Epilog
Dwa tygodnie później
Zamknęłam oczy, odbijając się nogą od ziemi, by wprawić drewnianą huśtawkę w ruch. Liście zaszumiały, gdy poruszał nimi odrobinę większy wiatr. Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy wcale mnie nie ominął, muskając moją skórę.
Pogoda była naprawdę cudowna, a to miejsce idealne do spędzenia wolnego czasu. A tego w ostatnich dniach miałam sporo. Dokładniej, to miałam wszystko, czego potrzebowałam, by wrócić do pełni sił.
Włącznie z huśtawką, którą niemal ubóstwiałam w tym ogrodzie.
Bo lubiłam tu przychodzić. Usiąść pośród tych wszystkich roślin, gdzie nie docierały żadne męczące dźwięki i gdzie mogłam odrzucić od siebie każdą zbędną myśl. Dzięki temu mogłam się skupić na tym, na czym musiałam.
Huśtawka zakołysała się na boki, gdy ktoś usiadł tuż obok mnie. Uśmiechnęłam się, gdy nie musiałam nawet otwierać oczu, by wiedzieć kto to. Moje ciało po prostu wydawało się bez trudu rozpoznawać jego obecność.
– Wiedziałem, że cię tu znajdę – oznajmił, a na jego twarzy z pewnością widniał ten cudowny uśmiech.
Cholera, lubiłam, gdy się uśmiechał. Wyglądał wtedy o wiele niewinniej niż zapewne powinien.
A mi dawał tym poczucie bezpieczeństwa. Właściwie dawał mi je wszystkim, co robił. Każdym swoim najmniejszym ruchem. Sprawiał, że czułam się tak, jak nigdy wcześniej nie miałam okazji.
– Musiałam coś przemyśleć – przyznałam. – A w tym miejscu wydaje się to o wiele łatwiejsze.
Albo była to jedynie moja wyobraźnia, a tematy, które miałam w głowie wciąż były tak samo trudne. Bo decyzja, którą podejmę, będzie miała wpływ na wszystko.
– Chciałabyś mi więc zdradzić, co takiego siedzi ci w głowie?
Wiedziałam, że jego wzrok skierował się wprost na mnie, obserwując moją twarz. Mimo to w żaden sposób mi to nie przeszkadzało. Nie, kiedy byłam pewna, że w jego oczach było samo ciepło.
I chyba to była kolejna rzecz, która pchnęła moje myśli w tym jednym decydującym kierunku.
Otworzyłam oczy, spoglądając na Samuela i delikatnie się uśmiechając.
– Mogłabym się do ciebie przytulić? – spytałam, od razu dostrzegając jego zaskoczenie.
– Oczywiście – odparł mimo to szybko i bez najmniejszego wahania, wyciągając rękę, by mnie objąć. – Coś się stało, Serce? Mam wrażenie, że jesteś zestresowana – zauważył.
Bo nie wiem, czy wypowiadając pewne słowa nie zrobię z siebie przeklętej idiotki.
Poczułam, jak porusza się niespokojnie, gdy już od dłuższej chwili nie dałam mu żadnej odpowiedzi. Odsunął się nieznacznie, zerkając w moje oczy.
– Eve, mów do mnie – poprosił. – Co się dzieje? Dan znowu czegoś próbował? Widziałem, że do ciebie podchodził przed wyjazdem. Jeżeli coś ci powiedział, zasugerował, daj mi o tym znać. Zajmę się tym i...
– Kochasz mnie? – spytałam, cicho, niemal niesłyszalnie, ale te dwa słowa, które układały się w pytanie i tak wydawały się do niego dotrzeć. W jednej chwili zamilkł, co sprawiło, że mój stres podskoczył o kilka poziomów wyżej.
Głupia, co ci strzeliło do głowy, by go o to pytać.
Otworzyłam już usta, chcąc z tego wybrnąć, ale to Sam odezwał się pierwszy.
– Nie, Serce – rzucił, sprawiając, że mój żołądek w jednej chwili ścisnął się niemal do granic. – Nie w ten sposób, o którym myślisz – rozwinął, a ja po prostu starałam się to przyjąć do wiadomości. Tylko tyle.
Uśmiechnęłam się słabo, przytakując głową.
– Rozumiem – odparłam, starając się, aby mój głos zabrzmiał normalnie. Ale coś w tym sprawiało, że to cholernie bolało. Nawet nie wiedziałam dlaczego. Może jednak w ostatnim czasie zaczęłam liczyć na coś więcej? Może źle zinterpretowałam wszystko, co mi pokazywał i mówił?
Mimo to, tak było lepiej. Nie byłam pewna, czy potrafiłabym mu dać tego, czego by oczekiwał. Nie tak szybko, a przecież on nie czekałby całą wieczność.
Nie chciałam żeby to robił. Zasługiwał na relację, o której marzył. Nie na dodatkowe problemy.
– Dziękuję, że...
– Bo to, co czuję do ciebie, wykracza poza miłość. Poza to, co do tej pory znałem – wyznał nagle, wstając i przykucając przede mną, gdy mój wzrok wędrował teraz wszędzie tylko nie na niego. Ale teraz spoczął wprost na nim, kiedy siedziałam, niemal nie łapiąc żadnego oddechu. – Jesteś dla mnie wszystkim, Eve. Czymś więcej niż miłością, którą masz w głowie. – Jego kąciki ust delikatnie się uniosły. – Pewnie brzmię dla ciebie, jakbym zwariował, ale nie potrafię tego wytłumaczyć. Tego, że kiedy jestem z tobą, czuję się kompletny. Jakbyś była od zawsze brakującą częścią w moim życiu. – Jego dłonie delikatnie zacisnęły się na moich, a kciuki zaczęły poruszać. – Pragnę cię zatrzymać przy sobie, byś nigdy mnie nie opuściła, ale jednocześnie wiem, jak bardzo byłoby to samolubne i z całych sił próbuję cię nie zatrzymywać. – Uśmiechnął się krzywo. – To jest cholernie trudne, Eve. Szczególnie, gdy zazwyczaj mogę mieć wszystko, czego chcę.
Patrzyłam na niego, czując pod powiekami zbierające się łzy, a kiedy jednej udało się wydostać na zewnątrz, Samuel uniósł dłoń i starł ją palcem. To był zwykły, drobny ruch, ale miałam wrażenie, że zatrząsnął całym moim ciałem. Włącznie z sercem.
Odchyliłam głowę, zamykając oczy i przełykając ciężko ślinę.
Przecież myślałam o tym długie godziny. Samuel nie był... Nolanem.
– Przepraszam – wyszeptałam.
– Za co, Serce?
– Ja... nie czuję tego tak mocno jak ty – wyznałam, czując przy tym niemal bolesny ucisk w klatce. – Nie potrafię dać ci tego samego. Jesteś dla mnie ważny, naprawdę ważny, ale... chyba nie umiem spełnić twoich oczekiwań.
Mimo to na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
– A jakie wobec ciebie mam w takim razie oczekiwania, Eve?
Przygryzłam wargę, odwracając wzrok.
– Marzysz o rodzinie. A na pewno o kobiecie, która będzie gotowa na wejście w poważny związek. Ja... nie jestem na to gotowa, Sam – powiedziałam, zaciskając powieki. – Nie wiem, kiedy będę i czy kiedykolwiek będę gotowa, by się na to zdecydować. Szczególnie po tak krótkim czasie, bo po prostu... – zaczęłam, przełykając ślinę i decydując się otworzyć oczy – boję się tego. Tego, że znowu...
– Wszystko się powtórzy? – dokończył delikatnie, na co poruszyłam twierdząco głową.
– Wydawało mi się, że znałam Nolana, a ostatecznie okazało się, że zupełnie nic o nim nie wiedziałam – przyznałam, zaraz jednak orientując się, jak mógł odebrać to Samuel. Uniosłam głowę, dodając pośpiesznie: – Nie twierdzę, że jesteś jak on. W żadnym stopniu tak nie myślę. Jesteś wspaniałym mężczyzną, Sam, tylko że ja... – rozchyliłam usta, by po sekundzie już je zamknąć, rezygnując z tego co miałam w głowie. – Przepraszam – powtórzyłam.
Tym razem to Samuel poruszał głową w widocznym przeczeniu.
– Nie słuchałaś mnie uważnie, Eve – powiedział, mocniej ściskając moje dłonie. – Chwilę temu powiedziałem ci, że jesteś dla mnie wszystkim. To ty jesteś moim marzeniem, Serce. Taka, jaka jesteś. Nie ktoś inny. – Zacisnęłam usta, wstrzymując oddech, gdy te słowa powoli do mnie docierały. – Wiem z czym się mierzysz. To nie jest coś, czego dowiedziałem się dopiero teraz. To nic nie zmienia, ponieważ ja jestem gotów, Eve. Dać ci czas, przestrzeń. Poczekać tyle, ile tylko będziesz potrzebowała. Nawet jeżeli będą to lata. I nawet jeżeli okaże się, że ostatecznie to nie ja będę tym, którego wybierzesz i który sprawi, że będziesz szczęśliwa.
– Jestem przy tobie szczęśliwa – odparłam, wcale się nad tym nie zastanawiając i kiedy zdałam sobie z tego sprawę, na jego twarzy zdążył pojawić się już o wiele szerszy uśmiech.
– Powiedz mi szczerze, Serce. Czy czujesz się przy mnie dobrze?
Nie musiałam się przy tym nawet zastanawiać.
– Tak – potwierdziłam.
– Więc daj nam szansę. Nie rzucę się na ciebie z pierścionkiem zaręczynowym. To ty zdecydujesz, kiedy jest odpowiedni moment i czy w ogóle taki będzie – mówił swobodnie i spokojnie, jedną z dłoni przenosząc na mój policzek. – Po prostu nie pozwól, aby to strach decydował za ciebie.
– Nie chcę cię zatrzymywać – wydusiłam, czując, jak moja dolna warga drży.
– Nie zatrzymujesz mnie. Czas spędzony z tobą to najlepiej wykorzystane chwile, Serce. – Jego palec zawinął samotny kosmyk moich włosów za ucho. – Jeżeli się zgodzisz spróbować, wszystko ustalimy. Na co jesteś gotowa, co mogę robić, czego mam na razie unikać. Wiesz przecież, że jestem na to otwarty. Nigdy nie wymuszę na tobie czegoś, czego nie będziesz chciała – zapewnił, a ja to wszystko chłonęłam, wierząc w każde jego najmniejsze słowo, zwyczajnie mu ufając. – Nie bój się tego, Eve i zrób to, czego w środku naprawdę pragniesz.
A pragnęłam spróbować. Spróbować tego z nim.
Wzięłam uspokajający oddech, by za chwilę wypuścić zebrane powietrze.
– W takim razie... – zaczęłam, zupełnie nie wiedząc, co mówić. – Czy zostaniesz... no, umm... moim chłopakiem? – wydukałam, od razu czując, jak moja twarz czerwieniej.
Boże, chyba gorzej nie mogło to zabrzmieć.
Chciałam zakryć ją dłońmi, ale Samuel wydawał się to przewidzieć, skutecznie mi je przytrzymując z nieznikającym na twarzy uśmiechem.
– Oczywiście, że nim zostanę – odparł szczerze, a jakiś niewidzialny ciężar opadł z moich ramion.
Zgodził się. I naprawdę tego chciał.
Odetchnęłam, gdy mieliśmy to za sobą. Całą rozmowę, o której myślałam już od kilku dni, bo wiedziałam, że to było coś, co powinnam załatwić. Rozwiać wątpliwości, które czułam i podjąć decyzję, która miała mieć wpływ na naprawdę dużo rzeczy. Nie tylko na moje życie, ale w tym przypadku również Samuela.
– No już – powiedział, pocierając moje ramiona, najwyraźniej chcąc, bym się bardziej rozluźniła. – Chyba nie było tak źle, co? Przecież nie jestem taki straszny, byś musiała się stresować rozmową ze mną.
– To dlatego, że była dla mnie ważna. I niecodzienna – mruknęłam pod nosem. – No i czasami jesteś straszny – dodałam, na co lekko zaśmiał.
– Tylko dla niektórych i gdy muszę. Ty nie musisz się mnie obawiać, Serce. Pamiętaj o tym – powiedział swobodnie, zjeżdżając wzrokiem na moje usta. – Mam cholerną ochotę cię pocałować już od dobrych kilku minut – przyznał, a moje kąciki ust mimowolnie powędrowały do góry.
– Myślałam, że swobodne pocałunki przemknęły w pakiecie razem z decyzją o byciu razem.
– My będziemy mieli swój własny pakiet. Taki, z którym będziesz czuła się najlepiej – odpowiedział, a moje serce wraz z tym zabiło o wiele mocniej. Bo chociaż nie chciałam go wciąż porównywać do Nolana, robiłam to, zauważając tak dużo różnic. Bo Nolan nigdy o tym nie pomyślał. Czy z czymś czuję się dobrze. – Ale byłbym naprawdę wdzięczny, gdybyś zechciała je zostawić. Proszę?
Nie panowałam nad uśmiechem, który przy nim pojawiał się zupełnie swobodnie.
– Prośba zaakceptowana – odparłam.
– Więc pozwolisz, że skorzystam już z tej możliwości.
Podniósł się, kładąc dłonie po obu moich bokach i delikatnie się nachylił. Przymknęłam oczy, zaraz czując jak jego usta muskają moje. Jego palce spotkały się z moim policzkiem, a wtedy pocałował mnie o wiele mocniej, jakby czekał na to naprawdę długo.
Jego dłoń pogładziła mój kark. Nie przerywając pocałunku, przesunęłam się, powoli kładąc na huśtawce. Usta Samuela ułożyły się w uśmiechu, gdy obniżył się do mojego poziomu, kładąc zgiętą nogę na drewnie, bliżej oparcia.
Poczułam jak jego usta zbaczają z moich, całując delikatnie skórę obok nich, by po chwili zjechać trochę niżej.
– Nie ukrywaj niczego przede mną, Serce. Tylko wtedy będę mógł sprawić, byś była szczęśliwa – wyszeptał.
Odchyliłam głowę, gdy jego usta zassały skórę na mojej szyi, a dłonie przyległy do mojej talii.
Już byłam szczęśliwa. Bo jeżeli to nie można było nazwać szczęściem, nie miałam pojęcia co nim jest.
Na pewno nie dźwięk telefonu, który usłyszałam z kieszeni Samuela.
I wtedy też właśnie zdałam sobie sprawę, gdzie jego zwykły pocałunek powędrował.
Odchrząknęłam, zwinnie się spod niego wysuwając. Tylko że wtedy jego usta znalazły się bliżej mojej dolnej części ciała.
Nie miał możliwości tego nie zauważyć.
– Niecierpliwa jesteś, Serce – rzucił, a ja poczułam, jak moje policzki w jednej chwili stają się całe czerwone. Niewiele się zastanawiając, uniosłam rękę, uderzając go w ramię.
– Telefon dzwoni – przypomniałam mu, szybko zmieniając pozycję i błagając w myślach, by ciepło, które czułam, na zewnątrz było mniej widoczne.
Odwróciłam wzrok, jednak i tak poczułam rozbawione spojrzenie patrzące wprost na mnie.
– Tak, Nathan? – spytał, gdy telefon znalazł się już przy jego uchu. – Agent FBI? – zapytał zaskoczony, a moja głowa szybko przekręciła się w jego stronę. – Sprawdziłeś, czy mówi prawdę? – Czekałam, mając nadzieję, że dowiem się czegoś więcej. Sam to zauważył. – Przed bramą stoi mężczyzna, który legitymuje się jako agent FBI – wyjaśnił mi. – Przyszedł z tobą porozmawiać. Nathan się pyta, czy ma go wpuścić.
Przełknęłam ciężko ślinę, gdy nagły stres znowu powrócił. Po co wysłali tutaj agenta FBI? Przecież wszystko formalnie zakończyłam. Oddałam odznakę, broń, podpisałam potrzebne papiery. Nie byłam już agentką. A oni nie mieli powodów, by się ze mną spotykać. Chyba że...
Chyba że chodziło o Cade’a.
– Niech wejdzie – zdecydował za mnie Sam, za co byłam mu po części wdzięczna. Z drugiej strony jednak nie sądziłam, by to był dobry pomysł. Ani trochę dobry. – Powiedz mu, by poszedł za dom. Będziemy tu na niego czekać.
Zacisnęłam dłonie w pięści, w głowie mając już milion scenariuszy. Nie przysłaliby tu agenta z błahych powodów. W dodatku wiedzieli, że jestem z Sandersami. Oczywiście, że wiedzieli.
A co, jeśli to właśnie o nich chodziło?
Czekałam, aż w końcu sylwetka mężczyzny pojawiła się w zasięgu mojego wzroku. Nie znałam go.
Nawet stąd mogłam ocenić, że zdecydowanie był wysoki. Ubrany w luźne, zwyczajne rzeczy, wcale nie wyróżniające go w jakikolwiek sposób. Jedną z dłoni miał wciśniętą w kieszeń spodni, a jego wzrok niepewnie obserwował okolicę. Po jego wyrazie twarzy mogłam stwierdzić, że zdecydowanie nie było to miejsce, w którym chciałby teraz być.
Jego wzrok w końcu spoczął na nas, a wraz z tym Samuel wstał, stając przede mną. Obaj mierzyli się wzrokiem, chociaż Sam wydawał się być o wiele spokojniejszy. Miałam nadzieję, że dla agenta nie sprawiałam wcale innego wrażenia.
Mężczyzna zatrzymał się, bez dwóch zdań próbując zachować bezpieczną odległość. Był młody, być może nawet w moim wieku.
Jego wzrok z Samuela przeniósł się na mnie.
– Agentka specjalna Eve Arill?
– Nie – odparłam bez wahania. – Nie pracuję już dla agencji rządowej.
– Moglibyśmy porozmawiać na osobności? – spytał mimo to, jednak tym razem to Samuel dał mu odpowiedź.
– Nie.
Na twarzy agenta pojawił się grymas.
– Obowiązują mnie procedury...
– Czy wyglądam, jakby mnie one obchodziły? – spytał, unosząc brew, na co uśmiechnęłam się kącikiem ust.
Mężczyzna mruknął coś pod nosem niepocieszony, ponownie zwracając się do mnie.
– Agentko...?
– Możesz mówić przy Samuelu – potwierdziłam. – Cokolwiek masz mi do powiedzenia, zostanie to wyłącznie między naszą trójką.
Nie wydawał się zbytnio przekonany, jednak skinął głową i zaczął mówić.
– Zostałem tu wysłany, ponieważ nie odbierałaś żadnych telefonów – powiedział. Skrzywiłam się nieznacznie, kiedy miał rację. Odrzucałam lub ignorowałam każde nieznane połączenie. Teraz już wiedziałam, od kogo pochodziły. – Szefostwo chce ustalić z tobą warunki współpracy.
Słysząc to, westchnęłam.
– Agencie, chyba się nie zrozumieliśmy. Nie pracuję już dla rządu, więc jakie cholerne warunki współpracy miałabym z nimi niby omawiać?
– Nowego zatrudnienia – odparł poważnie, na co zmarszczyłam brwi. – Na nowych zasadach. Innym słowy szefostwo chce byś wróciła.
– Dlaczego?
Gdzie był w tym cholerny haczyk.
– Masz zaskakujące wyniki, jak na okres swojego stażu. Strata dwóch najlepszych agentów jest mocnym ciosem.
Zacisnęłam zęby.
– Cade nadal jest waszym agentem – przypomniałam zła.
– Ale na chwilę obecną niedysponowanym. Nie wiadomo, kiedy się obudzi i czy w ogóle to zrobi. – Zwinęłam dłonie w pięści, gdy jego słowa zabolały o wiele mocniej niż powinny po takim czasie. Jednak miał przecież rację. – Oprócz swoich umiejętności masz też obecnie dobry kontakt z... – zerknął na moment na Samuela – mafią. To może być pomocne przy wielu sprawach. Góra jest gotowa przystać na twoje warunki i stworzyć indywidualną umowę współpracy, z której obie strony powinny być zadowolone.
Zaśmiałam się, kręcąc głową.
– Po prostu chcą mnie wykorzystać dla swoich korzyści.
– To pewne – potwierdził. – Ale nie tylko oni mogą na tym zyskać.
Mężczyzna wyciągnął odrobinę gwałtowniej rękę z kieszeni do czegoś sięgając, a to wystarczyło, by Sam zareagował, widocznie niepewny tego, co agent chciał zrobić.
– Nie ruszaj się – oznajmił chłodno, mierząc do niego z broni, którą, jak się okazało, akurat miał przy sobie.
Agent znieruchomiał zgodnie z jego poleceniem, uniósł tylko głowę, spoglądając na Sandersa.
– To trochę nierozsądne celować do agenta FBI.
– To trochę nierozsądne próbować czegokolwiek, doskonale wiedząc na czyjej posesji się znajdujesz – odparł Sam tym samym tonem, wcale nie opuszczając ręki.
Mężczyzna ponownie mruknął coś do siebie pod nosem, chyba przeklinając to, że w ogóle zgodził się tu przyjechać.
– Sięgałem do drugiej kieszeni – wyjaśnił. – Mam tam zwykłą kartkę papieru i plastikową kartę. Miałem to przekazać agentce Arill. Nic więcej.
Samuel zmierzył go uważnie wzrokiem i skinął głową. Tym razem agent poruszał się naprawdę wolno, jakby wierzył, że Samuel naprawdę może go postrzelić.
Wyciągnął te dwie rzeczy, o których mówił i ostrożnie ruszył w moim kierunku. Wstałam, odbierając je od niego. Zaraz po tym się wycofał.
– Przemyśl to – rzucił. – Masz równy miesiąc, by przekazać odpowiedź. Przez ten czas FBI nadal będzie opłacać twój pobyt tutaj.
– A do czego ta karta? – spytałam, pokazując mu ją.
– Nie wiem – odparł i chyba była to szczera odpowiedź. – Moim zadaniem było jedynie przekazanie jej. Nie zostałem wprowadzony w żadne szczegóły. Tak właściwie to na tym kończy się wszystko, co miałem zrobić. – Przeniósł wzrok na Samuela. – I chciałbym opuścić to miejsce w takim samym stanie, w jakim tu przyszedłem.
Samuel delikatnie się uśmiechnął.
– Oczywiście, agencie – odpowiedział, opuszczając w końcu broń.
Mężczyzna skinął Samuelowi głową, by zaraz to samo powtórzyć w moim kierunku. Później się odwrócił i bez żadnego słowa więcej żwawym krokiem ruszył ścieżką do bramy.
Spojrzałam na dwie rzeczy, które po sobie zostawił, nie mając pojęcia co z nimi zrobić. Nie wiedząc nawet, czy powinnam czytać to, co było zawarte na śnieżnobiałej kartce.
I czy w ogóle powinnam myśleć o powrocie do FBI.
Uniosłam spojrzenie, dostrzegając wpatrzone we mnie zielone tęczówki. I to sprawiło, że od razu poczułam się spokojniej.
Bo cokolwiek czekało mnie dalej, z pewnością nie będę z tym sama. Niezależnie od sytuacji, Samuel wciąż będzie obok, dając mi swoje wsparcie.
A ja zamierzałam dać mu własne. Bo on również go potrzebował. Był przecież tylko człowiekiem. Niezależnie od tego, co musiał czasami pokazywać innym.
Ścisnęłam mocniej kartkę i plastikową kartę, chowając obie te rzeczy do kieszeni.
Miałam jeszcze czas. Czas, by pomyśleć, co zrobić z tym dalej. Teraz jednak było coś ważniejszego od tego. Coś, co nie mogło czekać. Nie chciałam, by czekało.
Pozwoliłam, aby moje usta ułożyły się w delikatnym uśmiechu. Odnalazłam dłoń Samuela, łapiąc ją w swoją, na co przelotnie zerknął.
– Mam nadzieję, że masz pomysł na naszą pierwszą randkę.
Nie musiałam czekać, aby w jego oczach zobaczyć to wyjątkowe ciepło.
– Mam ich wiele, Serce. I każdy z nich mam zamiar zrealizować.
A ja zamierzałam spróbować. Uwierzyć w to, że moje marzenia jednak są realne. Niezależnie od tego, co pokazał mi Nolan.
Bo Samuel pokazał mi coś zupełnie innego. Że wcale nie wymagałam tak wiele. Chciałam być tylko kochana i szanowana.
Pokazał mi uczucia, których nigdy wcześniej nie miałam okazji doznać.
Pokazał, że mogę sobie na to wszystko pozwolić.
I chciałam. Pozwolić sobie na te wszystkie uczucia.
Odkryć je razem z nim.
– W takim razie pozwolę ci prowadzić – odparłam, ale wtedy jego uśmiech się powiększył.
– Doskonała decyzja.
Oj tak. Ani trochę w to nie wątpiłam.
KONIEC
***
To ten moment, kiedy jesteśmy już po Epilogu, a tym samym na końcu książki. Bardzo Wam dziękuję za cały ten czas, który spędziliśmy przy historii Samuela i Eve! Był naprawdę wyjątkowy <3 Zostaje mi więc tylko zaprosić Was jeszcze na rozdział informacyjny, w którym trochę bardziej się rozpisałam, ale za to znajdziecie tam odpowiedź na najczęściej pojawiające się pytanie! :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top