Rozdział XLIX

*Dwa tygodnie później*

Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Codziennie robiłem to, co zawsze i nie przejmowałem się nawet Nasirem jęczącym, abym się nie przemęczał i był ostrożny. Nie uważałem, by istniała taka potrzeba, gdyż zwyczajnie byłem pewien, że żadnego nowego życia we mnie nie ma. Dlatego zbywałem jego troskę, co może i nie było zbyt uprzejme z mojej strony, ale zdecydowanie lepsze niż robienie sobie fałszywych nadziei i udawanie, że może rzeczywiście jestem w ciąży.

Minęły dwa tygodnie i Nasir nie wyczuł żadnych zmian w moim zapachu. Moje zachowanie też się nie zmieniło, nie jem więcej, nie mam mdłości, więc po prostu przeszedłem do porządku dziennego. Co prawda miałem trochę podlejszy humor, jednak nic nie mogłem poradzić na to, że czułem się dość rozczarowany. Ponadto mam wrażenie, że każda taka bezowocna ruja utwierdza mnie w przekonaniu, że jest ze mną coś nie tak.

Nasir zapewniał mnie, że to ja jestem dla niego najważniejszy a dzieci to tylko dodatek, ale... chciałbym stworzyć z nim rodzinę. Nie chcę, by związując się ze mną, stracił szansę na zostanie ojcem. Zwłaszcza że wilkołaki mają to we krwi. Są zwierzętami stadnymi lub coś w tym rodzaju... Poza tym możliwe, że ja też tego chciałem. Jednak tak jak obiecałem Nasirowi nie rozpaczałem przesadnie. Nic na to nie poradzę, więc nie ma co popadać w melancholię.

Tak długo, jak znalazłem sobie jakieś zajęcie, było w porządku. No i na szczęście Nasir domyślił się, że obchodzenie się ze mną jak z jajkiem nie jest najlepszym pomysłem. Robił to przez pierwsze kilka dni i strasznie mnie tym irytował. Dostał kilka razy i się zreflektował. Niemniej jednak spędzał ze mną sporo czasu.

Teraz na przykład siedział przy stole i rzeźbił coś nożykiem w drewnie, podczas gdy ja kroiłem warzywa na gulasz. W ciszy słychać było tylko dźwięki noży. W pewnym momencie postanowiłem zacząć jakąś rozmowę. Zerknąłem na wilkołaka i zacząłem od czegoś niezobowiązującego.

- Masz ochotę na gulasz z królika, sarniny czy może dla odmiany rybny?

- To dla mnie bez znaczenia. Zrób z tym, na co masz ochotę.

- ... Wiesz co? Zmieniłeś się.

Brunet zmarszczył brwi (ten gest akurat pozostał u niego niezmienny) i posłał mi pytające spojrzenie.

- W jakim sensie?

- Cóż... Nie licząc tego, że składasz pełne zdania... Stałeś się bardziej... Cywilizowany. No i mniej... nerwowy. W sensie... jesteś jakiś taki spokojniejszy. No i zaskakująco grzeczny.

- ... Tak. W sumie tak. Ale to nic dziwnego.

- Czy ja wiem. Nie twierdzę, że to złe zmiany. Wręcz przeciwnie. Po prostu to... Niespodziewane.

- Nie do końca. To naturalny proces.

- ... Teraz to ja nie rozumiem.

Przerwałem krojenie i skupiłem się w pełni na mężczyźnie. Oparłem się o szafkę kuchenną i posłałem mu pytające spojrzenie. Ten z kolei przestał bawić się nożem i zastanowił się chwilę.

- W sumie nigdy ci tego nie tłumaczyłem... Jak myślisz, dlaczego wygnanie ze stada jest wśród nas traktowane jako ostateczna forma kary? Nie licząc oczywiście śmierci.

- Cóż... Bo rodzina jest dla was ważna?

- To też.

- Bo samotne przeżycie jest trudne? W sensie... wilki zbierają się w stada, ponieważ są wtedy silniejsze i przetrwanie staje się znacznie prostsze.

- To... Także w pewnym sensie prawda. Jednak najważniejszym powodem, dla którego nie wybieramy życia w odosobnieniu, jest to, że tracimy wtedy kontrolę.

- W jakim sensie?

- Można powiedzieć, że każdy z nas ma w sobie wilka. Ty też, z tym że słabszego od twojego ludzkiego ja. U nas jest to bardziej zrównoważone. Kiedy żyjemy w stadach wśród takich jak my, jesteśmy w stanie zachować równowagę pomiędzy tymi dwoma aspektami. Wilczym i ludzkim. Jesteśmy jednak w stanie także żyć wśród ludzi. A to dlatego, że się dopasowujemy. Wyciszamy wtedy tę wilczą część i stajemy się bardziej ludzcy. Tracimy instynkty. To nas w pewien sposób osłabia. Natomiast gdy jesteśmy zmuszeni do samotnego życia... Nie jest to trudne. A przynajmniej nie dla alf i bet. Jesteśmy doskonałymi drapieżnikami i nasze wilcze ja działa instynktownie. Ja przykładowo szybko się dostosowałem. Wilkołak oddzielony od stada przeżyje. Nie będzie głodować, nie ma naturalnych wrogów, którzy stanowiliby większe zagrożenie, a nasze ciała są na tyle odporne, że o choroby też nie musimy się martwić. Jednak podobnie jak w przypadku życia wśród ludzi... musimy się dostosować. Proces jest odwrotny. Wzmacniamy nasze instynkty i pozwalamy wilczej części przejąć kontrolę. Innymi słowy, zatracamy człowieczeństwo. Mogę wyjaśnić ci to na własnych doświadczeniach. Z czasem coraz częściej i na dłużej przybierałem wilczą formę. Bez konkretnego powodu. Po prostu czułem się w niej bardziej komfortowo. Zwłaszcza że moimi głównymi towarzyszami były wilki. Bardzo szybko zapomniałem jak porozumiewać się z ludźmi. Moje zachowania stały się bardziej... instynktowne. Opierałem się na tych zwierzęcych odruchach. Między innymi dlatego potraktowałem cię tak... źle. Słuchałem bardziej tej zwierzęcej części, a ona nie kieruje się ani sercem, ani rozumem. Z jednej strony szybko się adaptujemy i to pozwala nam przeżyć. Z drugiej strony łatwo jest nam utracić równowagę. Gdy wilkołak zostaje wygnany ze stada, zazwyczaj szuka nowego lub stara się wtopić w ludzi. A to dlatego, że te słabsze wilkołaki mogą całkowicie zatracić się w swojej wilczej naturze. Zwyczajnie zapominają, jak to jest być ludźmi i stają się zwierzętami. Przyjmują wilczą formę i nie pamiętają nawet, że istnieje jakaś inna. Każdy z nas boi się takiego losu, więc sami nie wybieramy losu samotnika. Niektórzy odchodzą ze stad, ale to głównie po to, by dołączyć do innego, które będzie bliższe jego poglądom. Na przykład bardziej otwarte na zmiany lub wręcz przeciwnie bardziej konserwatywne. Inni szukają partnerów. A jeszcze inni chcą założyć własne. Jednak jeśli wilkołak nie popełnił jakiejś zbrodni... Zazwyczaj stada witają nowych i starych członków z otwartymi ramionami tak długo, jak nie sprawiają kłopotów.

- Hmmm... A ty nie bałeś się, że stracisz człowieczeństwo?

- ... Bałem się. Dlatego kręciłem się w pobliżu ludzkich osad. Z jednej strony ryzykowne, gdyż ludzie ostatnimi czasy zaczęli być dla nas godnymi przeciwnikami. Z drugiej strony samo obserwowanie ludzi przypominało mi, że w pewnym sensie jestem jednym z nich.

- ... Więc... To ja cię na powrót uczłowieczyłem czyż nie?

- Tak. Przebywanie z tobą naprowadziło mnie na dobrą drogę. Czuję się bardziej... racjonalny. Ponadto łatwiej mi kontrolować emocje.

- I zacząłeś używać sztućców.

- Tak.

- Ale dalej powarkujesz.

- To normalne. Ty też zaczniesz robić to częściej.

- No chyba nie.

- ... Myślisz, że tylko ty oddziałujesz na mnie?

- A nie?

- Żyłeś wśród ludzi. Teraz żyjesz z lekko zdziczałym wilkołakiem. Jeśli ty czynisz mnie bardziej ludzkim, to ja czynię cię bardziej wilczym. Oboje przyciągamy się bliżej środka. Ja zaczynam używać sztućców, a ty zaczynasz obwąchiwać rzeczy i powarkiwać, gdy jesteś zły.

- To nie pra...

Nasir posłał mi spojrzenie w stylu „Jesteś pewien?" i nagle uświadomiłem sobie, że... nie. W sumie nie jestem pewien. Pierwsze co robię, jak wychodzę z domu lub wchodzę do niego, to biorę głęboki wdech, jakbym chciał sprawdzić, czy nie wyczuję czegoś nietypowego. A czy warczę... w sumie nie wiem. Nigdy nie zwracałem na to uwagi... Robię to?

- Czy ja... Robię jakieś inne dziwne rzeczy?

- Dziwne nie. Raczej nie do końca ludzkie.

- Na przykład?

- Ocierasz się o mnie.

- Nieprawda!

- To normalne. Podświadomie chcesz zostawić na mnie swój zapach a przy okazji mieć na sobie trochę mojego.

- ... Nie robię tak.

- Cóż... Następnym razem jak to zrobisz, zwrócę ci uwagę i sam zobaczysz.

- ... Coś jeszcze?

- Hm... Takie... Zwyczajne rzeczy. Sam nie wiem. Rzeczy, które robi każdy wilkołak instynktownie.

- Jak?

- ... Kiedy masz ochotę na seks, wydzielasz ładny zapach i...

- Wystarczy.

- Ale...

- Dla własnego dobra... Nie kończ.

- ... Jesteś też dość... silną omegą. Bardzo... dominującą. Byłbyś dobra Luną.

- Luną?

- Partnerem dowódcy stada.

- Hm... To chyba dobrze.

- Nie wiem. Chyba tak. W każdym razie cieszę się, że nie urodziłeś się w jakimś stadzie.

- Dlaczego?

- Cóż... Musiałbym skręcić wiele karków, by zatrzymać cię dla siebie. Chociaż... Podejrzewam, że sam odstraszyłbyś kilku adoratorów.

- Niby czym?

- ... Pewnie skręciłbyś parę karków. Tym którzy nie rozumieją słowa nie.

- Oczywiście. Rzeczywiście masz szczęście, że nie urodziłem się w stadzie.

Posłałem Nasirowi złośliwy uśmieszek a ten zmarszczył jedynie brwi i pokręcił głową.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top