Rozdział XI
Gdy tylko wróciłam do domu, od razu zajęłam się załatwieniem bieżących spraw. Zadzwoniłam więc do firmy, która wcześniej zgodziła się pod wpływem Cade’a i zapewne też odznaki FBI, na utworzenie w ich imieniu spotkania ze sponsorami, gdzie mogłam przedstawić projekt gry, który naprawdę należał do nich. A właściwie, to do jakiegoś nastolatka, który z nimi współpracował. Trzymał projekt dla siebie, nie sądząc, że mogłoby z niego powstać coś realnego. Z tego, co powiedział mi Cade, chłopak, dzięki tej całej sytuacji, podpisał dość korzystną umowę. Warunkiem jej realizacji miało być znalezienie osób, które pokryłyby ustalony procent wydatków. Nie miałam wątpliwości, że Nathan Sanders swoją ofertą wystarczająco spełniał te wymagania.
Starałam się wszystko przedstawić jak najbardziej zrozumiale, akcentując najważniejsze informacje, a szczególnie to, że mają tylko tydzień na skontaktowanie się z nim. Na samym początku myśleli, że żartuję, ale kiedy dałam im do zrozumienia, że daleko mi teraz do żartów, zaczęli to traktować o wiele poważniej. Na koniec przekazałam wszystkie dane, które były na wizytówce i na tym skończyła się moja rola. Resztą pewnie zajmą się ich prawnicy.
Rzuciłam telefon na łóżko, orientując się, że tak właściwie do osiemnastej mam czas wyłącznie dla siebie. Jakieś niecałe trzy godziny. Nie musiałam już nic robić, a jedynie czekać.
A to czekanie zawsze było najgorsze.
Westchnęłam, ściągając marynarkę i również rzucając ją na łóżko. Znalazły się tam wszystkie rzeczy, dopóki nie zostałam jedynie w bieliźnie. Rozpuściłam włosy, pozwalając, by opadły na moje ramiona i plecy.
Weszłam do łazienki, powolnym krokiem podchodząc do wanny. Skoro miałam wolne, dlaczego by nie wykorzystać tego czasu na relaksującą kąpiel? Szczerze mówiąc, brałam ją, kiedy tylko mogłam. U siebie miałam tylko prysznic. Nie było szans, by udało mi się wcisnąć tam nawet małą szafkę, a co dopiero wannę, dlatego chciałam się tym nacieszyć, dopóki miałam taką możliwość.
Odkręciłam wodę, ustawiając ją na odpowiednią temperaturę. Dodałam swój ulubiony płyn do kąpieli, aby powstała piana, i w czasie, kiedy wanna się napełniała, wróciłam do pokoju po rzeczy. Przy okazji chwyciłam telefon i puściłam jedną ze spokojniejszych piosenek, którą miałam na playliście. Już po chwili z wbudowanych w ścianę głośników wydobyły się pierwsze dźwięki, które od razu otoczyły moje myśli, pozwalając na chwilę zapomnienia i relaksu. Podgłośniłam bardziej i ustawiłam zapętlenie. Telefon ponownie wylądował na łóżku, a ja wróciłam do łazienki, tylko lekko przymykając drzwi.
Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy przyjemne ciepło rozniosło się już po wnętrzu. Odłożyłam przyniesione ubrania na blat szafki i rozebrałam się do końca, wrzucając bieliznę do kosza.
Zmarszczyłam brwi, rozglądając się, kiedy próbowałam sobie przypomnieć, gdzie schowałam swój wczorajszy zakup. Przykucnęłam, otwierając jedną z szafek. Widząc to, co szukałam, moje kąciki ust mimowolnie powędrowały wyżej. Złapałam lawendową kulę do kąpieli i wstałam. Rozpakowałam ją, odrzucając opakowanie gdzieś na bok.
Nigdy nie miałam okazji czegoś takiego użyć, więc gdy tylko zobaczyłam ją w sklepie i dotarło do mnie, że dysponuję w łazience wanną, długo się nie zastanawiałam. Lawenda była moim pierwszym wyborem.
Zanurzyłam palce w pianie, a później w wodzie, sprawdzając jej temperaturę. Była idealna, tak samo jak ilość. Nie dolewając więcej, wrzuciłam do środka kulę, patrząc, jak kolor wody zaczyna się zmieniać na fiolet.
Tym razem upięłam włosy najwyżej jak mogłam, by ich nie zamoczyć, a następnie powoli weszłam do wanny, zanurzając się w wodzie aż po szyję. Oparłam wygodnie głowę i zamknęłam oczy. Moje mięśnie, jak na zawołanie, zaczęły się rozluźniać. Odrzuciłam od siebie każdą zbędną i dręczącą wcześniej myśl, skupiając wszystkie zmysły na obecnej chwili. Na spokojnej muzyce dochodzącej z pokoju, na cieple otulającym moje ciało, czy też na unoszącym się zapachu lawendy.
W tej jednej chwili nic innego nie było ważne.
Nie zastanawiałam się co powinnam zrobić, w co wierzyć, komu wierzyć. Co jest dobre a co złe.
Po prostu poddałam się otaczającemu mnie poczuciu spokoju.
Takiemu, którego już dawno nie czułam.
***
– Eve, do cholery!
Skrzywiłam się, kiedy głos Cade’a zbyt wyraźnie trafił do moich uszu. Otworzyłam powoli zaspane oczy, kiedy poczułam na policzku ciepłą dłoń i delikatnie poruszający się kciuk. Patrzyłam przez chwilę przed siebie zdezorientowana, kiedy oprócz Cade’a zobaczyłam też Samuela. Pierwszy siedział przy mnie na łóżku, a drugi kucał obok.
Tylko że żadnego z nich nie powinno tu być. A ja nie powinnam być w łóżku.
Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, chciałam wstać, ale Cade położył dłoń na moim barku, powstrzymując mnie przed tym. Wstrzymałam oddech, posyłając mu pytające spojrzenie. Musiał dostrzec w moich oczach iskierkę niepokoju, bo szybko przeniósł rękę na materac.
– Zasnęłaś podczas kąpieli. Przeniosłem cię tu i przykryłem – wyjaśnił, a ja dopiero teraz zauważyłam, że prawie całą bluzkę miał przemoczoną. Zmarszczyłam jednak brwi, gdy nadal nie do końca potrafiłam zrozumieć, co chciał przez to powiedzieć. Jego spojrzenie złagodniało. – Nie masz na sobie ubrań, Eve – uświadomił mnie. To wystarczyło, bym oprzytomniała już wystarczająco. Zerknęłam w dół i, mimo że kołdra zakrywała wszystko, co powinna, przycisnęłam ją mocniej do siebie.
Gdy tym razem zabrałam się do tego, by usiąść, Cade nie zaprotestował. Zrobiłam to więc, jednak pod czujnym spojrzeniem dwóch par oczu. Że też mi się zachciało zasypiać akurat w wannie. Czy ten dzień może być gorszy? Wychodzi na to, że nawet relaks nie może mi wyjść dobrze.
Samuel, najwyraźniej widząc, że powoli wracałam do świata żywych, wstał i cofnął się o kilka kroków, opierając o mebel, i zakładając ręce na piersi.
Zerknęłam na zegar. Było już sporo po osiemnastej.
– Możesz mi powiedzieć, Eve, dlaczego poszłaś się kąpać, skoro byłaś aż tak bardzo zmęczona? Czy ty wiesz, jak to mogło się, do cholery, skończyć? – warknął.
Zacisnęłam palce mocniej na pościeli. Wiedziałam, że w jego słowach kryła się wyłącznie troska, jednak oskarżycielski ton, jakiego użył, naprawdę mnie zirytował.
– Bo może chciałam przynajmniej przez chwilę spróbować się wyciszyć i naprawdę odpocząć – odwarknęłam.
– To muszę ci przyznać, że byłaś na świetnej drodze do tego! – rzucił, na co byłam w stanie tylko spojrzeć na niego z niedowierzaniem. Wydawał się tego nie zauważyć, ale nim powiedział coś więcej, Samuel postanowił się wreszcie odezwać.
Po moich odkrytych plecach przeszedł dreszcz, gdy usłyszałam jego głos. Chłodny i ostrzegający, ale, mimo to, zrównoważony.
– Wystarczy.
Stanowcze polecenie z ust Sandersa sprawiło, że Cade w jednej chwili naprężył się bardziej, zaciskając zęby. Odwrócił w jego stronę głowę, mierząc go naprawdę wściekłym spojrzeniem. Ale gdy tylko Samuel spojrzał mu w oczy, to jego wzrok był... dominujący. Bo ten zimny spokój wydawał się o wiele gorszy niż gorąca wściekłość. Mimo to Cade nawet nie drgnął.
– Jeżeli nie umiesz powstrzymać własnego języka, wyjdź. Będzie to najlepsze, co zrobisz.
Po ostatnich słowach Sama, przez przerażająco długi czas, w pokoju panowała cisza. Siedziałam w bezruchu, nawet nie próbując jej przerwać.
A może powinnam? Ktoś w końcu musiał to zrobić.
– Przepraszam, Eve – odezwał się nagle Cade, a kiedy na mnie spojrzał, na jego twarzy pojawił się smutny uśmiech. – Nie powinienem był tego powiedzieć. Po prostu... Kiedy zobaczyłem cię leżącą w wannie i nie reagującą na moje wołanie, przestraszyłem się. Naprawdę przepraszam, jeżeli poczułaś się przeze mnie źle.
Nim jeszcze skończył ostatnie zdanie, moja głowa już poruszała się w zaprzeczeniu.
– Nie przepraszaj, znam cię, Cade. Wiem, że nie miałeś niczego złego na myśli. – Po tych słowach wydawało się, że z jego ramion opadł jakiś niewidzialny ciężar. Jakby znaczyły dla niego o wiele więcej, niż mogłam przypuszczać. – A jeżeli chodzi o kąpiel... Nie czułam się tak zmęczona przed nią. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam – powiedziałam, wzdychając.
– Użyłaś lawendy, jeśli dobrze rozpoznaję zapach – zauważył Samuel, a jego ton głosu zupełnie się różnił od tego, którego słyszałam chwilę wcześniej. Był taki jak zawsze. Swobodny, ale otoczony ciepłem. – Działa ona uspokajająco. Niweluje między innymi stres i napięcie nerwowe, a do tego ułatwia zasypianie. W połączeniu z bardzo ciepłą wodą, ogólnym zmęczeniem i chęcią odpoczynku, zrobiła swoje.
Słysząc to, nieznacznie się skrzywiłam. Nieświadomie wybrałam to, czego potrzebowałam najbardziej.
– Będę pamiętać o tym na przyszłość – przyznałam, zaraz po tym zadając pytanie, które być może powinnam zadać jako pierwsze. – Tak właściwie... Co robicie w moim mieszkaniu?
Nic nie miałam do ewentualnych prób ratowania mojego życia, jednak nie mogli przecież wiedzieć, że zasnęłam w wannie, dopóki nie weszli do środka.
Zerknęłam na Sama, ale nie wyglądał, jakby czuł się w obowiązku odpowiadania na to. Dlatego spojrzałam na Cade’a. Ucieszyłam się, kiedy nie kazał mi długo czekać.
– Dzwoniłem do ciebie trochę przed osiemnastą, by upewnić się, czy wszystko w porządku, ale nie odbierałaś, więc postanowiłem przyjechać. Gdy dojechałem, on też już tu był – głową wskazał na Sandersa – i tak samo nie mógł się z tobą skontaktować. Nie otwierałaś, gdy pukaliśmy do drzwi, dlatego użyłem drugiego klucza, który mi dałaś i wszedłem do środka. Znaleźliśmy cię w łazience. Resztę już wiesz.
No tak. Zdążyłam już zapomnieć, że gdy tylko dostaliśmy klucze do mieszkań, dla bezpieczeństwa wymieniliśmy się swoimi zapasowymi. On miał klucz do mojego mieszkania, a ja miałam do jego, jednak nie sądziłam, że któreś z nas w ogóle go użyje.
Mój wzrok ponownie uciekł na Samuela. Co by zrobił, gdyby Cade wtedy nie przyjechał? Odszedłby? W końcu mógł pomyśleć, że nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Przecież w żaden sposób nie potwierdziłam tego, że się dzisiaj spotkamy.
Zadrżałam, kiedy zaczęło mi się robić już naprawdę zimno. Mam nadzieję, że nie spędziłam wiele czasu w chłodnawej wodzie, bo ta relaksująca kąpiel zakończyłaby się jeszcze przeziębieniem.
Widziałam, jak zielone tęczówki Sandersa od razu zatrzymują się na moich rękach, na których pojawiła się gęsia skórka. Niewiele po tym usłyszałam jego głos.
– Wyjdziemy, byś mogła się na spokojnie wytrzeć i ubrać. Będziemy w salonie.
Skinęłam głową, posyłając mu delikatny, ale niestety też wyraźnie zmęczony uśmiech.
– Dziękuję.
Kiedy zostałam w pokoju sama, jeszcze przez dłuższą chwilę trwałam na łóżku w tej samej pozycji, próbując znaleźć siły do wstania, zamiast do odwrócenia się na bok i zamknięcia oczu. I tak bym już nie zasnęła.
Zerknęłam jeszcze raz na drzwi, czy na pewno są zamknięte, i odrzuciłam od siebie pościel, decydując się w końcu wstać. Szybko przeszłam z sypialni do łazienki, dla pewności zamykając i te drzwi, mimowolnie zaczynając się zastanawiać, jak wiele widzieli. A w szczególności, jak wiele widział Samuel.
Westchnęłam, łapiąc wiszący ręcznik i zaczynając się wycierać.
Nawet jeżeli nie tylko Cade mnie widział, to przecież Sam był lekarzem. Nie popatrzyłby na mnie w inny sposób.
Cholera, przecież zapewne żaden z nich o tym nawet nie pomyślał w tej sytuacji, więc czym ja się w ogóle przejmowałam?
Założyłam wcześniej przygotowane rzeczy i na nowo spięłam włosy. Przemyłam twarz zimną wodą, licząc na to, że choć trochę mnie pobudzi, ale podejrzewałam, że nie odczułabym poprawy, nawet gdybym postanowiła wylać na siebie całe wiadro.
Zacisnęłam dłonie na brzegach umywalki.
Może tata miał rację? Może powinnam była zrobić sobie przerwę? Nigdy nie brałam wolnego, ale teraz... ten miesiąc, bałam się go od lat, że w końcu nadejdzie, a teraz zostało jedynie kilka dni do daty, o której próbowałam z całych sił zapomnieć. Żyć, jakby miał to być kolejny zwykły dzień.
Sprawa, która akurat pojawiła się w tym czasie, wydawała się idealna do zajęcia myśli, niedająca możliwości skupienia się na czymś innym. I może właśnie taka by była, gdyby w najgorszym istniejącym momencie nie zaczęła się koncentrować na moim prywatnym życiu. Na tym, co chciałam zapomnieć.
Ale było już za późno, by się wycofać. Skoro zdecydowałam się na pracę, to właśnie będę robiła. Najlepiej jak umiem.
Wytarłam twarz do sucha, ostatni raz patrząc na swoje odbicie w lustrze.
Tylko ty decydujesz o swoim życiu, Eve.
– Tylko ty – powtórzyłam cicho na głos i wyszłam z łazienki.
Kiedy weszłam do salonu, Cade siedział na podłokietniku fotela, natomiast Samuel na swoim stałym już miejscu. Obaj, w tym samym momencie, spojrzeli w moim kierunku.
– Chcecie coś do picia? – spytałam, sama zdecydowanie musząc to zrobić. I chociaż miałam ochotę na coś innego niż sok, tylko w to się zaopatrzyłam. Tym się kończyło rzadkie przebywanie w domu. Unikałam siedzenia w nim, jak tylko mogłam i większość czasu spędziłam po prostu w pobliskim parku.
– Już się poczęstowałem – odpowiedział Cade z uśmiechem, unosząc kubek do góry.
Spojrzałam więc na Sama.
– Ja dziękuję – powiedział, na co przytaknęłam i nalałam tylko sobie.
Usiadłam wygodnie na drugim wolnym fotelu i zerknęłam na mężczyzn przede mną. O ile wcześniej wyglądali, jakby mieli się pozabijać, to teraz siedzieli tu tak, jakby nigdy nic takiego nie miało miejsca. Wręcz miałam wrażenie, że w tym krótkim czasie, kiedy mnie przy nich nie było, zdążyli coś między sobą ustalić. Między sobą albo...
– Samuel ma pewną propozycję – oświadczył Cade, a ja uniosłam brwi, zerkając na Sandersa.
– Też masz zbędne miliony, jak twój brat? – rzuciłam żartem, nawiązując do propozycji Nathana na dzisiejszym spotkaniu. – Z wielką chęcią je przygarnę.
Chociaż nie sądziłam, że to kogoś rozbawi, to Sam naprawdę się na to uśmiechnął.
– Podaj numer konta, a przeleję ci trochę – odparł z dziwnym błyskiem w oku, którego nie potrafiłam do końca rozszyfrować. – Pozwolisz jednak, że zrobię to w kilku ratach. Bank zbyt bardzo martwi się o moje finanse, by pozwolić mi wykonać transakcję o takiej wysokości.
Prychnęłam, nie powstrzymując uśmiechu, który mimowolnie wpłynął na moje usta. Naprawdę lubiłam te nasze swobodne żarty.
– Dobra, więc co to za propozycja?
Samuel wyciągnął rękę na oparcie.
– Chcę cię zabrać na kilka dni do siebie.
Zamarłam z kubkiem w połowie drogi do ust.
– Słucham?
Widziałam, jak już otwiera usta, ale to Cade się odezwał.
– Musisz odpocząć, Eve. Sama to przyznałaś. Nie radzisz sobie z tym wszystkim, a ja... nie umiem ci pomóc. – Spojrzał mi w oczy, kiedy ja siedziałam zaskoczona, po prostu słuchając go. – To okazja, Eve. Do tego, byś w końcu porządnie zregenerowała siły i doszła do siebie. To tylko kilka dni.
Nawet kiedy mówił dalej, moje myśli krążyły jedynie wokół tego jednego zdania, które oznaczało o wiele więcej, niż mogłoby się początkowo wydawać.
To okazja, Eve.
Okazja do tego, by dostać się prosto do domu Sandersów. Na kilka dni, bez większego problemu. Samuel sam mnie tam wpuści.
Pokręciłam głową.
– Nie mogę. Mam pracę, nie rzucę jej przecież...
– Zrobiłaś już swoje. Przekazałaś im wszystko, co było powiedziane na spotkaniu i jeżeli dobrze zrozumiałem, masz czekać tu, dopóki nie podejmą decyzji w sprawie oferty Nathana. Innymi słowy do tej pory masz wolne.
Rozchyliłam usta, by ponownie się kłócić, ale wtedy odezwał się już Samuel.
– Eve – zaczął, skutecznie zwracając moją uwagę. Pochylił się delikatnie do przodu, łącząc ze sobą dłonie. – Nie chcę byś odebrała tego jako przymusu. To luźna propozycja, z której wcale nie musisz skorzystać i nic się z tego powodu nie stanie. Wspominałaś, że bardzo lubisz zieleń, dlatego pomyślałem, że może ci się tam spodobać. Ogród wokół domu jest naprawdę spory i jeżeli tylko byś chciała, mogłabyś z niego korzystać o dowolnej godzinie, nawet w nocy. Działka jest ogrodzona i strzeżona, więc nikt nieproszony na pewno się tam nie dostanie.
– Ja... nie wiem... – szepnęłam i nie musiałam tego wcale udawać, bo... naprawdę byłam cholernie niepewna.
– Nie stanie ci się tam krzywda. Przysięgam ci to. Oprócz mnie, będą tam też moi bracia i narzeczona jednego z nich. Nathana już poznałaś i chyba go nawet polubiłaś – powiedział, uśmiechając się łagodnie, co zapewne miało mnie uspokoić. – Chcę tylko, byś pozwoliła sobie na złapanie głębszego oddechu, na odsunięcie od siebie codziennych obowiązków i skupiła się w tym czasie wyłącznie na sobie. W każdym momencie będziesz mogła wrócić do siebie. Powiesz słowo, a odwiozę cię z powrotem do twojego mieszkania.
Nie ruszyłam się, wciąż patrząc w jego szczere, zielone oczy, ale kiedy w którymś momencie, chciałam zobaczyć zdanie Cade’a, Samuel znowu się odezwał, zatrzymując mnie.
– Nie, Eve. Chcę byś zdecydowała zgodnie z tym, co sama czujesz. To ty najlepiej wiesz czego chcesz i potrzebujesz. I to ty o tym decydujesz – zaznaczył, na co nieznacznie się spięłam, bo praktycznie te same słowa wypowiedziałam do siebie w myślach niewiele chwil wcześniej. – Nie musisz się zgadzać, jeżeli nie chcesz. To tylko propozycja.
Słowa Samuela wydawały się osiągnąć dokładnie taki efekt, jakiego zapewne oczekiwał, bo, czy tego chciałam czy nie, coś wewnątrz mnie pragnęło po prostu się zgodzić. Nie ze względu na sprawę. Ze względu na mnie samą.
– Nie chciałabym sprawiać problemu – powiedziałam jeszcze, mimo że moja odpowiedź była już z góry znana.
– Nie będziesz. Gdybyś miała, nigdy bym ci tego nie zaoferował.
Przytaknęłam, pozwalając, by moje ramiona odrobinę opadły.
Cade miał rację. To była okazja, która mogłaby się już więcej nie powtórzyć. Nie mogliśmy sobie pozwolić na przeciąganie tej sprawy.
A wejście prosto do jaskini lwa było najszybszą i najskuteczniejszą metodą.
– Więc mówisz, że to tylko kilka dni wolnego? – spytałam, zaraz biorąc duży łyk soku.
– Tylko kilka dni wolnego – potwierdził, a jego kącik ust powędrował do góry. – Gwarantuję ci, że w czasie tych dni praca na pewno ci nie ucieknie, szczególnie, kiedy będziesz miała potencjalnego sponsora firmy kilka pokoi dalej.
Słysząc to, mimowolnie się uśmiechnęłam.
– Mam nadzieję, że nie pomyśli sobie, że teraz zacznę nawiedzać go nawet w jego własnym domu.
Samuel ponownie przyległ plecami do oparcia, śmiejąc się.
– Jestem pewien, że ucieszyłby się z ponownego spotkania – odpowiedział swobodnie, jakby naprawdę nie miał co do tego wątpliwości, a kiedy jego spojrzenie spotkało się z moim, poczułam się... spokojniej i bezpieczniej. Tak, jak zdecydowanie nie powinnam się czuć w tej całej sytuacji.
– Miło mi to słyszeć – odparłam z lekkim uśmiechem. Sam go odwzajemnił, ale bez wątpienia czekał na coś jeszcze. Na moją jednoznaczną odpowiedź. A ja musiałam mu jej właśnie udzielić. – Skoro to nie problem, może faktycznie przydałaby mi się drobna zmiana otoczenia. Zaciekawiłeś mnie tym ogrodem – dodałam, na co w nagrodę otrzymałam jego szerszy uśmiech.
– Taki był mój cel – odpowiedział. – Cieszę się, że się zgodziłaś na moją propozycję. Dopilnuję, byś spędziła ten czas jak najlepiej.
Nie wiedząc, co na to odpowiedzieć, jedynie skinęłam głową w podziękowaniu. Odłożyłam kubek na stolik, a puste dłonie złączyłam ze sobą i swobodnie ułożyłam na nodze.
– Kiedy byś chciał, bym się do ciebie przeniosła?
– Planowałem zabrać cię ze sobą już dzisiaj – powiedział niemal od razu, zdecydowanie obserwując moją reakcję.
Cóż, bez wątpienia nie chciał tracić czasu. Podejrzewałam, że chciał załatwić to szybko, nim zdążę się rozmyślić albo zacznę mieć jakiekolwiek wątpliwości.
– W takim razie spakuję najważniejsze rzeczy i będziemy mogli jechać – poinformowałam go, wstając i prostując swoje kości, w których zaraz coś głośno strzeliło. To chyba były plecy. Brwi Sandersa powędrowały do góry, na co wzruszyłam ramionami. – Starość nie radość – mruknęłam.
Pokręcił z rozbawieniem głową i wrócił do naszego głównego tematu.
– Poczekam tu na ciebie. Nie musisz się śpieszyć. Na miejscu postaram się zapewnić ci wszystko, czego będziesz potrzebowała, więc nie musisz się martwić, jeżeli czegoś zapomnisz. Zawsze też możemy tu wrócić po to.
Samuel ani przez chwilę nie wyglądał, jakby stanowiło to dla niego jakikolwiek problem, nie dając mi żadnych wątpliwości, że naprawdę przyjechałby tu z powrotem, gdybym czegoś nie zabrała.
Mimo to raczej nie będzie musiał tego robić. Nie przywiozłam ze sobą zbyt wielu rzeczy, właściwie to część nadal była zapakowana w obu walizkach. Wystarczyło tylko do jednej z nich dołożyć najważniejsze rzeczy i byłam gotowa.
Podziękowałam mu niemo i od razu ruszyłam w stronę sypialni. Zatrzymałam się jednak, słysząc głos Cade’a.
– Pomogę ci. – Wstał, odkładając kubek na stół.
Przytaknęłam, w żaden sposób nie protestując. Cade doskonale wiedział, że nie ma za bardzo w czym mi pomagać.
Gdy weszliśmy do pokoju, od razu zamknął za sobą drzwi.
– Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła. To on wyszedł z tym pomysłem. – Prychnęłam, gdy dość szybko zwalił całą odpowiedzialność na Sama. Jeżeli to słyszał, byłam niemal pewna, że jego brwi powędrowały do góry.
– Nie mam na co być zła. Nie wiem co z tego wyjdzie, ale warto spróbować – powiedziałam, dając mu do zrozumienia, że odnoszę się nie tylko do mojego mniemanego wypoczynku.
Cade zerknął przelotnie na drzwi i podszedł do mnie, odciągając od nich jak najdalej.
– Jestem pewien, że spędzisz ten czas naprawdę dobrze – odpowiedział normalnie, ale już jego następne słowa były niewiele głośniejsze od szeptu. – Pamiętaj, że w każdej chwili możesz się wycofać. Gdy będziesz chciała to zrobić lub coś pójdzie nie tak, nie wahaj się, Eve. Przerywasz to wszystko i jak najszybciej dajesz mi znać. Jeżeli będzie trzeba wejdę tam nawet z oddziałem.
Zdecydowanie, z jakim to wypowiedział, nie dawało wątpliwości, że w razie czego mogłabym go zobaczyć tam z oddziałami specjalnymi, a kiedy ten obraz pojawił mi się w głowie, moje kąciki ust mimowolnie się uniosły. Cade przechylił głowę, posyłając mi pytające spojrzenie.
– Przepraszam, wyobraziłam to sobie. – Odchrząknęłam, wracając do naszego tematu. – Poradzę sobie. Zaufaj mi.
Cieszyłam się, że Cade nie próbował traktować mnie teraz ulgowo. Martwił się, robił to zawsze, ale nie odsuwał mnie od sprawy. Wiedział, że potrzebuję tego, by mieć na czym skupić swoje myśli. Pracował tak, jakby robił to z każdym innym agentem.
– Ufam ci, Eve. W końcu zaufanie to podstawa w tym zawodzie – oświadczył poważnie, jeszcze raz zerkając na drzwi i sięgając do kieszeni. Zmarszczyłam brwi, widząc znajome urządzenie. – Zamierzałem zrobić to sam, kiedy odwróciłabyś jego uwagę, ale w tej sytuacji będzie chyba lepiej, gdy ty się tym zajmiesz.
– Mam mu podłożyć lokalizator? – spytałam niemal bezgłośnie, nie chcąc, by te słowa jakkolwiek dotarły do Samuela.
– Tobie będzie najłatwiej. Nie powinien się w ogóle zorientować.
Wciągnęłam powietrze i tym razem to mój wzrok spoczął na zamkniętym przejściu.
– Gdzie planowałeś go umieścić?
– Samochód, ale parking jest strzeżony. Zbyt duże ryzyko, żeby to zrobić z zewnątrz – wytłumaczył, a ja szybko zrozumiałam, co chodziło mu po głowie.
– Mam go zostawić w środku.
Przytaknął.
– Wsadź go w jakieś mało widoczne miejsce. Gdzieś pod fotelem powinno być w sam raz. Wątpię, by tam zaglądał.
Spojrzałam na trzymany przez niego nadajnik. Nie był dużych rozmiarów. Właściwie to był naprawdę niewielki. Gdybym go dobrze ukryła, Samuel go nie dostrzeże. Chyba że zdecydowałby się nagle na sprzątanie samochodu.
Chwyciłam urządzenie w palce, przyglądając mu się. To nie pierwszy i pewnie też nie ostatni raz, gdy mam okazję trzymać je w ręce.
– Nadajnik jest wprowadzony do systemu, w każdej chwili będziesz mogła go śledzić.
– Oby tylko się nie okazało, że ma z siedem samochodów, każdy na inny dzień tygodnia – prychnęłam głośniej, niż zamierzałam.
– Bez obaw, mam jeszcze trochę sztuk.
Pokręciłam z rozbawieniem głową i wrzuciłam lokalizator do kieszeni. Nie byłam pewna do czego nas to doprowadzi, ale możliwe, że przez to wpadniemy na coś, dzięki czemu będziemy mogli ich obciążyć. Albo na coś, co da nam jakieś wskazówki, co robić dalej.
Wyciągnęłam walizkę i otworzyłam ją, spoglądając co mam w środku. Właściwie to nie musiałam nawet niczego przekładać z drugiej. W końcu nie powinnam być tam długo.
Wcisnęłam do niej jeszcze kilka kosmetyków i laptop z ładowarką, ostatni raz rozglądając się po pokoju, czy czegoś mi potrzeba. Mój wzrok odruchowo spoczął na miejsce, gdzie był ukryty sejf z bronią. Cade również spojrzał w tamtą stronę, szybko się domyślając co przeszło mi przez głowę.
– Nie możesz jej zabrać, Eve. To zbyt ryzykowne.
– Wiem – odszepnęłam.
– Weź paralizator. Nawet jeżeli go znajdą, potraktują to jako zwykłą ostrożność z twojej strony.
Zgodziłam się z tym, przez chwilę się zastanawiając, gdzie powinnam go schować. Chciałabym go mieć ciągle pod ręką, ale torebka została w salonie. Nie było możliwości, by Sam nie zauważył co do niej chowam. Wcisnęłam go więc między ubrania i zamknęłam walizkę.
– To wszystko? – spytał Cade już normalnie i zdecydowanie na pokaz, aby Samuel niczego nie podejrzewał.
– Tak, tyle mi wystarczy – odparłam, prostując się. Byłam gotowa.
Mimo to Cade podszedł do mnie ponownie, nachylając się delikatnie, by być bliżej mojego ucha.
– Jeszcze jedno, Eve. Uważaj na to, co mówi – ostrzegł, na co zmrużyłam oczy, nie do końca rozumiejąc. – Wiem, że teraz zgodziłaś się głównie przez sprawę, ale gdyby nie ona, jego słowa również by cię przekonały – powiedział pewnie, jakby doskonale wiedział, że to, co mówił Sam, naprawdę miało na mnie wpływ. – To była zwykła perswazja, ale w każdej chwili może się zamienić w manipulację. Po prostu zwracaj na to uwagę.
Mocniej złapałam uchwyt od walizki. To nie była rzecz, na którą Cade musiał mnie uczulać.
Nie po tym, jak już kiedyś jej na sobie doświadczyłam.
***
Rozdział trochę wcześniej :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top