Rozdział 9
Ból w łapie nie ustaje, lecz tylko narasta. Krew wycieka coraz szybciej i nie ma nikogo obok, kto mógłby ją zatrzymać. Ona jęczy z bólu, piszczy, wzywa jakąkolwiek pomoc.
Lecz odpowiada jej głucha cisza.
Noc nastaje. Świat powoli spowija kilkugodzinny mrok. Envil jednam czuje, że dla niej ciemność będzie trwała już wiecznie. Nie ma nadziei. Przecież nikt jej nie kocha. Tylko prawdziwy ojciec, lecz on nie żyje. Wszystkie inne wilki widzą w niej odmieńca a nie rodaka. Dla innych wiecznie pozostanie tą „inną".
Próbuje wstać, jednak ból jej to uniemożliwia. Krzywi się. Ledwie daje rade utrzymać siebie przy zdrowych zmysłach. Cierpienie, jakie teraz odczuwa, jest niezwykle trudne do opisania. Postrzał w łapę z broni ostrej to coś, czego doświadcza naprawdę niewiele ludzi-wilków. Niestety Envil należy do tych pechowców, którzy muszą przez to przejść.
Jednak ona wie, że nie przeżyje. Świadomość śmierci jest na tyle ogromna, że łzy ciekną po jej sierści w nienaturalnie dużej ilości. Ma już tak opuchnięte powieki, że ledwo widzi otaczający ją świat.
Boi się... Życie uchodzi z niej niezwykle powoli, a obok nie ma nikogo, kto by ją pocieszył, wtulił do siebie, sprawił, by ostatnie chwile jej życia przestały być choć na chwilę ciężkie. Jednak ona leży tu sama, a nawet gdyby ktokolwiek z wilczego rodu tu stał, nie chciałby przy niej siedzieć..
Wiatr wieje, liście szeleszczą przez moment. Jednakże wszystko cichnie, by nie psuć klimatu całej zaistniałej sytuacji. W oddali słychać wycie wilków do księżyca, który jest jedynym światłem w tymże mroku. Envil nawet nie reaguje. Stało jej się obojętnym, czy znów zostanie złapana, czy pozostanie na tej polanie, aż się wykrwawi.
Podchodzi do niej niespodziewanie rodzina lisów i kilka łań z młodymi. Młode lisy podbiegają do wilczycy. Trącają ją lekko swoimi delikatnymi pyszczkami, piszcząc cicho pod nosami. Tymczasem młode sarny skaczą nad nią, wpatrują się w ranę, wokół której piękna, biała sierść zabrudziła się piachem i krwią. Kładą się obok niej, by poczuła czyjąś bliskość.
Envil nie jest w stanie już odwrócić łba do nich... Zmęczenie spowija jej ciało i może tylko słuchać cichych pisków przyjaciół, którzy nie chcą jej stracić. Tylko oni na tym świecie pragną, by pozostała szczęśliwa. Inni widzą w niej odmieńca.
Podchodzi jeszcze kilka królików. I czy da się wiarę? Jeden z nich to właśnie ten, co pomógł jej z głodem. Podkula uszy i siada tuż przy jej pysku. Jako jedyny ma na tyle odwagi, by znaleźć się tam blisko umierającego drapieżnika. Reszta jego przyjaciół się boi, bo pierwszy raz widzą Envil na oczy. Niby czują, że od jej serca bije dobro, jednak strach przezwycięża.
Gdy wycie wilków ustaje, łanie zabierają swoje młode, by nie padły ofiarą polujących czarnych wilków. Lisia rodzina robi to samo. Jeszcze tylko królik zostaje przy niej na parę chwil, jednak jego grupka również go wzywa. Odchodzą w dal, znikają za horyzontem, a Envil znów leży sama.
Lekki wiatr suszy jej łzy, których nie miała już sił lać. Poddaje się. Pozwala losowi uczynić, co tylko jego wola każe.
W głowie kłębi jej się mnóstwo myśli, żadna pozytywna. Całe życie przechodzi jej przed oczami. Najwcześniejsze wspomnienie to te, gdy jako czterolatka biega po domu. To wtedy Linda pierwszy raz na nią krzyczy. Nie podnosi na nią ręki, lecz wygania ją do pokoju, a ten zamyka na klucz. Płacze, prosi mamę, by ta ją wypuściła. Jednakże Linda to ignoruje.
Inne, równie bolesne, ma siedem lat. Słyszy z podwórka rozmowy dzieci o nauce pisania. Łapie ją lekka ekscytacja. Zbiega bez namysłu do mamy, która akurat zajmuje się pisaniem listu. Ciągnie ją za rękaw szaty, by spytać o edukację. Linda tylko odpycha ją, mówiąc, że nie ma czasu na głupoty, jest zajęta ważniejszą sprawą. Envil wraca do pokoju ze spuszczoną głową.
Wiek dziesięciu lat. Linda pozwala dziewczynie pierwszy raz wyjść za mur, lecz ma wrócić, nim słońce zejdzie z nieba. Kiwa głową ze zrozumieniem. Wybiega do pierwszego lepszego miejsca oddzielenia osady od reszty lasu. Znajduje przejście, dzięki któremu może bez trudu przedostać się na drugą stronę. Staje się wilkiem. Idzie w zupełnie losowym kierunku, chcąc zwiedzić jak najwięcej lasu, nim upłynie jej czas.
Spotyka nagle ranną sarenkę. Ta zauważywszy wilka, poczyna piszczeć ze strachu. Envil wraca do ludzkiej postaci, stara się pokazać, że zwierzątko nie ma się czego obawiać. Pomaga jej, tak by ta mogła powoli wstać.
Niespodziewanie nadbiega ojciec dziecka. Odgania Envil z głośnym rykiem. Macha porożami, chcąc przegonić dziewczynę. Ta nie wie, co powinna zrobić. Młoda sarenka wskakuje przed Envil, tym samym broniąc jej. Widocznie próbuje coś przekazać swojemu rodzicowi. Ten po upływie kilku chwil, unosi łeb do góry. Przygląda się uważnie dziewczynie. Prycha zadowolony. Odchodzi spokojnie, wołając resztę swojej rodziny.
Emanujące dobro od Envil przyciąga jeszcze kilka młodych lisów, które ocierają się o jej nogi z radością. Tak rodzi się zalążek przyjaźni.
Tego samego dnia, gdy wraca, napotyka grupkę nastolatków. Ci dostrzegłszy ją, zagradzają jej drogę do domu. Wtedy pierwszy raz doświadcza przemocy fizycznej i psychicznej. Ma nadzieję, że ktoś zareaguje, zakończy to chwilowe piekło, lecz wszyscy przechodzą obok bez słowa. Oprawcy nazywają ją tchórzem, każą jej się obronić. Ta nie reaguje. Nie znosi żadnego aktu przemocy, nigdy się go nie dopuści. Kończą wreszcie. Ona odchodzi od nich. Odwraca się nagle, a na jej twarzy gości uśmiech.
Wieczorem słyszy pod oknem czyjeś jęki z bólu. Wygląda za nie. Widzi jednego ze swoich oprawców, którzy skopali ją na ulicy, otulonego w koc. Smutnieje. Powoli wychodzi z domu tak, by nie obudzić matki. Bierze dwie kromki chleba, by mu dać.
Gdy do niego podchodzi, początkowo odsuwa się od niej. Warczy w jej kierunku, zabrania do siebie podchodzić. Envil mimo to przygląda się zwichniętej kostce chłopaka. Podaje mu dwie kromki chleba, by przestało mu burczeć w brzuchu. Bierze je, choć niechętnie.
Envil biegnie po dużą gałąź, która dopiero co złamała się z drzewa. Przyniósłszy ją, daje ją chłopakowi. Tłumaczy, jak powinien iść, by bezpiecznie wrócić do domu. On wstaje, powoli uczy się poruszania z pomocą kawałka drewna. Przedstawia się jako Gerb. Oddaje dziewczynie swój koc. Envil wtula go w siebie.
Dopiero w tej chwili przypomina sobie jego stratę, co powoduje jeszcze większy smutek.
Teraz znów ma przed oczami śmierć ojca. Ponownie czuje żal do samej siebie.
Powinnam była mu pomóc – myśli ze złością odczutej w stosunku do samej siebie.
Powoli traci zmysły. Wszystko dookoła zdaje jej się zamazane. Powieki przymykają się. Jeszcze stara się je unieść, jeszcze walczy ze śmiercią. Nie chce oddać się w jej ramiona. Jeszcze ma nadzieję. Jeszcze się nie poddaje.
Ostatni raz próbuje się podciągnąć, lecz ponownie opada z sił, a grawitacja brutalnie przyciska ją do ziemi.
Przed oczami ma wrażenie, że przebiega biała smuga. Znika, wraca, znika, wraca i tak w kółko. Po chwili staje w jednym miejscu tuż przed nią. Nie jest w stanie myśleć. Obraz ma tak rozmyty, że nie ma pewności, czy tylko jej się przewiduje, czy faktycznie widzi przed sobą białego wilka. Nagle z jej ust wydobywa się ciche:
— Mamo...?
Smuga odbiega. Envil wzdycha cicho z bólu.
— Zostań... — wyjękuje.
Obraz staje się jeszcze bardziej niewyraźny. Cały ból znika, jakby nigdy nie istniał. Envil oddycha coraz wolniej i wolniej. Jej serce emanuje ostatnią dawką dobrej energii. Duch uchodzi z niej, ale robi to na tyle powolutku, że wilczyca pozostaje jeszcze na moment świadoma.
Tym razem przemyka się czarna smuga. Staje bardzo blisko Envil. Ta unosi delikatnie wzrok na tyle, ile może.
— Przepraszam tato... — mówi, patrząc na czarną smugę, a powieki opadają powoli, by w końcu pogrążyć dziewczynę w wiecznym śnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top