczyna przechyliła głowę, zapewne dostrzegając to samo co ja.

- Dlaczego nie wchodzisz? - zapytała, unosząc brwi. - Jesteś wampirem i trzeba cię zaprosić?

Dave prychnął.

- To nie miałoby sensu, jestem u siebie.

May wzruszyła ramionami.

- Może wampirze prawo własności jest inne? Kto wie, jak to w końcu u nich jest z tym wszystkim.

- Jest tak, jak zechce tego autor - odparł, nie ukrywając rozbawienia. - Wiem, kochanie, że wielbisz wampiry, ale to nie nadprzyrodzone moce mnie tu trzymają. Nie chcę jej bardziej zestresować, szczególnie, że już wcześniej chyba się mnie obawiała - odpowiedział, przenosząc wzrok na mnie. Jego spojrzenie złagodniało. - Samuel powiedział mi co widziałaś.

- Co widziała? - zapytała od razu May, marszcząc brwi i spoglądając w moją stronę, jakby szukała odpowiedzi.

Czyli Sam nie podzielił się tym ze wszystkimi.

Dave oparł się o framugę, zakładając ręce na piersi. Kiedy zobaczył, że ja sama nie odpowiem na pytanie May, odezwał się:

- To, jak Samuel skutecznie pozbył się pedofila. Strzelił, nie wiedząc, że Eve tam była. Bo nie powinno jej tam być - dodał, nie spuszczając ze mnie wzroku, jednak nie wyczułam w tym żadnych pretensji. Raczej miało to w bardziej dobitny sposób przekazać mi konsekwencji takiego zachowania.

May otworzyła szerzej oczy, ale nie sądziłam, by zaskoczyło ją to samo co mnie. Że Samuel naprawdę kogoś zabił.

- To dlatego byłaś tak poddenerwowana - zauważyła, na co najzwyczajniej w świecie odwróciłam wzrok.

Poddenerwowana? To było mocne niedopowiedzenie, a przecież jako agentka FBI powinnam być na to wszystko przygotowana. Na wszelkie zagrożenia płynące z tej pracy.

Uniosłam spojrzenie, gdy cisza się przedłużała. Szybko zrozumiałam dlaczego. May właśnie kłóciła się z Dave'em. Na migi. Widziałam, jak się skrzywił, chyba chcąc się z czegoś wycofać, ale May była nieugięta. Zresztą jej twarde spojrzenie mówiło wszystko. Nie miał wyboru.

Westchnął zrezygnowany, palcami przeczesując włosy i odrobinę je mierzwiąc.

- Pamiętaj, że to twój pomysł. Nie biorę za niego odpowiedzialności, więc jeżeli Samuel zechce komuś urwać głowę, będzie to twoja, skarbie - poinformował, a w następnej chwili wszedł do pokoju. To, co najbardziej mnie zaniepokoiło, to fakt, że kierował się w moją stronę. Kiedy był już po tej samej stronie łóżka, przysiadł na jego brzegu i przez chwilę się zastanawiał, jakby nie wiedział jak zacząć. - May proponuje bym pokazał ci dowody na zbrodnie tamtego faceta, żebyś zobaczyła, dlaczego Sam się nie zawahał. Nath ma wszystkie nagrania. Mogę ci je udostępnić. Zostaje tylko pytanie, czy chcesz to widzieć.

Siedziałam nieruchomo, kiedy nawet w najmniejszym stopniu nie spodziewałam się usłyszeć takiej propozycji.

- Dlaczego chcesz bym je zobaczyła? - spytałam więc, bo było to jedyne pytanie, jakie teraz krążyło mi po głowie.

Dave spojrzał na May, najwidoczniej chcąc, by to ona wyjaśniła tę kwestię, skoro sama postanowiła to zaproponować. Dziewczyna nie wydawała się mieć mu za złe, że ten obowiązek zrzucił na nią.

- Bo znasz tylko fragmenty - powiedziała, uśmiechając się smutno. - Nie wiem, jak wiele Samuel ci zdradził i nie chciałabym w to ingerować, ale... - przerwała, jakby nie wiedziała w jaki sposób to przekazać.

Przez krótki moment jej wzrok zatrzymał się na twarzy Dave'a, gdy najwyraźniej szukała odpowiednich słów. W końcu spróbowała inaczej.

- Chodzi o to, byś zobaczyła, czy jesteś w stanie sobie z tym poradzić, Eve. To jest świat, w którym żyje Samuel, w którym żyjemy my wszyscy. Jeżeli to będzie dla ciebie za wiele... wtedy tylko ucierpisz na tym razem z Samuelem, nie ważne, czy jesteś jego przyjaciółką czy kimś więcej. Wiem, że Sam mógłby spróbować trzymać cię od tego z daleka, nie mieszać w te sprawy, ale to nie wyjdzie na dłuższą metę. Będziecie żyć w jednym wielkim kłamstwie, a wiem, że on potrzebuje kogoś, z kim będzie mógł porozmawiać o wszystkim, co dzieje się w jego życiu i myślę, że ty też potrzebujesz takiej osoby, dlatego... - Wzięła głęboki wdech, zaraz wypuszczając zebrane powietrze. - Dlatego chcę byś zobaczyła całokształt tej sprawy i zdecydowała, czy wasza relacja ma szansę przetrwać. Czy jesteś w stanie dalej kontynuować tę znajomość. Nie wiem co będzie na tych nagraniach. Nie widziałam ich - powiedziała, tym razem zerkając już na Dave'a, aby przejął od niej dalszą część.

Nie wydawał się do tego chętny.

- Ale ja widziałem - przyznał niezbyt zadowolony - i naprawdę nie podoba mi się, że chcesz bym je pokazał. Nie należą do... lekkich.

- Co przedstawiają? - spytałam niepewnie, tak właściwie nie wiedząc, czy w ogóle chcę poznać odpowiedź. Mimo wszystko takie dowody nie były mi obce. Przez trzy lata pracy widziałam więcej nagrań przestępstw niż byłam w stanie teraz zliczyć.

Sanders zatrzymał wzrok na mojej twarzy, jakby oceniał, czy naprawdę powinien podążać za pomysłem swojej narzeczonej. Nie zastanawiał się długo.

- Jedna część przedstawia wszystkie jego transakcje na przestrzeni ostatnich sześciu miesięcy. Narkotyki w zamian za możliwość spędzenia czasu na osobności z dzieckiem. Handel wymienny.

Zacisnęłam mocniej palce na prześcieradle.

- A druga część? - zapytałam, chociaż doskonale wiedziałam, jaką otrzymam odpowiedź.

Widziałam, jak jego mięśnie się spięły.

- Druga część jest tą, za którą Samuel zdecydowanie za szybko go zabił - powiedział, a przez ton jego głosu po moich plecach przeszedł zimny dreszcz. Wyglądało na to, że Dave miał zupełnie inne plany co do mężczyzny. - Skurwiel nagrywał wszystko, co robił z tymi dziećmi na osobności i stworzył z tego swoją własną, jebaną, kolekcję - kontynuował z zaciśniętymi zębami. - Musisz wiedzieć, Eve, że jeżeli Sam zostawiłby go przy życiu, ja już bym tego nie zrobił, a przy tym wykazałbym się wyjątkową kreatywnością.

Słowa Sandersa nie kryły w sobie ani krzty kłamstwa. Gdyby to faktycznie przybrało taki obrót, bez wątpienia zająłby się tym osobiście.

Wymierzali sprawiedliwość na własną rękę.

Robili to i wcale się tego nie obawiali. Wiedzieli więcej niż służby specjalne. Mieli dostęp tam, gdzie my musieliśmy liczyć na działania informatorów. Docierali do środka przestępczości. Posiadali władzę, która im na to pozwalała.

Skoro więc wiedzieli o tylu rzeczach, czy seryjny morderca mógł umknąć ich uwadze tak samo jak policji?

Patomorfolog nadal pracował nad ciałami, ale jeżeli potwierdzi, że wszystkie ofiary mogły należeć do tej samej osoby... to będzie największe seryjne morderstwo z jakim miało do czynienia FBI. Nie ukryjemy tego, a gdy tylko media i ludzie się o tym dowiedzą, polecą głowy. Służby, które miały dbać o porządek i bezpieczeństwo, w żaden sposób nie zauważyły co się dzieje. Gdyby nie ta nastolatka, jak długo jeszcze nie byłoby to odkryte?

Czy Sandersowie wiedzieli o tym wszystkim? Zrobili z tym coś?

- Nie musisz oglądać tych nagrań, Eve - powrócił Dave, obserwując mnie. Szybko zrozumiałam, że moje zamyślenie musiał zinterpretować jako wahanie. - Jeżeli jednak chcesz, udostępnię ci je wszystkie i tylko od ciebie będzie zależeć, ile z tego postanowisz obejrzeć.

- A jeśli zdecydujesz się je zobaczyć, oglądnę je razem z tobą - zadeklarowała May, sprawiając, że Dave naprężył się bardziej, niż kilka minut temu.

- Nie chcę byś to robiła, May - oznajmił poważnie.

May za to delikatnie się uśmiechnęła i już niecałą sekundę później obejmowała dłońmi jego twarz.

- Cokolwiek jest na tych nagraniach, poradzę sobie z tym. Nie musisz się tak o mnie martwić. - Rozchyliłam delikatnie usta, gdy dziewczyna szybko cmoknęła go w nos, a następnie trąciła go palcem. - Gdy będzie coś nie tak, wyjdę.

Sanders przez chwilę się nie ruszał, patrząc wprost w jej oczy, zaraz jednak złapał ją w talii, przekręcając tak, by usiadła na jego kolanach.

- Mam nadzieję, bo w innym wypadku sam cię stamtąd wytargam - zagroził, trącając nosem jej ucho.

Gdy ich obserwowałam, dopiero po pewnym czasie zdałam sobie sprawę z tego, że się uśmiechałam. Tak po prostu, jakby ich troska wobec siebie i ich szczęście wpłynęło również na mnie.

Ale gdzieś w głębi siebie poczułam... zazdrość. Zazdrość, która niemal boleśnie zakuła moje serce.

Odrzuciłam ją jednak na bok, musząc skupić się na tym, co w tej chwili było najważniejsze. Dave musiał zauważyć zmianę w moim spojrzeniu, gdyż uśmiechnął się niezbyt zadowolony, jakby naprawdę liczył na to, że pomysł jego narzeczonej wcale nie wejdzie w życie.

- Zdecydowałaś już, prawda? - zapytał, zapewne tylko dla formalności.

Nie czekałam z odpowiedzią.

- Zdecydowałam. Chcę zobaczyć te nagrania.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top