Rozdział XII

Cade nie spuszczał wzroku z Samuela, nawet gdy siedziałam już w samochodzie. Lekarz również to zauważył. Przechylił głowę, posyłając mu pytające spojrzenie.

– Jeżeli dowiem się od Eve, że ją jakkolwiek skrzywdziłeś, będziesz żałował tego do końca życia.

Rozchyliłam delikatnie usta, patrząc na niego zaskoczona. Nie miałam pojęcia, czy to część jakiejś jego gierki z Sandersem, ale grożenie mu nie było chyba zbyt dobrym pomysłem. Powiedziałabym, że było wręcz fatalnym.

Ale Samuel nie wydawał się odebrać tego jako ataku. Mimo to, gdy się odezwał, brzmiał na śmiertelnie poważnego.

– Wszystko, co zrobię, będzie skierowane wyłącznie na jej dobro. Nie pozwolę na to, by pod moją opieką stała się jej krzywda – zapewnił i przez krótką chwilę przeniósł spojrzenie na mnie, jakby tak naprawdę to do mnie kierował te słowa. – Jak już mówiłem, będzie tam stuprocentowo bezpieczna.

Cade przez moment stał zupełnie nieruchomo, wpatrując się w Sandersa. W końcu skinął głową, zwracając się do mnie.

– Dzwoń o każdej porze. Gdy będziesz chciała, przyjadę po ciebie – zaznaczył, przypominając ukradkiem naszą poprzednią rozmowę. Że w razie czego mam się wycofać.

Przytaknęłam z lekkim uśmiechem, a kiedy już ostatecznie się pożegnaliśmy, Samuel ruszył. Oparłam się wygodnie o siedzenie, szybko sobie przypominając, że poprzednim razem mój organizm uznał ten fotel za idealne miejsce do spania. Poprawiłam się, by przypadkiem sytuacja się nie powtórzyła. Miałam coś jeszcze do zrobienia.

Wyciągnęłam z kieszeni telefon razem z przykrytym przez niego nadajnikiem i pozwoliłam, aby wciśnięta tam wcześniej frotka wyleciała na podłogę między drzwiami a fotelem.

– Przepraszam – mruknęłam cicho, widząc, że Samuel na mnie zerknął.

Przechyliłam się na bok, szukając jej. Kiedy rzuciła się w moje oczy, sięgnęłam po nią ręką. Nim ją jednak wyciągnęłam, zwinnie podłożyłam nadajnik w odpowiednie miejsce. Gdy się wyprostowałam, wsunęłam gumkę na nadgarstek. Włączyłam telefon, udając, że wyjęłam go, by spojrzeć na godzinę. Wszystko powinno działać.

– Masz może ochotę na kurczaki? – zapytał nagle, spoglądając w moją stronę. – Jeżeli mam być szczery, niewiele dzisiaj jadłem i trochę burczy mi w brzuchu.

Mimo że pytanie trochę mnie zaskoczyło, moja twierdząca odpowiedź nadeszła nadzwyczaj szybko. Na samo wspomnienie Samuela o kurczakach, w jednaj chwili zrobiłam się naprawdę głodna, przy okazji zdając sobie sprawę z tego, że dzisiaj, prócz paru kanapek, nic takiego nie zjadłam. Przez to wszystko głód odszedł na drugi plan i podejrzewałam, że gdyby nie to pytanie, nadal by tam pozostał.

Samuel skręcił w następną ulicę, po chwili zatrzymując się na parkingu.

– Zaraz wracam – poinformował, wysiadając z auta.

– Sam! – zawołałam jeszcze, na co nachylił się, zaglądając do środka. – Mógłbyś mi wziąć jeszcze frytki i coś do picia?

Delikatnie się uśmiechnął, przytakując.

Odprowadziłam go wzrokiem prosto do drzwi, a gdy znalazł się już w środku, włączyłam telefon, od razu wchodząc na komunikator i pisząc do Cade’a.

Ja: Zrobione

Nie dodałam niczego więcej. W końcu i tak wiedział o co chodzi, a to oszczędzało sporo czasu. Szczególnie teraz, kiedy Samuel w każdej chwili mógł wrócić.

Jak się mogłam spodziewać, jego odpowiedź przyszła naprawdę szybko.

Cade: Zatrzymaliście się?

Ja: Tak, postanowiliśmy coś jeszcze zjeść

Wytłumaczyłam pokrótce, przez cały czas obserwując Samuela. Dzięki oszklonym ścianom, nie było z tym żadnego problemu.

Ponownie przeniosłam wzrok na ekran, gdy pojawiła się nowa wiadomość.

Cade: Wszystko działa, dobra robota

Uśmiechnęłam się, gdy zaraz po tym załadował mi się gif, wychylającego się zza ściany mężczyzny, z uniesionym do góry kciukiem. Ten człowiek uwielbiał je wysyłać.

Cade: Skup się teraz na sobie, Eve. Naprawdę na to zasłużyłaś po całym dniu

Patrzyłam na wyświetlone słowa, doskonale wiedząc, że nie będę umiała tego zrobić. Nie dzisiaj i na pewno nie w najbliższym czasie, bo gdy tylko sobie na to pozwolę, zyskam zbyt wiele czasu na własne myśli.

Zamknęłam oczy, skupiając się na własnym oddechu. Robiąc dokładnie tak, jak uczył mnie tego Cade.

Po prostu powinnam się skoncentrować na tym, co jest tu i teraz. A teraz miałam coś innego na głowie.

Podskoczyłam przestraszona, gdy drzwi od mojej strony niespodziewanie się otworzyły. Napięłam się, gotowa do ataku, ale moje oczy napotkały twarz Samuela.

– To tylko ja – powiedział pośpiesznie, zapewne zauważając moją postawę. – W porządku?

Odetchnęłam, chociaż nie byłam pewna, czy obecność Sandersa powinna być tego powodem.

– Tak – odparłam. – Ale następnym razem zapukaj przynajmniej w szybę, jeżeli nie chcesz dostać torebką w twarz.

– Będę pamiętać – odpowiedział, chyba bardziej rozbawiony, niż powinien. Jego rękę uniosła się do góry, pokazując to, co przed chwilą kupił. – Pomyślałem, że moglibyśmy zjeść na świeżym powietrzu. Niedaleko jest park, ale myślę, że to już wiesz.

Zdecydowanie o tym wiedziałam. Odkąd tu przyjechałam, spędziłam w nim każdą możliwą chwilę, sama lub z Cade’em. Wolałam to, niż zamknięcie się w czterech ścianach, które wydawały się mnie... dusić.

– W takim razie ty prowadzisz – rzuciłam z uśmiechem, odpinając pas. Przełożyłam torebkę do tyłu i wysiadłam z samochodu.

Całą drogę, którą obrał Sam, pokonaliśmy w ciszy. Nie była ona długa i nie była też w żaden sposób niezręczna. Mogłam śmiało powiedzieć, że była nawet regenerująca.

– Tu chyba będzie dobrze – stwierdził, więc przytaknęłam, siadając na ławce przodem do niego.

Samuel zaczął wszystko wyciągać, przez co zapach kurczaka od razu dotarł do mojego nosa. Zdecydowanie byłam głodna po tym całym dniu.

Kąciki ust Sama uniosły się wyżej, widząc mój podążający za jego dłońmi wzrok, kiedy cierpliwie czekałam, aż wszystko rozłoży, a zrobił to naprawdę szybko.

– Smacznego, Eve.

– Smacznego – odpowiedziałam, nie mając wątpliwości, że tym razem mój uśmiech dotarł aż do oczu. A co najważniejsze, był szczery. Bo przy nim się uśmiechałam, nawet nie zwracając na to uwagi. To po prostu się działo.

Gdy tylko zdałam sobie z tego sprawę, szybko spuściłam wzrok na kurczaki, sięgając po jednego, nim jednak zdążyłam go nawet zbliżyć do ust, usłyszałam głos Samuela.

– Znowu to robisz.

Spojrzałam na niego, akurat w momencie, kiedy zjadał frytkę.

– Co takiego? – spytałam, również postanawiając nie przerywać sobie jedzenia.

– Odgradzasz się ode mnie – stwierdził swobodnie, nie zawierając w tym właściwie żadnych emocji. Co najmniej, jakby zaczął rozmowę o pogodzie. – Keczupu? –  zapytał, nawet bez mojej odpowiedzi przesuwając go bardziej na środek.

Odruchowo przeniosłam wzrok na małe opakowanie.

– Nie robię tego – powiedziałam, ale nawet dla mnie nie zabrzmiało to ani trochę wiarygodnie. Delikatny uśmiech Samuela również mówił sam za siebie.

– Robisz to – powtórzył jeszcze raz – i stawiasz między nami mur, który wyczuwam aż za dobrze. Nie pozwalasz mi podejść bliżej, Eve. Gdy tylko próbuję, zatrzaskujesz przede mną drzwi. – Złapał kolejnego kurczaka, zjadając go z prawdziwym smakiem. – Trzymasz mnie na dystans.

Skrzywiłam się nieznacznie, wiedząc, że ma rację i już w żaden sposób nie mogę temu zaprzeczyć. Byłoby to jedynie oszukiwanie samej siebie. I to nieskuteczne.

Starałam się zbliżyć do Samuela, jednocześnie próbując trzymać go z daleka od siebie. Prowadziłam grę, która od początku nie miała sensu. Bo aby osiągnąć pierwsze, musiałam dać drugie. Jednak przecież się na to zgodziłam, więc dlaczego tak trudno było mi pozwolić mu się zbliżyć? Od mojej roli zależało wszystko.

Musiałam potraktować to, jak każdą inną sprawę. Wtedy nic nie pójdzie źle.

Wzdrygnęłam się, gdy poczułam na dłoni delikatne dotknięcie.

– Jesteś tu ze mną jeszcze? – zapytał, podchwytując moje spojrzenie. I w tej jednej chwili znowu poczułam się spokojnie. Jakby naprawdę nic mi w jego obecności nie groziło.

A kiedy to uczucie owładnęło mnie bardziej, odsunęłam rękę, przyciągając ją do siebie.

– Tak, zamyśliłam się trochę – odparłam, przywołując na usta lekki uśmiech.

Lub po prostu wariowałam.

Pokiwał głową i zerknął w dół, na opakowania, które nadal były praktycznie pełne.

– Może zacznijmy inaczej – stwierdził nagle, bardziej przekręcając się w moją stronę. Podobnie jak ja, położył jedną nogę na ławce. W tej jednej chwili nie wydawał się być jakkolwiek powiązanym z mafią, nie wydawał się również być lekarzem, którego dostrzegałam przez te dni. W tym momencie widziałam w nim... kogoś bliższego. – To, co powiedziałem, nie winię cię za to, Eve. Stwierdziłem tylko, że powinienem to poruszyć, bo inaczej do niczego nie dojdziemy. Porozmawiasz ze mną teraz o tym? Nie będę wchodził na inne tematy, jeżeli sama tego nie zrobisz.

Rozglądnęłam się ostrożnie, sprawdzając, czy jest tu ktoś oprócz nas, ale było nadzwyczaj pusto. Byliśmy zupełnie sami.

– Dobrze – odpowiedziałam, znów wracając do niego wzrokiem.

– Okej, ale nim jeszcze przejdziemy dalej... – zaczął, a w jego oczach błysnęły iskierki rozbawienia, gdy wskazał na moją dłoń –  zjedz w końcu tego biednego kurczaka, którego masz ciągle w palcach. – Opuściłam spojrzenie, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że faktycznie nadal go trzymałam. Zauważyłam, jak Sam przesuwa opakowania bliżej mnie. – To też. Wszystko – zaznaczył, na co uniosłam brwi. – Nie patrz tak na mnie. Jestem twoim lekarzem. Muszę dbać o twoje zdrowie. To byłoby nieprofesjonalne pozwolić ci tu umrzeć z głodu.

Mimo całej tej sytuacji, z moich ust i tak wydostało się dość głośne prychnięcie, kiedy niezupełnie zdołałam powstrzymać śmiech.

– Do umierania z głodu jeszcze mi daleko, ale nie zmienia to faktu, że jestem głodna, więc nie będę się tu spierać.

– Całe szczęście – odparł rozbawiony, sięgając po frytki, których jeszcze nie zdążył zjeść.

A ja ponownie siedziałam z uśmiechem na twarzy, już nawet nie próbując go przed nim ukryć, bo Samuel również tego nie robił i po prostu cieszył się z tej krótkiej chwili tak samo jak ja. I gdzieś w głębi siebie chciałam, by te drobne momenty trwały dłużej. Ale i częściej.

Po niedługim czasie, ze wszystkiego co kupił, został jedynie napój, który po tym, jak wzięłam go do ręki, skończył się o wiele szybciej, niż byłam na to przygotowana. Nie zostało mi nic innego, jak odłożyć pusty kubek i stwierdzić, że byłam zdecydowanie najedzona.

Zerknęłam na Samuela, który naprawdę nie wyglądał, jakby czekanie aż zjem, jakkolwiek go zanudziło. Jakby miała znudzić go przez to moja obecność. Był tu i raczej nie zamierzał uciekać ode mnie w siną dal. A przynajmniej nie dawał żadnych odznak, które by o tym świadczyły. Niestety w tej chwili oznaczało to dla mnie tylko jedno.

– Rozmowa?

– Rozmowa – potwierdził, swobodnie przylegając bokiem do oparcia ławki.

Pokiwałam głową, również siadając wygodniej. Oparłam się plecami, odchylając delikatnie głowę i skupiając swój wzrok na niebie. Było bezchmurne.

Rozchyliłam usta, by coś powiedzieć, jednak sekundę później już je zamknęłam, nie potrafiąc tego, co miałam w głowie, ubrać w słowa. Przekazać to odpowiednio na zewnątrz.

– Boję się, że dopuszczając cię bliżej, wszystko zacznie się walić. – To była prawda. Szczerość, na którą sobie pozwoliłam. Szczerość, która mi nie zagrażała i którą mógł usłyszeć. – Ten miesiąc... On...

Być może był ostatnim miesiącem, gdzie jeszcze będę mogła żyć w normalny sposób. Co później? Nie miałam żadnego planu. Cade nie będzie przecież ciągle w pobliżu, a gdy zostanę sama...

– Ten miesiąc co, Eve?

Odwróciłam się w stronę Sama, słysząc jego spokojny głos. Mój wzrok zatrzymał się prosto na szmaragdowych oczach.

Samuel był silny. Można to było zobaczyć we wszystkim, co ze sobą prezentował. A przede wszystkim było to widać w jego spojrzeniu. Nie musiał się bać. Niczego i... nikogo. To on był tym, którego się bano. Nie odwrotnie. Posiadał siłę, której ja nigdy nie posmakuję. Zawsze będą tą, która ucieka.

– Eve? Wszystko w porządku?

Wraz z jego pytaniem, zdałam sobie sprawę, że moje policzki były mokre. Uniosłam do jednego z nich dłoń, wycierając małą stróżkę. Płakałam. Drugi raz tego samego dnia.

– Nie wiem – szepnęłam, zaraz jednak kręcąc głową i szybko wycierając oba policzki, by pozbyć się łez. – Przepraszam. To nie jest chyba mój dzień. Naprawdę za to przepraszam... – mówiłam, ocierając oczy, ale wtedy jego palce owinęły się wokół moich nadgarstków i nim zdążyłam coś zrobić, zacisnęły się na nich. Mimo to... nie czułam się zagrożona. Gdzieś w środku wiedziałam, że gdy tylko będę chciała, Sam na pewno mnie puści.

Musiał wyczuć moje pozwolenie. Nie protestowałam więc, kiedy delikatnie przyciągnął moje ręce bliżej siebie. Ponownie skupiłam na nim swój wzrok.

– Nigdy mnie za to nie przepraszaj, za to, jak się czujesz, bo masz do tego całkowite prawo, Eve. Pamiętaj o tym – poprosił.

Pokiwałam głową, by ponownie go po prostu nie przeprosić za tę całą sytuację. To by było na tyle z mojego popołudniowego postanowienia o kontrolowaniu emocji. Byłam w rozsypce, a Samuel był tego świadkiem i nie mogłam nic na to poradzić.

Ale jakby właśnie odczytał moje myśli, palce jego prawej dłoni znalazły się na mojej brodzie.

– Nie musisz niczego przede mną ukrywać, Eve – powiedział pewnie, a jego intensywne spojrzenie nie opuszczało moich oczu, przez co poczułam, jak serce w mojej piersi nagle zabiło mocniej. – Nie jestem twoim wrogiem. Zaufaj mi. – Uśmiechnął się delikatnie, zabierając obie ręce. – Przynajmniej w takim stopniu, byś nie obawiała się pokazać przede mną swoich prawdziwych emocji. Nie powstrzymuj się, jeżeli chce ci się płakać. Jesteśmy tu sami, a ja...

Nie zdążył nic więcej powiedzieć, gdy po prostu się rozpłakałam. Jak małe dziecko, już w żaden sposób nie mając tego pod swoją kontrolą. Płakałam, doskonale wiedząc, że Samuel dostał właśnie to, czego chciał. Wiedząc, że odpuściłam naprawdę zmęczona.

Nie odsunęłam się, kiedy silne ramiona przyciągnęły mnie do siebie, obejmując.

– Jestem tu – szepnął. – Płacz tak długo, jak tylko tego potrzebujesz. Wyrzuć to z siebie, Eve.

Chcąc czy nie, zaszlochałam bardziej, chowając się w jego ramionach tak mocno, jak tylko mogłam. A on mnie w nie przyjął, otaczając nimi jeszcze ciaśniej. Poczułam, jak jego kciuk zaczął powoli gładzić mój kark, sprawiając, że całe napięcie zaczęło ze mnie uchodzić.

– Jeżeli wszystko zacznie się walić, nie zostaniesz z tym sama – powiedział cicho. – Będę ciągle obok, pomagając ci odbudować każdy najmniejszy fragment tak, aby już nikt nie był w stanie go nawet drasnąć. Uwierz we własną siłę, Eve. I uwierz w to, że chcę ci pomóc. Tylko wtedy będę w stanie to zrobić. Gdy mi na to pozwolisz.

Zacisnęłam powieki, starając się doprowadzić do porządku. Wyrzuciłam z głowy wszystkie myśli, skupiając się jedynie na oddechu i tych niewielkich, ale naprawdę kojących, muśnięciach na karku. Trwałam tak przez dłuższą chwilę, nic innego nie robiąc, jednak to było wystarczające, bym powoli doszła do siebie.

– Nigdy nie sądziłam, że... będę wypłakiwać się w koszulkę psychiatry. – A na pewno, że będę to robiła w koszulkę psychiatry, który należał do mafii i był pod szczególną obserwacją FBI. Pod moją obserwacją. Jednak tymi słowami chciałam przynajmniej odrobinę naprawić tę sytuację. Chociaż nie widziałam jego twarzy, byłam pewna, że pojawił się na niej uśmiech.

– A ja nigdy nie sądziłem, że moja koszulka zostanie zasmarkana przez tak piękną kobietę.

Przez krótką chwilę w żaden sposób na to nie zareagowałam, ale kiedy tylko te słowa dotarły do mojej świadomości, w jednej chwili byłam do niego niemal przyklejona, a w drugiej już siedziałam na swoim poprzednim miejscu, czując jak moje policzki robią się o wiele cieplejsze. Zaraz po tym usłyszałam śmiech Samuela.

– No proszę, przynajmniej już wiem, jak szybko postawić cię na nogi.

Widząc jego szeroki uśmiech, przewróciłam oczami, ale po tym moje kąciki ust niemal same się uniosły. Poprawiłam spięte włosy, zabierając z twarzy wszystkie kosmyki, które przyległy do niej przez łzy.

– Mam coś jeszcze dla ciebie – powiedział nagle, sięgając za siebie. W jego dłoni pojawił się kolejny napój. Spojrzałam na niego zaskoczona.

– Kupiłeś mi shake’a?

– I to tego, którego najbardziej lubisz – dodał z wyraźnym zadowoleniem.

Nie dało się temu zaprzeczyć. Smak był dokładnie ten sam, o którym mu wspomniałam, truskawkowy.

– Zapamiętałeś – zauważyłam głupio, chwytając kubek w swoje dłonie.

Delikatnie przechylił głowę, a jego oczy zabłyszczały, gdy latarnia za mną się włączyła, rozświetlając wszystko wokół. W tym twarz Sandersa.

Nieznacznie się pochylił w moją stronę.

– Zapamiętałem o wiele więcej niż to, Eve. Chyba zapomniałem wspomnieć w naszych rozmowach, że mam naprawdę dobrą pamięć.

No tak, umknął mu ten mały szczegół. Uśmiechnęłam się sama do siebie za jego drobny gest. Za gest, który dla mnie znaczył o wiele więcej, niż mógł przypuszczać.

Zauważyłam, jak Samuel zerka na zegarek na swoim nadgarstku.

– Jeżeli nie masz nic przeciwko, pojedziemy już do domu. Robi się późno, a przypuszczam, że po dzisiejszych wrażeniach, będziesz chciała już tylko odpocząć.

Przytaknęłam, na co zebrał wszystkie puste opakowania i wyrzucił je do kosza obok. A kiedy stanął przede mną, wyciągnął w moją stronę dłoń. Spojrzałam na niego, ale gdy tylko zachęcająco skinął głową, po prostu ją ujęłam.

I kiedy ruszyliśmy z powrotem do samochodu, odezwałam się. Cicho, ale pewnie.

– Nolan – wyznałam mu, chociaż wiedziałam, że tak naprawdę nie było to nic wielkiego. – Tak nazywa się mój były narzeczony. Osoba, której wolałabym nigdy nie spotkać. Wszystko, co powiedziałeś wczoraj w moim mieszkaniu, jest prawdą. Jeżeli chodzi o dotyk... Nie boję się go samego w sobie. Po prostu przeraża mnie myśl, że nie będę mogła się uwolnić.

– Wspomniałaś wcześniej o tym miesiącu. To ma z nim coś wspólnego, prawda?

– Tak – odpowiedziałam szczerze, przystając już przy aucie. – Ale nie chciałabym teraz o tym mówić.

– Nie ma problemu. Wrócimy do tego, gdy będziesz gotowa – odparł, na co poczułam się spokojniej. – Teraz mam jednak małą propozycję.

Uniosłam brwi w zapytaniu.

– Kolejną? – rzuciłam.

– Na to wygląda – odpowiedział rozbawiony, a następnie wyciągnął przed siebie swobodnie obie dłonie. – Chwyć mnie za nie – poprosił. Zerknęłam na niego niepewnie, ale ostatecznie odłożyłam kubek na dach samochodu i zrobiłam to, o co poprosił. Były naprawdę ciepłe. – A teraz ściśnij je tak mocno, jak tylko potrafisz. – Ponownie wykonałam jego polecenie. Wtedy znowu przeniósł swoje spojrzenie na moją twarz. – Gdybyś jakkolwiek poczuła się gorzej, a z jakiegoś powodu nie chciałabyś powiedzieć tego na głos, złap mnie wtedy za dłoń i ją ściśnij w ten sam sposób. Możemy się tak umówić?

– Tak – zgodziłam się, nawet się nad tym zbytnio nie zastanawiając. W końcu nie było tu nic, co mogłoby mi zaszkodzić.

Samuel wydawał się ucieszyć z mojej odpowiedzi.

– Skoro mamy już wszystko ustalone, zapraszam ze mną, Panno Arill.

Przewróciłam oczami, wsiadając do auta. Nim Sam zdążył go okrążyć i usiąść na miejscu kierowcy, włączyłam telefon, odczytując wiadomość od Cade’a, której wcześniej nie zdążyłam zobaczyć.

Mój uśmiech zaczął znikać z twarzy, gdy rzeczywistość ponownie we mnie uderzyła.

Cade: Nie pozwól tylko namieszać sobie w głowie, gdy będziesz z nim rozmawiać. Wie, jak wykorzystać słabości

A co, jeśli to już się stało?
 

***
Chociaż widziałam posiadłość Sandersów na różnych zdjęciach, na żywo robiła jeszcze większe wrażenie. W dodatku z bliska wyglądała na kilkanaście razy większą. Nie dziwiłam się, że wszyscy bracia wciąż mieszkali ze sobą. Prawdopodobnie każdy z nich mógł mieć własną część domu. I to cholernie dużą część. A z drugiej strony byli blisko siebie, co zapewne w ich stylu życia było istotne.

Gdy tylko wjechaliśmy na teren posesji, automatyczna brama od razu się zamknęła. Ponownie musiałam przyznać Samuelowi rację. Nie było możliwości, by ktoś nieproszony mógł się tu dostać. Wątpiłam nawet, by ktoś chciał to robić z własnej woli. Jak się mogłam domyślać, było to zwykłe samobójstwo.

Sunęłam wzrokiem po ogrodzie, nie spodziewając się wcześniej, że będzie tak pięknie wyglądał. Szczególnie w nocy. Tu naprawdę było dużo zieleni. Najwidoczniej Sandersowie nie przepadali za ogrodem w stylu pola golfowego, czym zyskali u mnie ogromnego plusa. Każda z roślin wydawała się żyć ze sobą w harmonii. Nic jej nie zaburzało. Nawet różnego rodzaju latarnie ogrodowe, które oddawały lekkie światło, niczego nie burzyły. Wręcz dodawały temu miejscu więcej magii. Było idealnie.

– Mówiłem, że ci się tu spodoba – zauważył, parkując na podjeździe. – Trochę dalej jest huśtawka. Mogę cię jutro do niej zaprowadzić. – Moje oczy, które najpewniej aż zabłyszczały na te słowa, musiały być dla niego wystarczającą odpowiedzią. – Właściwie to może pokażę ci cały ogród – stwierdził rozbawiony.

– Jeżeli będziesz miał czas, z chęcią bym się po nim przeszła z przewodnikiem – przyznałam szczerze.

– Będę miał czas przez wszystkie dni, które tu będziesz, Eve. Zarezerwowałem go specjalnie dla ciebie. Nie miałem zamiaru cię tu przywieźć i zostawić w nowym miejscu byś sobie radziła. Zawsze będę w pobliżu – zapewnił.

To sprawiło, że z jednej strony poczułam się pewniej. W końcu to jego ze wszystkich Sandersów znałam najlepiej. Z drugiej natomiast zdałam sobie sprawę, że w ten sposób będzie mi o wiele trudniej się czegokolwiek dowiedzieć.

– Dziękuję – odpowiedziałam mimo to.

Samuel skinął głową i wysiadł. Odpięłam więc pas i odwróciłam się do tyłu, zabierając swoją torebkę. Sięgnęłam do klamki, jednak nim zdążyłam otworzyć drzwi, zrobił to za mnie Sam.

Kolejny drobny gest, który podziałał na mnie bardziej, niż prawdopodobnie powinien.

W tej chwili miałam wielką nadzieję, że to wszystko jest jedynie wynikiem zmęczenia. Niczym więcej.

Posłałam mu delikatny uśmiech i wysiadłam. Nim ruszyliśmy do wejścia, Samuel wyciągnął jeszcze moją walizkę.

Zerknęłam jeszcze raz na dom, zauważając w oknach zapalone światło. Jego bracia już wiedzą, że tu jestem? Sam ich w ogóle informował, że przyjedzie z gościem? Nie miałam pojęcia na jakich zasadach bracia zapraszali do siebie znajomych. Najpewniej każdy z nich robił co chciał.

Gdy weszliśmy już do środka, z całych sił starałam się nie rozglądać jak szalona, chociaż zdecydowanie było na co patrzeć. A byłam dopiero w holu.

Pomieszczenie było sporych rozmiarów, ale w żaden sposób ta duża przestrzeń nie odbierała temu miejscu poczucia ciepła i komfortu. Być może nawet rodzinnego klimatu. Możliwe, że była to zasługa roślin, które również tutaj znalazły swoje miejsce, albo też efekt dobrze dobranego światła. Duży kryształowy żyrandol i rozmieszczone na ścianach kinkiety, oświetlały każdy najmniejszy zakątek.

Po obu stronach wejścia, znajdowała się szafka wraz z wieszakiem, które Samuel w tej chwili kompletnie zignorował. Podszedł do mnie, wskazując na schody.

– Na górze są pokoje. Pokażę ci, który jest twój.

Zanim jednak ruszyliśmy dalej, ktoś wyszedł zza rogu. Przeniosłam wzrok na mężczyznę, niemal od razu go rozpoznając. Miał ubraną białą bluzkę i krótkie spodenki, do których kieszeni schował dłonie. Swoje brunatne włosy miał w prawdziwym nieładzie, a kiedy uniósł spojrzenie, zatrzymując je na nas, jego jedno oko było zamknięte, a drugie przymrużone, jakby światło było obecnie jego największym przekleństwem. Jednym słowem wyglądał, jakby dopiero co wstał.

Widziałam, jak jego zaspany wzrok kieruje się na mnie i na dłuższą chwilę się tam zatrzymuje. Byłam niemal pewna, że moje oczy wciąż zdradzały, że nie tak dawno płakałam, ale miałam nadzieję, że nie zwrócił na to większej uwagi. Nie miałam pojęcia co krążyło po jego głowie, ale już po chwili na jego twarzy zawitał zadziorny uśmiech. Przetarł oczy i jeszcze bardziej zmierzwił włosy.

– Mogłeś mnie uprzedzić, Sam – powiedział, zatrzymując się kilka kroków przed nami. – Postarałbym się o lepsze pierwsze wrażenie.

– Właśnie dlatego tego nie zrobiłem. Powinieneś mi dziękować – odpowiedział Samuel, przez co z trudem powstrzymywałam cisnący się na usta uśmiech.

– Jesteś wredny. – Zaśmiał się, ponownie przenosząc na mnie spojrzenie brązowych oczu i przyglądając mi się z lekkim zainteresowaniem. – Przedstawisz nas przynajmniej?

Samuel przytaknął, wyjątkowo szybko przechodząc od rzeczy.

– Eve, to jest Carl, mój brat. – Skinęłam uprzejmie głową, posyłając mu delikatny uśmiech. – Carl – wypowiedział jego imię i miałam wrażenie, że było w tym jakieś ostrzeżenie – poznaj Eve, moją znajomą. Zatrzyma się u nas na trochę.

Na dwa ostatnie zdania, w oczach bruneta dało się zauważyć nowe iskierki. Chyba już się rozbudził.

Wyciągnęłam w jego stronę dłoń. W ostatnich tygodniach robiłam to zdecydowanie częściej, niż przez cały rok. Jednak tym razem to powitanie było inne. Carl, nie spuszczając ze mnie swojego wzroku, delikatnie ją ujął i pochylił się, jedynie muskając ustami jej wierzch.

– Witam w naszych skromnych progach.

Uśmiechnęłam się odrobinę szerzej, bo takiego powitania przez Sandersa się nie spodziewałam. Samuel natomiast przewrócił na to oczami. Położył dłoń na moich plecach i lekko pchnął w stronę schodów, zostawiając bruneta za sobą.

– Wybacz mu. Czasami może zachowywać się dziwnie. Prawdopodobnie matka go upuściła, gdy był mały i teraz są tego skutki.

Zakryłam dłonią usta, gdy zaśmiałam się z tego głośniej, niż zapewne powinnam. Mimo to śmiech Carla był o wiele donośniejszy i nie brzmiał, jakby słowa Sama jakkolwiek go uraziły.

Weszliśmy na górę, niedługo po tym wchodząc do jednego z przestronnych pokoi. Naprawdę przestronnego, dzięki czemu gdzieś w duchu odetchnęłam. Gdy zobaczyłam łóżko, od razu poczułam, jak bardzo jestem zmęczona. Po raz kolejny.

– Odpowiada ci tutaj? – zapytał, na co odpowiedziałam zupełnie szczerze bez żadnej zwłoki.

– Jest wspaniały, dziękuję.

– Masz w nim własną łazienkę – powiedział, wskazując na drzwi. – Gdyby coś było nie tak i chciałabyś jakiś inny, nie wahaj się powiedzieć. Mój pokój jest naprzeciwko, więc postaram się być ciągle w pobliżu, jakbyś czegoś potrzebowała. Jutro pokażę ci główne pomieszczenia, byś mniej więcej wiedziała gdzie co jest.

– Brzmi świetnie – odpowiedziałam, odkładając telefon na stolik i rozsiadając się w fotelu, do którego moje plecy szybko się dopasowały. Ponadto przez jego ustawienie miałam idealny widok na ogród. Tak, jak widziałam z przodu, tu również latarnie ogrodowe dawały delikatną poświatę. Posiadłość była ogrodzona wysokim murem, niemal odgradzając ją od świata zewnętrznego. Tylko jak bardzo był skuteczny?

Poczułam, jak Samuel podchodzi bliżej, a jego wzrok ląduje w to samo miejsce co mój, by po krótkiej chwili się odezwać:

– Jesteś tu bezpieczna, Eve. Masz na to moje słowo, dlatego odpręż się i pozwól sobie odpocząć. Resztę zostaw mnie.

Odprężyć się. Gdzieś, między tym wszystkim, mogłam przecież to zrobić. A przynajmniej mogłam spróbować.

– Postaram się – odparłam i wyglądało na to, że taka odpowiedź również go zadowoliła.

– Chciałabyś jeszcze się czegoś napić albo coś zjeść? Jeżeli chcesz, przemycę ci tu nawet sok z pomarańczy.

Zaśmiałam się na to, doskonale pamiętając, że jest ostatnią osobą w tym domu, która mogłaby być podejrzana za zabranie go z lodówki.

– Jeśli to nie problem, z chęcią się go napiję.

– W takim razie daj mi chwilę. Zaraz do ciebie wrócę.

Przytaknęłam, patrząc, jak idzie do drzwi. Gdy jego ręka sięgnęła do klamki, by je prawdopodobnie zamknąć, mimowolnie się spięłam.

– Mógłbyś zostawić je otwarte? – spytałam szybko, a wraz z tym jego ręka ponownie opadła.

– Jasne – odpowiedział, lekko się uśmiechając i zostawiając je tak, jak były.

Gdy Sam wyszedł, oparłam ciężką głowę, pozwalając, by moje oczy na chwilę się zamknęły.

Tylko na krótką chwilę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top