Rozdział 3
Rozmowy powtarzały się każdej nocy, a ciekawość Envil rosła coraz bardziej. Zdawało jej się to aż zbyt dziwne i podejrzane. Od kilku lat w tym domu nie było żadnego gościa, a nagle przed dobre trzy noce słyszała te same głosy – matki i jakiejś innej kobiety, lecz nie potrafiła zidentyfikować, do kogo należał. Cóż się dziwić? Nie znała nikogo. Nikt nie chciał z nią rozmawiać, a znana była w całej okolicy szarej watahy. Cudowny paradoks. Wszyscy dookoła ją znali, a ona nikogo.
Nadchodziła czwarta bezsenna noc Envil. Wciąż czuła niepokój w sercu. Jej szósty zmysł szalał, jakby tuż przed nią był ogromny niedźwiedź. Ostrzegał ją przed niebezpieczeństwem. Pytanie tylko...
Jakim?
W murach wciąż panował spokój. Nie wbiegło żadne groźne zwierzę, które jakkolwiek mogło zagrozić życiu mieszkańców, więc nie spodziewała się, żeby nagle stał się jakiś wyjątek. Poza tym przeczuwała, że jej narastający wciąż niepokój miał związek z rozmową matki z tą tajemniczą kobietą.
Cholera! – krzyknęła ze złością. Jej myśli skupiały się tylko i wyłącznie na jednym. Wciąż namawiały ją do tego samego. Nie pozwalały jej odpocząć. Nie chciały, żeby zignorowała dziwne zachowanie. Usiłowały ją zmusić, by złamała zakaz.
Usiadłszy, chwyciła się za włosy. Uspokój się, uspokój się... – powtarzała wciąż. Nie chciała łamać tego zakazu. Bała się, że matka ją dostrzeże, skarci, nie pozwoli już nigdy wyjść z domu, czego nie byłaby w stanie znieść. Nie wyobrażała sobie, że nie mogłaby spotkać się ze swoimi przyjaciółmi, bawić się z nimi, odpocząć od ciasnych czterech ścian swojego pokoju, nie martwić się przez moment surowymi wymogami, zapomnieć o wyśmiewaniu. Te zabawy sprawiały, że czuła, że żyła. Pobudzały ją, pozwalały odłożonej przez tak długi czas energii wyjść na zewnątrz.
Lecz ciekawość... Ta piekielna ciekawość... Zżerała ją od środka, wypalała jej wnętrze, zabierała jej cenne godziny snu. Co zdążyła przysnąć, budziła się niemalże od razu. Była już zmęczona.
Zastanawiała się, czy nie zaryzykować, czy nie podejść, podsłuchiwać przez kilka minut rozmowę, ale ten strach był jak uciążliwa kula u nogi, aż nie mogła wstać. Odetchnęła kilka razy głęboko. To dla świętego spokoju Envil... Dwie minuty... – zmotywowała siebie.
Wstała. Udało jej się. Zignorowała strach, wciąż w myślach siebie uspokajając. Ruszyła powoli. Stawiała kroki tak ostrożnie, że nie słyszała nic poza swoim oddechem. Wyszła z pokoju, a rozmowy stawały się coraz głośniejsze i wyraźniejsze. Jakaś jej część chciała się już zatrzymać, bo przecież słyszała już dosyć dobrze konwersację, lecz ta druga pragnęła być jeszcze bliżej, zobaczyć twarz tej drugiej kobiety.
Zatem wygrała druga. Envil znów podeszła bliżej, tym razem do schodów. Wyjrzała za nie, wsłuchując się w rozmowę.
— Lindo, powtórzę to po raz kolejny — wypowiedziała kobieta o czarnych niczym węgiel włosach. Envil przypatrywała się jej dokładnie. Ta kontynuowała: — Trewor nie pożałuje swojej decyzji.
— Ależ ja to wiem, Gilbo — odparła dumnie. — Jeszcze nigdy go nie zawiodłam. Tym razem uczynię to samo.
— Ach, a tenże odmieniec? — spytała nagle. — Niczego się nie domyśla?
— Przyjaciółko ma. Nie widzisz, jakże ją chowam? — zaśmiała się cicho. — Toż ona jest na tyle głupia, iż sądzi, że wszystko jest na porządku dziennym.
Envil zagryzła wargi.
— Ach, to dobrze. — Położyła rękę na sercu, oddychając z ulgą. — Twój plan ległby w gruzach, gdyby nagle odkryła twoje zamiary.
— O to się na zamartwiaj. Wszystkim się już zajęłam.
— Czy chcesz czekać do konkretnego wieku?
— Nie wiem jeszcze, ale raczej nie będę zwlekać. Im szybciej to uczynię, tym lepiej dla całego społeczeństwa.
— Święte słowa Lindo, święte słowa. — Przytaknęła kilka razy. — Na mnie już pora. Jutro znów do ciebie zawitam, więc proszę cię, przygotuj już ten dokument dla władcy, by się dłużej nie niecierpliwił.
— Już go kończę, więc jutro na pewno go dostaniesz.
Kobieta wstała. Była nieco wyższa od Lindy i szczuplejsza, co Envil natychmiast dostrzegła. Uśmiechnęła się lekko. Wyszła z domu dostojnym krokiem. Linda położyła ręce na biodrach, wzdychając ciężko. Wpatrywała się na drzwi, przygryzając mocno wargi. Widocznie jakieś przezwisko cisnęło jej się na ustach, ale czekała jeszcze chwilę, żeby ta na pewno była już wystarczająco daleko.
Nie przepada za nią najwyraźniej... – zrozumiała po chwili.
Linda wzięła swój płaszcz, wiszący przy drzwiach. Również opuściła dom. Envil wpatrywała się zmieszana, nie rozumiejąc, czemu ona wyszła. Przecież tamta kobieta – której imię zdołała też wyłapać, było ono Gilba – wspominała coś o dokumencie, który miał zostać dokończony przez jej matkę.
Właśnie... Dokument.
Zastanawiała się, o co mogło chodzić. Miejsce pracy jej matki znajdywało się tuż pod schodami, więc w teorii miała możliwość zobaczyć, co takiego musiała skończyć. Jak zwykle się bała. Jej matka mogła wrócić w każdej chwili. Gdyby ją dostrzegła przy jej prywatnym kącie, to konsekwencje zapewne okazałyby się gorsze niż dotychczas, a niezbyt miała ochotę sprawdzać, co czego była zdolna jej matka.
Jednakże znów zżerała ją ciekawość. Co takiego Linda planowała, o czym Envil za żadne skarby nie mogła się dowiedzieć?
Odetchnęła głęboko kilka razy. Bardzo powolnym krokiem podeszła do kąta Lindy. Na drewnianej półce faktycznie leżało kilka zapisanych kartek. Envil obejrzała się jeszcze, czy na pewno matki nie było w domu. Trzęsła się cała ze strachu. Przełknęła ślinę.
Dasz radę... Dasz radę...
Spojrzała na położoną najbliżej kartkę. Był na niej list zaadresowany do króla, napisany bardzo dostojnym językiem i kaligraficznym pismem.
Drogi Treworze
Jak zapewne pamiętasz, trzynaście lat temu, na kolanach błagałam ciebie, byś oszczędził życie Envil, gdyż obiecałam ci, że dobrze z niej skorzystamy za paręnaście lat. Ostatnimi czasy, dokładnie przyglądając się tejże dziewczynie, doszłam do wniosku, iż nie należy marnować już czasu. Od następnego tygodnia zacznę swoje małe dzieło i potrzebuję twojej pomocy przy wszystkim. Chcę wprowadzić jej żmudną radość. Chciałam, by udać, że jej prawa powróciły, może żyć jak zwykłe dziecko. Myślę też, że należy zauroczyć ją w jednym kawalerze z bogatej rodziny, mam na myśli Barta z domu Skawińkich. To wtedy do stworzenia mieszańców ją wykorzystamy. Wszystko dokładnie zostało przeze mnie opisane na innych kartkach, o które dopraszasz się już drugi tydzień. Wybacz opóźnienie, lecz musiałam sprawdzić, czy aby na pewno wszystko dopięłam na ostatni guzik.
Z honorem podpisuje
Linda Terne Snetille
Prawa ręka władcy
Envil przeczytawszy wszystko, zamarła na moment w jednej pozycji. Nie dowierzała. Matka faktycznie miała złe zamiary...
A wszystkie te zasady wcale nie były oznaką miłości rodzicielskiej, lecz tylko pewną manipulacją, by utrzymać dziewczynę w murach, a potem wykorzystać do własnych celów. Spojrzała na inne kartki leżące na tej półce. Wszystko zostało wypisane tam w punktach, dokładny plan działania kobiety. Widać też było, że Linda pisała za każdym razem inaczej, nie trzymała się równo linii, ani żadnego schematu, jak to miało miejsce w liście. Tutaj wciąż coś dopisywała, tworzyła wszystko powoli, dokładnie. Widniało tam mnóstwo skreśleń. Oczywiście musiała to przepisać, gdyż nie mogła dać takich niechlujnie zapisanych notatek dla samego władcy.
Envil odeszła kilka kroków. Dwie słone łzy pociekły po jej policzkach. Ostatni raz spojrzała na drzwi, upewniając się, że Linda nagle nie wróciła. Dostrzegłszy, że nikogo nie było w domu poza nią, pobiegła do swojego pokoju, już nie hamując żadnych łez. Zamknęła za sobą drzwi. Osunęła się po nich, zalewając się słonymi kroplami. Zrozumiała, że przez ten cały czas była okłamywana. Żyła jak pies uczepiony na krótkiej smyczy. Ośmieszano ją, traktowano jak inną, zabrano jej wolność, która należała się każdemu człowiekowi egzystującemu na tej Ziemi.
Schowała twarz w dłoniach. Dalej nie mogła w to uwierzyć. Zbyt dużo informacji na raz doniej dotarło, nie potrafiła się z tym pogodzić...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top