Rozdział II

Z niemałą wdzięcznością odebrałam od Cade’a kolejny kubek ciepłej kawy, z którego od razu upiłam dość spory łyk. Kątem oka widziałam, że wzrok przyjaciela nawet na moment nie opuścił mojej twarzy. Nieugięty, wwiercający się w moją duszę i domagający się przyznania do winy, jakbym właśnie przed chwilą zrobiła coś nielegalnego. Było to tak intensywne, że sama zaczęłam to w ten sposób odczuwać. Fakt, że w ogóle się nie odzywał, tylko wszystko pogłębiał, ostatecznie wyciągając ze mnie słowa, które widocznie chciał usłyszeć.

– Mam problemy ze snem, zadowolony? – burknęłam zrezygnowana, odchylając głowę do tyłu.

Nie wspominałam mu o tym. Nie mówiłam o tym nikomu i jedynie mężczyzna z wczoraj postanowił tak naprawdę powiedzieć to na głos. Oprócz czasu, który przespałam w samochodzie, później nie zmrużyłam oka nawet na chwilę. Po prostu leżałam, nie mając siły na nic innego. Jedyna dobra rzecz tej nocy, to wiadomość Cade’a, że odzyskał nasze bagaże.

– Nie, nie jestem zadowolony, Eve – odparł poważnie, wzdychając i siadając swobodnie na ławce tuż obok mnie. Spojrzał na bawiące się nieopodal dzieci, pijąc to, co kupił dla siebie. – Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? – zapytał, zerkając na mnie.

– Bo to nic istotnego – odpowiedziałam szczerze. – Każdy czasami miewa problemy ze snem. Trafiło i na mnie.

Wzięłam kolejny duży łyk kawy, mając nadzieję, że jakkolwiek pobudzi moje ciało do działania. Nawet minimalnie, pozwalając mi przetrwać ten dzień.

Widziałam, jak dziewczynka podskakuje, by złapać piłkę, ale ta drasnęła tylko jej palce, spadając na trawę za nią i turlając się w naszym kierunku. Cade pochylił się, łapiąc ją. Uśmiechnął się i delikatnie odrzucił ją do dziewczynki, która do nas podbiegła. Podziękowała nieśmiało, szybko uciekając.

– To nie dwa czy trzy dni – kontynuował. – Przynajmniej od tygodnia wyglądasz, jakbyś praktycznie nie spała i wydaje mi się, że z kolejnymi dniami wcale nie będzie lepiej.

Zacisnęłam palce mocniej na kubku, bo w żaden sposób nie mogłam temu zaprzeczyć. Miał rację. Myślałam, że to tylko chwilowe, ale teraz nie byłam już tego taka pewna. Cholera, zaszło to tak daleko, że zauważył to nawet lekarz, który nigdy wcześniej nie widział mnie na oczy.

Spojrzenie Cade’a nagle złagodniało jeszcze bardziej. To wystarczyło, bym wewnętrznie już wiedziała do czego będzie chciał nawiązać.

– Eve, jeżeli to ma związek z...

– Nie – przerwałam mu, wstając. Wypiłam kawę do końca i wyrzuciłam papierowy kubek do kosza obok. – To nie ma z nim nic wspólnego.

Rozłożył ręce w poddańczym geście, jakby i tak uważał, że nie jest to prawda.

– Nie będę do tego wracał, jeżeli nie chcesz, ale pamiętaj, że możesz ze mną o tym porozmawiać.

Skinęłam tylko głową, chowając dłonie do kieszeni. Jego kubek również wylądował w koszu. Chwilę po tym Cade stał już obok mnie.

– Ale nie odpuszczę sprawy ze snem. Jeżeli nadal będziesz to bagatelizowała, własnoręcznie zaciągnę cię do lekarza.

Uśmiechnął się przyjaźnie i, jak gdyby nic, ruszył przed siebie, zostawiając mnie w tyle.

Nie żartował.
 
***
Weszliśmy do budynku policji, z którą od dzisiaj mieliśmy współpracować. To było jedyne, co na razie wiedziałam. Szefostwo nie paliło się do tego, by wcześniej udzielić nam jakiś bardziej szczegółowych informacji, uważając, że najlepiej będzie, jak wszystkiego dowiemy się na miejscu. W dodatku chcieli, byśmy praktycznie nikomu – oprócz osób, które są wyznaczone do sprawy – nie zdradzali swojego statusu, najdłużej, jak to będzie możliwe. Zostawało pytanie, czy ochroniarz został poinformowany o naszym przybyciu czy nie.

Przystanęłam przed mężczyzną, w tej samej chwili zwracając jego uwagę na siebie.

– Dzień dobry, nazywam się Eve Arill – przedstawiłam się. – Wraz z moim partnerem – wskazałam ręką na Cade’a – byłam umówiona na spotkanie z Seanem Kelverd.

Stałam nieruchomo, delikatnie się uśmiechając, kiedy uważnie obrzucił nas wzrokiem. Przez moment zastanawiałam się, czy przypadkiem nie przekręciłam nazwiska. Mimo tego, nim mężczyzna zdążył coś powiedzieć, ktoś właśnie pojawił się obok, widocznie go zaskakując.

– Zajmę się państwem osobiście.

Ochroniarz szybko wstał.

– Oczywiście, panie Kelverd.

Och, spotkanie nadeszło szybciej, niż myślałam. No i jednak nie pomyliłam nazwiska.

Nowo przybyły mężczyzna spojrzał w naszą stronę i musiałam przyznać, że jego twarz obecnie nie zdradzała nawet najmniejszych emocji.

– Pozwolą państwo ze mną.

Nie mając właściwie innego wyboru, ruszyliśmy prosto za nim. Nie odezwał się słowem, dopóki nie znaleźliśmy się w jego gabinecie, a nawet wtedy zdawał się wyjątkowo sztywny.

– Mógłbym prosić o pokazanie odznak?

Skinęłam głową, wyciągając ją. Zaraz po mnie zrobił to Cade. Mężczyzna przez dłuższą chwilę się im przyglądał, zaraz kiwając potwierdzająco głową, że możemy je schować.

Wyminął nas, poluźniając lekko krawat, jakby zaczął go uwierać. Miałam wrażenie, że ostatnie dni nie były dla niego za najlepsze, co podejrzewałam, że wiązało się również z powodem, dla którego tu byliśmy.

Cade odsunął jedno z krzeseł od biurka i usiadł.

– Więc? Co to za sprawa, panie Kelverd, że zostaliśmy tu wezwani w trybie pilnym? Ponoć to od pana mamy dostać wszystkie potrzebne informacje. Szefostwo niewiele nam zdradziło, ale mogę stwierdzić, że nie mieli radosnych min.

Sean spojrzał na niego, jakby właśnie został wyrwany ze swoich myśli.

– Ach, tak – odpowiedział słabo, opadając na fotel biurowy. Ostatecznie zdecydował się ściągnąć krawat, odrzucając go gdzieś na bok.

Pomieszczenie było urządzone minimalistycznie i znajdowały się w nim jedynie niezbędne meble. Taki wystrój wydawał się idealnie pasować do człowieka, którego miałam przed oczami, a przynajmniej do twarzy, którą obecnie pokazywał.

Złączył ręce, zerknął na mnie i Cade’a, a następnie wyjawił powód, dla którego się tu znaleźliśmy.

– Mamy seryjnego.

Zmrużyłam oczy.

– To pewne?

– Tak – potwierdził niezbyt zadowolony. – Wybaczycie, ale nie ściągałbym tu FBI, gdyby nie było takiej konieczności. Robicie za dużo smrodu wokół siebie – mruknął.

Cade cicho się zaśmiał.

– Taka praca.

Przewróciłam oczami, przechodząc od razu do istotnej kwestii.

– Ile ofiar?

Kelverd w jednej chwili się naprężył, co z reguły nie oznaczało niczego dobrego. I tak właśnie było.

– Naliczyliśmy sto czterdzieści trzy ofiary.

Twarz Cade’a stężała w tej samej sekundzie co moja.

– Ile? – dopytał, prostując się.

Mężczyzna nalał sobie wody do szklanki i wypił duszkiem, jakby zupełnie zaschło mu w ustach. Widziałam, jak kilka kropel spłynęło po jego zaroście.

Wymieniłam spojrzenie z Cade’em, który chyba również nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego.

Sean otworzył szufladę i wyciągnął z niej papierową teczkę. Rzucił ją na biurko, przodem do nas.

– Mam nadzieję, że nie jedliście nic przed przyjściem tu.

Zmarszczyłam brwi. Podeszłam bliżej, decydując się ją otworzyć. Jak się spodziewałam, od razu trafiłam na zdjęcia, które skutecznie odpędziły ode mnie wszelkie chęci spania.

Wzięłam kilka do ręki, nie wierząc temu, co widzę. Była to dosłownie zbiorowa mogiła. W wykopanym dole leżały ciała, jedno na drugim, w różnym stanie rozkładu. Kolejne fotografie nie były wcale lepsze. Zostały zrobione dużo bliżej, z dokładnością uwieczniając całą grozę, która działa się tam na miejscu. Pełzające larwy, fragmenty ciała, kości.

Odrzuciłam zdjęcia na ich poprzednie miejsce, odwracając się i biorąc głęboki wdech, gdy to było dla mnie za dużo, kiedy dostrzegłam tam również ciała dzieci.

Cade schował ponownie fotografie do teczki.

– Chyba nie zaskoczę tym, że przejmujemy sprawę.

Kelverd prychnął.

– Taką miałem nadzieję. Nie chcę mieć tego całego gówna na głowie, ale możecie liczyć na pełną współpracę z mojej strony. Otrzymacie tu wszystko, czego będziecie potrzebowali.

Usiadłam, gdyż jako jedyna jeszcze stałam. Sytuacja wcale nie wyglądała dobrze. Gdy tylko wycieknie to do wiadomości publicznej rozpęta się większe piekło niż jest teraz. Dziennikarze nie dadzą nam spokoju, a ludzi ogarnie panika. W dodatku sprawca dowie się, że go szukamy. O ile już się tego nie dowiedział.

– Musimy to jak najdłużej utrzymać w tajemnicy – oznajmiłam. – Kto odnalazł ciała?

– Nastolatka, która pokłóciła się z rodzicami – odpowiedział poważnie.

– By to szlag – syknęłam pod nosem.

– Z jej zeznań wynika, że poszła do lasu, żeby ochłonąć, ale zawędrowała dalej, niż zamierzała. Nagle natknęła się na część ręki, a że ciekawość poprowadziła ją dalej, dotarła aż do grobu, który został częściowo odkryty przez zwierzęta. Dziewczyna obecnie jest pod stałą opieką naszego psychologa.

– Dopilnujcie, aby nikomu tego nie przekazała. Nastolatki lubują się w udostępnianiu wszystkiego na portalach społecznościowych – zauważył Cade i musiałam przyznać mu rację. W dodatku, gdy trafi to do Internetu, momentalnie rozniesie się to na cały kraj a nawet świat.

– Nie musicie się tym przejmować. Jest w takim szoku, że naprawdę wątpię, by o tym teraz myślała. Sprawę przydzieliłem swoim najlepszym ludziom, są teraz pod waszym dowództwem. Przekażą wam wszystko, co jest z tym związane. Poinformowałem ich również, że jesteście z FBI.

– Właściwie... – zaczęłam, patrząc na niego. – Mogę wiedzieć, dlaczego dostaliśmy polecenie, że mamy unikać wyjawiania swojego statusu zawodowego?

Mężczyzna wyglądał, jakbym zadała mu kolejne niewygodne pytanie. Poruszył się niespokojnie, odpowiadając po krótkiej ciszy.

– Ponieważ seryjny to nie nasz jedyny problem – odpowiedział niechętnie, zaraz wstając, najwidoczniej nie zamierzając kontynuować tego tematu dalej, a nawet całej rozmowy. – Przepraszam, ale mam dzisiaj jeszcze jedno bardzo ważne spotkanie. Jestem przekonany, że Crimson odpowie na resztę waszych pytań i rozwieje wszelkie wątpliwości.

Widząc, że to koniec naszej pogawędki, podnieśliśmy się z siedzeń. Sean ponownie sięgnął do szuflady, tym razem wyciągając z niej dwa identyfikatory.

– Dzięki nim będziecie mieli dostęp do pomieszczeń i dokumentów. Jeżeli się zgłosicie, otrzymacie broń, klucze do samochodów i resztę potrzebnych rzeczy. Gdyby zaistniały jakieś problemy jestem ciągle do waszej dyspozycji.

Chwyciłam identyfikator należący do mnie i od razu zawiesiłam go na szyi. Bez wątpienia zapowiadały się pracowite tygodnie, co oznaczało tylko jeszcze mniej okazji na wszelkie próby zaśnięcia i wyspania się.

Poprawiłam związane w wysoki kucyk włosy i przeniosłam spojrzenie na mężczyznę, który wydawał się odetchnąć tym, że nie spoczywa już na nim cała odpowiedzialność. Mogłabym przysiąc, że przez to wszystko nabawił się dodatkowych zmarszczek i siwych włosów. Mimo tego, to był dopiero początek i musiał zdawać sobie z tego sprawę.

Uśmiechnęłam się delikatnie.

– W takim razie, panie Kelverd, liczę na to, że nasza współpraca przebiegnie bezproblemowo.
 
***
– Myślisz, że go złapiemy? – spytałam w międzyczasie, kiedy szliśmy do wskazanego przez Seana miejsca. – Musi zabijać przynajmniej od kilku lat. Gdyby nie ta dziewczyna, możliwe, że nadal nie mielibyśmy o nim pojęcia.

Cade schował palce do kieszeni spodni, wciąż patrząc przed siebie.

– O nim albo o niej – zauważył. – Za mało wiemy, by stwierdzić, czy to mężczyzna czy kobieta albo nawet, czy działa w pojedynkę. Kelverd niewiele nam przedstawił.

Musiałam się z tym zgodzić, gdyż Sean faktycznie nie powiedział nam zbyt wiele. Praktycznie nic, prócz głównego problemu. Jeżeli dobrze zrozumiałam, nie zwlekał z powiadomieniem FBI, więc obawiałam się, że jesteśmy na samym początku drogi. Mogliśmy liczyć tylko na to, że technikom jednak udało się już coś ustalić.

Cade zapukał w uchylone drzwi, wchodząc, gdy otrzymał odpowiedzieć. W oczy od razu rzucił mi się długi stół, a na nim masa dokumentów. Dostrzegając fragmenty zdjęć, domyślałam się, że były do naszej sprawy. Nim zdążyłam zobaczyć co było wyświetlane na ścianie, obraz zniknął.

W pomieszczeniu naliczyłam trzy osoby, których wzrok w jednej chwili przeniósł się na nas.

Sami mężczyźni.

– Szukamy Crimsona. Poinformowano nas, że tu będzie – powiedział Cade.

No tak, to z nim konkretnie mieliśmy rozmawiać.

Zrobiłam krok do przodu, przyglądając się wszystkiemu, co zostało wyłożone na stół, ale wtedy do moich uszu dotarło męskie syknięcie.

– FBI. – Uniosłam głowę, kierując ją w miejsce, skąd usłyszałam nieprzyjazny głos. Nie musiałam być ekspertem, by stwierdzić, że mężczyzna w średnim wieku, zdecydowanie nie paja do nas sympatią, aczkolwiek nie miałam pojęcia dlaczego. – Na kilometr można was wyczuć.

– Gratuluję sprawnego nosa – odpowiedziałam, co chyba nie sprawiło, że nagle mnie polubił.

Pokręcił głową, w kilku dużych krokach znajdując się przede mną. Szybko się przekonałam, że był sporo wyższy, a złość w jego spojrzeniu wydawała się tkwić naprawdę głęboko.

– Ile masz lat? Dwadzieścia sześć? – zakpił.

Dwadzieścia siedem, jeżeli być dokładnym – poprawiłam go w myślach.

– Co taka krucha dziewczynka – jego dłoń zacisnęła się na moim nadgarstku, unosząc moją rękę do góry, jakby chciał pokazać, jak bardzo słaba byłam w porównaniu z nim – może niby zrobić wobec mordercy, który zabił sto czterdzieści trzy osoby? Staniesz się tylko jego kolejną ofiarą, dokładając nam dodatkowej roboty – warknął prosto w moją twarz.

Widziałam, jak wzrok Cade’a zatrzymał się na palcach zatrzaśniętych wokół mojego nadgarstka. Jego brwi powędrowały do góry.

– To był błąd, kolego – powiedział tylko, na co mężczyzna odwrócił się w jego stronę. – A to był kolejny błąd.

Próbowałam się odsunąć, chcąc po prostu się wycofać, ale nie mogłam. Trzymał za mocno. To sprawiło, że wewnątrz siebie poczułam ukłucie strachu.

Zacisnęłam zęby.

Nie czekając dłużej, pociągnęłam swoją rękę, tym samym zmuszając mężczyznę, by się pochylił. Zaraz po tym moje kolano trafiło go w brzuch. Po kilku następnych ruchach przyciskałam nogę do jego karku.

Pochyliłam się nad nim.

– Zapamiętaj raz na zawsze, że nie toleruję, kiedy ktoś dotyka mnie bez mojej zgody – powiedziałam tym samym tonem, co on wcześniej. – Jeżeli jeszcze raz poczuję się w twojej obecności zagrożona, inaczej to załatwimy.

Nie odezwał się, jednak byłam pewna, że jego złość wcale nie uleciała. Do cholery, co ja mu niby zrobiłam?

Poczułam na ramionach dotyk znajomych dłoni. Podniosłam głowę, wzrokiem natrafiając na twarz Cade’a. Na jego nieznaczne skinięcie głową, puściłam mężczyznę, podnosząc się. Zrobiłam kilka kroków do tyłu. Mimowolnie się skrzywiłam, bo w żadnym wypadku nie miałam zamiaru aż tak zwracać na siebie uwagę.

– W porządku? – zapytał szeptem Cade. Nie odpowiedziałam mu, bo w tej samej chwili do pokoju weszła kobieta. Zmrużyła oczy, widocznie analizując sytuację, którą miała przed sobą.

Mężczyzna bez żadnego słowa podniósł się z podłogi, wychodząc z pomieszczenia, wcześniej nawet na nikogo nie patrząc. Cisza, która powstała, sprawiła, że zaczęłam słyszeć swoje bijące serce.

Kobieta podeszła do stołu, odkładając tacę z kubkami na skrawek wolnego miejsca, by następnie odwrócić się w naszą stronę.

– Przepraszam za to – odezwała się, brzmiąc naprawdę szczerze. – Jestem Iris Crimson. Podejrzewam, że to do mnie przyszliście. Kelverd uprzedzał o waszym pojawieniu się.

Nie wiedząc dlaczego, spodziewałam się, że Crimson również będzie mężczyzną. Tymczasem widok kobiety odrobinę mnie zaskoczył.

– To ja przepraszam – powiedziałam, naprawdę woląc mieć z nimi dobre relacje, szczególnie, że od teraz będziemy raczej spędzać razem sporo czasu. Wiedziałam, że ze złymi stosunkami, nie zajdziemy ze sprawą daleko. – Chyba nie pokazałam się z dobrej strony.

– Dziewczyno, nie widziałaś się. To zdecydowanie była dobra prezentacja – zaśmiał się jeden z nich. – Nie przejmujcie się Calvinem. Jest taki odkąd żona go zostawiła. Nadal nie może się z tym pogodzić.

Nieznacznie się spięłam. Związki zawsze przynoszą same problemy.

Drugi z mężczyzn poprawił okulary, sięgając po kubek.

– Nie jest taki zły, jak się go pozna bliżej. Wiem, że to tak nie wygląda, ale musicie uwierzyć mi na słowo. – Uśmiechnął się krzywo, zaraz skupiając się bardziej na naszej osobie. – Szczerze mówiąc, nigdy nie spotkałem nikogo z FBI. Inaczej was sobie wyobrażałem.

– Ujmując to inaczej, myślał, że będziecie mieli kije w dupie  – doprecyzował blondyn, zyskując przez to wrogie spojrzenie Iris.

Mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie miałam wątpliwości, że to wszystko miało nas po części sprawdzić, co oczywiście działało w obie strony. My również mieliśmy możliwość zobaczyć, na ile w ich obecności będziemy mogli sobie pozwolić.

Cade oparł się o stół, unosząc kąciki ust do góry.

– Tak naprawdę to zależy od was. Osobiście preferuję pracę w przyjaznych warunkach, przy luźniej atmosferze, nie zwracając w tym czasie aż tak bardzo uwagi na status zawodowy – wyjaśnił, a jego słowa wydawały się zawisnąć w powietrzu. – Mamy ten sam cel. Chcemy złapać osobę, która dopuściła się tych okropnych zbrodni – powiedział, wskazując na dokumenty. – Jeżeli się dogadamy, bez wątpienia pójdzie nam to o wiele sprawniej.

Nie dodałam nic od siebie, gdyż wiedziałam, że nie powiedziałabym tego lepiej niż on. Cade był stworzony do takich rzeczy. Właściwie to uważałam go za urodzonego lidera. Zawsze potrafił stworzyć zespół i poprowadzić go w taki sposób, by osiągnął zamierzony efekt. Oprócz tego był również profilerem. Nie znałam lepszej osoby, która potrafiłaby to wszystko zrobić tak dobrze, jak on i podejrzewałam, że szefostwo miało podobne zdanie, dlatego to właśnie my zostaliśmy do tego przydzieleni.

A właściwie – on został do tego przydzielony.

Ja prawdopodobnie byłam tu tylko z tego powodu, że Cade odmówiłby współpracy z kimś innym.

Zerknęłam na blondyna, który nawet nie krył swojego zadowolenia.

– Jak najbardziej popieram taką formę.

Tuż po nim potwierdził to mężczyzna w okularach, dlatego w obecnej chwili została jedna osoba, na której zdanie czekaliśmy. Crimson nie wyglądała, jakby miała jakiekolwiek zastrzeżenia. Gdy tylko się odezwała, wiedziałam, że jedną z najtrudniejszych rzeczy mamy już za sobą.

– Witamy na pokładzie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top