Rozdział LIV

Czułem się jak nowonarodzony. Wyszedłem z kąpieli, dopiero gdy woda stała się zimna. Gdy wróciłem do naszego pokoju Nasir leżał już w łóżku i chyba sobie drzemał. Ja najpierw usiadłem przy niewielkiej toaletce z lusterkiem, która stała pod jedną ze ścian. Chciałbym taką mieć... Ciekawe czy Nasir jest na tyle wprawny, by zrobić dla mnie coś takiego... Zrobił kurnik, szopę, płot... Chyba mu to zasugeruję.

Związałem swoje włosy w warkocz. Wysuszyłem je ręcznikiem, ile mogłem jednak niestety, jako że są długie, nie wyschną zbyt szybko. Zerknąłem na Nasira i westchnąłem z rezygnacją, gdy zobaczyłem, że swoich praktycznie nie wytarł. Zgarnąłem ręcznik, którego używałem wcześniej i nie zwracając uwagi na to, że go obudzę, zarzuciłem mu go na głowę i zacząłem wycierać mu włosy. Przez chwilę wydawał z siebie jakieś dźwięki niezadowolenia, ale w końcu się poddał. Nawet usiadł, by było mi łatwiej.

Gdy zabrałem ręcznik, nie powstrzymałem wybuchu śmiechu. Jego ciemne włosy sterczały w każdą możliwą stronę. Wyglądał, jakby go piorun trzasnął. Dąsał się przez chwilę, podczas gdy ja próbowałem pozbierać się do kupy. Otarłem łzy i naprędce trochę tę szopę ułożyłem.

- Żebym musiał się tobą zajmować. Ile ty masz lat, że nawet włosów nie potrafisz pożądanie wytrzeć?

- Miałem nadzieję, że moja omega przyjdzie i się mną zajmie. Nie przewidziałem tylko, że nie będziesz zbyt delikatny.

Dałem wilkołakowi pstryczka w nos, a ten w odpowiedzi złapał mnie w pasie i rzucił na łóżko obok siebie. Nie powstrzymywałem śmiechu. Byłem szczęśliwy i nie miałem zamiaru tego tłumić. Nasir wtulił się we mnie z wyrazem zadowolenia na twarzy.

- Łał Nasir... W końcu nie śmierdzisz psem.

Brunet prychnął rozbawiony i uszczypnął mnie zaczepnie w ramię.

- Okropna omega.

- No co? Przyznaj, że to było relaksujące.

- Za gorąco. Za duszno. Za wilgotno.

- Nie spodziewałam się, że z ciebie taka zrzęda.

- Ważne, że Dyarze się podobało.

- O tak... Zjadłem dobry posiłek... Wziąłem relaksującą kąpiel... Leżę na mięciutkim łożu... No i... wygląda na to, że mam męża.

Uniosłem dłoń do góry i z zachwytem wpatrywałem się w obrączkę na moim serdecznym palcu. Mieniła się delikatnie w blasku ciepłego złocistego światła. Była piękna. A przede wszystkim była symbolem naszej więzi.

- Wiedziałem, że Dyarze się spodoba. Udajesz twardego, ale lubisz błyskotki. Jak sroka.

Dałem wilkołakowi kuksańca w żebra, na co ten się roześmiał. Wtulił się we mnie mocniej, układając głowę przy mojej szyi tak, że czułem na niej jego ciepły oddech.

- W tym pokoju było mnóstwo zapachów.

- Co?

- Buteleczek z pachnącymi płynami.

- Niech zgadnę... Nie miałeś pojęcia, do czego służą.

- Jak powąchałem jeden, to aż mnie nos rozbolał.

- To olejki. Niektóre dodaje się do wody, by ładnie pachniała. Innymi smaruje się ciało.

- Dyara niepotrzebnie ich używał. Lubię twój naturalny zapach. Jest lekki i orzeźwiający.

- Nie używałem ich. Żaden mi się nie spodobał. Były za mocne.

Brunet zmarszczył brwi i przysunął swój nos bliżej mojej szyi. Obwąchał mnie... jak pies. Powstrzymałem się od śmiechu. Ledwo.

- No i co? Jak powiesz, że śmierdzę, to śpisz pod drzwiami.

- Nie. Po prostu pachniesz jakoś tak bardziej... słodko. Jak konwalie, ale i... sam nie wiem... Może jakieś owoce. Jadłeś owoce?

- Jagnięcina była z żurawiną.

- Nie. To nie to. Nie czuję już zapachu mięsa. Tylko twój naturalny zapach wymieszany z tym słodkim.

- Nie rozumiem skąd ta dociekliwość. Zachowujesz się dziwnie paranoicznie. To tylko zapach psiaku.

- Nie... To ważne.

Nasir podniósł się i siadł okrakiem na moich nogach, po czym nachylił się i zaczął obwąchiwać z jeszcze większym zapałem. Tym razem nie zdołałem powstrzymać śmiechu.

- No wiesz, liczyłem na nieco inną grę wstępną... No, chyba że takie rzeczy cię podniecają. Może następnym razem natrę się dla ciebie sarniną.

Nasir nie zareagował na mój żart. Nagle wyprostował się, a wyraz jego twarzy był zaskakująco poważny.

- Ej... No, o co ci chodzi? Nagle nie podoba ci się, jak pachnę?

- Nie... Nie o to chodzi. Każdy ma swój stały, naturalny zapach. On nie zmienia się bez przyczyny. Jest inny z wiekiem. Zmienia się czasem podczas poważniejszej choroby. Staje się silniejszy im bliżej rui. Czasem zmienia się subtelnie podczas odczuwania silnych emocji. Po zapachu możesz wyczuć czy ktoś jest na przykład przerażony. Zmiana zapachu zawsze coś oznacza.

- No to panie ekspercie w dziedzinie zapachów, dlaczego niby pachnę inaczej? Nie czuję się zbytnio umierający a do rui też mi daleko.

- Nie... To nie tyle zmiana twojego zapachu ile zupełnie nowy wymieszany z twoim.

- O nikogo się nie ocierałem, jeśli to insynuujesz.

Przypomniałem sobie co mówił Nasir o zostawianiu na kimś zapachu i idea ta strasznie mnie śmieszyła.

- A przynajmniej nie o kogoś, kto pachnie owocami.

- Dyara...

- Ej no przecież żartuję. Nie rób takiej poważnej miny.

- Nie... Nie o to chodzi.

- No weź, bo już mnie trochę niepokoisz. O co chodzi?

Nasir przełknął nerwowo ślinę, co już zupełnie wyprowadziło mnie z równowagi. Na początku sobie żartowałem, ale teraz zaczynam się niepokoić, że coś naprawdę dzieje się z moim ciałem. Nagle Nasir zszedł ze mnie, po czym odrazu złapał mnie i przyciągnął do siebie, zamykając w silnym uścisku. Odetchnął głęboko a ja zdezorientowany ani drgnąłem.

- No dobrze... Albo mi powiesz, o co chodzi, albo nie zawaham się użyć przemocy.

- Dyara... Twój zapach się zmienił.

- No tak przecież wie...

Mój zapach... się zmienił. Zmienił się. Przecież...

- Ale... pełnia przebiegła normalnie...

- Zdarza się. To rzadkie, ale się zdarza. Zapach... zapach zmienia się zawsze.

- ... Więc... Czy... Czy to pewne? Czy... Czy na pewno...

- Tak. Na pewno.

W mojej głowie pojawiło się naraz tyle emocji, że nie byłem w stanie ich rozróżnić. Wtuliłem się mocniej w Nasira zaciskając dłonie tak mocno, że musiałem wbić mu paznokcie w plecy. On jednak nie zwrócił na to uwagi. Trzymał mnie, dając mi poczucie stabilności, mimo że mój świat drżał w posadach. Musiałem o to zapytać. Musiałem otrzymać jednoznaczną odpowiedź.

- Jestem w ciąży?

- ... Tak.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top