Rozdział XXVII

Chwyciłam czarne szpilki, przyglądając się im w lekkim zamyśleniu. Zgodziłam się. Ta myśl powracała do mnie od dobrych minut, a przed oczami pojawiały mi się wyobrażenia dzisiejszego wieczoru.

Chyba nadal nie mogłam w to do końca uwierzyć. Dreszczyk ekscytacji uderzał w moje ciało za każdym razem, gdy to sobie uświadamiałam. Fakt, że stanę przy jego boku. To sprawiało, że z jakiegoś powodu wszystkie obawy odchodziły w niepamięć.

Zerknęłam na Isabelle, kiedy odezwała się, wyciągając kolejne rzeczy.

- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że również tam będziesz. Bałam się, że to co się wcześniej stało... zraziło cię do nas, do mnie - powiedziała niepewnie, jakby naprawdę się tego obawiała.

Zostawiłam buta, z którym z pewnością się nie polubię i złapałam za małą poduszkę, którą akurat miałam pod ręką. Delikatnie rzuciłam nią w dziewczynę. Odbiła się od jej ramienia, spadając na podłogę.

Uniosłam brwi, kiedy na mnie spojrzała.

- Naprawdę myślisz, że tak łatwo się mnie pozbędziesz? Nadal nie skończyłaś opowiadać mi historii o pobycie w Chinach. Nie odpuszczę ci tego.

Jej twarz od razu się rozpromieniła. Mimo że nie miałyśmy właściwie okazji, by spędzić razem więcej czasu, to tamte godziny wystarczyły, byśmy znalazły wspólny język. Była cudowną osobą i nie pozwoliłabym, żeby coś takiego wpłynęło na naszą znajomość.

- Całe szczęście, że mam w zanadrzu jeszcze inne kraje - odparła rozbawiona, podnosząc i odrzucając poduszkę. Zdążyłam ją złapać nim zatrzymała się na mojej twarzy. - Obiecuję, że jeszcze do tego powrócimy. Teraz musimy jednak zająć się nadchodzącym wydarzeniem. Zazwyczaj nie dzieje się to tak z dnia na dzień, ale to Dave... Oznajmił, że będzie przyjęcie, no i mamy przyjęcie.

Obróciła się wokół własnej osi, czegoś szukając. Chwyciła za kant papierowej torby, która była jeszcze zapełniona i przyciągnęła ją do siebie.

Kiedy Dave zadzwonił do niej z pytaniem, czy pomogłaby mi z przygotowaniem się, nawet siedząc od niego kilka metrów dalej, bez problemu usłyszałam jej entuzjastyczną odpowiedź, a gry wróciła, zastałam ją prawie z połową sklepu.

- Z tego co widziałam, będzie sporo osób. Zależy mu na wysokiej frekwencji. Mogę się założyć, że wiadomość była tak sformułowana, że większość nie miała wyboru i musiała przyjąć zaproszenie.

Czyli tak się załatwia obecność.

- Co by się stało, gdyby jednak nie przyszli?

- To zależy od tego, czy ukryty tam przekaz jest prawdziwy czy może to tylko kolejna psychologiczna gierka. Skoro ja nie jestem tego pewna, to raczej nikt nie będzie i jeżeli mają choć trochę rozumu, nie będą ryzykować. Każdy z nich ma jakieś brudy za uszami i jakby przypadkiem coś wyciekło do sieci, mogłoby się to nieciekawie dla nich skończyć.

Przesunęła nogą puste torby, robiąc trochę miejsca. Pociągnęła mnie za rękę, stawiając przed lustrem i przykładając pierwszą sukienkę. Zmarszczyła brwi, szybko oceniając jakbym w niej wyglądała. Mogłam się domyśleć rezultatu, kiedy ją odrzuciła, biorąc kolejną. Każda z nich zdecydowanie przyciągała wzrok, ale chyba bardziej niż bym tego chciała.

- Nie wiedziałam jaka będzie ci najbardziej odpowiadać, dlatego wzięłam ich aż tyle - zaśmiała się, a w jej dłoniach tym razem znalazł się materiał w kolorze zgniłej zieleni. - Wybierzemy tę, w której będziesz czuła się najlepiej. Z chęcią zabrałabym cię do sklepu, abyś sama mogła jakiejś poszukać, ale prędzej namówię Dave'a, żeby się ogolił na łyso, niż żeby w tych okolicznościach, gdzieś cię puścił. Za bardzo się martwi. Od Austina wiem, że kazał zwiększyć ochronę i teraz będzie prawie czterokrotnie większa.

Zaskoczona otworzyłam usta, odwracając się do niej. Naprawdę chce zaangażować tylu ludzi, tylko dlatego, że tam będę?

- To naprawdę nie jest konieczne.

Uśmiechnęła się, z powrotem odwracając mnie w stronę lustra i patrząc w nim na moje odbicie.

- Chociaż często wiele decyzji uważam za zbędnych, jakby to, by ciągle mnie ktoś od niego pilnował, to z tą akurat się zgadzam. Nie wiemy czego się spodziewać, a to przecież nie zaszkodzi.

Mimo wszystko, miałam wrażenie, że jest to i tak więcej, niż by wystarczyło. Z drugiej strony ogarnęło mnie przyjemne ciepło, wiedząc, że naprawdę o to zadbał.

- Myślisz, że będą potrzebni?

Zmrużyła oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Teoretycznie nie powinni być - odparła. - Są pewne zasady, według których wszelkie przyjęcia i podobne spotkania odbywają się na neutralnym gruncie, bezpiecznym dla wszystkich. Złamanie ich jest surowo karane. W praktyce niestety niektórzy o tym zapominają. U nas nigdy nie doszło do takiej sytuacji, ale lepiej dmuchać na zimne.

- Dużo macie tych zasad - powiedziałam cicho, przypominając sobie, że Dave też coś o nich wspominał.

- To prawda - zaśmiała się. - Ale dzięki nim jest dużo łatwiej. Nie robi się bałagan i każdy wie, gdzie jest jego miejsce. To takie nasze wewnętrzne prawo.

Pokiwałam głową, rozumiejąc. Bez tego pewnie panowałby chaos. Ciekawiło mnie tylko, jak daleko sięgają kary? I jak bardzo tego przestrzegają?

- Dobra, wracamy do sukienek, bo chyba trochę nam to zajmie - stwierdziła. - To jak? Którą pierwszą sprawdzasz?

Niepewnie na nie spojrzałam, gdyż górka, która się z nich utworzyła, była dość wysoka.

- Mam je wszystkie przymierzyć?

Szeroko się uśmiechnęła.

- Wszyściutkie.

***

- Pokaż się wreszcie! - pogoniła mnie, kiedy nie wychodziłam już od dłuższej chwili, wpatrując się we własne odbicie.

Przejechałam delikatnie palcami po granatowym materiale, który niemal idealnie dopasował się do mojej sylwetki, podkreślając wszystkie kształty.

Poprawiłam rękawy, które kończyły się powyżej łokci.

Ułożyłam włosy, prostując się i przenosząc wzrok na lewą nogę, która przez krój sukienki, była odkryta. To spowodowało, że spodobała mi się jeszcze bardziej. Nie odsłaniała dużo, ale miałam wrażenie, że to właśnie jej największy atut. Pokazanie tych najmniejszych fragmentów.

Powróciłam wzrokiem na swoją twarz. Już nie pamiętam, kiedy miałam okazję, by ubrać się w coś innego niż zwykłe ubrania, a ta sukienka sprawiła, że poczułam się naprawdę wyjątkowo, nawet seksownie.

Poczułam się przede wszystkim kobieco.

- O mój Boże. - Podskoczyłam zaskoczona, słysząc za sobą słaby głos dziewczyny, która niespodziewanie znalazła się w środku. - Ona jest stworzona dla ciebie! - Podeszła bliżej, by lepiej mi się przyglądnąć. Jej oczy mierzyły mnie od stóp od głów, niczego nie omijając. - Wyglądasz w niej bosko!

Ucieszyłam się, bo jej reakcja była całkowicie naturalna, a co najważniejsze, uważałam podobnie. Może nie opisałabym tego takimi słowami, ale czułam się w niej naprawdę dobrze. Co najmniej, jakby dodawała mi jakiś supermocy.

- Też mi się podoba - przyznałam na głos. - I sądzę, że to mój ostateczny wybór.

- Dave oszaleje, kiedy cię w niej zobaczy! - stwierdziła, prawdopodobnie w tej chwili bardziej podekscytowana niż ja, jednak wraz z tym, poczułam, jak po mojej twarzy rozchodzi się ciepło.

Ciało samo zareagowało na jej słowa, kiedy moje myśli wciąż były ukierunkowane tylko na jednym.

Gdzieś w środku tego właśnie chciałam. Zrobić na nim wrażenie. Sprawić, by oszalał na mój widok. Żeby Dave Sanders dostrzegł we mnie kogoś więcej niż przestraszoną dziewczynkę.

Te myśli działały na mnie niezwykle pobudzająco. We wszystkich możliwych tego słowa znaczeniach, przez co byłam pewna, że jeszcze bardziej się zarumieniłam.

- Myślisz, że mu się spodoba? - zapytałam niepewnie, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, jak wielkie miało to dla mnie znaczenie. I powoli zdając sobie również sprawę z czegoś jeszcze.

Uniosła brew.

- Sukienka czy osoba, która jest w nią ubrana?

To zdecydowanie było kluczowe pytanie.

Poczułam się wyjątkowo głupio. Ja naprawdę o tym myślałam i to zdecydowanie nie było normalne. Bo jaka zdrowa na umyśle kobieta zastanawia się jak poderwać faceta w takich okolicznościach? W dodatku TEGO faceta. Przecież to szaleństwo.

Sprawę w jakiejś części wyjaśniało to, że przecież nie byłam ani zdrowa, ani normalna.

Nie umiałam już pozbyć się go z głowy. Po prostu tam był, przy każdej najprostszej myśli.

Miałam ochotę krzyczeć z bezsilności, na wszystko co się działo, bo dobrze wiedziałam w jakim kierunku to zmierzało. Uczucie, które tym razem wydawało się jeszcze silniejsze niż dawniej. Wydawało się prawdziwe. Tylko jakie tym razem mogą być konsekwencje mojej decyzji? Na kogo będzie miała wpływ oprócz mnie?

Ciągle trzymałam się na uboczu, by przypadkiem się nie narazić, ale to już dawno przestało działać. Nie ważne, jak bardzo uważałam, to nie miało znaczenia.

- Ja... - zaczęłam, nie odpowiadając na poprzednie pytanie, które w tej chwili odeszło na dalszy plan. Zacisnęłam dłonie w pięści. Musiałam jej to powiedzieć. Jeżeli pozwolę, by Samuel dowiedział się o tym pierwszy, będzie to czyste samobójstwo, gdyż z pewnością trafi to do Dave'a. - Ja się chyba w nim zakochałam - wydusiłam, nie wiedząc, czy w ogóle to usłyszała.

Mogłam spokojnie policzyć swoje uderzenia serca, które stały się zbyt wyraźne, kiedy czekałam. Czekałam na cokolwiek, a czas wydawał się zwolnić.

- Czyli nie chodzi o sukienkę - zauważyła rozbawiona. Spojrzałam na nią, ale nic nie wskazywało na to, żeby moje słowa sprzed chwili coś zmieniły, oprócz tego, że sama wydawała się szczęśliwsza. - Naprawdę mi ulżyło - przyznała, a jej głos to potwierdzał. - Nie byłam do końca pewna, czy faktycznie coś do niego czujesz, i nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo się cieszę, że to jednak prawda. Zawsze się martwiłam, że Dave zakocha się w nieodpowiedniej osobie i będę musiała się tym zająć.

- Zająć? - powtórzyłam, a dopiero po chwili dotarło do mnie coś jeszcze. - Zakocha się? Czyli Dave... On...

- Tak - potwierdziła z uśmiechem, nim udało mi się sklecić jakieś zdanie. - Zakochał się w tobie i raczej nie zdoła dłużej tego przed tobą "ukrywać".

- Ale przecież...

- Nie mógł się zakochać w kimś takim? - Zacisnęłam usta, gdyż dokończyła dokładnie tak, jak chciałam. - May, wiem, że chodzi ci o to, co kiedyś się wydarzyło w twoim życiu. Gdyby przez to cię odrzucił, nie byłoby w ogóle teraz tej rozmowy. Nie jesteśmy święci. Robiliśmy rzeczy, o których nie masz pojęcia i o których nie chcesz nawet wiedzieć, ale to część naszego życia. One były, są i będą. Wiem, że również musisz mieć coś takiego, więc po prostu mu to powiedz, ponieważ zrozumie to. Każdy z nas to zrozumie i nikt nie będzie cię oceniał. Daj mu szansę. Daj szansę sobie.

Zamknęłam oczy, skupiając się na jej słowach, które odbijały się echem w mojej głowie.

Nadal gdzieś pośród tego przebijała się wiadomość, że Dave może mnie kochać, przez co wszystko inne niknęło.

Czy to możliwe, żeby Isa się myliła?

Poczułam dziwny dreszcz, kiedy nagle przypomniałam sobie jego niedawne słowa.

Wtedy sprawię, że staniesz się w tym świecie Królową.

Moje serce zabiło szybciej.

Teraz zaczynałam wszystko przesadnie analizować. To, że tak powiedział, wcale nie oznacza, że postawił siebie w roli Króla. Zapewne tylko tak się wyraził, bez głębszego znaczenia. Bez tego, że żona Króla staje się Królową.

- Mam nadzieję, że cię tym nie przestraszyłam, bo wyglądasz, jakbym ci powiedziała, że Dave chce trojaczki - zaśmiała się, ale przestała, widząc moją minę.

Trojaczki. Książę i Księżniczki. Trójka dzieci.

- Ok, May, nie myśl o tym - powiedziała pośpiesznie, trochę zmieszana. - To nie jest coś, czym powinnaś się przejmować. Jeżeli coś między wami jest, samo się to ułoży.

Wzięłam głęboki wdech.

Mogłam czekać, sprawdzając w jakim kierunku to podąży, ale dlaczego miałam wrażenie, że wtedy mogę nagle go stracić? Że nie miałam aż tyle czasu, by być bierną, jedynie obserwując.

Bałam się, że to przyjęcie było moją ostatnią możliwością na zamknięcie pewnego rozdziału. Jeżeli teraz tego nie zrobię, nie zrobię tego nigdy.

Spojrzałam na zegar, który wisiał nieopodal. Zostało trochę ponad dwie godziny.

Schyliłam się po szpilki. Jeżeli coś z tego wyjdzie, Dave będzie musiał mi to hojnie wynagrodzić.

- Może trojaczki to dla mnie za wiele i one definitywnie odpadają - zaznaczyłam na wszelki wypadek, gdyby miała jakieś wątpliwości - ale z Dave'em nie chcę, by to skończyło się jedynie na znajomości.

- O tak, kontynuuj - poprosiła. Przewróciłam oczami na pojawiający się na jej twarzy uśmiech, ale wtedy na mojej również zaczął być widoczny.

- Jeszcze nie wiem co zrobię, ale jednego jestem pewna. - Uniosłam buty, pokazując jej. - Mamy coraz mniej czasu, a ja nadal nie potrafię na tym cholerstwie chodzić. Pomożesz?

Zmiana w jej spojrzeniu wyraźnie pokazywała, że na moje szczęście przyjęła to wyzwanie. Wyciągnęła ręce przed siebie, łącząc dłonie i prostując wszystkie kości.

- Nim się obejrzysz, a będziesz w nich nawet biegać.

Przed oczami pojawiła mi się wizja biegu w szpilkach. Skrzywiłam się, gdy za każdym razem kończyłam tak samo. Niezbyt optymistycznie dla mojej kostki.

- Po prostu spraw, bym umiała się w nich normalnie poruszać. To wszystko czego potrzebuję.

Przynajmniej na tę chwilę.

***

- Chyba będzie lepiej, kiedy zmienimy je jednak na jakieś inne buty...

Spojrzałam na nią gniewnie. Fakt, to wcale nie był zły pomysł, zważając na to, ile razy już zdążyłam się prawie spotkać z podłogą, ale bez tych durnych szpilek nie będzie to samo. Dlaczego to ja musiałam mieć z tym problem?

Wyprostowałam się, skupiając na swoich krokach. To nie mogło być takie trudne. Gdyby tak było, nie chodziłoby w nich tyle kobiet.

Zamiast do przodu, tym razem spróbowałam iść do tyłu. Może na wstecznym pójdzie mi jakoś lepiej?

Wciągnęłam powietrze, kiedy, o dziwo, faktycznie tak było. Moje kroki były zdecydowanie bardziej stabilne. Isa ucieszyła się na to razem ze mną, a na jej twarz powróciła nadzieja.

A przynajmniej tak było przez ten krótki moment. Starałam się złapać równowagę, kiedy moja noga spotkała się z papierowymi torbami, które wcześniej odsunęła. Widziałam, jak chciała mnie złapać, ale była za daleko.

Zaczęłam machać rękoma, kiedy już leciałam do tyłu. Cicho jęknęłam, gdy to, o co uderzyłam, zdecydowanie nie było drewnianą podłogą.

Przez chwilę trwałam w bezruchu, w zupełnej ciszy, dobrze wiedząc, kto jest za mną.

Otworzyłam powoli oczy, bojąc się zrobić jakikolwiek inny ruch, jakby przypadkiem nagle zmienił zdanie i postanowił mnie puścić.

Spojrzałam na siebie, dostrzegając znajome męskie dłonie, które trzymały mnie pod pachami, kiedy nadal znajdowałam się w dość dziwnej pozycji. Jakby wyczytał to z moich myśli, bez trudu postawił mnie na nogi, zaraz po tym przyciągając do siebie.

Sprawił, że poczułam się odrętwiała, gdy owinął dłoń wokół mojej talii. Wstrzymałam oddech, patrząc w jeden punkt, w momencie, kiedy się pochylił. Jego oddech odbił się od delikatnej skóry, przyprawiając mnie o szybsze bicie serca.

Nawet, jeżeli chciałabym uciec, odciąć się, było już za późno. Nie było żadnego odwrotu.

Ustami musnął płatek ucha i byłam pewna, że zauważył reakcję mojego ciała, której nie umiałam powstrzymać.

Sprawdzał mnie.

- Znowu cię ratuję przed upadkiem - zauważył zachrypniętym głosem.

Tuż po tym zaczął milczeć, jakby jego myśli zajęło coś innego.

I tak było.

Niebieskie tęczówki leniwie błądziły po moim ciele, jakby nie chciały niczego pominąć. Żadnego najmniejszego fragmentu.

Zatrzymał się nagle, unosząc powoli głowę i zerkając w stronę, którą patrzyły moje oczy.

Na lustro, w którym się odbijaliśmy.

Na lustro, w którym odbijało się jego czyste pożądanie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top