Rozdział LXXI
Nie poruszaliśmy się zbyt szybko, gdyż często potrzebowałem odpoczynków. Nie tylko rana w moim brzuchu wciąż w pełni się nie zagoiła, ale i wymęczyłem swoje ciało, odmawiając jedzenia. Nasir miał rację. Próbowałem się zabić. To było po prostu rozciągnięte w czasie samobójstwo. Na szczęście udało mi się otrząsnąć. Udało mi się ruszyć do przodu.
Podróż nie była tak trudna, jak poprzednim razem. Głównie dlatego, że stosunki między mną a wilkołakiem były teraz... więcej niż przyjazne. W nocy czerpaliśmy ciepło z własnych ciał. W drodze Nasir niekiedy podtrzymywał mnie lekko, ułatwiając mi podróż. Niemniej czas ciągnął się. Nasir częsta próbował ze mną rozmawiać, jednak nie miałem ochoty na pogawędki. Wiedziałem, że się stara i jest mu przykro, gdy go zbywam, jednak nic nie mogłem poradzić na mój podły nastrój.
To było coś w środku. Chyba ta wilcza część. Ta ludzka była rozgoryczona... Tą wilczą wciąż szarpała rozpacz. Ona wiła się, drapała i wyła z bólu. Zastanawiałem się... czy to dlatego, że jestem omegą. Chciałbym móc wyłączyć tę część. To przez nią wczorajszej nocy obudziłem się z krzykiem. Nasir potrzebował godziny, nim udało mu się mnie uspokoić. To zdarzało się co jakiś czas. Napad czystej rozpaczy. To ta wilcza część wyrywała się wówczas na powierzchnię. Ona przejmowała kontrolę. Nie lubiłem jej. W jakimś sposób ją rozumiałem, ale... nie potrafiłem znieść jej reakcji.
Ja... byłem wściekły. Ja nie poroniłem... moje dziecko zostało zabite. Kula przeszyła moje trzewia. Ktoś mnie wydał. Ktoś pociągnął za spust. Ktoś był za to winny. A ten głupi wilk krzyczał, że to jego wina... moja wina. Że straciliśmy je, ponieważ byliśmy za słabi. On nie jest wściekły. Nie czuje gniewu. On tylko wyje z rozpaczy i nie chce niczego z tym zrobić. To ten wilk chce się poddać. Chce tylko leżeć i płakać w samotności. A ja nie zamierzam tego robić. Chcę walczyć. Chcę sprawiedliwości.
- Dyara?
Głos Nasira wyrwał mnie z zamyśleń. Zastanowiłem się, ile już zdążyliśmy przejść.
- Tak? Coś się stało?
- Nie, po prostu... Patrzysz przed siebie, jakbyś planował morderstwo.
- Nie mam tego w planach.
- Mam taką nadzieję.
- Uważasz, że ty możesz odgryzać ludziom głowy a ja nie?
- Ja od dziecka uczyłem się jak zabijać. Gdy zabiłem po raz pierwszy, byłem przygotowany na to, że kiedyś nadejdzie taki moment. My alfy... jesteśmy w pewien sposób odporniejsi. W końcu z założenia mamy być obrońcami. Ty Dyara jesteś...
- Omegą.
- ... To także. Jesteście bardziej... emocjonalni i wrażliwi. Jednak chodzi także o to, kim jesteś. Nie jako omega, ale jako człowiek. Wiem, że jeśli ktoś stanie ci na drodze... jeśli ci zagrozi... wówczas się nie zawahasz. Niemniej masz w sobie znacznie więcej współczucia i zrozumienia niż ja. Wiem, że jeśli kogoś skrzywdzisz, będziesz tego żałował.
- Tak myślisz?
- Cóż... Podejrzewam, że nie w każdym przypadku.
- To znaczy?
- Są źli ludzie. Są ludzie, którzy zasługują na śmierć. Niektórzy zwyczajnie nie zasługują na współczucie.
- Tak... Masz rację.
- Niemniej przelanie krwi nie jest dla ciebie czymś łatwym czyż nie?
- Ja... Nie wiem już. Czasem nie wiem, co sam myślę. To tak jakbym...
- Był rozdarty na dwie części?
- Tak... Skąd wiedziałeś?
- Po prostu ludzka i wilcza część naszej osobowości nie zawsze są w równowadze. Czasem występuje pewien... konflikt. W moim wypadku zazwyczaj czuję wielką wewnętrzną potrzebę dominacji. Coś we mnie krzyczy, abym podporządkował sobie innych, gdyż jestem od nich silniejszy. Jednak ja tego nie chcę... Chcę żyć z innymi w pokoju. Nie chcę traktować i postrzegać ich jako gorszych, ale... jest we mnie ta wilcza, alfia część. Muszę trzymać ją w ryzach. To tyczy się też innych rzeczy. Mój wilk jest agresywny. A także strasznie terytorialny. W mieście... wystarczy, że jakiś kupiec czy przechodzień cię dotknie, a on krzyczy, że jesteś mój, a oni dotykają co moje. Wtedy muszę go uciszyć, bo ta rozsądniejsza część wie, że nikt nie próbuje mi ciebie zabrać. Tak naprawdę niemal całe nasze życie polega na kontrolowaniu naszych wilczych instynktów. Niemniej... czasem warto ich posłuchać. Nie zawsze się mylą.
- To dlatego część mnie chce wrócić do domu i zakopać się na miesiąc pod kocami?
- Tak. To bardzo... typowe zachowanie.
- Dla omeg?... Jak zachowują się omegi... w takich sytuacjach?
Na szczęście nie musiałem tłumaczyć Nasirowi, o co mi chodzi. Zrozumiał.
- Nasze stada są stosunkowo niewielkie, więc wszyscy się znają. Niejednokrotnie widziałem pogrążone w rozpaczy omegi. Jedną niejednokrotnie się opiekowałem.
- Omegą twojego brata.
- Tak. Ktoś musiał. Omegi są w takim stanie nieobliczalne. Bardzo często się samo-okaleczają. Większość... odmawia jedzenia. Najlepiej przechodzą to omegi, które mają już dzieci. Wówczas nieważne w jak dużej są rozpaczy, myśl o swoich młodych, zmusza je do działania. Jednak w najgorszych przypadkach... Cóż... Tak jak mówiłem, głodzą się, ranią, zamykają w jakimś ciemnym miejscu z dala od innych. Czasem popadają w obłęd. Jeśli są wyjątkowo słabe... Odbierają sobie życie. Niektóre... wypierają rzeczywistość. Nigdy nie widziałem jednak, by omega wyruszała na krucjatę.
- No widzisz. Masz wyjątkowo trudną omegę.
- Mój wilk właśnie krzyczy, by przerzucić sobie ciebie przez ramię i zanieść do domu.
- Kazałeś mu się przymknąć?
- Jeszcze nie. Na razie słucham jego argumetów i zastanawiam się, kto ma rację. Ja czy on.
- Co jeszcze tam krzyczy?
- ... Że okazuję słabość i jestem żałosną alfą.
- A to niby dlaczego?
- Alfy dominują. Omegi słuchają. Zazwyczaj tak właśnie jest. Dyara natomiast... niezbyt daje się zdominować. Gdyby widzieli mnie w stadzie, to by mnie wyśmiali.
- Więc mam być posłuszny i być na każde twoje skinienie?
- Cóż... W teorii? Tak.
- Nie wiem, jak Omegi mogą tak żyć.
- W większości są z natury uległe. Nie chcą podejmować decyzji, więc są szczęśliwe, że robią to ich alfy. Omega panuje, tylko gdy w grę wchodzi opieka nad dziećmi i domem. Czasem może lekko podważyć autorytet swojej alfy, ale tylko w domowym zaciszu. Nigdy przed innymi.
- Koszmar.
- Nie dla nich. Zresztą, jeśli alfa naprawdę kocha swoją omegę, będzie ją rozpieszczał, przynosił prezenty, a może nawet liczył się z jej zdaniem. Chodzi o to, że ostateczna decyzja zawsze należy do alfy. Jeśli się na coś nie zgodzi, omega może być zła, jednak powinna grzecznie posłuchać.
- ... Zaraz znajdę jakiegoś kija i zobaczymy, kto kogo będzie słuchał.
- Nie twierdzę, że to popieram. Przyznam, że zawsze, gdy wyobrażałem sobie moją omegę, myślałem, że też taka będzie. Bo to... normalne. Jednak mnie wyjątkowo się poszczęściło. Alfa i omega powinni się dopełniać. A my... My wyjątkowo dobrze się dopełniamy. To dlatego, że traktujemy się na równi. Ja... Teraz gdy cię poznałem, nie wyobrażam sobie, jak miałbym żyć z kimś uległym. To byłoby... nudne. Dyara jest silny. Nadal masz w sobie wiele z omegi, ale jednocześnie masz w sobie tyle... osobowości.
- Teraz się podlizujesz, bo nie chcesz dostać kijem.
- Nie chcę, abyś był uległy. To znaczy, czasem chcę. Bo jesteś denerwujący. Wtedy mam ochotę cię związać.
- No ciekawe.
- Jednak nie chciałbym byś był uległy cały czas. Lubię cię za twoją determinację i niezależność. Wiem, że gdybym nie pozwolił ci iść do Trevtown to uśpiłbyś mnie swoimi ziółkami i sam tam poszedł.
- ... Wcale nie.
Dokładnie taki był plan. Następnym razem muszę wziąć pod uwagę, że może nie chcieć zjeść niczego, co mu podam.
- W każdym razie chcę by Dyara był szczęśliwy. Dlatego nie zamierzam cię powstrzymać. A przynajmniej nie siłą.
- Jak miło. Nie muszę się bać, że przywiążesz mnie do łóżka.
- ...
- Dlaczego nie potwierdziłeś?
- Ponieważ... sam nie wiem. Mam wrażenie, że to niesprawiedliwe.
- Że co przepraszam? Niby dlaczego?
- Bo ty byś mnie przywiązał do łóżka.
Cholera... zna mnie lepiej, niż myślałem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top