Rozdział VI
Gdy Samuel był już w windzie, zamknęłam drzwi i niemal od razu przycisnęłam do nich czoło, czując rozchodzący się po skórze chłód.
– Gry – szepnęłam do siebie. – Pracuję przy reklamie gier i przyjechałam na spotkanie ze sponsorami.
Chwila ciszy, na którą sobie pozwoliłam, miała mi pomóc przyswoić sobie wszystko, co w czasie rozmowy z Sandersem opuściło moje usta. I chyba ta cisza zadziałała o wiele szybciej, niż się tego spodziewałam.
– Nie, nie, nie – wyjęczałam, mając wielką ochotę uderzyć głową o te cholerne drzwi. Uderzyć naprawdę mocno.
Powiedzenie, że byłam w czarnej dupie, zdecydowanie nie przekazywało nawet w najmniejszym stopniu tego, w co właśnie się wpakowałam.
Gry? Przecież ja nawet nie wiem w co teraz się gra! Boże. Przecież ja nic o nich nie wiem.
Przekręciłam się na drugą stronę, powoli osuwając na podłogę.
Ile mu zajmie sprawdzenie, czy kłamałam? Bo na pewno to sprawdzi. Jeżeli nie, wyjdzie to samo. I to dość szybko. Wystarczy tylko, że zapyta mnie o jakąś głupotę, którą akurat powinnam wiedzieć.
Ale co miałam zrobić? Powiedzieć mu, że jestem z FBI i tak właściwie to zbieram o nim informacje, bo może być zamieszany w sprawę seryjnego morderstwa, dla którego tu jestem? Że byłoby bombowo, jakby dał mi jakiś dowód na to, że nie ma nic wspólnego ze sto czterdziestoma trzema ofiarami znalezionymi w lesie i aby ewentualnie wskazał morderce, jeżeli go zna? Albo może, żeby mi wydał May Deris, która tak właściwie obecnie jest główną podejrzaną? Równie dobrze mogłabym sobie poszukać miejsca na grób.
Zacisnęłam palce na włosach, opierając głowę o rękę, ale zaraz podparłam ją też o drugą, kiedy wydawała się być zbyt ciężka.
Zadzwonienie do Sandersa było błędem. Najgorszym jaki mogłam popełnić. Głupim i cholernie amatorskim.
Ale skąd miałam wiedzieć, że tak poważnie potraktuje temat mojej bezsenności? Że będzie chciał poznać o wiele więcej, niż byłam na to przygotowana? A w dodatku, że tu przyjedzie kilka minut później, gdy nie miałam przygotowanych żadnych odpowiedzi? Tamta rozmowa miała pójść w kompletnie innym kierunku. Chciałam z nim jedynie nawiązać zwyczajny kontakt, a nie trafić do niego na pieprzoną terapię.
Przecież Cade mnie zabije. A jak nie on, to zrobi to Sanders. W ogólnym rozrachunku będę po prostu martwa.
Przynajmniej wtedy się wyśpię. Zawsze są jakieś plusy.
Gry. Dlaczego gry?
Drgnęłam, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Chociaż nie. To było walenie. Zbyt mocno czułam je na plecach. Może Samuel dowiedział się już prawdy i przyszedł to załatwić?
Westchnęłam i postanowiłam wstać. Na czworakach odwróciłam się do czegoś, co mogłam złapać i się podciągnąć, bo w tej chwili dźwignięcie się do pionu samodzielnie wydawało się czynnością niemożliwą do wykonania.
Gdy w końcu udało mi się podnieść i je otworzyć, przywitały mnie znajome, ciemne tęczówki, a widząc, że nie ma w nich żadnych iskierek radości, z powrotem zamknęłam drzwi. Praktycznie nie odrywając stóp od podłogi, ruszyłam do salonu. Jak się mogłam spodziewać, nie potrzebował żadnego mojego zaproszenia, by zaraz i tak znaleźć się w mieszkaniu. A po chwili koło mnie.
Jego mięśnie były naprężone, zęby zaciśnięte, a palce mocno wbiły się w materiał sofy, przy której stanęłam.
– Gdy byłem na dole, dziwnym przypadkiem minąłem się z jednym z Sandersów – oznajmił, patrząc na mnie twardym wzrokiem, chociaż mój był wbity w zupełnie coś innego. – Wiesz którym? Akurat tym, który jest lekarzem – wysyczał.
– Ma na imię Samuel...
– Wiem, jak ma, kurwa, na imię! Siedziałem nad ich aktami jeszcze kilka pierdolonych godzin! – krzyknął, gwałtownie się odpychając i kładąc dłonie na swoje biodra.
Przeklinał, a nie robił tego często. Był naprawdę zdenerwowany. Bardziej, niż mogłam chyba przypuszczać.
Wrócił do mnie nagłym krokiem, na co się spięłam. Musiał to zauważyć. Wypuścił powoli powietrze. Widziałam, jak jego grdyka się porusza, gdy przełknął ślinę. Kiedy się odezwał, jego głos był już spokojniejszy.
– Błagam, Eve, powiedz mi, że to nie tego lekarza miałaś na myśli.
Zacisnęłam usta w wąską linię, odpowiadając mu ciszą, którą i tak odpowiednio zinterpretował.
– Kurwa – warknął, ponownie odchodząc, jakby nie wiedział co z tym zrobić. Jego prawa dłoń zacisnęła się w pięść.
– Przepraszam, że...
– Nie – urwał mi stanowczo, a jego palce z nagłością, ale i delikatnością, chwyciły za mój podbródek, zmuszając bym na niego spojrzała. – Nie przepraszaj mnie. Rozmawialiśmy o tym, Eve. Nie musisz mnie przepraszać. Nie ważne co zrobisz, nigdy nie będę na ciebie zły, nie będę też tobą zawiedziony. Nie jesteś i nigdy nie będziesz mi winna żadnych przeprosin.
– Wiem, ale teraz...
– Teraz jestem zły na siebie. Na siebie i Sandersa, ale w żadnym stopniu nie jestem zły na ciebie – odparł od razu. Stanowczo, pewnie, jakby nie musiał znać dalszej części mojego zdania, by wiedzieć co chciałam przekazać. – Powinienem cię powstrzymać za nim wpadłaś na tak szalony pomysł, by się z nim skontaktować.
Przewróciłam oczami, łapiąc jego dłoń i odkładając ją na oparcie sofy.
– Wtedy wpadłabym na inny, bardziej szalony.
To akurat nie było kłamstwem. Nie odpuściłabym sobie spotkania z Samuelem, mając taką możliwość. Im będę bliżej niego, tym więcej informacji uda mi się ostatecznie zebrać. Mogłam to tylko bardziej przemyśleć. Zdecydowanie.
– Gdybyś mi powiedziała, przynajmniej stałbym gdzieś w pobliżu lub nawet obok, kiedy tu był. Na pewno nie zostawiłby cię z nim samej.
Odwróciłam wzrok, próbując uciec od jego intensywnego spojrzenia, w którym, tak samo jak w głosie, kryła się troska.
– Nie musisz pilnować każdego mojego ruchu, Cade. Poradzę sobie.
– Wiem, że umiesz sobie poradzić Eve, ale to nie zmienia tego, że jesteś kobietą, a Sanders mężczyzną. Czy tego chcesz, czy nie, jest silniejszy od ciebie, może też ode mnie. Nie bez powodu działamy w parach – zaznaczył, ewidentnie dając mi do zrozumienia, że nie mam co liczyć na samotne akcje.
Nie odpowiedziałam na to, doskonale zdając sobie sprawę, że ma rację.
Zauważyłam, jak leniwym krokiem mnie ominął i ruszył do kuchni. Wyciągnął z szafki jeden z kubków i otworzył lodówkę, zaraz mocno marszcząc brwi. Była pusta. Dosłownie. Wzruszyłam tylko ramionami, kiedy na mnie spojrzał. Westchnął i nalał sobie wody.
– Gdy będę w sklepie, zrobię zakupy też dla ciebie – mruknął, a kiedy wypił, przemył kubek i odłożył go na miejsce. – Wracając do sedna – zaczął, kładąc dłonie na blacie. – Wpuściłaś go do środka?
– Tak – odparłam, nie mając zamiaru tego ukrywać. Jakby chciał i tak mógłby to szybko sprawdzić. Wystarczyło przeglądnąć nagrania z kamer, których w tym budynku akurat nie brakowało. – Nawet nie próbuj mi mówić, że to było nierozsądne.
Jego kącik ust powędrował do góry, tak samo jak dwie dłonie.
– Okej. Byłem przy tym, jak odbierałaś broń. Nie kusi mnie, by przekonać się, gdzie ją teraz masz.
Wywróciłam oczami. Była właśnie w sypialni, zamknięta w sejfie. Jakbym wiedziała, że zawita do mnie Samuel, leżałaby w kompletnie innym miejscu. Na pewno w takim, gdzie mogłabym do niej szybko sięgnąć.
– Ale za to kusi mnie, by dowiedzieć się, o czym z nim rozmawiałaś – dopowiedział.
Prychnęłam.
– Nie uwierzysz, ale rozmawialiśmy o mojej bezsenności.
– A dlaczego wyglądasz, jakbyś miała ochotę już więcej nikomu nie pokazywać się na oczy?
Przekrzywiłam głowę, by móc na niego spojrzeć, kiedy stałam bokiem.
– Naprawdę tak wyglądam?
– W wielkim skrócie i nie sądzę, by była to zasługa zmęczenia. – Podszedł bliżej, kiedy ja znowu zamilkłam, po czym swobodnie usiadł na podłokietniku. – Powiedz mi o co chodzi, Eve. Przecież razem działamy nad tą sprawą.
Tylko że ona niebezpiecznie zahaczyła o moje prywatne życie. Nie mogłam wpaść na innego lekarza?
Przykucnęłam, ale gdy taka pozycja okazała się gorsza od stania, postanowiłam się położyć na plecach. Złączyłam dłonie i zakryłam nimi oczy.
– Pytał się, gdzie pracuję.
– I co mu odpowiedziałaś? – zapytał ostrożnie.
Zsunęłam dłonie na czoło, zerkając na niego. Jeżeli było coś, co wiedziałam o nim na pewno po tych latach współpracy, to fakt, że lubił ubierać się na czarno. Teraz nie było inaczej. Czarna koszulka, czarne spodnie, a nawet czarne buty. Ale cholera. Mogłabym przysiąc, że ten kolor lubił go ze wzajemnością. Pasował do niego idealnie.
Przeniosłam spojrzenie na sufit.
– Że jestem odpowiedzialna za reklamę gier – wydusiłam.
– Gier? Przecież ty... – przerwał, gdy zgromiłam go wzrokiem. – Dobra, nie jest źle. Możemy pociągnąć to dalej...
– Zapytał też, dlaczego tu przyjechałam.
Rzęsy przysłoniły jego oczy, gdy opuścił wzrok niżej, by na mnie spojrzeć.
– Więc? Dlaczego tu przyjechałaś, Eve?
Przez krótką chwilę miałam wrażenie, że w jego pytaniu znalazło się też drugie dno. A może tylko mi się wydawało?
– Bo moja koleżanka z pracy, która miała przedstawiać projekt gry przed sponsorami, rozchorowała się i szef zrzucił wszystko na mnie.
Cade odchylił głowę do tyłu i westchnął ciężko. Za chwilę jego usta ułożyły się w lekkim uśmiechu.
– Naprawdę ze wszystkich możliwych kierunków musiałaś wybrać akurat ten, na którym kompletnie się nie znasz? Mieliśmy ustalone kwestie w przypadku takich sytuacji i, o ile się nie mylę, miałaś mówić, że jesteś fotografem.
– Świetnie. Może mam do niego zadzwonić i powiedzieć, że się pomyliłam?
Pochylił się.
– Masz do niego bezpośredni kontakt?
– Dał mi do siebie numer, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy. – Uniósł pytająco brew. No tak, zapomniałam mu wspomnieć o tym małym szczególe. – To ten sam lekarz, który mnie wtedy podwiózł.
Czując, że jak jeszcze chwilę poleżę na podłodze, to już dzisiaj z niej nie wstanę, wykorzystałam resztki sił na podniesienie się. Podreptałam do kuchni i tym razem to ja nalałam wody do kubka.
– W dodatku – kontynuowałam, idąc prosto do stołu. – Chyba całkiem przypadkiem zgodziłam się na sesje.
– Terapeutyczne? – spytał zaskoczony.
– Może? I tak nie mam zamiaru mu niczego więcej o sobie mówić. A na pewno nic, co będzie prawdą.
Widziałam, jak wzrok Cade’a podąża za moją dłonią, którą zaraz chwyciłam tabletkę zostawioną przez Samuela. Czy mu ufałam? Nie. Czy byłam zdesperowana? Tak. Jeżeli istniała chociaż minimalna szansa, że dzięki temu przynajmniej trochę się wyśpię, nie umiałam tego odrzucić.
Poczułam na nadgarstku ręki, w której trzymałam tabletkę, silne palce.
– Co to jest, Eve?
Uniosłam głowę.
– Lek na sen prosto od psychiatry – odpowiedziałam prychnięciem. Złapałam lekarstwo palcami drugiej dłoni i połknęłam, nim Cade zdążyłby mi je zabrać. Jego usta szybko opuściło głośne przekleństwo.
– Zwariowałaś?! Do diabła, nie masz przecież pojęcia, co to tak naprawdę było!
Znowu przewróciłam oczami, uwalniając się z jego uścisku.
– Bez obaw. Na chwilę obecną nie ma żadnego powodu, by chcieć mojej śmierci. Jestem tylko kobietą, która ma potworne problemy ze snem i liczy na jego pomoc. Nic więcej – wymamrotałam, gdzieś w połowie zaczynając ziewać. – Pamiętaj, by zamknąć za sobą drzwi, gdy będziesz wychodził – rzuciłam, zaczynając sunąć się do sypialni. Na szczęście Cade nie próbował mnie jakkolwiek zatrzymać, chociaż słyszałam, że za mną idzie.
Nie zwracając na nic uwagi, opadłam na łóżko, niedbale przykryłam się kołdrą i zamknęłam oczy.
Błagam, niech ta tabletka zadziała.
***
Zmarszczyłam czoło, mrucząc pod nosem, gdy coś właśnie świeciło mi prosto na twarz. Odruchowo zakryłam się ręką, po krótkiej chwili ostrożnie otwierając oczy. Mój wzrok wylądował prosto na odsłonięte okno.
Podniosłam się do pozycji siedzącej, wciąż na nie patrząc. Było już jasno. Świeciło słońce, a to sprawiło, że mimowolnie się uśmiechnęłam, cisząc się jak małe dziecko. Naprawdę przespałam całą noc. Bez budzenia się co kilkanaście minut. Może nie czułam się jakoś idealnie wypoczęta, ale zdecydowanie było o wiele lepiej. Znowu miałam energię.
Wyprostowałam się, odwracając, gdy kątem oka dostrzegłam ruch. Rozchyliłam delikatnie usta, widząc, że Cade wcale nie wrócił do siebie. Za to przyniósł sobie fotel z salonu, przystawił go do mojego łóżka i najwidoczniej zasnął. W dodatku wydawał się spać naprawdę dobrze. Chociaż nie sądziłam, by spanie na fotelu faktycznie takie było. Przecież nic bym mu nie zrobiła, gdyby postanowił się położyć na łóżku. Było na tyle duże, że nawet byśmy się nie dotykali.
Przetarłam oczy, następnie sięgając dłonią do swoich włosów. Skrzywiłam się, zdając sobie sprawę, że zasnęłam w koku. To nigdy nie kończyło się dobrze dla nich. Szczególnie, że chyba gumka zupełnie się w nie zaplątała.
Moja uwaga skupiła się na czymś innym, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Nie spodziewałam się nikogo tak wcześnie. Właściwie to nikogo się nie spodziewałam.
Zerknęłam na Cade’a, ale on tylko odwrócił się na bok, podciągając nogę do siebie. Pokręciłam na to głową i wygramoliłam się spod kołdry, prawie wywalając się na twarz. Ktoś widocznie się już zniecierpliwił, bo pukanie rozbrzmiało jeszcze raz. Kiedy już otworzyłam drzwi, ujrzałam cały mój nowy zespół, który powoli zmierzył mnie wzrokiem.
No tak, raczej najpierw powinnam odwiedzić łazienkę.
– Zmartwychwstałaś, Arill? – prychnął Calvin i, nawet nie czekając na moje zaproszenie, wszedł do środka.
Iris od razu posłała mi przepraszające spojrzenie. Nie za bardzo wiedziałam, czy było ono za to „zmartwychwstanie”, czy za wtargnięcie do mojego mieszkania. A może za oba?
Posłałam jej uprzejmy uśmiech, otwierając drzwi szerzej, kiedy w przeciwieństwie do Calvina, wraz z resztą nadal stała na zewnątrz.
– Wejdźcie – zaprosiłam, na co każde z nich skinęło głową, przekraczając próg. Zauważyłam, jak wzrok chłopaków zaczął błądzić po mieszkaniu, jednak zignorowałam to, chcąc przejść od razu do rzeczy. – Przegapiłam jakąś informację, że dzisiaj spotykamy się u mnie? – spytałam z lekkim żartem, ale Ares wyglądał, jakby naprawdę coś takiego miało miejsce.
– Nie ustaliłaś tego z Cade’em?
Zmarszczyłam brwi.
– Co takiego miałam z nim ustalić?
Ręka Erica uniosła się do góry i dopiero teraz zauważyłam, że trzyma w niej szarą, metalową walizeczkę. To szybko dało mi do myślenia, bo nawet bez jego późniejszego wyjaśnienia, doskonale wiedziałam, co się w niej znajduje. W końcu sama niejednokrotnie miałam okazję użyć jej zawartości.
– Mamy tu rozmieścić kamery wraz z podsłuchem. Ponoć ściągnęłaś do siebie jednego z Sandersów.
Calvin oparł się o ścianę, uważnie na mnie patrząc.
– Kto by przypuszczał, że taka dziewczynka jak ty, tak szybko przejdzie do działania z Sandersami? Faktycznie do FBI nie przyjmują byle kogo – zaśmiał się cicho, w momencie, kiedy ja potrzebowałam chwili, by to wszystko przyswoić.
– Chcecie mi powiedzieć, że na polecenie Cade’a macie w moim mieszkaniu założyć podsłuch?
Spojrzeli na siebie.
– Tak to zrozumiałem... – odpowiedział Ares niepewnie. – Zadzwonił do mnie w środku nocy...
Zacisnęłam jedną dłoń w pięść i uśmiechnęłam się do nich delikatnie.
– Wybaczycie mi na chwilę – powiedziałam i w kilku kroków ponownie znalazłam się w sypialni. Chwyciłam poduszkę i rzuciłam nią prosto w Cade’a, który w jednej chwili poderwał się na równe nogi, szukając zagrożenia.
I je znalazł.
Moja mina musiała być jednoznaczna. Cofnął się odrobinę, a na jego twarzy pojawił się wyraźnie wymuszony uśmiech.
– Wstałaś – powiedział lekko zachrypniętym głosem. Odchrząknął, szybko pozbywając się chrypki. – Zostałem na noc, w razie gdyby ten lek jakoś źle na ciebie zadziałał... – wytłumaczył, ewidentnie unikając tematu, który interesował mnie najbardziej. Zacisnęłam zęby, na czym skupił wzrok. – Jesteś... zła?
– Ty mi to powiedz – warknęłam.
Spojrzał ukradkiem na zegar, krzywiąc się. W tej chwili nie miał już prawdopodobnie żadnych wątpliwości, o co mi chodziło.
– Przyjechali już, prawda?
– Tak, przyjechali i powiedzieli mi o czymś, co powinieneś najpierw ze mną ustalić! – podniosłam głos, wyrzucając ręce w górę. – Chyba oszalałeś, jeśli myślisz, że zgodzę się na podsłuch i kamery w swoim mieszkaniu!
Cade w kilku krokach podszedł do drzwi od pokoju i je zamknął, co najmniej, jakby to miało sprawić, że nikt więcej nie usłyszy naszej rozmowy.
– Wiem, że to dla ciebie może wyglądać, jak naruszenie prywatności...
– Wyglądać?! To jest naruszenie prywatności!
– ...ale kamery będą obejmować jedynie salon. W dodatku cały ten sprzęt będzie działać wyłącznie w momencie twoich spotkań z Sandersem. Ani sekundy dłużej i sam tego dopilnuję – dokończył, a ja nabrałam o wiele większej ochoty, by naprawdę mocno nim potrząsnąć.
– Czy ty w ogóle siebie słyszysz Cade?! Nie ma mowy żebym się na to zgodziła!
Pokręcił głową i zmniejszył między nami odległość. Złapał mnie za ramię, ciągnąć w najbardziej oddalony od drzwi róg pokoju.
– Posłuchaj mnie – zaczął cicho. – Zostaliśmy tu ściągnięci z powodu seryjnego morderstwa, ale mam wrażenie, że to wszystko jest o wiele bardziej zagmatwane. Sandersowie na pewno są jakoś powiązani z tą sprawą, tylko nie wiem jeszcze w jakim zakresie. Mamy za mało informacji, dlatego nie możemy zaprzepaścić okazji, która się zdarzyła, Eve. Musisz ją wykorzystać i wyciągnąć z niego tak dużo, ile tylko się da, jednak nie pozwolę ci na to, dopóki nie będę miał pewności, że nic ci nie grozi na tych spotkaniach.
– Nie pracujemy razem od dzisiaj, Cade. Doskonale wiesz, że jestem przeciwna wszelkim podsłuchom, dopóki ich użycie nie jest niezbędne – wysyczałam. – Nie zgadzam się, by były w moim mieszkaniu. W dodatku, gdyby Sanders przypadkiem coś znalazł, naraziłbyś mnie tylko na większe niebezpieczeństwo.
Jego mięśnie twarzy się napięły i przez dłuższą chwilę po prostu walczyliśmy na spojrzenia. Przez złość, która płynęła w moich żyłach, nawet nie pomyślałam, by odwrócić wzrok pierwsza. Zrobił to w końcu Cade.
– Cholera, czy ty zawsze musisz stawiać na swoim? – warknął pod nosem.
– W wielu przypadkach mogłabym cię zapytać dokładnie o to samo – odpowiedziałam podobnym tonem.
Po tej wymianie zdań przez dłuższy czas nie padło żadne inne. Staliśmy tak, próbując ochłonąć. Oboje mieliśmy charaktery, które w pewnych sytuacjach mocno się ze sobą gryzły, gdyż żadna ze stron nie chciała tak łatwo odpuścić. Wielokrotnie to ja odpuszczałam, ostatecznie przyznając mu rację. Tym razem nie miałam zamiaru.
Miałam wrażenie, że Cade właśnie wypuścił z ust całe powietrze.
– Okej – mruknął z trudem. – Możesz im przekazać, by zabrali to z powrotem ze sobą. Mam jednak jeden warunek.
Zmrużyłam oczy.
– Jaki?
– Chcę byś mi mówiła o wszystkim, co będzie się działo na tych spotkaniach. W dodatku ciągle będziesz nosiła przy sobie gaz pieprzowy lub paralizator. W zależności co łatwiej będzie ukryć. No i gdzieś w pobliżu załatwisz sobie łatwy dostęp do broni. I nie rozstajesz się z telefonem.
Moje kąciki ust drgnęły do góry, słysząc to wszystko.
– Kamizelkę kuloodporną też mam ubrać w razie czego?
– Wiesz co, Eve? To nawet dobry pomysł – rzucił poważnie.
Uśmiechnęłam się szerzej, bo nie umiałam się na niego złościć za tę przesadną ostrożność. Był taki odkąd zostaliśmy partnerami. Bezpieczeństwo zawsze stawiał na pierwszym miejscu. Nie wiedziałam, czy taki po prostu był, czy może coś się wydarzyło, że taki się stał, jednak nie przeszkadzało mi to. Oczywiście dopóki nie przesadzał. Bo tak, jak we wszystkim, istniały pewne granice.
– Zadbam o kwestie bezpieczeństwa, obiecuję.
Chciałam wrócić do salonu i podzielić się z pozostałymi cudowną nowiną, że nie mają tu nic do roboty i mogą wrócić do swoich zajęć, ale palce Cade’a znowu zacisnęły się na moim ramieniu, zatrzymując mnie w miejscu.
– Musimy jeszcze porozmawiać na temat sprawy. – Zerknął na drzwi a później na mnie. – Na osobności.
Przytaknęłam, rozumiejąc o co mu chodzi, dlatego szybko wróciłam do swoich gości. Podziękowałam za ich trud przyjechania tutaj o tej rannej godzinie i powiedziałam, że spotkamy się później. Calvin nie wydawał się z tego zadowolony. Powiedział kilka słów pod nosem, których nie zrozumiałam, ale za to wyszedł jako pierwszy. Takim sposobem, kilka sekund później, moje mieszkanie ponownie było puste. Nie licząc Cade’a w sypialni, z której nadal nie wyszedł.
Gdy do niego wróciłam, siedział wygodnie na łóżku, przeglądając coś na telefonie.
– Więc? Od czego zaczynamy? – spytałam, zajmując miejsce obok niego.
Odłożył smartfon na nogi i założył ręce za głową.
– Po tym, jak wróciłaś do domu, pochyliłem się jeszcze nad tymi wszystkimi papierami, które mamy. Dostałem też obiecany raport od patomorfologa. Nawet rozmawiałem z nim. Ciała są w zupełnym rozkładzie. Nie sądzi, by udało mu się wyciągnąć z nich coś więcej, niż to, co przekazał wcześniej nieoficjalnie. Najlepiej zachowane zwłoki, którymi się właśnie zajmował, ocenia czas śmierci na około pół roku temu. Postara się również określić te, które leżą tam najdłużej.
– Nasz morderca ma moment wyciszenia?
– To bądź też znalazł inne miejsce na porzucanie zwłok. Albo nie żyje – dodał. – Myślę, że druga opcja odpada. Jeżeli działał tylko na tym terenie, nie znalazłby lepszego.
– Mamy jakieś zidentyfikowane ofiary?
– Jeszcze nie, ale możemy przypuszczać, że większość jest na liście osób zaginionych. Zanim dostaniemy kolejne raporty trochę minie. Musimy działać na tym, co mamy.
Podłożyłam poduszkę pod głowę, tak samo, jak jedną rękę. Drugą natomiast ułożyłam na wysokości brzucha. Zawsze, kiedy dyskutowaliśmy nad jakąś sprawą, taka mała burza mózgów pomagała nam dużo poukładać. Zazwyczaj jednak ja zadawałam pytania, a Cade starał się na nie odpowiedzieć. Dzięki temu zaczynaliśmy nawet dostrzegać rzeczy, które nam wcześniej umykały.
Czy wszyscy partnerzy w taki sposób pracowali nad sprawami? Nie miałam zielonego pojęcia, ale u nas działało to naprawdę dobrze i można powiedzieć, że weszło w tradycję. Tylko nasza dwójka i nikt więcej.
– A obecnie mamy telefon, a w nim, na tapecie, zdjęcie jakiegoś mężczyzny wraz z May Deris. Znaleziono w środku kartę SIM, więc zapewne jeszcze dzisiaj dowiemy się kto jest właścicielem smartfona. Myślisz, że to naprawdę nasi sprawcy? Seryjni w większości działają samotnie, ale są też przypadki duetów. Tu może być tak samo.
– Nie możemy tego wykluczyć – potwierdził. – Jeżeli to jej telefon – nie powinien w ogóle się tam znaleźć. Jeżeli to telefon mężczyzny, to może być sprawcą, ale równie dobrze też jednym z tamtych ciał. Do Deris nie mamy obecnie dostępu, jeżeli nie chcemy tego wszystkiego zepsuć, natomiast jego tożsamości jeszcze nie ustaliliśmy. Jednak nie ważne jakbym na to nie spojrzał, jeżeli weźmiemy pod uwagę duet, dziewczyna nie może być dominującym sprawcą.
– Dlaczego? – spytałam, chcąc, by po prostu przedstawił jasno każdy szczegół. Wtedy nic nam nie umknie.
– Bo nie pasuje mi do profilu, który mam w głowie. Kiedy rozmawiałem z patologiem, potwierdził mi, że kobiety zostały zgwałcone przez mężczyznę. To one były głównym celem. Ale spójrzmy w takim razie na Deris. Jaką miałaby korzyść z tego, aby „popychać” swojego partnera do gwałtów? By to wszystko inicjować? – zapytał, zaraz kręcąc głową. – Nawet gdybyśmy znaleźli powód, jest za młoda. Jej wiek a liczba ofiar się ze sobą nie łączą. Ponadto nie mogła też sama wabić ofiar. Udało mi się znaleźć jej inne zdjęcia. Nie poradziłaby sobie z tym wszystkim chociażby przez swoją posturę.
– Więc skreślamy ją z listy podejrzanych?
– Tego nie powiedziałem. Może w jakiś sposób stanowić rolę pomocnicy. Podążać za wskazówkami partnera, asystować w jego działaniach. Nie mamy na to obecnie żadnych dowodów. Musimy ją przesłuchać, ale kiedy zrobimy to na tym etapie, najprawdopodobniej spełni się scenariusz Aresa. Jej prawnicy urwą nam głowy. Jeżeli Deris znajdzie się na komisariacie, to już zatrzymana i mająca postawione zarzuty. Na razie zostaje nam działać pod przykrywką i spróbować skontaktować się z nią nieoficjalnie.
Przytaknęłam. Jeżeli wszystko poszłoby po naszej myśli, możliwe, że mogłabym ją spotkać przez Samuela.
– W takim razie wracając do naszego mordercy. Wspominałeś, że to słońce może oznaczać, że szuka swojego ideału. Zabaw się teraz w psychologa i powiedz mi o nim coś więcej.
Spojrzał na mnie kątem oka.
– Nie muszę się w niego bawić, Eve. Ja nim jestem.
– No to do dzieła – powiedziałam, puszczając mu oczko. To wyraźnie go rozbawiło i zmotywowało jednocześnie. Najpierw spojrzał na sufit, a zaraz zamknął oczy, jakby próbował maksymalnie się skupić.
– Jestem pewny, że to mężczyzna – zaczął. – Nie wydaje mi się, by miał problem z nawiązywaniem kontaktów z kobietami, dlatego podejrzewam, że musi być uznawany za atrakcyjnego fizycznie, zadbanego, podobającego się płci przeciwnej. Jest dobrze zbudowany.
– Z takim opisem to mógłby już modelem zostać a nie seryjnym mordercą – rzuciłam pod nosem, na co Cade się uśmiechnął. – Ale, jak na razie, mężczyzna ze zdjęcia nie odbiega od tego. Sandersowie też. I ty również...
Ostatnim zdaniem zwróciłam jego uwagę.
– Uważasz, że jestem przystojny?
– Nawet nie próbuj mi wmówić, że nie widzisz tego, jak kobiety na ciebie patrzą – powiedziałam, przewracając oczami. – Zresztą powinieneś się bardziej zainteresować tym, że jednocześnie stwierdziłam, że możesz być mordercą – zauważyłam, posyłając mu swój niewinny uśmiech. – Co dalej?
Nadal się uśmiechając, powrócił do profilowania.
– Nie uważam by był żonaty, ale może próbować wchodzić w krótkie związki. Patrząc na to, że udało mu się przez tak długi czas ukrywać morderstwa i nie zwracać na siebie uwagi, jest inteligentny. Możliwe, że też wykształcony. Potrafi rozmawiać, zrobić dobre wrażenie, zdobywać zaufanie. Mimo to raczej jest typem samotnika.
– Może to być któryś z Sandersów? – spytałam, szukając kogoś w osobach, które obecnie mamy na celowniku.
– Nie – stwierdził pewnie, odrobinę mnie zaskakując. – Na pewno mają nie jedno życie na sumieniu, ale to wynika z porachunków mafijnych. Są niebezpieczni, jednak żaden z nich nie będzie seryjnym mordercą. – Poprawił się na łóżku, zginając jedną nogę i przyciągając do siebie. – Z pewnością stworzę bardziej szczegółowy profil, ale... – Westchnął. – Ale nie wiem, czy to ma jakikolwiek sens.
Zmarszczyłam brwi, bo wydawał się naprawdę poważny.
– Co masz na myśli?
– Wydaje mi się, że zostaliśmy wrzuceni w jakiejś części w ich sprawy. – Przekrzywił głowę w moją stronę, patrząc wprost na mnie. – Możliwe, że seryjny miał z nimi coś wspólnego i już sami się tym zajęli, bez udziału policji.
A więc morderca, którego szukamy, może być już kilka metrów pod ziemią. Nie powiem, żeby mnie to jakoś szczególnie zmartwiło. Jeżeli to faktycznie byłoby prawdą, dostał to, na co zasłużył.
– Jednak to tylko spekulacje – dopowiedział szybko, nim moje myśli powędrowały dalej. – Bez jakiegokolwiek poparcia dowodami, nie mają one żadnego znaczenia.
– Czyli wracamy do punktu wyjścia – stwierdziłam. – Wykorzystanie Samuela do tego, by dostać się do May.
Westchnęłam, odruchowo dłonią przejeżdżając po włosach. Zapomniałam jednak, że wciąż nie ściągnęłam z nich tej przeklętej gumki. Usiadłam, próbując wyplątać ją z włosów.
– I to będzie twoje zadanie – odpowiedział, a zaraz po tym poczułam jego dłonie na moich, kiedy złapał za materiał gumki. Opuściłam ręce, gdy to on zaczął się nią zajmować. – Skup się na tym, aby nawiązać z nim dobre relacje. W którymś momencie mnie przedstawisz. Wtedy dotrę do Deris i może uda mi się coś z niej wyciągnąć.
Słysząc to, ledwie zdusiłam śmiech.
– Nie chcę rujnować twojego planu, Cade, ale jeżeli dobrze pamiętam, to May jest zaręczona. Radar Sandersa wyczuje cię z drugiego końca kraju. Nie zostawi jej nawet na chwilę z tobą sam na sam.
– Masz za mało wiary we mnie, Eve – powiedział rozbawiony. Moje włosy swobodnie opadły na plecy, a szara gumka pojawiła się przed oczami. – Mam swoje sposoby.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Z całą pewnością je miał.
Wzięłam ją w palce i odłożyłam na szafkę obok.
– Teraz zostaje pytanie, jakim sposobem mam kłamać prosto w żywe oczy psychiatry tak, by się o tym nie zorientował.
Znając moje szczęście, jeżeli nie będę uważać, to w pewnym momencie we wszystkim się pogubię i nie będę nawet wiedziała o czym skłamałam albo co takiego ostatecznie mu powiedziałam.
– Po prostu bądź sobą – polecił. – Im mniej będziesz kłamać i wymyślać różnych rzeczy, tym lepiej. Jeżeli nie będziesz chciała jakiegoś tematu poruszać, powiedz mu o tym. W końcu on jest psychiatrą, a ty wpakowałaś się do niego na sesje terapeutyczne, prawda? Nie będzie oczekiwał, że od razu mu o wszystkim powiesz. Zawsze możesz też krążyć wokół prawdy.
– Łatwiej powiedzieć niż zrobić – mruknęłam, chociaż doskonale wiedziałam, że ma w tym rację. Jeżeli będę starała się trzymać jak najbliżej prawdy, nie powinno pójść nic źle. – Dobra, to teraz ostatnia kwestia. Masz może pomysł, jak mogę w ładny sposób popchnąć nasze relacje do przodu?
Gdy jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech, nie miałam wątpliwości, że odpowiedź na to pytanie zdecydowanie będzie twierdząca. Nie sądziłam tylko, że moje wcześniejsze kłamstwo tak szybko powróci. W dodatku to wcale nie Samuel wykorzystał je jako pierwszy.
– Czyż nie jesteś zestresowana spotkaniem ze sponsorami? Byłoby miło, gdyby Sanders zechciał ci towarzyszyć.
Skrzywiłam się.
Tak.
Byłoby wprost rewelacyjnie.
***
Kochani, życzę Wam wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku! Niech znajdzie się w nim o wiele więcej szczęścia niż smutku <3
Do zobaczenia w następnych rozdziałach!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top