Rozdział III
Po tym, jak Cade otrzymał odpowiedź od całej trójki, nie czekał dłużej. Zależało nam na tym, by jak najszybciej poznać szczegóły sprawy, a żeby to zrobić, musieliśmy najpierw przejść przez kwestie organizacyjne, głównie dotyczące zakresu obowiązków i podobnych rzeczy. Dlatego że była to zdecydowanie działka Cade'a, odsunęłam się na bok, dając mu wolną rękę, jedynie czasem rzucając drobne sugestie, które jak zawsze brał pod uwagę.
To nie pierwszy raz, kiedy byłam przy tym, jak „tworzył" zespół. Można powiedzieć, że dzięki temu znałam już każdy jego krok. Wiedziałam też po co to wszystko było. Banalne, czy nawet z pozoru nieistotne pytania, tak naprawdę dostarczały mu wszystkich potrzebnych informacji. Wykorzystywał to, by poznać ich mocne strony, a następnie przełożyć to na pracę. Tym sposobem mógł wydobyć z każdego z nich maksimum, co później wypływało na wyniki całego zespołu.
Przez cały czas starałam się słuchać, ale miałam wrażenie, że informacje wlatywały mi jednym uchem, a uciekały drugim. Jedynie udało mi się zapamiętać imiona. Blondyn nazywał się Ares, natomiast jego kolega w okularach - Eric. Zauważyłam też, że to oni głównie się odzywali. Iris zdecydowanie należała do osób, które wolały słuchać i obserwować. Analizowała wszystko, co działo się wokół. Podejrzewałam, że dzięki temu łatwiej było jej podjąć odpowiednie decyzje.
Kiedy zaczęłam przyglądać się jej bliżej, musiałam przyznać, że była naprawdę zadbaną kobietą. Mimo że po rysach twarzy i sposobie bycia mogłam ocenić ją na około czterdzieści pięć lat, to nie dostrzegłam na jej skórze praktycznie żadnych zmarszczek. Miedziane włosy do ramion idealnie pasowały do jej karnacji, w dodatku w łagodny sposób dopełniały jej kształty twarzy.
Przetarłam oczy, co nie uszło uwadze Cade'a. Posłałam mu swój pełen niewinności uśmiech, ale wtedy zachciało mi się ziewać, przez co chyba nie chciałam wiedzieć, jaki był tego ostateczny efekt.
Po dobrych godzinach, sprawy organizacyjne mieliśmy już chyba za sobą. A przynajmniej w większej części, ponieważ nadal brakowało jednej osoby.
- Co z Calvinem? - spytałam. Po tym jak wyszedł, już więcej się nie pokazał. Nie miałam nawet pojęcia, czy nadal był w budynku.
Dostrzegłam, jak w jednej chwili cała trójka się napięła na wspomnienie imienia kolegi. Spojrzeli na siebie, ale to Iris postanowiła się odezwać.
- Porozmawiam z nim. Przepraszam za cały problem.
Blondyn prychnął pod nosem, jakby jednak nie do końca podzielał jej słowa, Cade natomiast przytaknął, rękami opierając się o stół.
- Niech od razu się do mnie zgłosi. Nie będziemy wyciągać wobec niego żadnych konsekwencji za to, co się stało. Chciałbym jedynie ustalić z nim najważniejsze kwestie dotyczące sprawy.
Kobieta z podziękowaniem pokiwała głową. Zauważyłam, jak zaraz wyciągnęła telefon, szybko coś pisząc. Miałam nadzieję, że sytuacja z Calvinem szybko się wyjaśni. Nie przyjechałam tu, by robić komukolwiek z nich jakieś problemy. Jesteśmy tu tylko na czas trwania sprawy. Później wracamy do siebie.
Poprawiłam się na krześle, biorąc do ręki jedną z kilku leżących teczek. Mimo fizycznej lekkości i tak odczuwałam jej ciężar. Ciężar informacji, które się w niej znajdowały.
Wzięłam głęboki oddech, otwierając ją.
No to zaczynamy.
***
- Wiadomo coś jeszcze? - dopytałam, po przeglądnięciu z Cade'em praktycznie wszystkich dostępnych akt. Głównie były to zdjęcia zrobione od razu na miejscu znalezienia ciał. Jak się spodziewałam, nie było jeszcze żadnej opinii patologa czy wyników z laboratorium. Nawet technicy niewiele na tym etapie przekazali.
Wygląda na to, że poprowadzimy to od samego początku do końca.
- Oficjalnie tylko tyle. Wszystkie pracujące przy tym jednostki zostały zobowiązane do jak najszybszego sporządzenia raportów, ale prawda jest taka, że nie wyrabiają. Mamy ponad sto czterdzieści ofiar. To największa sprawa z jaką kiedykolwiek się spotkaliśmy - wyjaśnił Eric. - Szczerze się dziwię, że FBI wysłało tylko waszą dwójkę do tego.
Cade delikatnie przekrzywił głowę, patrząc na niego całkowicie poważnie.
- Wątpisz w nasze kompetencje?
Mężczyzna wydawał się zmieszany tym pytaniem.
- Miałem na myśli... - zaczął niepewnie, ale przerwał, widząc na twarzy mojego partnera pojawiający się szeroki uśmiech. Skrzywił się. - Masz naprawdę okropne poczucie humoru - mruknął.
Zaśmiałam się cicho, słysząc to. Tak, to zdecydowanie było coś, co nas łączyło.
- Nie mogłem się powstrzymać - przyznał, nadal rozbawiony. - A powracając do sedna, nie działamy samodzielnie. Góra przez cały czas będzie wszystko nadzorowała. Jesteśmy pod stałą kontrolą. Jeżeli nad czymś stracimy panowanie, będą od razu interweniować.
Było to powiedziane w sporym skrócie, ale, tak czy inaczej, pociągało to za sobą tylko jedno - zwiększoną ilość raportów.
Złapałam palcami za nasadę nosa, zamykając na chwilę oczy. Wkraczałam właśnie w etap, gdzie oprócz zmęczenia dochodził nieznośny ból głowy i byłam niemal pewna, że zaraz pojawią się też mdłości. Może Cade miał rację, że powinnam iść z tym do lekarza? Wewnętrznie czułam, że bez tego się nie obejdzie. Wszystkie „domowe" sposoby, które odszukałam w Internecie, nie pomogły nawet w najmniejszym stopniu. Było coraz gorzej. Jeżeli dalej tak pójdzie, nie wpłynie to tylko na moje życie osobiste, ale również na pracę, a na to nie mogłam pozwolić.
Otworzyłam oczy, odrobinę się prostując.
Musiałam się skupić. Każda moja chwila nieuwagi mogła się fatalnie skończyć. Od teraz, następne ofiary tego wariata, będą również na moich rękach.
Przeniosłam wzrok na Erica.
- Powiedziałeś, że oficjalnie nie ma nic więcej - zauważyłam, zwracając jego uwagę. - Co w takim razie wiemy nieoficjalnie?
Mimo że nie będą to jeszcze potwierdzone informacje, mogą dać nam dość spory i ważny punkt zaczepienia, szczególnie teraz, kiedy jeszcze niewiele wiedzieliśmy. Nawet drobna, z pozoru nieistotna rzecz, może okazać się przełomowa, a jeżeli pójdzie dobrze, mniej więcej określimy z kim mamy do czynienia.
Krok po kroku stworzymy jego profil.
Mężczyzna na ułamek sekundy niepewnie uciekł wzrokiem do swoich towarzyszy, by następnie mi odpowiedzieć.
- Nieoficjalnie wiemy trochę więcej - przyznał, a ja wciąż patrzyłam na niego, myśląc, że to rozwinie. Nie zrobił tego.
- A co dokładniej? - dopytałam, tym razem kierując swoje pytanie nie tylko do niego. Czekałam z nadzieją, ale przedłużająca się cisza była bardziej niż jednoznaczna.
Przywarłam mocniej plecami do oparcia krzesła, które nawet odrobinę nie należało do tych wygodnych.
To chyba jednak nie będzie łatwa współpraca. Miałam dziwne wrażenie, że wraz z Kelverdem próbowali przemilczeć coś istotnego. Coś, o czym z całą pewnością powinniśmy wiedzieć.
Nieznacznie drgnęłam, kiedy duża dłoń położyła na stół przede mną rozłożoną kartkę. Napisane własnoręcznie niebieskim długopisem litery, jak również chaotyczny układ, przypominał prywatne zapiski. Z boku strony był narysowany przekreślony ukośną linią okrąg z kropką w środku, a tuż pod nim znajdował się podpis - słońce.
- Zabija, podrzynając swoim ofiarą gardła i patrząc, jak powoli umierają. Kobiety przed śmiercią były wykorzystywane seksualnie. Na najlepiej zachowanych ciałach jest widoczne wypalone piętno. Za każdym razem to samo - przekreślony symbol słońca - wyrecytował Calvin, twardo na mnie patrząc. - Reszty dowiemy się dopiero z sekcji zwłok, badań DNA i innych dupereli.
Gdy nasz wzrok się spotkał, nie miałam wątpliwości, że jego stosunek do mnie wcale się nie zmienił, jednak chcieliśmy tego samego. Po bijącej od niego determinacji wiedziałam, że jest gotowy zrobić wszystko, by złapać potwora, który dopuścił się tych tragicznych morderstw. Był gotowy to zrobić nawet za cenę współpracy z FBI.
Skinęłam głową, z powagą ale również z podziękowaniem. Chwyciłam kartkę i podałam ją Cade'owi, aby zobaczył to z bliska, kiedy sama już to zrobiłam, zastanawiając się teraz nad motywem, czy czymkolwiek, co wyjaśniłoby w jakiś sposób cel jego działania.
- Masz profil? Myślisz, że to część jakiegoś rytuału? - spytałam.
Pokręcił głową.
- Nie wydaje mi się. Ofiary to przede wszystkim kobiety, to na nich się skupia. Mężczyźni i dzieci musieli być nieproszonymi gośćmi albo w czymś znacznie przeszkadzać. Jeżeli chodzi o miejsce, w którym znaleziono ciała, nie ma dla sprawcy większego znaczenia. Miało tylko spełniać swoją rolę. Jest to zwykły „śmietnik". Ofiary po śmierci tracą dla niego wartość, są po prostu odpadami, których się pozbywa. Podejrzewam, że jest to mężczyzna z osobowością psychopatyczną. Najprawdopodobniej jego celem jest znalezienie swojego ideału. Ofiary nie spełniały jego oczekiwań, stąd przekreślony symbol słońca. Mimo to symbol ma wiele znaczeń. Może mieć też dla niego inną, bardziej wyjątkową interpretację. Nigdy nie szukał rozgłosu, ale myślę, że coś się zmieniło i mieliśmy odnaleźć ten grób. Pozwolił na to. - Uniósł spojrzenie, zatrzymując ją na Calvinie. - Dla pewności, lekarz określił, czy były zgwałcone przez mężczyznę czy kobietę?
- Według jego opinii sprawcą jest mężczyzna - odparł swobodnie.
Nie było to nic, co mnie zaskoczyło. Jeżeli wziąć pod uwagę dane statystyczne, seryjnymi mordercami byli głównie mężczyźni i to oni najczęściej popełniali przestępstwa na tle seksualnym. Wyniki wskazywały, że kobiety cechowały się znacznie mniejszym poziomem agresji, co jednak nie znaczyło, że można było je wykluczyć z podejrzeń.
- Jednak przypuszczam, że ma wspólnika, a jeżeli być bardziej precyzyjnym - wspólniczkę - dopowiedział po krótkiej chwili, na co zmarszczyłam brwi. Zauważyłam, jak w tym samym czasie Ares, Eric i Iris ponownie wydawali się, jakby naprawdę woleli zmienić temat rozmowy, co tylko bardziej mnie zaciekawiło.
- Skąd to przypuszczenie? - zapytałam, korzystając z otwartości Calvina.
Podążyłam za jego ręką, która sięgnęła do kieszeni, wyciągając z niej smartfon.
- Ponieważ wśród ciał leżał telefon - odpowiedział poważnie, pokazując zrobione przez niego zdjęcie dowodu. Telefon był włączony, a na tapecie widniała szczęśliwa, całująca się młoda para.
- Mam rozumieć, że podejrzewasz tę dwójkę? - dopytałam dla pewności. - Może kobieta jest jedną z ofiar - podsunęłam.
Ilość ofiar, brak wcześniejszego wykrycia i wszystko, co chwilę temu przedstawił Calvin, z całą pewnością kwalifikowało sprawcę jako przestępcę zorganizowanego. I chociaż wielu przestępców wpadało przez jakieś głupoty, to czy na pewno pozwoliłby na taki błąd?
Naprawdę chciałabym, żeby tak było. Niektórych seryjnych morderców łapano po latach, albo też nawet w ogóle.
- Ofiara? - zakpił. - Ta „ofiara" żyje sobie o wiele lepiej niż ja.
Cade przekrzywił głowę.
- A konkretniej?
- A konkretniej jest narzeczoną Dave'a Sanders - wyjaśnił, a moje czoło zmarszczyło się na znajome nazwisko. Skąd je kojarzyłam? - Pierworodnego syna głowy tutejszej mafii.
Mafia?
Spojrzałam na Cade'a, który mierzył wzrokiem Calvina, a następnie pozostałą trójkę, by zaraz znowu powrócić do mężczyzny, jakby w końcu coś zrozumiał.
- Jesteście kontrolowani przez mafię - stwierdził, prostując się. Znałam Cade'a na tyle, by wiedzieć, że delikatny uśmiech, który pojawił się na jego twarzy, wcale nie był przejawem szczęścia, a lekkiej kpiny i zdenerwowania. Przeczesał dłonią włosy. - W jakim stopniu?
Patrzyłam na nich wyczekująco. Iris na chwilę zamknęła oczy, a gdy je otworzyła, złączyła dłonie i pochyliła się.
- Z tego co wiemy mają obstawionych ludzi na różnych stanowiskach, również tych najwyższych, ale nawet jeżeli chcielibyśmy coś z tym zrobić, nie mamy żadnych dowodów na to.
Westchnęłam, doskonale wiedząc, że to ani trochę nie brzmi dobrze.
- Co z Kelverdem? - zapytałam, bo podejrzewałam, że to właśnie ten problem miał na myśli.
Tym razem odpowiedział blondyn, ostrożnie kołysząc się na krześle.
- Jest czysty, ale myślę, że również dostał ofertę współpracy. Kontrolują całe miasto i to od pokoleń. Obecnie zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, aby nie dotarły do nich żadne informacje ze sprawy, ale to tylko kwestia czasu nim w końcu się dowiedzą.
- Musimy to zgłosić... - zaczął Cade, ale Eric wszedł mu słowo, nie pozwalając dokończyć zdania.
- Nie możecie tego zrobić - powiedział stanowczo. - Jeżeli May Deris faktycznie jest zamieszana w seryjne morderstwo, stracimy jakąkolwiek możliwość pociągnięcia jej do odpowiedzialności. Sandersowie mają władze, pieniądze, rozmaite kontakty. Nie będzie dla nich problemem dogadać się z prokuratorem i sędzią. W dodatku mają w rodzinie dwóch najlepszych prawników. Jednym z nich jest sam ich ojciec, a drugim brat - Jay Sanders. Nie przeskoczymy tego, jeżeli zepsujemy to na tym etapie. Musimy mieć dowody, których nie będą mogli podważyć.
- Jeśli dotrze do nich informacja o tym, co obecnie mamy i o tym, że podejrzewamy Deris, stworzą mur, którego nie przebijemy. Wszędzie mają sojuszników - dopowiedziała Iris. - Możliwe, że nawet w FBI.
Cade zacisnął usta w wąską linię, ja natomiast przywarłam plecami do krzesła, próbując pomyśleć.
Seryjny i mafia. To było cholernie złe połączenie. Mafia to nie była już nasza działka. Ani trochę. Od tego byli inni ludzie. Mieli ustalony proces działania, wiedzieli jak wobec nich działać, co robić. My nie i jeżeli istniało jakiekolwiek podejrzenie związku, mieliśmy obowiązek o tym poinformować...
- Nie przekażemy tego górze - oznajmił Cade, przez co spojrzałam na niego, jakby zwariował. I chyba faktycznie tak było, bo wyglądało, że powiedział to zupełnie poważnie.
- Cade... - zaczęłam, ale naprawdę nie wiedziałam, czy był sens, by kończyć to, co chciałam mu powiedzieć. Że możemy grubo za to odpowiadać. To nie pierwszy raz, gdy zabierał się za ryzykowne sprawy, nie przekazując wszystkiego szefostwu. I to nie pierwszy raz, gdy znowu się na to zgodzę. - Nie ważne - westchnęłam do niego, widząc błysk rozbawienia w jego oczach. - Więc? Co możecie nam powiedzieć o naszych nowych kumplach?
***
Zmieniłam pozycję, kiedy od dłuższego siedzenia w tej samej zdrętwiał mi już tyłek. Przysięgam, że jeśli będę tu spędzać więcej czasu, na swój koszt zainwestuję w wygodny fotel.
Pochmurnie spojrzałam na wszelkie teczki, które Ares położył na stół obok mnie i Cade'a. Kłujący ból głowy tylko się zwiększył, gdy próbowałam skupić wzrok na małych literkach, odręcznie napisanych na brązowym papierze. W tej chwili naprawdę nie obraziłabym się za elektroniczną wersję tego wszystkiego, by móc bez problemu powiększyć litery, a nie przystawiać kartkę tuż przed oczy.
Chwyciłam brzeg akt, które były na wierzchu, jednak Cade wybrał te same. Oddałam mu je, biorąc kolejne leżące pod spodem. Nathan Sanders.
- Tylko tyle udało nam się znaleźć - oznajmił Ares. - Gdy się zjawiliście, byliśmy w trakcie przeszukiwania różnych stron, które o nich wspominały.
- Niech zgadnę - zaczął Cade z uśmiechem, swobodnie otwierając teczkę, a ja zrobiłam to samo ze swoją. - Wzorowi obywatele.
Eric prychnął.
- Bingo. Żaden z nich nie ma nawet cholernego mandatu za nieprzepisową jazdę.
Spojrzałam na kartkę, a moim oczom ukazało się zdjęcie młodego chłopaka, z widocznie niebieskimi oczami. Wyglądał na maksymalnie dwadzieścia lat, a i tak nie byłam pewna, czy to przypadkiem nie za dużo. Ściągnęłam czarny klips, by swobodnie przeglądać następne zgromadzone materiały. Odłożyłam fotografię blondyna na bok, przechodząc dalej. Od razu w oczu rzucił mi się pogrubiony nagłówek internetowego artykułu - Nathan Sanders przekaże uzyskane pieniądze ze sprzedaży obrazów na szpital dziecięcy.
Zaczęłam czytać dalej, dowiadując się między innymi, że wystawa miała miejsce w jednym z muzeów i dotyczyła pięciu obrazów. Podano również ich wyjściowe kwoty, które wcale nie były niskie, a i tak podejrzewałam, że specjalnie obniżono cenę, aby większa ilość ludzi mogła wziąć udział w licytacji, gdyż, z tego co widziałam, właśnie na takiej zasadzie się to odbywało.
Kiedy na drugiej stronie dotarłam do zdjęć, w jednej chwili powiązałam autora z pracami, które kiedyś już widziałam i które naprawdę mi się podobały. Nie mogłam zaprzeczyć temu, że chłopak ma ogromny talent. W myślach tylko szczerze prosiłam, aby nie okazał się zamieszany w mafijne sprawy swojej rodziny. Cała jego kariera wtedy runie.
- Oprócz głównej fotografii nie ma więcej jego zdjęć - zauważyłam, gdy przejrzałam całość.
- U mnie to samo - dołączył się Cade. Skupiłam wzrok, by przeczytać kogo miał. Jay Sanders. Jeżeli dobrze pamiętałam, to on był tym jednym z prawników.
- Nie pchają się przed kamery, jeżeli nie jest to konieczne. Za to nazwiska już nie szczędzą pokazywać. Akcje charytatywne, elitarne spotkania, przyjęcia, datki i wiele innych, wszędzie można ich znaleźć - wyjaśnił Eric.
- Ich oficjalne źródło dochodu? - zapytałam, odrzucając teczkę na bok i sięgając po następną. Uniosłam brwi, kiedy Cade ponownie upatrzył sobie tę samą. Jego kącik ust drgnął ku górze, ale tym razem to on spasował.
- Jeszcze nie sprawdziliśmy tego dokładnie - odparła Crimson. - Wiemy, że najprawdopodobniej każdy z braci ma swoje własne źródło. Podzielili się tak, że każdy z nich kontroluje najważniejsze obszary - rozrywka, sztuka, polityka, prawo, służba zdrowia...
Zmarszczyłam brwi.
- Służba zdrowia? - zdziwiłam się. - Jakie mają tam dojścia?
Ares cicho się zaśmiał, jakby moje pytanie naprawdę go rozbawiło, i co najmniej, jakby ucieszył się, że może mi to wyjaśnić.
Jego palce chwyciły grubszą tekturę teczki znajdującej się w moich dłoniach, zwinnie przewracając ją i pokazując przypiętą fotografię.
By to szlag.
- Przez lekarza w rodzinie - odpowiedział, a moja głowa stała się wyjątkowo ciężka, gdy wiedziałam już jakie usłyszę imię. - Samuel Sanders - psychiatra i dyrektor jednego z najlepszych prywatnych szpitali psychiatrycznych w kraju. Chyba nie muszę mówić jakie dzięki temu ma możliwości.
- Duże - mruknęłam posępnie, nie odrywając wzroku od zdjęcia.
- Ogromne - poprawił. - Zapewnili sobie nietykalność. Kiedy ruszymy jedno z nich bez jakichkolwiek dowodów, skończy się to tak, że to jeszcze my będziemy musieli ich za wszystko przepraszać, a cała sprawa trafi do mediów.
- Dlatego postaramy się załatwić to po cichu - wtrącił Cade, skupiając na sobie uwagę. - Tak, by nasze robaczki w żaden sposób nie poczuły się zagrożone.
Przymknęłam oczy, delikatnie masując skroń.
Wczoraj poznałam faceta, a dziś jest już na głównym celowniku policji i FBI. Nawiązywanie normalnych znajomości nie było mi chyba pisane.
Kto by pomyślał, że Cade jednak mógł mieć wtedy w jakimś stopniu rację co do niego? Ja natomiast dałam się nabrać na miłe słowa. W dodatku nazwanie go niewinnym chyba nie należało do trafnych określeń. I chociaż chciałabym zwalić to na zmęczenie, byłoby to zwykłym kłamstwem. Naprawdę sprawiał wrażenie takiego człowieka i po raz kolejny prawda okazała się diametralnie inna. Tym razem przynajmniej dowiedziałam się o tym wyjątkowo szybko. Chociaż mogło to nastąpić nim zaprowadziłam go wprost przed swoje drzwi.
Powinnam o tym powiedzieć Cade'owi?
- Eve, wszystko w porządku?
Otworzyłam oczy, kiedy ciche pytanie rozbrzmiało tuż przy moim uchu. Cade kucał obok, a z jego twarzy nie umiałam wyczytać nic innego niż szczerej troski.
- Tak... - zaczęłam, ale pokręcił stanowczo głową.
- Dość tego. Zabieram cię do domu, a jutro prosto do lekarza. Jeżeli będziesz protestować, przysięgam, że cię skuję i do niego zawlokę.
Otworzyłam już usta, by protestować, ale pomysł, który nagle pojawił się w mojej głowie, w jednej chwili zupełnie mnie od tego odciągnął, sprawiając, że po prostu... odpuściłam.
- Okej, masz rację - przyznałam szczerze, zyskując tym jego podejrzliwe spojrzenie. - Potrzebuję pomocy specjalisty. Obiecuję, że jeszcze dziś się z nim skontaktuję.
Zauważyłam, jak na jego czole pojawia się delikatna zmarszczka.
- Na pewno?
Delikatnie się uśmiechnęłam.
- Na pewno.
Bo przecież po coś Samuel Sanders zapisał mi swój numer na kartce, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top