Rozdział XXX
Nasir wymyślił nowy rodzaj tortur. Tym razem nie przepisywałem zdań z książki. Musiałem sam jakieś wymyślić. Okazała się to trudniejsze, niż myślałem. Codziennie zapisywałem dziesięć nowych. Dzisiaj miałem zrobić to już po raz ostatni, gdyż zapisałem wszystkie kartki, jakie mieliśmy. Została tylko jedna, na której była odrobina wolnego miejsca. Tutaj miało powstać moje finałowe dzieło.
Muszę przyznać, że przez te... dwa tygodnie nauki zrobiłem znaczące postępy. Nadal nie czytam zbyt płynnie... ale czytam. A także jako tako piszę.
Właśnie stawiałem ostatnie znaki na kartce. Upewniłem się, że atrament zasechł i z zadowoleniem wręczyłem ją Nasirowi, który przez cały ten czas przyglądał się mi oparty o ścianę.
- Napisałem ci wierszyk.
- ... Doprawdy?
- Yhm. Przeczytaj. Jestem z niego dumny. Ma mało rymów, ale to taka wiesz... poezja z przekazem.
Mężczyzna przyglądał mi się chwilę, po czym odchrząknął i przeniósł wzrok na tekst. Odszukał właściwe gryzmoły, zmarszczył lekko brwi i zaczął czytać.
- 'Kto jest dobry chłopcem? Na pewno nie Nasir, bo śmierdzi mokrym psem i zostawia sierść na dywanie'.
- Yhm.
- 'Pełen sprzeczności jest ów Nasir, gdyż twarz ma urodziwą, lecz osobowość co najmniej parszywą'.
- Dokładnie.
- ... 'Wielki Alfa, pan i władca od siódmej boleści co własny ogon gania, gdy myśli, że nikt nie widzi'... Nie jestem pewien, co powinienem o tym myśleć.
- Czytaj dalej.
- 'Jego oczy niegdyś złotem mi się wydawał później jednak coraz częściej zwykły żółty śnieg... przypominały' ... Nasir ma wrażenie, że Dyara próbuje go obrazić.
- A już myślałem, że jesteś za tępy, by zrozumieć sztukę.
Brunet zmarszczył brwi i przymrużył oczy, posyłając mi ostrzegawcze spojrzenie, na które odpowiedziałem szerokim uśmiechem.
- 'Jednakże... kto by się spodziewał... ma i dobre strony ten przerośnięty kundel. Choć dużo żre i śpi całe dnie, może i słusznie panem lasu się zwie. A jego futro czarne jak noc, mięciutkie jest jak królicze futerko i służy za całkiem dobry... koc'.
Wiedziałem, że wygrałem, gdy przy ostatnim słowie Nasirowi lekko drgnęły kąciki ust. Potrzebował chwili, by się uspokoić i nie wybuchnąć śmiechem. W końcu jednak kontynuował.
- 'Choć aportować nie potrafi i miano dobrego chłopca Mirra przejmuje, przyznać muszę, że czasem na pochwałę zasługuje. Zwłaszcza gdy milczy, bo wtedy nawet tak bardzo nie irytuje'.
- Podoba ci się?
- Będę go czytał przed snem. Zrobiłeś kilka błędów.
- Ale zrozumiałeś przesłanie czyż nie.
- ... Tak myślę. Mam się wykąpać.
- No patrz! A jednak potrafisz wyłapać ukryty przekaz.
- Nasir aż tak nie śmierdzi. Dyara jest po prostu wredny.
- Nie wiem, kiedy nauczyłeś się tego słowa, ale nie o nie ci chodziło. Chciałeś powiedzieć WSPANIAŁY.
- ... Tak. Nasirowi dokładnie o to chodziło. Dyara jest wspaniały.
Wilkołak przyglądał mi się z uśmiechem na ustach. Nasze słowne przekomarzanki ostatnio mocno się rozwinęły. Szukam to coraz nowszych sposobów, by wyprowadzić go z równowagi. Rzadko mi się to udaje. Nasir potrafi z łatwością przejrzeć moje niegodziwe zamiary i zawsze podchodzi do moich zaczepek z dystansem.
- A tak poza tym to ile razy ci mówiłem? Nie używaj trzeciej osoby i nie musisz za każdym razem wypowiadać mojego imienia, gdy się do mnie odnosisz.
- Ale Na... Ekchem... Ja... lubię dźwięk twojego imienia. Dya-ra. Dya-ra jest wredny. Chciałem powiedzieć... wspaniały. Dya-ra jest wspaniały. DYARA ma piękne włosy w kolorze czystego, świeżego śniegu... nie to, co moje oczy w innym odcieniu śniegu... No, a przynajmniej tak wynika ze słów Dyary...
Wywróciłem ostentacyjnie oczami, na co Nasir zareagował śmiechem.
- Więc... tak ogólnie to, jak mi poszło?
- Hm... Dobrze. Dyara zrobił... zrobiłeś tylko kilka błędów, znacznie mniej niż ostatnio.
- Hmm... co dostanę w nagrodę.
- Za taki piękny wiersz, napisany specjalnie dla mnie. Niech pomyślę... suszone mięso.
- No wiesz co? Jak tak będziesz robił, to Mirra zachowa miano najlepszego dobrego chłopca w tym lesie.
- Jako alfa, pan i władca tego lasu nie mogę na to pozwolić. Więc... ryba?
- Tylko złów jakąś porządną.
- Co tylko Dyara sobie zażyczy.
Nasir ukłonił się przesadnie i wyszedł, wciąż uśmiechając się pod nosem. Z moich ust też nie schodził uśmiech. Hm... dzisiaj będzie rybka... może obtoczę ją w mące i ziołach i usmażę... a może zrobię potrawkę... sam nie wiem... obie opcje brzmią dobrze.
Najpierw jednak muszę poczekać, aż wielki panicz na włościach coś złowi. Idzie mu to gorzej niż polowanie jednak chyba zaczyna łapać wprawę, bo początkowo wracał głównie z pustymi rękami. Teraz zawsze przynosi chociaż jedną sztukę w porywach do nawet trzech czy czterech.
W oczekiwaniu na jego powrót otworzyłem czerwoną książeczkę i zacząłem czytać od początku. To książka o leśnych istotach. Wróżkach, driadach i tym podobnych, a także... a jakże by inaczej o wilkołakach. Czytanie jej idzie mi bardzo powoli głównie, dlatego że napisano ją bardzo trudnym językiem. Dlatego czytam ją drugi raz z nadzieją, że tym razem trochę więcej z niej rozumiem.
Nadal jednak dowiedziałem się ciekawych rzeczy. Większość z nich skonsultowałem z Nasirem, by dowiedzieć się ile w nich prawdy. Spora część była kłamstwami i jakimiś dziwnymi wymysłami. Część jednak była prawdziwa.
Stąd dowiedziałem się, że wilkołaki wcale nie boją się srebra. Nie są też z natury agresywne względem ludzi. Atakują, tylko gdy naruszy się ich terytorium czy zagrozi im bezpośrednio. Oni... czy raczej powinienem powiedzieć my... jesteśmy bardzo terytorialni.
Podczas czytania natrafiłem też fragmenty o tym, jak traktowane są w stadach omegi i... średnio podobało mi się to, co przeczytałem. Nasir trochę mi to wyprostował, ale nadal... Cóż... z tego, co zrozumiałem, wszystko zależy od stada. Niektóre te bardziej konserwatywne traktują omegi jak własność. W sensie... rodzice dosłownie dają swoją omegę alfie, który ofiaruje im najwięcej. Czy to pozycję, czy jakieś materialne korzyści. W zasadzie nie różni się to zbytnio od tego, jak w ludzkim społeczeństwie traktuje się niektóre kobiety, ale jeśli dodasz do tego wilcze instynkty to... wydaje się to o wiele gorsze.
Na szczęście w większości stad omegi są stosunkowo wolne. Mogą wybierać partnerów, choć pozostają najpierw pod opieką rodziny, a później niejako są przekazywane swojemu alfie, jednak panuje w związku pewna... równość. Podejrzewam, że wszystko zależy też od charakteru alfy.
Nasir... czasem nazywa mnie omegą, ale jakoś nigdy nie czułem, by w ten sposób chciał mi przekazać swoją wyższość. Gdy mnie tak nazywa, to brzmi wręcz... pieszczotliwie.
Była jednak jedna rzecz, o którą go nie zapytałem... choć już dawno powinienem. Tylko z jakiegoś powodu... sam nie wiem... unikam tego tematu. W końcu jednak będę musiał to zrobić więc... czemu nie dzisiaj.
Pogrążyłem się w lekturze. Czas mijał, aż w końcu usłyszałem kroki na zewnątrz. Już po chwili do środka wszedł zadowolony Nasir z trzema dorodnymi rybami. Położył swoją zdobycz na ławie i usiadł naprzeciw mnie z szerokim uśmiechem.
Wiedziałem, o co chodzi... dlatego perfidnie go ignorowałem. Zauważyłem to już jakiś czas temu i strasznie mnie to bawiło. Mianowicie Nasir strasznie lubi... pochwały. Zawsze, gdy zrobi coś użytecznego czy powiedzmy... imponującego... patrzy na mnie i czeka, aż jakoś to skomentuje. Gdyby był w wilczej formie, pewnie merdałby ogonem.
W pewnym momencie zaczął wiercić się na krześle, co było wyraźnym znakiem, że moje ignorowanie działa. Nie chciałem jednak się nad nim specjalnie znęcać, więc w końcu odpuściłem.
- Widzę, że miałeś owocne łowy.
- Owszem.
- Dobra robota. Najemy się dzisiaj.
Próbowałem nie prychnąć na wyraz dumy na jego twarzy. Dziwi mnie, że nie wypiął piersi i nie zawył triumfalnie. Jakoś tak... nie chciałem psuć jego dobrego humoru, więc postanowiłem przełożyć zaplanowaną rozmowę na później. Na początek możemy zjeść.
[ UWAGA!
Bardzo ważne pytanie dla czytelników!
.
.
.
.
.
.
No to kto jest dobrym chłopcem? Hmmm...🐕🐺
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top