Rozdział VIII

Odgłos moich kroków wydawał się odbijać od ścian mieszkania, kiedy podążałem tuż za Arill. Byłem dziesięć minut przed czasem, ale nie wyglądała, jakby jej to przeszkadzało.

Weszliśmy do salonu, który zdołałem dobrze zapamiętać już poprzednim razem. Pomimo swojego dość bogatego urządzenia, nadal wydawał się pusty. Bez żadnych osobistych rzeczy. Widocznie Eve nie zamierzała się tu zadomawiać, skoro trzymały ją tu tylko niedługie obowiązki służbowe.

Mimo to nie oszczędziła szklanego stolika.

– Praca? – zapytałem, głową wskazując stos kartek, które znalazły swoje miejsce nawet na podłodze.

Chcąc czy nie, w moje oczy rzuciły się jej obszerne notatki przy wydrukowanym tekście, ale i kolorowe zakreślenia, które wyróżniały najwidoczniej istotne dla niej informacje. Nawet nie skupiając się na napisanych tam słowach, wielokrotnie przewinęło się coś o grze.

– Tak, przepraszam, już to zabieram – odparła z niepewnym uśmiechem, zbierając wszystkie porozrzucane kartki. Również te, które znalazły się na siedzeniach. Schyliłem się, pomagając jej. – Zbyt bardzo się na tym skupiłam i nie zauważyłam, że to już czas naszego spotkania.

– Nie szkodzi – odpowiedziałem, podając jej to, co udało mi się zebrać. – Nie widziałaś mojego biurka – zażartowałem.

Uśmiechnęła się pewniej, odbierając ode mnie kartki i odkładając je na bok.

– Napijesz się czegoś? Tym razem mam więcej do zaoferowania. – Zaśmiała się cicho. – Kawa, herbata, sok?

– Sok będzie dobry.

Zająłem to samo miejsce, co poprzednim razem. Mój wzrok spoczął na odwróconej sylwetce Eve, kiedy ta skierowała się do otwartej kuchni. Włosy, które spięła w zwykły kucyk, opadały na jej plecy, na cienki, beżowy sweter. Sięgnęła po dwa kubki, a później butelkę z sokiem i wróciła wolnym krokiem, kładąc wszystko na stoliku.

Skinąłem głową w podziękowaniu, gdy napełniła kubek po mojej stronie. Usiadła, od razu chwytając swój i biorąc z niego mały łyk. I to raczej nie z powodu pragnienia.

– Stresujesz się? – spytałem, zyskując tym jej uniesione spojrzenie.

– Skąd to przypuszczenie?

– Jestem dobrym obserwatorem – powiedziałem z lekkim uśmiechem. – Wyglądasz na spiętą, a nie wydaje mi się, byś była taka na co dzień.

Delikatnie się skrzywiła, tym samym przyznając mi rację, jednak nie uciekała od odpowiedzi.

– To chyba nie będzie zaskoczeniem, gdy przyznam, że nigdy nie uczestniczyłam w takich... spotkaniach. Nie za bardzo wiem czego się spodziewać.

Przytaknąłem, rozumiejąc.

– Dlatego, nim jakkolwiek przejdziemy dalej, najpierw ustalimy i wyjaśnimy najważniejsze kwestie, czy wszystko inne, co będziesz chciała wiedzieć.

To była podstawa. Jeżeli będzie miała jakieś wątpliwości czy obawy, nic z tego nie będzie miało sensu. Nie, jeżeli mi nie zaufa i nie poczuje się w mojej obecności bezpiecznie. Szczególnie, że odnosiłem wrażenie, że powód jej bezsenności wcale nie był błahy.

Pokiwała twierdząco głową, więc postanowiłem kontynuować.

– Przede wszystkim chcę, byś była świadoma tego, że cokolwiek mi powiesz, nic z tego nigdy nie będzie przekazane dalej. Każde wypowiedziane słowo zostanie wyłącznie między nami. Nie musisz się o to martwić – zapewniłem.

– Rozumiem – potwierdziła, kciukiem powoli poruszając po kubku.

– Długość tych spotkań zależy od ciebie. Możemy przyjąć, że będą trwały godzinę, ale w żaden sposób nie musimy się tego trzymać. Mogą skończyć się o wiele wcześniej lub później, jeżeli będziesz tego potrzebowała.

Przechyliła delikatnie głowę.

– Nie będzie to kolidowało z twoimi obowiązkami? Nie chciałabym się narzucać.

– Obecnie, przez najbliższe dwa tygodnie, mam wolne, więc na pewno nic nie nałoży się na siebie, dlatego jeżeli będziesz chciała o czymś porozmawiać dłużej, nie wahaj się, Eve. Czas nie jest tutaj żadnym wyznacznikiem. Tak samo od ciebie zależy kiedy i ile razy się spotkamy. Podejrzewam jednak, że nie mamy tu zbyt dużej dowolności.

Ściągnęła brwi w wyraźnym niezrozumieniu. Wyjaśniłem więc, nim zapytała.

– Wspominałaś, że jesteś tu tylko tymczasowo, w związku ze spotkaniem dotyczącym przedstawienia projektu gry – przypomniałem, widząc po niej, że zupełnie nie wzięła tego pod uwagę. Sesje na odległość nie wchodziły w grę. – Poza tym... – zacząłem, ponownie zwracając jej uwagę. Delikatnie się uśmiechnąłem. – Obiecałem, że to w przeciągu dwóch tygodni postaram się, byś poczuła się lepiej. Trudno byłoby tego dokonać, gdybyś zdecydowała się na jedną wizytę w tygodniu.

Jej kąciki ust podniosły się do góry w szczerym uśmiechu.

– Myślę, że będzie w porządku, jeżeli termin spotkania przekażę w twoje ręce. Gdyby jakiś mi nie odpowiadał, wtedy ci o tym powiem.

– Nie ma problemu – odpowiedziałem, zgadzając się. Widząc, że nie miała nic więcej do dodania, przeszedłem dalej. – Kolejna sprawa to same rozmowy. Zrobię wszystko, by były dla ciebie jak najbardziej komfortowe. Jeżeli zabrnę w coś za daleko, po prostu mi o tym powiedz. W każdej chwili możesz je przerwać, zakończyć, czy też zmienić temat na inny.

Patrzyłem na nią, upewniając się, że każdą z tych rzeczy rozumie. Nie miałem żadnych wątpliwości, że poczucie kontroli w tym zakresie znacznie zmniejszy jej wszelkie obawy. Wiedza, że w każdej chwili może się wycofać.

– W związku z tym – kontynuowałem – chciałbym, byś była ze mną szczera. Nie będę zły, jeżeli w czymś skłamiesz, ale przez to będzie mi o wiele trudniej ci pomóc. Jeżeli nie będziesz chciała na coś odpowiedzieć, zasygnalizuj mi to, abym wiedział.

Przez cały czas, gdy to mówiłem, nie poruszyła się, uważnie słuchając, a być może i dokładnie analizując każde wypowiedziane przeze mnie słowo. Jakby próbowała odszukać w nich jakiejś pułapki, która mogłaby się tam kryć. To pokazywało, że mimo mojego oczywistego celu, o którym wiedziała, była nieufna i ostrożna. Zgadywałem, że moje imię i nazwisko już dawno wylądowało wpisane w wyszukiwarkę, gdzie sprawdzała, czy faktycznie jestem osobą, za którą się podaję. Potwierdzenie tego nie mogło jej zająć dłużej niż minutę.

Jej postawa od początku wskazywała na to, że nie będzie osobą, która opowie mi wszystko ze szczegółami, gdy tylko ją o coś zapytam. Była zdystansowana. Nie dopuści mnie tak łatwo do swoich myśli i wspomnień. Podejrzewałem, że jeżeli nie będzie kłamać, to skłoni się ku niepełnym lub zdawkowym odpowiedziom.

Odkąd tu jestem, mimo jej ewidentnego, lekkiego stresu, biła od niej pewnego rodzaju wyższość. Wciąż dawała mi odczuć, że jestem tu gościem. Proszonym, ale nadal gościem pod jej uważnym okiem, na jej terytorium.

Jej plecy swobodniej przyległy do oparcia za nią, a dłonie z kubkiem spoczęły na nogach.

– Postaram się nie utrudniać ci za bardzo pracy, ale niektóre tematy są dla mnie... – przerwała, mając uchylone usta, jakby próbowała odszukać najbardziej pasujące słowo. Odezwałem się, dostrzegając, że nie może takiego znaleźć.

– Po to tu jestem, Eve. By ci z tym pomóc. Nie musimy się sztywno trzymać kwestii bezsenności. Możesz poruszać tu każdy temat jaki zechcesz. Nawet, jeżeli w twojej ocenie będzie się wydawał niewarty wspomnienia. Jest warty i nie ignoruj go, kiedy pojawi się w twojej głowie.

Po prostu mi zaufaj, Eve – powiedziałem w myślach, jakby ta niewypowiedziana na głos sugestia miała przynieść właśnie taki efekt.

Coś wewnątrz mnie pragnęło już teraz poznać każdy najmniejszy szczegół związany z kobietą przede mną. Każdy element z jej życia, który sprawił, że nie czuła się tak dobrze, jak powinna. Który sprawił, że właśnie siedziała naprzeciwko mnie, bo potrzebowała pomocy. Tylko jak dużej?

Odkąd spojrzałem w jej oczy, cicha intuicja popychała mnie dalej, nie pozwalając jej zignorować. Wzrok, który pokazywał o niej o wiele więcej, niż tego chciała czy zdawała sobie sprawę.

Jej głowa poruszyła się w jednym skinieniu na moje wcześniejsze słowa.

– Będę o tym pamiętać – odparła z uprzejmym uśmiechem. Odłożyła kubek na stół, a puste dłonie nieznacznie złączyła ze sobą. – Jeżeli chodzi o cenę...

– Nie dotyczy cię. Nie wezmę od ciebie żadnej zapłaty za to. W dodatku, kiedy sam cię do tego nakłoniłem.

Malujące się na jej twarzy zaskoczenie dawało mi do zrozumienia, że naprawdę spodziewała się usłyszeć jakąś kwotę. Na pewno nie to, że w ogóle nie zamierzałem przyjąć od niej pieniędzy.

I kiedy zabierała się do tego, by najpewniej się ze mną o to sprzeczać, mówiłem dalej:

– Nie traktuję tego, na co się umówiliśmy, jako dodatkowy zarobek, Eve. Poprawa twojego samopoczucia będzie dla mnie najlepszym wynagrodzeniem. Nie oczekuję niczego innego.

Przez krótką chwilę między nami nastała cisza. Nie była niezręczna. Była to cisza, która pozwalała zebrać krążące myśli w jedno miejsce.

– W takim razie postaram się, by wizyty ze mną nie były zbytnio problemowe.

– Jestem pewny, że będą udane dla obu stron – odpowiedziałem, odwzajemniając jej uśmiech. – Masz jeszcze jakieś pytania?

Przez moment się zastanawiała.

– Wydaje mi się, że powiedziałeś o wszystkim, co chciałam wiedzieć.

– Gdyby jakieś przyszły ci jednak do głowy, w każdej chwili możesz je zadać. – Pochyliłem się, sięgając po kubek i biorąc kilka łyków soku. Pomarańcza. – Możesz też pytać o rzeczy dotyczące bezpośrednio mnie. Odpowiem na wszystkie, które będę mógł.

Zerknęła na stół, by zaraz powrócić wzrokiem na moją twarz. W jej oczach z jakiegoś powodu pojawiła się iskierka rozbawienia.

– Skoro mam taką możliwość... – zaczęła, w tym samym czasie upewniając się, czy aby na pewno nie będę miał nic przeciwko. Potwierdziłem to ruchem głowy, zaciekawiony. Jej kąciki ust uniosły się. – Nie lubisz soku pomarańczowego, prawda?

Mój wzrok zatrzymał się na jej oczach. Uniosłem brwi, nie ukrywając pojawiającego się uśmiechu na to pytanie.

– Aż tak było to widać?

Wyglądało na to, że przez ten cały czas również mnie obserwowała. Lepiej, niż sądziłem.

Pokręciła głową.

– Nie dałeś nic po sobie poznać. I to mi właśnie nie pasowało.

Zaśmiałem się, szczerze się nie spodziewając, że to zauważy, szczególnie, gdy starałem się tego nie pokazać.

– Nie przepadam za pomarańczami – przyznałem. – A co za tym idzie, również za sokiem z nich.

– Będę pamiętać – obiecała. – Lubisz może jakiś inny? Zaopatrzę się w niego na nasze kolejne spotkanie.

Kiedy miałem już powiedzieć, że nie musi specjalnie kupować czegoś innego, jej wzrok mnie powstrzymał. Wysłana przez niego informacja, że to nie przejdzie, sprawiła, że nie próbowałem. Dyskusja doprowadziłaby do tego samego.

– Jabłkowy będzie idealny.

Nie ukrywała swojego zadowolenia z tego małego zwycięstwa.

– Skoro jesteśmy w tym temacie, są jakieś owoce, których ty za to nie lubisz?

Przygryzła delikatnie policzek, zaraz go puszczając.

– Nie lubię... bananów – przyznała z lekkim ociąganiem. – I błagam, nie mów mi, że ich nie da się nie lubić. Każdy, kto się o tym dowiedział, później patrzył na mnie, jakbym pochodziła z innej planety. – Skrzywiła się, zapadając się głębiej w fotel. Za to ja nie przestawałem się uśmiechać, doskonale wiedząc co ma na myśli.

– Spokojnie, żyję w jednym domu z osobami, dla których pomarańcze są życiem. Ale przynajmniej nie jestem podejrzany, kiedy zniknie ostatnia zostawiona.

Ucieszyłem się, słysząc jej śmiech. Prawdziwy i zdecydowanie piękny. A przez to, gdzieś wewnątrz siebie, chciałem słyszeć go częściej. Bo taka powinna być przez większość czasu. Szczęśliwa.

– To prawda – przyznała.

Ponadto jej postawa się zmieniła. Po raz pierwszy w mojej obecności się rozluźniła.

Jednak trwało to tylko krótką chwilę. Gdy dźwięk telefonu rozniósł się po pomieszczenia, ponownie stała się czujna.

Wtrąciłem się, nim zdążyła odebrać, a nawet spojrzeć, kto dzwoni.

– Właściwie to chciałbym zakończyć już na dzisiaj – powiedziałem miękko, na powrót zwracając jej uwagę. – Spotkamy się jutro o tej samej godzinie. Pomyśl do tego czasu, czy byłyby jakieś tematy, które chciałabyś poruszyć w pierwszej kolejności. Jeżeli żadne nie przyjdą ci do głowy, to też nie masz co się tym przejmować. – Pod jej uważnym okiem wyciągnąłem tabletkę i położyłem na szkło. – Ta sama, co wcześniej.

Wstałem, co zrobiła razem ze mną. Jedynie przelotnie zerknęła na pozostawiony przeze mnie lek. Ja za to na kartki, które z nią wcześniej zebrałem. Każda z nich musiała dotyczyć jej niedalekiego spotkania. Utworzony z nich stosik dawał do zrozumienia, że przyswojenie tego wszystkiego, w tak krótkim czasie, z pewnością nie będzie łatwe.

– Dziękuję, że udało ci się znaleźć dzisiaj czas na to spotkanie. Wiem, że tak właściwie jeszcze nie zaczęliśmy, ale było naprawdę miło.

– To ja dziękuję, że chciałaś się spotkać – odparłem z lekkim uśmiechem i głową wskazałem na dokumenty. – Nie myśl już dzisiaj o pracy i pozwól sobie odpocząć. Niewiele zapamiętasz z tego, gdy będziesz siedzieć zmęczona.

Dla Eve było to zwykłe spotkanie organizacyjne, dla mnie spotkanie, na którym dowiedziałem się, jak powinienem poprowadzić następne. Jak reaguje na niektóre sytuacje, a przede wszystkim, jak mogę sprawić, by się otworzyła.

Z pewnością mogłem to nazwać nowym, ciekawym wyzwaniem.

Niestety wiedziałem, że po którymś spotkaniu nie zostawię jej szczęśliwej. Nie zostawię jej nawet przybitej. Zostawię rozdartą ze starą, rozdrapaną raną. Tylko po to, by później móc ją wyleczyć.

Jednak, jak wiele będzie ją to kosztować? Poradzenie sobie z tym?

Bo to jest prawdziwa cena, którą będzie musiała zapłacić.

 
***
Wrzuciłem kluczyki od auta do całej reszty, słabym krokiem idąc do góry. Prawie cały dzień poza domem dawało o sobie mocno znać. Nie myślałem teraz o niczym innym, niż o położeniu się w końcu spać. Na szczęście wyrobiłem się z załatwieniem wszystkiego, co mogło mi przez najbliższe dwa tygodnie zawrócić głowę. Zostały tylko sprawy bieżące. I to, o co sam poprosiłem Austina i Nathana.

I właśnie, w momencie, kiedy moja noga spoczęła na ostatnim schodzie, głos tego ostatniego dotarł do mnie niemal z końca korytarza. Uniosłem głowę, nieznacznie się krzywiąc na powstały przez to pulsujący ból. Tabletka będzie niezbędna.

Skupiłem swoje spojrzenie na młodym, starając się, by wyglądało na jak najmniej zmęczone.

– Widziałem przez kamery, że wróciłeś. Masz chwilę?

Skinąłem głową, niewiele się zastanawiając. Poszedłem za nim, ostatecznie znikając za drzwiami jego pokoju. Jak zawsze na jednym z jego ekranów, zauważyłem widok z najważniejszych kamer. Tych, które bezpośrednio odpowiadały za bezpieczeństwo. Czasami się zastanawiałem, czy naprawdę ma na nie wszystkie oko przez większość czasu. Inne zabezpieczenia również miał pod swoją ręką. Nigdy się nie zdarzyło, by zawiodły. By on zawiódł.

I chociaż ta dziedzina wydawała się dla mnie niemożliwa do pojęcia, on wydawał się czuć w niej jak ryba w wodzie. A zapał i fascynacja, z jaką się tym zajmował, wskazywały, że kochał to równie mocno, jak ja swój zawód.

Opadł na fotel i zakręcił się na nim. Prychnąłem, doskonale wiedząc co ten ruch oznaczał. Nie zawołał mnie tu w sprawie swoich osobistych spraw.

Powoli podszedłem do jego biurka, opierając się o nie biodrem. Stanąłem tak, by jak najlepiej obejmować wzrokiem monitory, a w szczególności ten jeden, na którym podejrzewałem, że zobaczę ciekawe rzeczy.

– Lecisz, młody. Pochwal się tym, co znalazłeś.

Nie potrzebował większej zachęty. Skrzyżowałem nogi w kostkach i założyłem ręce na piersi, zamieniając się w słuch.

– Jeden, dwa czy trzy?

Zmarszczyłem brwi, ale wybrałem, kiedy najwyraźniej tego oczekiwał.

– Jeden?

Złączył dłonie za głową, nie wyglądając ani trochę na zadowolonego. I to nie przez wskazaną przeze mnie liczbę.

– Policja bardziej zabezpieczyła swoje serwery – oznajmił, a w jego głosie zabrzmiała wyłącznie powaga. – Nie miałem przez to jakiś większych problemów, by się na nie dostać, ale i tak zajęło mi to więcej czasu. Musiałem rozpracować to na nowo.

– Nowe wymagania co do bezpieczeństwa?

– Od lat się nimi nie przejmowali. Dlaczego nagle teraz wpadli na pomysł, by to zrobić? W dodatku mam wrażenie, że... czekali na mnie. Lub na kogokolwiek innego, kogo podejrzewali o posiadanie dostępu bez upoważnienia.

Przekląłem pod nosem.

– Pułapka? Może powinieneś się wycofać?

– Wycofać się? – Zaśmiał się cicho na tę sugestię. – Bez obaw, nawet się nie zorientowali, że ponownie jestem w środku. Jeżeli chcą mnie powstrzymać lub namierzyć, potrzebują czegoś więcej, niż informatyka, który nie potrafi nawet dostać się do własnego Wi-Fi.

Pewność w jego głosie, tylko podkreśliła słowa, które wypowiedział. Wiedział co robi. Znał swoje możliwości i granice.

– Mimo wszystko uważaj na nich. Nie wiemy z jakiego powodu ta zmiana. Lepiej dmuchać na zimne.

Pokiwał głową, zgadzając się z tym.

– Teraz dwa czy trzy?

– Dwa – wskazałem.

– Iris Crimson – powiedział, na co uniosłem pytająco brwi, gdyż imię i nazwisko nic mi nie mówiło. – To ona szukała o nas informacji.

Jednym ruchem przysunął się do biurka, włączając na komputerze to, co chciał mi pokazać. A kiedy zdążyłem już przeczytać informacje, które się pojawiły, jego głos wydawał się echem tego, co krążyło mi właśnie po głowie. – Zajmuje się zabójstwami. Zbrodniami, trupami, mordercami...

– Zrozumiałem, Nath – mruknąłem. – Dowiedziałeś się o co chodzi? Ktoś wpadł?

Skrzywił się.

– Nie wiem – wyznał szczerze. – Nie dostałem żadnej informacji, by złapali kogoś, kto wspomniałby nas nawet słowem. Ta Crimson, według tego co tu widzisz, nie pracuje nad żadną sprawą. Nie ma śladu jakichkolwiek dokumentów, które byłyby istotne. Nie komunikuje się nawet wewnętrznie z pozostałymi. Jakby...

– Jakby nie chciała, by coś znaczącego zostało przechwycone – dokończyłem jego myśl.

– Naprawdę wątpię, by nagle ją natchnęło i chciała sama z siebie prześwietlić naszą rodzinę.

Zamknąłem oczy, odchylając głowę do tyłu, by zaraz je otworzyć i spojrzeć na mały punkt na suficie.

– Oznaczyli jakąś sprawę za tajną.

– Tylko to przychodzi mi do głowy – przyznał. – Muszą wiedzieć, że ich wewnętrzna sieć nie jest bezpieczna. Cały ich wydział tak działa. W innych nie ma żadnych zmian. A skoro zainteresowali się nami...

– By to szlag – warknąłem, odpychając się od mebla i przeczesując włosy palcami. – Powiedziałeś reszcie?

– Nie miałem kiedy. Jesteśmy sami w domu. Carl i Jay pojechali gdzieś załatwić swoje sprawy, a Dave i May są na randce. Nie chciałem im przeszkadzać.

– Przekaż im to, gdy tylko wrócą. Niech Jay postara się dowiedzieć czegoś więcej od wewnątrz. W końcu to on ich wszystkich tam pilnuje.

Przytaknął, przekrzywiając głowę bardziej w moją stronę.

– Postaram się jeszcze poszperać. Może coś znajdę lub wykombinuję inny sposób, by dowiedzieć się czegoś więcej.

– Sprawdź kamery na komendzie – zaproponowałem. – Może wyciągniesz z nich coś istotnego. – Położyłem dłoń na karku, ściskając go. – Została jeszcze trójka. Co ukryłeś pod nią?

– Namierzyłem ojca tej dziewczynki.

– Tak szybko?

– Nie było to trudne z informacjami, które dostałem. Facet nie popisał się zbytnio pomysłowością. Można powiedzieć, że utworzył całkiem niezłą ścieżkę z okruszków. Jest za granicą, w Finlandii. Otrzymał pozwolenie na pobyt. Nie wiem jeszcze, gdzie dokładnie przebywa, ale nie sądzę, aby zajęło mi dużo czasu ustalenie tego.

– Trzeba jakoś ściągnąć go tu z powrotem. Nie możemy tego załatwić na obcym terenie.

– Wyślijmy tam Isabelle – stwierdził swobodnie. – To jej żywioł. Raczej nie będzie miała z nim problemów. Podejmowała się trudniejszych zadań.

Miał rację. Jeżeli chcieliśmy, by jego transport do kraju przebiegł bez kłopotów, Isa miała największe powodzenie. Nawet z jej niesłychanym szczęściem do nich.

–  Daj jej znać i wytłumacz wszystko. Niech poleci, kiedy będzie mogła. Dzięki, że się tym zająłeś.

– Nie ma sprawy – odpowiedział. – Jakbyś coś jeszcze miał, śmiało mów.

Właściwie to miałem. Tylko, czy proszenie go o to było w porządku? Wobec niego, kiedy już tyle zrobił i wobec...

– Mógłbyś mi sprawdzić drobną rzecz? – zdecydowałem, nim zacząłem rozmyślać nad tym za długo. – Gdy będziesz miał trochę czasu. Nie jest to nic pilnego. Jedynie moja ciekawość.

Uniósł głowę wyżej, wyraźnie zaciekawiony.

– Co takiego?

– Masz kartkę i coś do pisania? – zapytałem, chociaż tego akurat nie mogło zabraknąć w tym pokoju. Podszedłem do biurka, gdzie położył te dwie rzeczy. Chwyciłem długopis i narysowałem kwadrat, a później kolejne kształty, najbardziej zbliżone do tego, co zapamiętałem. Skrzywiłem się, kiedy wyszło jeszcze gorzej, niż myślałem, że będzie. – To logo, prawdopodobnie jakiejś firmy związanej z grami. Mniej więcej tak wyglądało...

Jego kąciki ust drgnęły ku górze widząc mój malunek.

– Mam zlokalizować co to za firma?

– Jeżeli mogę cię o to prosić...

– Jasne – przyznał z prawdziwą energią. – Rano będziesz już miał odpowiedź.

– Podobno niedługo organizują tu spotkanie ze sponsorami, gdzie przedstawią projekt gry. Może jakoś cię to naprowadzi – dodałem, zamykając oczy i pocierając je palcami. – Pójdę się już położyć. Gdybyś coś miał, nie wahaj się mnie obudzić.

Byłem już przy drzwiach, gdy jego niepewny głos mnie zatrzymał.

– Sam... – Odwróciłem się, patrząc na jego twarz, kiedy wzrokiem uciekł w inne miejsce. – Wracając do tej policji... Powinienem poinformować o tym... tatę? W końcu sprawdzali jego i mamę...

Zsunąłem dłoń z klamki, odwracając się do niego całym ciałem. A kiedy zacząłem mówić, jego oczy w końcu spotkały się z moimi.

– Myślę, że na razie nie ma potrzeby go tym niepokoić, szczególnie, kiedy to tylko nasze przypuszczenia – odpowiedziałem szczerze. – Poza tym nie wiemy, czy cokolwiek z tego dotyczy go bezpośrednio.

Nath się nie poruszył, jakby jeszcze przez krótką chwilę zastanawiał się nad moimi słowami. Odezwał się dopiero po kilku sekundach.

– Tak... – odparł, szybko przełykając ślinę. – Tak, masz rację. Musimy najpierw dowiedzieć się czegoś więcej. – Uśmiechnął się słabo i wskazał na monitory. – Wrócę do szukania.

– Nath – zacząłem, nim zdążył to zrobić. Jego niebieskie tęczówki ponownie skupiły się na mnie. – Nie musisz szukać okazji, by z nim porozmawiać. Możesz do niego zadzwonić.

Machnął ręką, jakby to nie miało dla niego większego znaczenia.

– Nie chcę mu przeszkadzać. Może innym razem.

Ale miało znaczenie. Zawsze miało.

– Jesteś jego synem, Nath. Nie ważne, jak bardzo byłby zajęty, na pewno znajdzie gdzieś między tym czas dla ciebie.

– Wiem, ale jest już późno. Zadzwonię o lepszej porze.

Przytaknąłem, chociaż wiedziałem, że ta „lepsza pora” na pewno nie nastąpi w najbliższym czasie, jednak nakłanianie go przyniosłoby tylko gorszy efekt.

– Gdybyś mnie potrzebował, jestem zawsze do twojej dyspozycji. Dobranoc, młody.

Kiedy po kilkunastu minutach moja głowa spoczęła wreszcie na poduszczę, sen przyszedł niezwykle szybko. I tylko chwilę przed nim, zdołałem zobaczyć niezwykle piękny uśmiech.

Oraz jego jeszcze piękniejszą właścicielkę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top