Rozdział XIII
Moje ciało bolało. Było mi to już jednak obojętne. Przebudziłem się w środku nocy. Leżałem okryty futrami, a on spał tuż obok mnie. Byłem odwrócony do niego plecami, ale czułem jego ciepło i oddech.
Gdybym tylko miał teraz coś ostrego... cokolwiek co mógłbym wbić bu w gardło lub serce, teraz gdy śpi obok mnie całkowicie bezbronny...
Poruszył się lekko, a ja zamarłem, wstrzymując oddech. Dopiero po chwili nieco się rozluźniłem. Jednak nie do końca. Całe moje ciało krzyczało, bym się od niego odsunął. Nie miałem jednak gdzie. Z jednej strony ograniczała mnie ściana a z drugiej on.
Od momentu, w którym otworzyłem oczy, jestem w ciągłym strachu przed tym, że obudzi się i znów mi to zrobi.
Wziął mnie dwa razy, nim straciłem przytomność. W jednej chwili jestem gwałcony, a w następnej budzę się w objęciu mojego gwałciciela.
Nie wiem jak mogłem mieć jakiekolwiek wątpliwości. W tym czymś nie ma niczego ludzkiego. To zwierze. Potwór. Wynaturzenie.
Jakoś mu ucieknę. Jeszcze nie wiem jak ale to zrobię. Nie dam się zabić i... wytrzymam. Wytrzymam wszystko. Nie mam już nic do stracenia. Nic oprócz życia.
***
Z całych sił rzuciłem w mężczyznę kawałkiem drewna. Owoce, które na nim leżały rozsypały się po całej jaskini. Zasłonił się ręką tak, że drewno uderzyło w nią, a nie w jego twarz. Nie wydawał się zdenerwowany. Raczej zaskoczony.
Miałem już dość. Nie wiedziałem, ile jeszcze wytrzymam. Nie zamierzam przyjmować od niego niczego. Najwyżej zginę z głodu i odwodnienia.
Przez ostatnie... trzy... cztery dni rozbił ze mną, co chciał. Nadal przynosił mi jedzenie, zajmował się moją raną i pieprzył mnie, jak tylko nabrał na to ochoty. Jedyna różnica polegała na tym, że brał mnie tylko od tyłu a zawsze, gdy kończył, wydawał się zirytowany.
Spojrzał na mnie swoimi złotymi oczami, po czym wyszedł. Oczywiście za jakiś czas wrócił z królikiem, rozpalił ognisko i zaczął go piec. Jakież było jego zdziwienie, gdy stanął przede mną z pieczoną zwierzyną, a ja odepchnąłem jego rękę.
Warknął i ponownie wyciągnął mięso w moją stronę. Splunąłem na niego. Drgnął i wydał z siebie kolejne tym razem ostrzegawcze warknięcie. To zwierzę. Powinienem traktować go jak zwierzę.
Spojrzałem mu prosto w oczy i odwarknąłem. Nie było to tak groźne. Nie miałem ostrych zębów. Nie potrafiłem odtworzyć tego zwierzęcego dźwięku. A jednak mężczyzna wydawał się zszokowany.
Odłożył królika obok mojego posłania i wstał. Myślałem, że wyjdzie, ale on zaczął krążyć po jaskini. Co chwilę zerkał na mnie jak jakiś zdezorientowany kundel.
Obserwowałem go w ciszy a za każdym razem, gdy patrzył w moją stronę, posyłałem mu pełne pogardy spojrzenie. Już się go nie bałem. Teraz go nienawidziłem. Nie zobaczy już w moich oczach strachu a jedynie obrzydzenie.
Po kilku minutach zatrzymał się przede mną i przyklęknął. Spoglądał na mnie chwilę, po czym powoli wyciągnął dłoń do mojej twarzy. Nim palce musnęły moją skórę, odtrąciłem jego rękę. Nie mogłem rozszyfrować jego reakcji. Nie wydawał się wściekły czy nawet zirytowany. Po prostu wstał i tym razem wyszedł.
Tego dnia już nie wrócił. Ja natomiast wykorzystałem ten czas. Obejrzałem swoją ranę i spróbowałem wstać. Udało się. Wykonałem nawet kilka kroków. Na początku szło mi ciężko, ale przekonałem się, że mogę.
Przeszedłem na drugi koniec jaskini. W miejsce, gdzie leżały rozrzucone materiały. Przeszukałem je. Były tam różne ubrania w tym mój ciepły szary płaszcz. Znalazłem też spodnie. Wydawały się na mnie zdecydowanie za duże, jednak pasek też tam był i... dlaczego miałem wrażenie, że skądś go kojarzę?
Wziąłem go w dłonie i przyjrzałem się mu dokładniej. Na brązowej skórze były ciemne plamy. Delikatnie potarłem je, zastanawiając się co to takiego. Jakby... wino... nie...
Upuściłem pas, a metalowa sprzączka uderzyła w ziemie. Dźwięk metalu rozległ się po jaskini. Przez moją głowę przeszła myśl... Skąd ma te rzeczy, skoro ewidentnie nie ma kontaktu z ludźmi? Znałem odpowiedź, ale wolałem o tym nie myśleć.
Widziałem już ten pasek kilkakrotnie. Raz miałem go tuż przed sobą, gdy Grimm w pośpiechu próbował go rozpiąć.
Powoli wstałem, czując, że moja noga długo już nie wytrzyma. Ruszyłem jednak do wyjścia z jaskini. Nie zdziwiło mnie to, co zobaczyłem. Na zewnątrz były dwa szare wilki. Podniosły łby i spojrzały w moją stronę, jednak nie okazywały wrogości. Mimo to wycofałem się do jaskini i położyłem się na moim stałym miejscu. Czułem pulsujący ból w udzie. Jednak nie był to ból nie do wytrzymania.
Trzy dni. Za trzy dni, jeśli nadarzy się okazja, spróbuję uciec.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top