Rozdział XX

Ostrożnie nachyliłem się nad Eve chcąc odpiąć pas, gdy dojechaliśmy na miejsce. Nadal spała. A przynajmniej tak było, dopóki moja ręka nie sięgnęła zapięcia. Kiedy tylko musnąłem niechcący nagą skórę jej ramienia, cała się poderwała, sprawiając, że zamarłem. Szeroko otworzyła oczy, głośno oddychając. Spojrzała na mnie, później na swoją dłoń i klatkę piersiową. To wystarczyło bym zrozumiał co się stało.

Miała koszmar, a ja nie potrzebowałem wiele, by domyśleć się czego dotyczył.

Postanowiłem jednak w żaden sposób nie poruszać tego tematu, szczególnie, że szybko się uspokoiła.

– Właśnie dojechaliśmy – poinformowałem ją, odpinając wreszcie pas. Nim się odsunąłem, wyciągnąłem jeszcze rękę na tylne siedzenie, chwytając jej torebkę, po którą wcześniej wróciłem się do mieszkania.

– Znowu zasnęłam – zauważyła. – Nawet nie wiem kiedy.

– Byłaś zmęczona – odparłem. – A chwila snu pozwoliła ci się trochę zregenerować. Nie musisz się tym przejmować – dodałem, odsuwając się już od auta i robiąc jej miejsce, by mogła wysiąść.

Kiedy stanęła na nogi, oparła się o samochód, najwidoczniej wciąż naprawdę mocno osłabiona. Widziałem, jak w tym czasie starała się objąć spojrzeniem cały dom, o czymś myśląc. Zamknąłem drzwi i przywarłem do nich plecami tuż przy niej, patrząc w to samo miejsce.

– Jeżeli masz jakieś pytania, pytaj. Postaram się na nie odpowiedzieć.

– Na razie tylko jedno – przyznała, więc przytaknąłem, zamieniając się w słuch. Chciałem jej odpowiedzieć na możliwie najwięcej pytań. Wyjaśnić wszelkie wątpliwości. Zerknąłem na jej krtań, która się poruszyła, gdy przełknęła ślinę. Zaraz po tym się odezwała. – Czy twoi bracia również...

– Również zajmują się tym samym co ja? – dokończyłem, gdy sama tego nie zrobiła. Zacisnęła usta, potwierdzając jedynie słabym ruchem głowy. Ponownie spojrzałem przed siebie. – O ile mi wiadomo nie skończyli medycyny... Patrząc na ich wiedzę w tym zakresie, wątpię, by zabawiali się w lekarzy.

Zerknąłem na jej delikatne rysy, starając się dostrzec przynajmniej cień uśmiechu, jednak tym razem widziałem tylko pełną napięcia sylwetkę, jakby czekała jedynie na tę konkretną odpowiedź. Nic więcej.

Wsunąłem dłonie do kieszeni, postanawiając więc dać jej to, czego oczekiwała.

– Każdy z nas zajmuje się takimi sprawami w innym stopniu – zacząłem, skupiając się na jednym z okien. – Można powiedzieć, że ja i Dave w największym. Interweniujemy, gdy sprawy są poważniejsze albo bezpośrednio zagrażają nam jako rodzinie.

Był to dość spory skrót. Skrót, który miałem nadzieję, że obecnie jej wystarczy. Zagłębianie się w to bardziej nie sprawi, że poczuje się lepiej. Wręcz dodatkowe szczegóły teraz by ją przytłoczyły.

– Carl i... Jay? – pytała dalej.

– Zazwyczaj w granicach swoich obszarów. Carl lubi dużo imprezować. Ma więc na oku wszystko, co się z tym wiąże, pilnując, aby wszelkie kluby były bezpiecznymi miejscami.

Dla wszystkich osób, które szły po prostu się pobawić, być może zaszaleć trochę bardziej. Nie było to łatwe, szczególnie, że były to idealne miejsca na handel. Wszelkiego rodzaju.

Ponadto Carl zajmował się finansami. Zarówno naszymi prywatnymi, pochodzącymi z legalnych źródeł, jak i tymi drugimi, z którymi trzeba było się trochę bardziej natrudzić. Manewry, które robił, zadziwiały nawet mnie. Żaden z nas nie poradziłby sobie z tym lepiej.

– Jay natomiast jest prawnikiem...

– I co? Broni wybraną elitę przestępców, a następnie zabija ich w ciemnych zaułkach? – rzuciła kąśliwie, dając mi potwierdzenie tego, że ich nienawiść jest wzajemna. Ich charaktery będą się cholernie gryźć. Ale na to, co powiedziała teraz, nie miałem nic więcej do dodania, a moje milczenie było dla niej wystarczającą odpowiedzią. Potwierdziło mi to uciekające z jej ust syknięcie.

To on odpowiadał za wszelkie kontakty z policją, prokuraturą, sędziami i wszystkimi innymi, którzy mieli jakiś wpływ na prawne kwestie. Trzymał ich w garści, kierując ich decyzjami na naszą korzyść. Dzięki temu posiadaliśmy też informacje, które nie były dostępne dla każdego. W dodatku Jay wydawał się bardzo dobrze radzić z polityką, zjednując sobie szersze grono marionetek, które w większości zrobią naprawdę wiele dla pieniędzy. Jak nie, istniała też inna opcja. Żadne z nich nie było święte, a brudy, jakie mieli za uszami, pozawalały na dobrą zabawę.

Jeżeli chodziło o to, co powiedziała Eve, Jay nieraz tak robił, tylko że w bardziej przemyślany sposób. Bo nasi ludzie musieli odpowiadać przed nami.

– A Nathan?

Spojrzałem na nią ponownie, gdy w jej głosie dało się wyczuć prośbę. Prośbę o to, by przynajmniej Nath okazał się inny.

– Nigdy nikogo nie zabił – oznajmiłem wprost, a ulga, która otoczyła jej ciało, była widoczna nawet gołym okiem.

Dlatego właśnie na tym postanowiłem zakończyć. By w razie potrzeby to właśnie jemu mogła zaufać. By mógł wiedzieć co się dzieje, gdy mnie do siebie nie dopuści. Wiedziałem, że mogłem go o to prosić.

– Czy May też?...

– Wie o wszystkim, co się dzieje, ale to jedyny sposób, w jaki w tym uczestniczy.

May bez wahania stała przy boku Dave’a, wspierała go, dając mu nowe pokłady energii. Jej głos był tak samo ważny jak nasz. Jej punkt widzenia często pozwalał dostrzec więcej. Dave w żaden sposób nie starał się jej czegokolwiek ograniczyć.

Żyli, słuchając siebie nawzajem.

– Jesteście mafią.

Te dwa słowa nie były już pytaniem.

– Boisz się? – zapytałem więc, przekrzywiając głowę w jej stronę. Wciąż patrzyła przed siebie, ale kątem oka dostrzegłem, jak zaciska mocniej dłonie.

– Nie wiem – powiedziała cicho. I zupełnie nieszczerze.

Odchyliłem delikatnie głowę do tyłu, zaciskając usta.

Nie rób tego, Sam. Nie rób. Nie musisz niczego udowadniać. Ani też sprawdzać.

Ale problem polegał na tym, że chciałem.

Moje ciało po prostu się poruszyło. Przekręciłem się gwałtownie na bok, stając z nią twarzą w twarz. Nim nawet drgnęła zaskoczona, chwyciłem jej nadgarstki, przyszpilając je mocniej do czarnej blachy samochodu. Poczułem, jak spróbowała zabrać ręce, ale to było na nic. Nie miałem zamiaru jej puścić.

Pochyliłem się, ustami niemal muskając jej ucho.

– Paralizator masz w torebce – oznajmiłem. – Nie wyglądałaś przez ostatnie minuty, jakbyś chciała z niego skorzystać. – Moje kciuki powoli się poruszyły, gładząc jej skórę. – Teraz nawet nie próbujesz uciec.

– A powinnam?

– A czujesz taką potrzebę? – odpowiedziałem pytaniem.

– Ja... nie wiem co czuję, Sam.

– Więc powiedz mi o czym teraz myślisz.

Zacisnęła powieki. Wiedziałem, że nie zdradzi mi całej prawdy, ale to była ta chwila, gdy to ja mogłem spróbować dowiedzieć się czegoś więcej.

A przede wszystkim chciałem zobaczyć, czy sama postanowi potwierdzić informacje, które dostarczył mi Jay. Czy zrobi to ona, czy będę musiał zrobić to ja.

– No dalej, Serce – wyszeptałem, przenosząc wzrok na jej oczy. – Zdradź mi, co ci chodzi po głowie.

– Co, jeśli kiedyś stałabym się zagrożeniem dla twojej rodziny? – wydusiła w końcu. – Jaką wartość będą miały wtedy twoje wszystkie zapewnienia? Potraktujesz mnie jak innych?

– Zakładasz, że będziesz takim zagrożeniem?

– Nie... Ja... To tylko... – mówiła i chyba nawet chciała się cofnąć, zupełnie zapominając o samochodzie.

Złapałem więc jedną dłonią jej podbródek, chcąc, by przestała ruszać głową na boki i na mnie spojrzała. Zrobiła to.

– Gdyby taka sytuacja kiedykolwiek miała miejsce, jedyne co ci grozi z mojej strony, to rozmowa, Eve. Zwykła rozmowa, by pozbyć się wszelkich nieporozumień, wątpliwości, problemów, bo wierzę, że moglibyśmy to wszystko wyjaśnić i ostatecznie rozwiązać. Znam cię już na tyle, by wiedzieć, że nie działałabyś w złej wierze.

W jej oczach stanęły łzy. Pochyliłem się jeszcze bardziej, tym razem szepcząc w jej usta.

– Jeżeli coś się dzieje, powiedz mi o tym. Poradzimy sobie.

Zsunąłem spojrzenie, zatrzymując się na jej ustach. Cholerny umysł podsunął mi tylko jedno. Wystarczyło tylko odrobinę się nachylić. Tylko kilka centymetrów.

Ale Eve się odsunęła.

– Miałam zadzwonić do Cade’a – powiedziała, odsuwając się jeszcze dalej, gdy już jej nie trzymałem. – Pójdę gdzieś na bok.

– W porządku – odparłem neutralnie. – Zaproś go tu, jeśli nadal chcesz.

Skinęła głową i naprawdę szybko zaczęła odchodzić w głąb ogrodu, jednak nadal będąc dla mnie dobrze widoczną.

Spojrzałem na wejściowe drzwi, gdy pojawiła się w nich radosna twarz Dave’a.

Westchnąłem, postanawiając do niego podejść. Ewidentnie wyszedł tu do mnie.

– Podobały ci się widoki z okna? – rzuciłem na powitanie. Bylem przekonany, że przez jakieś patrzył. No i się nie myliłem.

– Mogłyby być lepsze. Liczyłem na coś więcej.

Tak, ja również, ale ona chyba już nie.

– Raczej nie będzie niczego więcej – odpowiedziałem, opierając się o filar i patrząc stąd na Eve. Już rozmawiała, ale ta rozmowa chyba nie szła tak, jakby tego chciała.

– Bo za dużo gadasz, Sam.

Przeniosłem na niego wzrok, unosząc brwi.

– A co mam robić? Rzucić się na nią jak napalony nastolatek?

– A jesteś napalony? – podłapał, zerkając na mnie. Błysk w jego oczach był wystarczający. – Oczywiście, że jesteś – zaśmiał się. – Teraz tylko odjąć parę lat i będzie idealnie.

– Będziesz musiał mnie błagać, bym ci nie wrzucił leku na przeczyszczenie do jedzenia – mruknąłem, jednak nie wydawał się nic z tego robić.

Obaj zatrzymaliśmy spojrzenia na dziewczynie, która z każdą kolejną minutą rozmowy wydawała się coraz bardziej wściekła, a nawet to słowo wydawało się niewystarczające. Cade musiał mocno przesadzać, a to zdecydowanie mi się nie podobało.

– Jeżeli ta dziewczyna zwróciła twoją uwagę, na co czekasz?

– To nie jest takie proste...

– W naszej rodzinie nic takie nie jest – odparł bez wahania.

– Ona...

– Przeszła dużo? – dokończył, jakby doskonale wiedział, co krąży mi po głowie. Uśmiechnął się. – Nietrudno było się domyśleć, Sam. Nie wiem, co takiego ma za sobą, jednak każdy z nas tutaj nie miał łatwo. To chyba znaczy, że spełnia jakieś durne kryteria dostania się do tej rodziny.

Prychnąłem, uśmiechając się, kiedy i on to robił.

– Zasługujesz na to, Sam. Na szczęście. A wydaje mi się, że ona może dać ci go naprawdę wiele.

– Skąd to przypuszczenie?

– Bo widzę, jak na nią patrzysz – odpowiedział, z wymalowaną na twarzy radością. – Oraz to, jak od kilku minut z trudem powstrzymujesz się, by nie wyrwać jej telefonu i nie opieprzyć osoby, z którą rozmawia.

Och, miałem ochotę zrobić coś o wiele więcej, niż tylko go opieprzyć. Sukinsyn najwidoczniej nadal nie potrafił panować nad swoim językiem.

Kiedy skończyła rozmawiać, przykucnęła, pochylając głowę.

– Zostawię was może – rzucił Dave, wycofując się do domu. – I wcale nie będę obserwował przez okno co się dzieje.

Przewróciłem oczami, po prostu wracając do Eve. Gdy mnie zauważyła, od razu się podniosła, a kiedy zobaczyłem w jej oczach iskierki bólu, które pojawiły się po tej rozmowie, nic nie powiedziałem.

Nie odezwałem się, jedynie czekając.

Czekając, aż Cade sam tutaj zawita.

 
***
Eve nie wyglądała wcześniej, jakby chciała wracać do środka, a prawdę mówiąc, również wolałem posiedzieć na zewnątrz, dlatego pokazałem jej miejsce z ławkami i drewnianym stolikiem w przedniej części ogrodu. Drzewa tu dawały przyjemny cień, a od czasu do czasu dało się poczuć chłodny wiaterek. Eve również wydawało się tu podobać.

W tej chwili oboje leżeliśmy na ławkach, wsłuchując się jedynie w szum liści i ćwierkanie ptaków. Nie odzywałem się, wiedząc, że jeżeli będzie chciała porozmawiać, to sama coś zacznie. W końcu Dave wspomniał coś, że za dużo gadam...

Otworzyłem oczy, kiedy usłyszałem z boku jakiś ruch. May szła do nas z dwoma dużymi kubkami i ciastem. Eve podniosła się, siadając. Podążyłem w jej ślady.

– Carl zrobił koktajl mleczny, więc przyniosłam wam, nim zaraz zniknie na dobre – poinformowała May, śmiejąc się. – Jest truskawkowy. Ciasto też. Oczywiście bez żadnych orzechów – dodała, ale zaraz wydawała się zauważyć być może inny problem. – Jeżeli nie lubisz truskawek lub też nie możesz ich jeść...

Zaśmiałem się cicho.

– Bez obaw, May – powiedziałem, zerkając też na Eve, która chyba już miała ochotę się na to wszystko rzucić. – Ona uwielbia truskawki.

Eve przytaknęła w potwierdzeniu, a w oczach May pojawiły się dodatkowe iskierki.

– To świetnie! Pójdę zagonić Carla do pracy, by zrobił jeszcze trochę – oznajmiła radośnie i już wiedziałem, że Carl nie wyjdzie z kuchni, dopóki nie zrobi tego wystarczającej ilości. – Smacznego!

– Dziękujemy – odpowiedziała wesoło Eve i szybko zauważyłem, że zrobiła to w liczbie mnogiej.

Kiedy May odrobinę odeszła, Eve nie czekała dłużej, biorąc w dłonie jeden z kubków i od razu smakując koktajlu.

– Jest przepyszny – przyznała. Widząc na jej twarzy szczery uśmiech, sam się uśmiechałem.

– Cieszę się, że ci smakuje. – Sięgnąłem po ciasto, domyślając się, że to May musiała je robić. Ewentualnie pomagał jej przy tym Carl. W każdym razie ciasto również było naprawdę dobre.

Zauważając, że z kubka Eve musiała już zniknąć ponad połowa napoju, chwyciłem swój i bez słowa się pochyliłem, żeby być bliżej niej. Gestem poprosiłem, by opuściła odrobinę ręce, a kiedy to zrobiła, przelałem koktajl do jej kubka.

Widziałem, jak rozchyliła lekko ust, spoglądając na mnie zaskoczona.

– Nie musiałeś...

– Ale chciałem – odparłem z uśmiechem. – Radzę ci spróbować ciasta, bo jego już ci nie oddam – rzuciłem, łapiąc kolejny kawałek.

Zmrużyła oczy, ale posłuchała mojej rady, jedząc je z prawdziwym uwielbieniem.

Zapamiętać: zaopatrzyć się w truskawki.

Odwróciłem się, kiedy ktoś wjechał na posiadłość. I nie był to samochód nikogo z nas. Zostawała więc tylko jedna osoba, którą Nath mógł tu teraz wpuścić. Cade.

Eve również go zauważyła, od razu zerkając na mnie, jakby szukała potwierdzenia, czy faktycznie może się z nim spotkać.

– Leć do niego. Zaczekam tu – powiedziałem swobodnie, widząc w jej oczach wyraźne podziękowanie.

W tym samym czasie, kiedy Eve szła do Cade’a, Carl wyszedł z domu, niosąc cały szklany dzbanek koktajlu. Przywitał się z nią, kiedy się mijali i z niemałą ciekawością zerknął na samochód.

– Mamy gościa? – spytał, kładąc naczynie na drewnie i przysiadając się do mnie.

– Jej przyjaciel. Chciała, by tu przyjechał.

– Ten, który ponoć jest psychologiem policyjnym?

Powoli przeniosłem na niego wzrok, unosząc brwi. O ile dobrze pamiętałem, on nie był w to wtajemniczony.

– Bliźniacza więź – odparł, puszczając mi oczko, kiedy dostrzegł mój wzrok. Słysząc to, parsknąłem. No wiadomo, że Jay mu wszystko wygadał. – Bez obaw, Dave nic o tym nie wie. Dopóki mamy to pod kontrolą, nie musi.

Tylko czy na pewno? Kiedy dowie się tego później, nie będzie zadowolony, ale jeżeli powiem mu to teraz, będzie działać zapobiegawczo, nie pozwalając mi zająć się nią tak, jakbym tego chciał.

Eve powitała Cade’a, od razu gdy ten wyszedł z auta. Zachowywał się tak, jakby niedawna rozmowa przez telefon wcale się nie odbyła.

Byłem ciekawy, ile Eve mu powie. A nawet w jaki sposób to przekaże. Tak naprawdę od niej zależało teraz wiele, bo musiała zdecydować, jaką obrać stronę.

Widziałem, jak jej usta się poruszają, a zaraz po tym głowa Cade przechyla się w naszą stronę. Carl, kradnąc wcześniej mój kubek, przywitał się z nim z prawdziwą energią, unosząc rękę do góry. Ja za to zmusiłem się, by przynajmniej skinąć głową. Odwzajemnił to. I miałem wrażenie, że odwzajemnił to wraz z moimi odczuciami wobec niego.

Eve chwyciła go za rękę, ciągnąć bardziej na bok, chociaż stąd mogłem ich dobrze widzieć nawet tam.

– Zabijasz go wzrokiem – zauważył Carl wyraźnie rozbawiony.

– Niech się cieszy, że tylko nim – odmruknąłem.

Rozmawiali. Eve wydawała się przejść do konkretów.

– Ciekawe o czym tak dyskutują. – Carl pochylił się, by zabrać jeden z pokrojonych kawałków ciasta. – Jay mówił, że sprawa nie wygląda za dobrze. Na razie wciąż drąży, ale mogą być z tego spore kłopoty.

– Dowiedział się czegoś nowego? – spytałem, nie odrywając jednak spojrzenia od dziewczyny.

– Wszystko jest dobrze zabezpieczone, z każdej strony. Czymkolwiek się zajmują, prowadzą to osoby niezależne od nas. Jay próbuje znaleźć jakąś lukę, ale nie jest tak łatwo.

– Nath też ma ograniczony dostęp – poinformowałem.

Przekrzywiłem głowę, gdy Cade ułożył dłonie na swoich biodrach, nerwowo się odwracając.

– Ja niestety niewiele mogę zdziałać w tym temacie. Myślisz, że tata się tym zainteresował? Lubi wiedzieć, co się dzieje. W końcu nadal tu rządzi, a kłopoty z policją nie byłyby nikomu na rękę.

– Możliwe, że również nie może dostać się do informacji – odparłem, tym razem się już pochylając. Ta ich rozmowa nie wyglądała, jakby przebiegała dobrze.

Carl zerknął w to samo miejsce.

– Chyba się kłócą – stwierdził.

Skrzywiłem się. To było aż nazbyt widoczne.

Eve zaplotła dłonie za głową, by zaraz znowu je opuścić. Oboje mocno gestykulowali.

– Nie możesz tego zrobić! – Głos Eve dotarł do mnie nawet tutaj, kiedy emocje wzięły już górę. Kiwała głową w zaprzeczeniu, gdy Cade nadal coś mówił, ale ten najwidoczniej nie miał zamiaru się poddać.

Zmarszczyłem brwi, gdy złączył z nią dłonie, a jego mowa ciała zupełnie się zmieniła. Był spokojniejszy.

Zacisnąłem palce na ławce, gdy z każdą sekundą protestowała coraz mniej. Jakby stwierdzała, że cokolwiek mówił Cade, miał w tym całkowitą rację. Jakby właśnie odrzuciła swoje zdanie na rzecz jego. Wierzyła w każde słowo, które wyszło z jego ust bardziej niż we własne.

Zauważyłem, jak brwi Carla powoli się uniosły, gdy musiał dostrzec to samo co ja.

– No ładnie. Owinął ją sobie wokół palca – powiedział, na co moja szczęka zacisnęła się o wiele bardziej. – Wygląda na to, że twoja dziewczyna jest podatna na... – Nie dokończył, kiedy gwałtownie wstałem, kierując się w ich stronę. – Tylko go nie zabij! – rzucił jeszcze za mną rozbawiony.

Oboje odwrócili w moim kierunku wzrok, gdy byłem już wystarczająco blisko. Nie patrzyłem na Eve, doskonale wiedząc, co ujrzę na jej twarzy. W jej oczach.

– Mógłbym cię prosić na słowo, Cade? – zapytałem, starając się rozluźnić, jak tylko potrafiłem. Mężczyzna objął mnie wzrokiem, zaraz jednak przytakując i zwracając się do Eve.

– Zaczekaj tu, zaraz wrócę.

Nim się odwróciłem, by odejść na bok, dostrzegłem jeszcze jak jej lekko przestraszone spojrzenie ląduje na mnie. Czułem też na sobie wzrok Carla, który na pewno przyglądał się temu z niebywałą ciekawością.

Gdy stanęliśmy, nie traciłem czasu.

– Zechcesz mi wyjaśnić, co to miało być?

– Jasne, kiedy ty postanowisz wyjaśnić, o co ci chodzi – odparł.

– Proszę bardzo, zapytam inaczej, dlaczego nią manipulujesz?

– Słucham? – zapytał z niedowierzaniem, chociaż w moich uszach aż zabrzmiało od fałszywości. Zaśmiał się ochryple. – Oskarżasz mnie o manipulowanie nią?

– Darujmy sobie ten etap, kiedy udajesz, że nie wiesz o co chodzi, Cade. Zaoszczędzi nam to sporo czasu.

– Zabawne – powiedział, kręcąc głową. – A co z tobą, Samuelu? Bo odnoszę wrażenie, że to ja powinienem o to pytać. Dlaczego manipulujesz Eve? – Nie zareagowałem, postanawiając jedynie słuchać. – Odkąd cię poznała, zaczęła się zmieniać i niestety nie mogę powiedzieć, że na lepsze. Wpływasz na jej decyzje, myśli. Mieszasz jej w głowie – stwierdził zły, kolejnymi krokami zmniejszając między nami odległość. – Myślisz, że pozwolę ci, byś z niej zrobił swoją marionetkę? – Jego następne słowa były o wiele cichsze. – Jak sądzisz? Któremu z nas uwierzy?

Postarałem się rozprostować palce, doskonale wiedząc, że to jedynie marna prowokacja. Och, byłem tego pewien, nie miałem tylko pojęcia w co on gra.

– Nie musi wierzyć żadnemu z nas. Zrobi to, co będzie uważała za najlepsze dla siebie. Ja tylko przedstawię jej fakty – odparłem swobodnie, jednocześnie widząc, że Eve zaczęła się już niecierpliwić i niepokoić. – Jednak w żadnym wypadku nie pozwolę byś nią manipulował, szkodząc jej – oznajmiłem twardo, tuż przed tym, nim Eve do nas podeszła i chociaż Cade widocznie chciał coś odpowiedzieć, powstrzymał się.

– Obgadaliście już swoje sprawy? – zapytała z niepewnym uśmiechem. Wiedziała, że nie, ale chciała nas jak najszybciej rozdzielić. – Jeżeli nie miałbyś nic przeciwko, pokazałabym Cade’owi pokój – zwróciła się do mnie.

– Nie ma problemu – odpowiedziałem. Już wcześniej o wszystkim poinformowałem Nathana i nie miałem wątpliwości, że nawet teraz miał na to oko.

– Super! – ucieszyła się, ale kiedy chciała już tylko wyprowadzić stąd Cade’a, ten chyba nie podzielał jej zdania.

– Nie uważam byśmy skończyli rozmawiać – powiedział do mnie, zaraz patrząc na Eve. – Prosiłem byś zaczekała.

– Wiem, ale stwierdziłam, że...

– To źle stwierdziłaś – przerwał, odpowiadając sucho i sprawiając, że ponownie zacisnąłem zęby, gdy Eve wyraźnie to dotknęło. – Zaczekaj na mnie przy samochodzie. – Nic już nie odpowiedziała, przytakując tylko głową i zaczynając się wycofywać. – Jebana suka.

Niemalże niesłyszalne mruknięcie, które wydostało się z jego ust i które nie dotarło do Eve, ale odnalazło drogę do mnie, spowodowało, że moje ciało zareagowało samodzielnie. Nim się zorientowałem co robię, moja pięść już dotykała jego szczęki, a gdy się zachwiał, nim zdążył upaść, chwyciłem go za koszulkę, mocno popychając na pień drzewa, przyciskając go do niego.

– Nikt. Nie. Będzie. Jej. Obrażać – wycedziłem, czując jak złość rozlewa się po moim ciele. – Nawet ty, więc to lepiej, kurwa, zapamiętaj.

– Samuel! – Usłyszałem przestraszony głos Eve, a za chwilę poczułem na skórze jej ciepłe dłonie. Nie słyszała jego słów. Na pewno ich nie słyszała. Sukinsyn. – Proszę cię, puść go. On... on pojedzie stąd, tylko pozwól mu na to, okej?

Jej spokojny głos mówił mi tylko jedno. Spodziewała się teraz po mnie najgorszego.

Kurwa.

– Zajmij się nią na chwilę, Carl – poprosiłem go, czując, że stoi za mną.

Wraz z tymi słowami jej oczy rozszerzyły się bardziej.

– Nie, Sam...

– Chodź, wojowniczko, dajmy im to wyjaśnić między sobą – oznajmił łagodnie, kładąc ręce na jej ramionach, omijając zranione miejsce, i zmuszając, by poszła w kierunku, w którym chciał.

– Nie... – zaczęła jeszcze raz, ale Carl nie pozwolił jej w ogóle dokończyć myśli.

– Zrobiłem naprawdę dużo tego koktajlu, a May nadal przygotowuje truskawki na kolejne porcje. Pomożemy jej? A tak właściwie Austin opowiadał mi, jak skopałaś mu tyłek...

Głos Carla stawał się coraz bardziej odległy, aż w końcu zniknął gdzieś w głębi domu.

– Popełniłeś błąd – warknął, na co się roześmiałem.

– Ostatnio widocznie nabieram w tym wprawy. Jeden błąd więcej nie zrobi mi różnicy, ale za to tobie już może. Następnym razem po prostu uważaj na słowa, które wypowiadasz.

Prychnął, patrząc na mnie z kpiną. Uniósł brwi.

– A jeśli nie będę, to coś mi zrobisz?

Stałem spokojnie, kiedy jego pytanie w jakimś sensie mi nie pasowało. Cała ta sytuacja mi nie pasowała z jego prowokacją. I dopiero po tej krótkiej chwili zrozumiałem.

Musiał mieć przy sobie podsłuch.

– Wtedy zajmiemy się tym na drodze prawnej – oznajmiłem pewnie, zauważając w jego oczach małą iskierkę zaskoczenia. – W dodatku myślę, że będę miał całkiem ciekawe nagrania z kamer z twojego pobytu tu. Nie wydaje mi się byś chciał je oglądać.

A przynajmniej miałem taką nadzieję, bo żadnych nagrań nie było.

Ale jak chce się tak bawić, z chęcią się z nim tak pobawię.

Jego wzrok stał się bardziej ostrożny, jakby nie miał już stuprocentowej pewności.

Mocniej ścisnąłem w dłoni jego koszulkę.

– Jesteś na terenie mojej rodziny – powiedziałem twardo, nie odnosząc się jedynie do naszej posiadłości, jednak odnosiłem wrażenie, że doskonale zdawał sobie z tego sprawę. – Nie pozwalaj sobie na wiele. A w szczególności nie waż się powiedzieć złego słowa o Eve, dla której ponoć jesteś przyjacielem.

Zacisnął zęby, łapiąc mnie za rękę i strącając ją z siebie, na co mu pozwoliłem, odsuwając się.

Schował dłonie do kieszeni, odchylając lekko głowę do tyłu. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, ale nie było w nim nawet grama jakiegokolwiek szczęścia.

– Znasz ją jedynie parę dni, a już zachowujesz się, jakbyś poznał całe jej życie i był najbliższą jej osobą. Tylko że ty nic o niej nie wiesz, nie znasz jej. A to może później trochę zaboleć – stwierdził zadowolony. Skierował się do samochodu, więc nie miałem zamiaru go zatrzymywać, jednak kiedy otworzył drzwi od strony kierowcy, jeszcze raz na mnie spojrzał. – Mam dla ciebie radę. Ciesz się następnymi chwilami, bo nasze kolejne spotkanie nie będzie zbyt przyjemne. Tym razem dla ciebie – powiedział, z lekkim prychnięciem dotykając swojej szczęki.

– Mam to potraktować jako groźbę, Cade? – spytałem poważnie, mierząc go wzrokiem.

– Raczej tak, jak wy to lubicie określać. Jako obietnicę.

Wsunął się do samochodu, nie mówiąc nic więcej. Obserwowałem, jak się wycofuje, a w końcu i rusza w stronę bramy. I kiedy się do niej zbliżał, dostałem wiadomość. Zerknąłem na telefon.

Nathan: Wypuścić go?

Słowa, które wypowiedział Cade, nie były tylko pustą obietnicą. To było przedstawienie tego, co już jest zaplanowane i na pewno się wydarzy.

I coś czułem, że nie będę musiał czekać na to długo.

Ja: Tak. Teraz pozostaje nam tylko czekać i zobaczyć, co będzie dalej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top