4. Potomek potężnego yokai cz.1

       Akcja po zakończeniu "Szlak Roninów 2"

................................


Tej nocy cykady koncertowały wyjątkowo głośno. Ich liczba musiała być spora, ponieważ cykanie mogło zagłuszyć nawet najwyraźniejszy zmysł słuchu. Wszystko dlatego, że na zewnątrz było parno i wilgotno. Zdawać by się mogło, że wszystkiego się odechciewało w taką pogodę. Ale owadom zdaje się taka temperatura sprzyjała.

        Prawie nie słychać było szumu liści drzew. Wiatr był słaby. 

         W domu Miyamoto wszystkie drzwi były pootwierane, żeby chłodniejsze powietrze nocy opanowało każde pomieszczenie. Ciężko nawet spać. Tym bardziej, że Aishi i Usagi przykryli się kocem. Nie powinni byli tego robić bo czuli, jak ich organizmy domagają się chłodu. Mieli niestety ważny powód, by znosić te męki.

        Królik przyciągnął dziewczynę bardziej do swojego torsu. 

         - Usagi...- szepnęła.

         - Wiem- odrzekł.- Jeszcze chwila. Niech podejdą.

        Wojowniczka sięgnęła ręką po miecz leżący obok niej. Udawała, że śpi, choć każda jej część ciała rwała się by zrzucić ten przeklęty koc z siebie. Modliła się, by oprychy wyświadczyły jej przysługę i z łaski swojej wdarli się do jej domu. 

        Usagi dyskretnie otworzył oko na tyle, by wrogowie nie zauważyli, że jest świadomy. Dostrzegł trzy cienie biegnące gdzieś przy ścianie. Zacisnął palce na dłoni żony. Odwzajemniła gest. Ich gesty były dyskretne. Oboje słyszeli ich tuż tuż przy sobie.

          Nagle podłoga w ich pokoju zatrzeszczała. Pierwszy krok. Teraz drugi.

          - Na bogów, pośpieszcie się, bo się ugotuje-  pomyślała Aishinsui z irytacją.

          Także rozchyliła lekko powiekę. Drugi z bandytów przeszedł przez drzwi zewnętrze. Stał przed nią. Jeszcze jeden ruch.

           - Teraz!- krzyknął Usagi.

            Dwójka poderwała się z futonu. Chwycili za pochwy mieczy, uwalniając od nich ostrza. Synchronicznie skrzyżowali katany z katanami opryszków. 

           - Nie mogliście szybciej?- syknęła Aishi. - Wiecie jak ciężko wytrzymać w tym upale w ubraniu?

         Odepchnęła przeciwnika od siebie. Ten zamachnął bronią, próbując odciąć jej głowę, ale dziewczyna zręcznie się schyliła i, opierając ręką o podłogę, wykopała wroga z pokoju na zewnątrz. Bandyta stratował swoim ciałem drzwi.

         - Zapłacisz mi za nie, bądź pewien!- krzyknęła, grożąc mu pięścią, w której trzymała miecz.

        Rzuciła się za nim w pogoń.

         Usagi jeszcze jeden raz skrzyżował ostrza z wrogiem. Chwilę się z nim siłował, nim schylił się i, korzystając z utraty równowagi przeciwnika, przerzucił go sobie przez ramię. 

          - Kim jesteście i czemu atakujecie naszą wioskę?!- zagrzmiał, przystawiając szopowi czubek ostrza między oczy.

          Dopiero teraz, przy lepszym świetle księżyca dostrzegł gatunek atakującego go.

           - Mów!- poganiał go.

           - Ode mnie się tego nie dowiesz, samuraju- warknął przeciwnik.

       Złapał w obie ręce stal Miyamoto, po czym, nim Usagi zdążył zareagować,  poderżnął sobie sam gardło. Królik rozszerzył oczy, zaskoczony postawą wroga. Nachylił się nad nim, zaczynając go przeszukiwać. Niestety, nie znalazł niczego, co mogłoby świadczyć oo jego tożsamości. 

      Królik wybiegł z domu, orientując się, że bandyci otoczyli już całą wioskę. Zauważył gdzieś w oddali ogień. Na szczęście nie był to dom ani jego rodziców, ani Mosashiego.

      - Może byś mi pomógł, braciszku?!- rozległ się drwiący głos młodszego brata.

      Miyamoto skierował głowę w lewo. Mosashi miał na karku aż trzech zbirów i widocznie sobie nie radził. Starszy brat rzucił mu się na pomoc. Chlasnął najbliższego mu szopa po plecach. Przejął drugiego, który atakował Mosashiego. We dwójkę szybciej pozbyli się przeciwników. Przed nimi leżały już tylko ledwo dyszące ciała.

      - Wiesz, kim oni są?- zapytał starszy, chowając katanę.

      - Nie- westchnął młodszy.- Ale jeżeli atakują już drugi raz, oznacza to, że czegoś tu szukają.

      Króliki rozejrzały się po wiosce. Rozchodzili się jak szczury a mieszkańcy dzielnie stawiali opór.

       - Kiedy od jednego próbowałem się czegoś dowiedzieć, zamiast odpowiedzi, wolał odebrać sobie życie - odrzekł Usagi.

       - A znalazłeś cokolwiek co...

      - Nie. Właśnie w tym problem. Nie można ich zidentyfikować. Czy w naszej wiosce jest coś, co mogłoby interesować zwykłych rabusiów?

       - Jak każda inna wioska- wszystko co mamy. Ale normalni bandyci po jednym łomocie już by zrezygnowali. A mimo to nacierają.

       - Dobrze, nie ma czasu się teraz nad tym zastanawiać. Gdzie Aishi i Tomoe?

        - Pobiegły do Kenichiego.

        - Dobrze, że chociaż Jotaro nie ma w wiosce. Za bardzo by się rzucał.

        - I tylko o to ci chodzi?

        - Przestań, Mosashi. Chodźmy do ojca.

       - Lisy już tam są. 

       - Dobrze, rusz się!

   ***

           Tomoe przerzuciła następnego szopa przez siebie. Przeciwnik uderzył w stos ustawionych jedna na drugiej skrzyń. Po okolicy rozniósł się huk, a nieszczęśnika ogarnęły tumany kurzu.

           Aishi zamachnęła się, sprawnym ruchem chlastając ostrzem pierś bandyty. Następnie dokończyła dzieła, przeszywając kataną jego brzuch. Odkopnęła go od siebie. Nie zauważyła jednak szopa czającego się za nią. Zobaczyła stal przed sobą, która wyłoniła się nagle z jej klatki piersiowej. Poczuła zimny dreszcz na ciele. Obróciła się.

           - To ona... - jęknął.

           Wbrew przekonaniu Aishinsui, przeciwnik nie stracił głowy z powodu niezwykłego zjawiska. Ku jej zaskoczeniu z całej siły kopnął ją w brzuch. Dziewczyna rozszerzyła oczy, doznając w głowie jakiegoś silnego impulsu. Prawie że zwymiotowała od tego ciosu. Uderzyła plecami i głową o ścianę domu Kenichiego. Jej ciał ogarnął dziwny paraliż. Zazwyczaj tak nie było.

        - Wakana-sama, jest tutaj!- krzyknął przeciwnik. - Ona jest tuta...

        Nie dokończył, bo Tomoe zraniła go śmiertelnie w plecy. To już był ostatni. Kocica schowała miecz, podchodząc do Aishinsui i kucając przy niej.

       - Wyciągniesz mi ten miecz?- poprosiła wojowniczka.

      Ame pochyliła ją po czym wydobyła ostrze z ciała. Odrzuciła katanę od niej.

       - Wszystko w porządku?- zapytała kocica.

       - Chyba tak - odrzekła, wyciągając zza ubrania pergamin. 

    Sprawdziła napis na nim. Kiwnęła szybko głową, po czym przyłożyła papier do rany na piersi. Aktywowała go. Poczuła przyjemny chłód.

      - Tak, nic mi nie będzie- rzuciła. - Daj mi chwilę.

    Co prawda rana się goiła, jednak nie kończyło to sprawy. Brzuch nadal ją bolał. Co ten bandzior miał w swym ukrytym arsenale takiego, że doprowadził ją do tego stanu.

     - Nie mają żadnego znaku szczególnego - stwierdziła Tomoe, przeszukując ofiarę najbliżej nich.- Ani niczego innego, co pomogłoby nam w rozpoznaniu ich tożsamości.

     - Ale rabusiów możesz wykluczyć - westchnęła żona Usagiego.- Oni mają gąbki zamiast mózgu, ale nie są na tyle głupi by atakować po porażce.

      - On coś krzyczał do jakiejś kobiety.

     - Tak, Wakana - sama, czy jakoś tak.

     - Możliwe, że to ich przywódca. Powinniśmy iść do reszty. Możesz wstać?

     - Tak, jasne.

  Oparła się na ścianie z papieru ryżowego, ciągnąc się do pionu. Niespodziewanie brzuch potwornie ją zakuł. Opadła na ziemię.

     - Nie, jeszcze chwila.

     Tylko że sama nie wiedziała, kiedy ta chwila minie.

***

     - Usagi, zamiana!- rzucił Toshio.

    Najstarszy syn obrócił się, zetknął swe plecy z plecami ojca i obaj zmienili pozycję. Nie zamierzali zbyt długo marnować czasu na przepychanki z trzeciorzędnymi szermierzami. Precyzyjnym chlaśnięciem miecza pozbawili ich obu życia. 

    Fuwa rozpłatał gardło kolejnemu z napastników. Tsumashi ogłuszyła pięścią swojego przeciwnika. 

     - Czujesz to?- zapytała. - Weź go obwąchaj.

    Kitsune zmienił się w swoją zwierzęcą postać. Jego węch był w tym stanie bardziej czuły. Zbliżył się do martwego bandyty, wskoczył na jego pierś i zaczął niuchać.  W nozdrza uderzyły go najróżniejsze zapachy. Jednak łączyła je jedna, wspólna cecha.

     - To krew różnych yokai - oznajmił. - Nure-onna, rokurokubi... nawet są tu kitsune.

     - To łowcy yokai!- zorientowała się Tsumashi.- Fuwa, szybko, wracaj do formy człowieka!

      - Stań przede mną - poprosił. - Mam nadzieję, że nikt mnie wcześniej nie widział.

    Lisica zrobiła krok do przodu, zasłaniając go swoim ciałem. Fuwa najdyskretniej, jak tylko potrafił, powrócił do ludzkiej postaci.

       - Ale się poczochrałeś- westchnęła, układając mu grzywkę.

       - A możesz mnie iskać później?- jęknął.

       - Ja cię nie iskam - zaprzeczyła.

       - Możecie się skupić?!- krzyknął na nich Mosashi.

     Odkopnął ostatniego napastnika. Przynajmniej tak mu się zdawało. Bo kiedy rozglądał się, jak prezentuje się sytuacja dookoła, szop zaszedł go od tyłu, unosząc katanę. Ale nie przypuszczał, że za nim także ktoś już czai. 

        Nagle Mosashi usłyszał uderzenie jakiegoś glinianego przedmiotu. Odwrócił się.
        Jego matka trzymała w ręku okruchy glinianego naczynia. Cała reszta leżała przy rozłupanej głowie przeciwnika.

         - Mamo - rzucił z podziwem.

         - A myślisz, że stara kobieta sama sobie nie poradzi?- parsknęła.

          - Wakana- sama!- rozległo się wołanie jednego z szopów. - Bunta znalazł demona! To ludzka dziewczyna. Jest w północnej części wioski!

           - To ich przywódczyni!- zorientował się Usagi. 

          Kobieta odziana w czarny strój zauważyła go. Wyciągnęła zza pasa jakiś przedmiot i ciskając go w ziemię, wyzwoliła z niego tumany dymu.

         Rodzina cofnęła się w tył. Kiedy szara mgła zdążyła opaść, spostrzegli jedynie pustą przestrzeń za nią. Wakana uciekła tak samo niespodziewanie, jak się pojawiła.

         - Stała kilka kroków od ciebie!- rzucił oskarżycielko Fuwa do Mosashiego. 

         - Aha, skoro ją widziałeś, to dlaczego nie atakowałeś?!- warknął młodszy.

         - Uspokójcie się - przerwał im Toshio, chowając miecz do pochwy. - Kłótnie nie pomogą nam w złapaniu jej.

          - Toshio- sama, chyba wiem kim byli ci bandyci - rzuciła Tsumashi, łapiąc oddech w płuca i prostując się.- Ich ciała śmierdziały niezliczoną ilością krwi yokai. To łowcy demonów.

          - Słyszałem, jak jeden z nich mówił do tej Wakany, że znaleźli demona - dodał Mosashi.- Że jest nim ludzka dziewczyna.

          Usagi gwałtownie rozszerzył oczy. Odwrócił się, chowając miecz.

           - Aishi- powiedział z przerażeniem w głosie.

***

    Rodzina dobiegła do domu Kenichiego niezwykle szybko. Dostrzegli tam Tomoe, która pomagała podnieść się Aishinsui, jednak marnie jej to wychodziło. Skuliła się jeszcze raz, opadając na ziemię.

      Usagi w milczeniu kucnął przy niej, odsuwając włosy z jej twarzy i biorąc twarz żony w dłonie przekręcił ją w jego stronę.

       - Aishi - powiedział głosem ściągniętym zmartwieniem. - Aishi, wszystko dobrze?

       - Przeżyje- odrzekła, uśmiechając się półgębkiem. - Tylko nie wiem czemu nie mogę się podnieść. Ten drań czegoś użył.

        - To byli łowcy yokai - wyjaśnił szybko Fuwa.- I szukali właśnie ciebie.

        - Aha- rzuciła z ironią.- No dobra. W pewnym sensie czuje się wyróżniona. Co za zaszczyt być na celowniku trzeciorzędnych łowców demonów!

         - Gdzie cię boli?- zapytała Tsu, klękając przy niej po drugiej stronie.

         - Generalnie cały brzuch - odrzekła.

         - Zabierz ręce - poprosiła.

        Aishinsui odsunęła dłonie, spuszczając je wzdłuż tułowia.  Lisica poluzowała pas na jej talii i ułożyła palce na źródle cierpienia przyjaciółki. Delikatnie ucisnęła skórę. Aishi wydała z siebie głośne jęknięcie, skulając się jeszcze raz.

         - Ale nie jest twardy - stwierdziła, biorąc się pod boki. - Usagi, zanieś ją do domu. Tam sprawdzę, co mogło się jej stać.

        Królik kiwnął głową. Zacisnął jedną dłoń na ramieniu Aishinsui, a drugą pod jej kolanami. 

          - Tylko bez żadnych spojrzeń współczucia i litości!- ostrzegła wszystkich Aishi.- To tylko mała niedyspozycja.

           - Oczywiście, szwagierko- odrzekł Mosashi z uśmiechem.

          Tsumashi podniosła się z klęczków, krzyżując ręce na piersi.

           - Podejrzewasz coś poważnego?- zapytała Sakura.

           - Jeszcze nie wiem - odparła. - Ale możesz być mi potrzebna, Sakura- sama.

***

       -Tsu, nie naciskaj aż tak - syknęła Aishi.

       - Przestań się wiercić - rozkazała jej lisica.- Musisz wytrzymać. Jeżeli będę tylko cię głaskać to niczego nie poczuje.

      - Głaskać?!- krzyknęła. - Ty mnie chcesz zabić!

       - Nie przeżywaj - odparła.- A teraz milcz. Zaciśnij zęby i przecierp to.

      Ucisnęła brzuch dziewczyny mocniej. Aishi przycisnęła dłonie do całej twarzy. Zbiła sobie paznokcie w czoło, by skupić się na innym bólu niż katorgach, które fundowała jej przyjaciółka. Rozszerzyła oczy. Do jej uszu dobiegł jakiś słaby dźwięk.

        - Mówisz, że cię kopnął?- upewniała się.

        - Tak- potwierdziła przez zęby.

       Postawiła uszy na baczność. Przyłożyła jedno z nich do brzucha przyjaciółki.

        - Co jadaś na kolacje?- zapytała.

        - Ryż i rybę, a co? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. 

        - Sakura- sama, sprawdź to - poprosiła.

    Teściowa Aishinsui kleknęła przy niej, także badając rękoma jej brzuch. Zamrugała oczami. Wzięła w dłonie nadgarstek synowej, sprawdzając jej puls. Zapadła na chwilę martwa cisza.

   ***

      -Mówże, do diabła, bo cię zatłukę osobiście!- warknął na więźnia Fuwa. 

      - Prędzej sam znajdzie na to sposób- westchnął Usagi. 

  Lis, dwóch braci i Toshio stali we czterech nad jednym pochwyconym szopem. Był to ten, którego Tomoe posłała w skrzynie. Jednak bezskuteczne były ich metody przesłuchań. Szop nabrał wody w usta i milczał jak zaklęty.

      - Jeżeli nie powiesz, dla kogo pracuje twoja banda i dlaczego szukacie yokai w naszej wiosce, przekażemy cię do władz szogunatu- zagroził mu Toshio.- A tacy jak ty raczej nie chcą spotkać się z szogunem. Mylę się?

    - Nic wam nie powiem!- upierał się szop.

    - A może gdyby Aishi potraktowała go jednym ze swoich pergaminów, byłby bardziej rozmowny?- Mosashi podsunął reszcie pomysł.

    Więzień wzdrygnął się.

    - Niech ten demon trzyma się ode mnie z daleka!- zawołał.

    - Skąd wiesz, że mówimy o nim?- zdziwił się Usagi.

  Łowca ponownie zamilkł.

     - Chyba zbierali o niej informacje już od dawna - stwierdził Toshio.

     - Dobrze, inaczej spróbujemy go złamać - rzucił Usagi, krzyżując ręce na piersi i posyłając wrogowi złośliwy uśmiech.- Mosashi, rozpal ogień.

   Szop rozszerzył oczy.

***

     Fuwa docisnął mocniej węzeł na tułowiu szopa. Przeszedł na drugą stronę, gdzie leżał już drugi koniec liny. Była przerzucona przez potężną, grubą gałąź. Okręcił ją na jednej dłoni i pociągnął nieszczęśnika tak, że jego nogi ledwo lizały płomienie z ogniska.

     - Dla kogo pracujecie i po co wam Aishi?- zapytał stanowczo Usagi.

    Nic. Milczenie jeńca trwało nieprzerwanie. Los i królik wymienili spojrzenia. Miyamoto kiwnął głową. Kitsune opuściło nieco bandytę na ogień. Poczuł ciepło pod stopami.

     - Nie! Nic wam nie powiem! Zabijcie mnie!- krzyczał.

     - Dobrze, zaczyna pękać - syknął Mosashi.

     - Chyba nie uważasz, że będziemy dla ciebie tak łaskawi - prychnął Toshio.- Polujesz na członka naszej rodziny.

     - A jak zadzierasz z naszą rodziną to módl się, żeby skończyło się to dla ciebie łagodnie - zaśmiał się Fuwa.

    - Jeszcze trochę niżej- powiedział Usagi.

    Lis posłusznie zniżył szopa. Zaczął wierzgać nogami, byle tylko języki ognia go nie dosięgły.

    - Powiesz, czy chcesz, by bardziej zabolało?!- zagrzmiał starszy syn Toshio.- Dlaczego polujecie na Aishi?!

    Szop krzyczał jak opętany. Wypowiadał wiele niezrozumiałych słów, jednak żadne z nich nie było odpowiedzią na pytania.

    - Niżej!- zawołał Mosashi.

   Fuwa obniżył więźnia.

   - No gadaj!- huknął Mosashi.

   - Dla nagrody!- wyrzucił w końcu bandyta.- Hebi* wyznaczył nagrodę za schwytanie tej dziewczyny!

  - Hebi?- To imię odbiło się uszach Usagiego jak gong.- Lord Hebi jeszcze żyje?

   - Żyje!- wrzasnął.

   - Po co mu Aishi?- dociekał Toshio.

   - Chce by mu służyła! - sypał.- Chce mieć ją przy sobie, aby zająć miejsce Hikijiego!

    - Gdzie stacjonujecie? - dopytywał dalej Usagi.

   - Dwa ri** stąd!- zawołał.

   - Puść go- rzekł Toshio.

  Fuwa zabrał ręce z liny. Szop spadł wprost do ognia.

   - Ale nie tak!- krzyknął Mosashi.

   Rzucił się na pomoc bandycie i wyciągnął go z płomieni. Usagi chwycił za wiadro z wodą i chlusną nią po ciele więźnia.

   - Zejdź mi z oczu- syknął, odchodząc. 

   - Ruszamy na tych łowców- rozkazał Toshio. - Mosashi, zbierz ludzi z wioski.

***

    Miyamoto już miał odsunąć drzwi, prowadzące do ich sypialni, ale Tsu i Sakura były szybsze. Spojrzały na Usagiego z zaskoczeniem.

   - Wszystko z nią w porządku?- zapytał

 Kobiety popatrzyły po sobie.

  - Sam ją o to zapytaj- zaproponowała matka, odsuwając mu się od wejścia.

Syn zmierzył ją tylko zdziwionym spojrzeniem i wszedł do pokoju, zamykając drzwi.

Zauważył Aishi siedzącą na futonie i popijającą coś z kubka. Sądząc po zapachu unoszącym się w powietrzu, była to jakaś mieszanka ziół.

  - Powiedział coś?- zapytała.

 Królik kleknął przy niej i oparł jedną ręką o podłogę. Aishi ułożyła głowę na jego ramieniu. 

  - Tak, powiedział wszystko- odparł.- A co z tobą? Coś poważnego?

 - Hmm... i tak, i nie - odrzekła tajemniczo.- Ale przeżyję.

 - Posłuchaj, muszę ci coś powiedzieć - rzekł.- Znamy już kryjówkę łowców i wiemy dla kogo pracują. Ludzie z wioski się zbroją. Wyruszymy za chwilę. I nie chcę byś szła z nami.

 - Nie, Usagi. Chociaż chcę, wiem, że nie mogę. Ja też muszę ci coś powiedzieć.

  Królik popatrzył na nią zaniepokojony.

  - Mam nadzieję, że ta wiadomość da ci siłę do walki - dodała. - Ten szop, który mnie dziś uderzył. On... on prawie że zagroził życiu naszego dziecka.

  Miyamoto otworzył szerzej oczy. Serce szybciej zabiło mu w piersi, a całe ciało oblał mu zimny pot. 

   - Na szczęście nic poważnego się nie stało- odetchnęła.- Ale w obecnym stanie jestem bezbronna. Tsu powiedziała mi, że transformacja może mnie szybko wyczerpać. Sama przemiana jest dość ryzykowna. Ponadto pergaminy działają o wiele wolniej niż zazwyczaj. To wszystko dlatego, że dziecko przejmuje część mojej siły. Nie jestem zdatna do walki. Poza tym... nie mogę go narazić.

   Pogładziła dłonią brzuch.
   Poczuła, jak Usagi zamyka ją w mocnym uścisku. Zetknął swoje czoło z jej głową i słychać było, że sili się na odpowiedź, ale sam nie wiedział, co ma powiedzieć.

    - No wyrzuć to z siebie- poprosiła nieco zmartwiona.

    - Ale nie mam pojęcia co powiedzieć - przyznał zdławionym głosem po czym ucałował jej głowę. - Aishi... Dzięki bogom, że nic się wam nie stało. 

    - Rozumiem, że się cieszysz - zaśmiała się.

   - Jak nikt nigdy! - przyznał.

   Przytulił ją do siebie bardzo mocno. Żona odwzajemniła gest.

    - Zaczekajcie tu, wrócę najszybciej jak się da- obiecał.

     - Tylko ostrożnie-  poprosiła.

     - Oszczędzaj się - dodał.

     - Dobrze.

    Odsunął się od niej po czym położył dłoń na jej brzuchu. Uśmiechnął się, pocałował szybko Aishi w policzek i wstał, znikając za drzwiami.

     - No i to właśnie był twój tatuś, maluszku- powiedziała, upijając kolejny łyk ziołowej herbaty.

.....................................................

C.D.N.

Wiosna, nie? To nowe życie!

*Lord Hebi- ogromny wąż, służący Lordowi Hikiji, czyli temu, który zabił Lorda Mifune- pana Usagiego

**ri- jednostka długości, około (bodajże) ~4 km

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top