Rozdział XXXV


Pogoda była wyjątkowo ładna. Śnieg zaczynał już topnieć. Podejrzewam, że jeszcze w ciągu tego tygodnia zdąży go trochę spaść, jednak byłem niemal pewien, że wiosna się zbliża. Z każdym dniem miałem lepsze warunki do ruszenia w drogę. Z każdym dniem miałem też na to coraz mniejszą ochotę.

Była już dość późna noc. Siedziałem przy stole naprzeciw Nasira i z braku ciekawszego zajęcia patrzyłem jak ostrzy swoje noże. Panowała kompletna cisza przerywana tylko miarowym dźwiękiem ostrzenia. Mężczyzna zerkał co chwilę w moją stronę, ale nie komentował mojej obecności. Nie zareagował też zbytnio, gdy przerwałem milczenie.

- Co to właściwe za miejsce? Ten... Dom.

- Należał do mojej rodziny. Tutaj mieszkali moi rodzice, zanim mój dziadek umarł a ojciec musiał przejąć stado. Opuścili to miejsce, ale dbali o nie. Tak... Na przyszłość. Jakby przewidzieli, że któreś z ich dzieci będzie go kiedyś potrzebowało. Przyprowadzili nas tu tylko raz. Miałem wtedy... Pewnie z siedem... Może osiem lat. Mój brat miał piętnaście. Gdy mnie wygnano... W pierwszej kolejności przybyłem tutaj. Spędziłem tu ponad dwa lata z krótkimi przerwami. Naprawiłem to, co wymagało naprawy i... Stworzyłem tu dla siebie dom.

- Więc dlaczego go opuściłeś?

- ... Byłem tu... Sam. Całymi dniami sam. Tułacze życie było przynajmniej ciekawe. Znalazłem wilki, które zechciały za mną podążać i razem żyliśmy z dnia na dzień.

- Zastanawiałem się... Nad tym, co mówiłeś o swoim bracie. Czy wasi rodzice nie... Nie zareagowali jakoś?

- Mój ojciec zginął. Został zabity przez ludzi. Myśleliśmy, że jesteśmy bezpieczni w naszym lesie, ale... Ludzie są coraz bardziej niebezpieczni i śmiali. Polują na nas, mimo że staramy się nie wchodzić im w drogę. Grupa myśliwych próbowała znaleźć nasze stado. Mój ojciec i kilkoro ochotników chcieli ich przepędzić, ale... Ludzie zastawili pułapkę. Tylko dwóch naszych wyszło z tego cało, a mojego ojca nie było wśród nich. Po tym wydarzeniu przenieśliśmy się w głąb puszczy. Z dala od ludzkich osad. Moja matka bardzo przeżyła śmierć ojca. Ona... potrzebowała opieki. Nie była w stanie... zrobić czegokolwiek. Biernie obserwowała poczynania mojego brata. Chyba... Nie do końca docierało do niej to wszytko. Ponadto... Kocha go. To jej pierworodny. Ukochany syn. Zawsze traktowała go... ulgowo. Jego terytorializm i agresję uważała za coś niegroźnego. Twierdziła, że jest po prostu urodzoną alfą. Nigdy nie dostrzegała jego wad. Nawet nie... nie spotkała się ze mną, gdy opuszczałem stado. Nie przyszła, by się pożegnać.

- ... Przykro mi.

- Dyara nie powinien być smutny. Cokolwiek się wydarzyło... Sprawiło, że teraz jestem tutaj. Z Dyarą. Moją bratnią duszą.

- ... Co zrobisz, jeśli zechcę odejść?

- Nic. Pozwolę ci odejść.

- ... Tak po prostu?

- Tak. Będę się martwił. Umierał z tęsknoty i strachu o ciebie, ale... nie będę więził Dyary w tym domu. Chcę, abyś był szczęśliwy. Jeśli nie możesz być szczęśliwym przy mnie... muszę cię puścić.

- ... Czy... Zabrałbyś mnie ze sobą do tego miasta, w którego pobliżu byłeś ostatnio?

- Oczywiście. Dyara chce... zatrzymać się tam?

- Nie. Chciałbym kupić kilka rzeczy.

- Mogę kupić wszystko sam. Powiedz tylko, czego potrzebujesz.

- Muszę iść osobiście... Ty nie będziesz wiedział co kupić.

- Jeśli Dyara potrzebuje czegoś do podróży, to na pewno znajdę odpowiednie rzeczy.

- Cóż... Jest wręcz przeciwnie. Pomyślałem sobie, że... na razie... chyba tu jeszcze zostanę. A skoro zima się powoli kończy to... Mógłbym może... założyć jakiś malutki ogródek przy domu. Taki z warzywami.

- ... Dyara chce zostać?

- Na razie. Nie wiem na jak długo, ale... nie chcę... Nie chcę być znowu sam. No wiesz... Bo nie pozwolisz mi zabrać ze sobą Mirry co nie?

Zerknąłem na Nasira a ten wpatrywał się we mnie niezwykle intensywnie. Po chwili poruszył się, odłożył nóż i ostrzałkę, po czym sięgnął do mojej dłoni, którą trzymałem na stole. Zatrzymał się jednak w ostatniej chwili. Jego palce od moich dzieliły może dwa centymetry. Zatrzymał się jednak. Nie dotknął mnie.

Zapanowała chwila ciszy i chyba zamierzał odsunąć swoją dłoń, ale pod wpływem chwili przesunąłem swoją i splotłem nasze palce. Jego dłoń była większa od mojej. Jego skóra była też znacznie ciemniejsza. Moje palce w porównaniu do jego wydawały się niezwykle smukłe i delikatne.

- Ja... Chcę zostać. Nie jestem jeszcze pewien, co do ciebie czuję, ale... nie nienawidzę cię. Lubię cię. Nie wiem, czy cię kocham. Jednak... nie chcę stąd odchodzić. Nie chcę odchodzić od ciebie.

- Dziękuję. Za... Za drugą szansę.

- ... Nie zmarnowałeś jej.

Przez chwilę trwaliśmy w bezruchu, lecz w końcu, muszę przyznać, że dość niechętnie zabrałem swoją dłoń. Nasir nie protestował, ale... wiem, że też tęsknił za tym dotykiem. Odchrząknąłem i postanowiłem zmienić temat rozmowy.

- Czy... Czy jest coś, co moglibyśmy sprzedać? Chodzi o to, że... potrzebujemy pieniędzy a ja... nie mam nic. Wszystko, co miałem przepadło i...

- Nasir ma pieniądze.

- ... Co?

- Nie wiem, czy to dużo, czy bardzo mało, ale coś mam.

- Skąd?

- Cóż... Na początku po wygnaniu często wymieniałem się z ludźmi. Dawałem im skóry. Poroża... Wszystko, co zostawało z polowań, a czego nie potrzebowałem. Tylko... nie bardzo wiedziałem co zrobić z tymi monetami, więc je zbierałem. Pomyślałem, że może kiedyś się przydadzą. Tak samo z tymi, które... znalazłem przy ludziach, którzy próbowali mnie zabić.

- ... Wiem, że ten świat jest okrutny i nie tak dawno chciano mi zrobić straszne rzeczy i rozumiem sam zamysł obrony koniecznej, ale... zabieranie rzeczy zmarłym nie jest zbyt... dobre.

Wilkołak wzruszył delikatnie ramionami.

- Im już nie były potrzebne.

- ... Więc... ile właściwie ich masz?

Mężczyzna zastanowił się chwilę, po czym wstał i podszedł do jednej z szafek. Otworzył szufladę, wyciągnął z niej wszystko a później także... dno. Po chwili w jego ręku pojawił się niewielki, ale wypchany woreczek. Nasir położył go przede mną, a ja po chwili wahania otworzyłem go i zamarłem. Kilka minut zajęło mi otrząśnięcie się. Wysypałem całą jego zawartość, by się upewnić.

- To... To prawie same srebrniki!

- Czy to dobrze?

- To... Tak! Za to... Nie tylko moglibyśmy kupić wszystko, co przyda mi się do prowadzenia ogrodu, ale i porządne ubrania, przybory domowe... Cokolwiek! I jeszcze sporo by nam zostało na przyszłość. Za to można utrzymać się przez... przez co najmniej rok zakładając, że nie rusza się palcem i wszystko, co potrzebne się kupuje.

- Hm... W takim razie niech Dyara je weźmie i kupuje za nie, co chce.

- Nie mogę!

- Dlaczego?

- To twoje pieniądze!

- Nie potrzebuję ich. Mam wszystko, co mi niezbędne, ale jeśli Dyara może kupić za nie coś, co go uszczęśliwi lub ułatwi mu życie tutaj... To niech je weźmie.

- ... Naprawdę? Mogę?

- Tak. To także dom Dyary. Rozumiem, że Dyara pragnie lepszego życia. A ja pragnę dać jak najlepsze życie Dyarze.

- ... Czy... Czy twoje wilki atakują każde zwierzę?

- To znaczy?

- Na przykład... Gdyby przy naszym domu mieszkała sarna to czy zaatakowałby ją?

- Nie, jeśli bym im tego zabronił.

- ... Potrafisz może... wykonywać takie... budowlane prace?

- Naprawiałem ten dom, jeśli o takie rzeczy chodzi Dyarze.

- Czy... czy potrafiłbyś wybudować taki jakby... mały domeczek i płot?

- Tak... Myślę, że tak. Po co Dyarze mały domek i płot?

- Bo... Wiesz... Moglibyśmy mieć ogród z własnymi świeżymi warzywami, ale... Mieszkamy z dala od innych ludzi więc... pomyślałem, że... tak na dłuższą metę... moglibyśmy pomyśleć o jakichś zwierzętach.

- Och... w stadzie mieliśmy zwierzęta. Kury.

- Tak! Moglibyśmy kupić ze dwie kury i... może kozę. Mleko... Jaja... Świeże warzywa... Ja bym się tym wszystkim zajmował. Byłoby tu tak... wspaniale...

- ... Dobrze. Niech Dyara da mi trochę czasu. Zrobię co tylko Dyara sobie zażyczy, a gdy przyjdą roztopy zabiorę Dyarę do ludzkiego miasta by mógł kupić wszystko, czego potrzebuje.

- Dziękuję!

- Nie musisz dziękować. Wiem, że Dyara chce po prostu stworzyć dla siebie lepszy dom.

- Nie dla siebie... Dla nas. To nasz dom... Prawda?

- Tak... Nasz.

- Dobrze... A teraz chodźmy już spać. Jutro naostrzysz te swoje noże.

- Dobrze. Niech Dyara idzie, a ja posprzątam.

Wstałem i ruszyłem do sypialni. Zatrzymałem się na chwilę w drzwiach i patrzyłem jak Nasir chowa wszystko do szuflady.

- Wiesz...

Mężczyzna przerwał i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.

- Jeśli obiecasz, że będziesz trzymał łapy przy sobie... to nie musisz spać na podłodze.

Nie czekałem na jego odpowiedź i wszedłem do pokoju. Od razu ruszyłem do łóżka i położyłem się blisko ściany, zostawiając dużo wolnego miejsca.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top