Rozdział XVIII
[Rozdział z trochę innej perspektywy. Może trochę wyjaśni sytuację. A może nie ;)
Miłego czytania. ^^
Ps. To jest omegaverse ale nie takie stricte. Mam przez to na myśli, że mocno opieram się na tych wszystkich typowych motywach ale jednocześnie trochę sobie zmieniam tworząc niejako własną wersję.]
Moje ciało było ciężkie. Zmysły przytłumione. Nienawidziłem tego stanu. Miałem ochotę wyć z wściekłości i frustracji. Jestem teraz łatwą ofiarą. Nie wzbudzającą strach alfą, a bezbronną zwierzyną. Miałem w sobie jednak wystarczająco wiele uporu, by otworzyć oczy.
Ściany jaskini były oświetlone przez jaskrawy płomień ogniska. A przy ognisku... siedziała moja omega. Był zwrócony do mnie bokiem. Nie mógł więc dostrzec, że się zbudziłem. Zwłaszcza że w skupieniu przyglądał się tańczącym płomieniom. Mogłem więc podziwiać jego profil.
Wyglądał jak delikatny i piękny kwiat. Miał długą smukłą szyję i cerę jasną jak mleko. Jego twarz miała delikatne... a jednocześnie królewskie rysy. To nie jest byle jaki polny kwiat. Ten kwiat ma kolce. Pełne, zaróżowione i miękkie usta potrafią wypowiedzieć iście władcze słowa. Piękne oczy o rzęsach długich niczym u kobiety są zimne niczym lód. Jego szczupłe ciało wydaje się takie bezbronne. Sprawia, że chcesz je chronić. Jednak w tym słabym ciele kryje się wola walki, która przewyższa niejedną alfę. Moja omega jest piękna.
Gdy zobaczyłem go po raz pierwszy i poczułem tę delikatna więź... jeszcze nigdy dotąd nie czułem takiej euforii. Jednak... to nie było takie, jak powinno być. Moja omega powinna także mnie wyczuć. Odnalezienie partnera powinno być uczuciem tak silnym, że zwala z nóg. Jego zapach był taki słaby. On natomiast wydawał się zupełnie mnie nie czuć.
Obserwowałem więc w ciszy. To mogła być pomyłka. Myślałem, że być może to nie jest moja omega. Może to nieporozumienie. W końcu zachowywał się jak zwykły człowiek. Pachniał jak zwykły człowiek. Im dłużej mu się przyglądałem, tym bardziej byłem pewny tego, że to zwykły marny człowiek.
Myślałem, że być może to on rozstawił sidła, w które wpadł wilk z mojej watahy. Przyglądałem się całej scenie gotowy w każdej chwili rzucić się na mężczyznę w obronie młodego wilka. A jednak ta ludzka istotka ze strachem zbliżyła się do rannego zwierzęcia i nagle usłyszałem jego piękny głos. Głos, który szarpnął moim wnętrzem. Nawet Mirra to poczuł. Wyczuł w tym mężczyźnie swojego pana. Wykonał jego rozkaz.
W ciszy przyglądałem się, jak młody wilk zostaje uwolniony. Musiałem się upewnić. Musiałem wiedzieć, czy... czy to może być prawda. Dlatego pozwoliłem mężczyźnie odejść i nie uszło mojej uwadze, że w jakiś sposób wyczuł moją obecność.
Wysłałem moje wilki by miały na niego oko. A gdy po wielu dniach ponownie go spotkałem... jego zapach był inny. Silniejszy. Znacznie silniejszy i słodszy. Pachniał jak konwalie.
Mój wewnętrzny wilk zaczął się budzić. Nie byłem pewien, co to może oznaczać. Podążyłem więc za tym intrygującym człowiekiem do jego ludzkiej osady. Poczekałem na nadejście nocy i kryjąc się wśród cieni, dotarłem do jego schronienia. I wtedy zrozumiałem. To była moja omega. Byłem tego pewny w momencie, gdy moja zwierzęca część zaczęła szaleć. A to wszystko przez ten piękny zapach.
Moja omega nie przechodziła jednak zwykłej rui. Moja omega była... wybrakowana. Wyglądała na dorosłą, a nie przeszła jeszcze przemiany. To dlatego wydawała się taka ludzka. Była w wieku dorosłego jednak fizycznie była jeszcze podlotkiem. Dopiero tamtej nocy przechodziła powolną bolesną przemianę.
Biłem się z myślami. Powinienem był pomóc mojej omedze. Obawiałem się jednak, że zwierze weźmie nade mną górę. Bliskość omegi mogła stać się zbyt kusząca.
Przemiana zazwyczaj trwa długo i kończy się w wieku czternastu lub piętnastu lat. Do tego czasu, nawet jeśli alfa rozpozna swoją omegę, nie powinien jej tknąć. Do tego czasu bowiem jest jeszcze dzieckiem. Nie doświadcza jeszcze rui i nie jest w stanie mieć szczeniaków. Moja omega mogła wyglądać na starszą... ale fizycznie nie była jeszcze dojrzała. Dlatego odszedłem. Kryłem się jednak w lesie przy ludzkiej osadzie, by mieć oko na moją dorastającą omegę.
Następnego dnia nagle uderzył mnie jego zapach... wymieszany z metalicznym zapachem krwi. Gdy do niego dotarłem... jeszcze nigdy nie wpadłem w taki szał. Jakiś człowiek... jakiś marny człowiek próbował wziąć moją omegę. Czułem krew mojego partnera. Czułem zapach jego strachu.
Rozszarpałem tych ludzi. Moją omegę zabrałem do bezpiecznej kryjówki. Zająłem się jego raną. Czułem ekscytację na myśl o tym, że niedługo się zbudzi.
To moja omega... A jednak nie rozpoznała mnie. W oczach mężczyzny... czy może raczej wciąż jedynie chłopca był strach. Zachowywał się dziwnie. Nie reagował na mnie, tak jak omega powinna na swojego alfę. Zupełnie jakby jego więź nie dotyczyła. Ponadto... nie przyjmował mięsa. Nie wiedziałem dlaczego. Jadł jednak owoce. Dopiero później przypomniałem sobie, że ludzie wsadzają mięso do ognia, nim je zjedzą. To było niepotrzebne. Jednak... moja omega w końcu zjadła. Czułem ulgę. Wydawała się taka słaba i krucha... potrzebowała siły.
Po raz pierwszy poczułem też taki gniew na samego siebie. Ludzie mieli swoje śmieszne języki. Znałem je. Znałem języki ludzi, którzy żyją poza lasem. Znałem je dobrze. A jednak tyle lat minęło, nim ostatnio wypowiedziałem słowo w tym śmiesznym języku.
Rozumiałem moją omegę. Próbowałem przypomnieć sobie jak mówić. Zdradliwe słowa nie chciały jednak wyjść z mojego gardła. Gdy już wychodziły, brzmiały zupełni inaczej niż w mojej głowie. Dlatego wolałem nie mówić nic. Nie chcę, by moja omega pomyślała, że jestem głupcem. Znam te słowa. Muszę tylko... tylko przypomnieć sobie jak ich używać.
Przez kilka dni obserwowałem moją omegę, a ta zaczynała powoli się oswajać. Aż w końcu dojrzała. Starałem się pomóc jej w największym bólu. Zazwyczaj nie przebiega to aż tak gwałtownie... być może to dlatego, że moja omega jest inna. Dlatego że dorosła tak późno.
Jednak stało się. Następnego dnia wyczułem w niej zmianę. Zapach stał się mniej słodki. Bardziej subtelny, ale równie przyjemny. Dostrzegłem, że reaguje na mnie inaczej. Czuje mój zapach. Moja omega była dorosła. W końcu była... normalna. A jednak nadal mnie nie akceptowała.
Jestem jego alfą. Powinien pragnąć mojej bliskości. Tego chcą omegi. Widziałem wiele par. Zawsze przebiegało to tak samo. Pierwsze tygodnie po rozpoznaniu partnera spędzali razem. Nie mogli odejść od siebie na krok. Omegi pragnęły jedynie atencji swoich alf. Ich obecności. Czułości. Bliskości. Tak powinno być. Moja omega powinna do mnie lgnąć. A ja chroniłbym ją. Zająłbym się nią.
Moja omega właśnie dojrzała i nie miała przy sobie matki. Miała jednak mnie. Zamierzałem postąpić jak dobry alfa. Chciałem przygotować mojego partnera do pierwszej rui. Tak należy robić.
Omega nie powinna przeżywać swojego pierwszego stosunku podczas rui. Powinna być świadoma. Powinna znać ciało swoje i swojego partnera, gdy przyjdzie ten czas, bo w końcu każda ruja może oznaczać szczenięta.
A ja czułem, że ruja mojej omegi się zbliża. Byłem niemal pewien, że przyjdzie z pełnią księżyca. Dlatego chciałem przygotować mojego partnera... i... chciałem go skosztować... w końcu wiele dni nie mogłem się do niego zbliżyć, mimo iż był tak blisko. Chciałem, by stał się w pełni mój. By pachniał jak ja, by reagował na moją bliskość, tak jak normalne omegi reagowały na swoich partnerów, chciałem poczuć tę słynną przyjemność wynikającą ze zbliżenia ze swoim przeznaczonym partnerem... a on mnie odepchnął.
Moja omega mnie odrzucała. Nadal. Jak mógł? Przecież... należał do mnie. Czułem to. Powinien pragnąć mnie w sobie w chwili, gdy nasze oczy po raz pierwszy się spotkały. Tak postępują normalne omegi. Miałem ich wiele. Wiele chciało mnie jako swego partnera. A ja czekałem. Czekałem aż znajdę MOJĄ omegę... i zostałem odrzucony.
Tak nie powinno być. Byłem pewien, że to wszystko, dlatego że mój partner jest inny. Wybrakowany. Jego ciało powinno wiedzieć, kim jestem. Dlatego wziąłem go, mimo że się opierał. Miałem nadzieję, że... że instynkt weźmie górę. Że zrozumie, że to naturalne, że jesteśmy stworzenie dla siebie, że powinien mi się oddać, bo od samego początku był przeznaczony właśnie mi. Ale on wciąż mnie odrzucał.
To było... upokarzające. Jestem alfą, a sprzeciwiała mi się moja własna omega. Gdyby ktokolwiek w stadzie był tego świadkiem... Chciałem nauczyć go pokory. Nie chciałem go krzywdzić... Miał po prostu zrozumieć, że jest mój. Tak powinno być.
W końcu przestał się opierać. Jednak... płakał. Za każdym razem ronił łzy, a ja nie mogłem... nie byłem w stanie na to patrzeć, więc robiłem to, tak by nie spoglądać w jego twarz, ale... bolało mnie to. Bolał mnie jego smutek.
Przestał jeść. Nie przyjmował niczego, co mu przyniosłem. Stał się szczuplejszy a jego oczy... niekiedy traciły swój piękny blask. Uświadomiłem sobie, że... że moja omega boi się mnie... nienawidzi mnie... i z mojego powodu traci chęć życia.
I nagle zrozumiałem. Moja omega jest niezwykła. Inna... ale nie wybrakowana. Mój przeznaczony partner jest silniejszy niż inne omegi. Jest niezależny, odważny, butny, pewny siebie i wspaniały... a ja go skrzywdziłem.
Nie wiedziałem jak mam to naprawić. Postanowiłem, że nigdy już nie zmuszę go do stosunku. Nie tknę go, dopóki mnie nie zaakceptuje.
Jednak pojawił się kolejny problem. Intruz na moim terenie. Samotny wilk. Kręcił się w pobliżu i wiedziałem, po co przyszedł. Przyciągnął go zapach omegi. Mojego partnera. Jednak... jeszcze go nie oznaczyłem. Nie jest więc jeszcze oficjalnie mój.
Omegi są rzadkie. Można znaleźć je w stadach, ale samotny wilk nie ma szansy. Stado go nie dopuści. A samotna omega... jest niemal niemożliwa do znalezienia. Dlatego byłem pewien, że nigdy już nie spotkam mojego przeznaczonego partnera. A gdy go znalazłem, jakiś inny alfa śmiał pojawić się na moim terenie, by próbować mi go odebrać.
Dałem mu nauczkę. Przegoniłem i ostrzegłem co się z nim stanie, jeśli jeszcze raz wyczuję jego zapach w pobliżu. Nadal kręcił się w okolicy, ale nie wkraczał na mój teren.
I myślałem, że po tym wszystko w końcu się ułoży. Że jakoś wkupię się w łaski mojej omegi. Odzyskam zaufanie i może w końcu mój partner mnie zaakceptuje.
W końcu zaczął jeść, odezwał się do mnie, a nawet poprosił o pożywienie. Moja omega poprosiła mnie o jedzenie! Okazał przede mną słabość... okazał, że mnie potrzebuje. Mnie. Swojego alfy. Tak powinno być. Powinienem troszczyć się o moją omegę. Polować i przynosić mojemu partnerowi najlepszą zwierzynę by był zdrowy, silny, szczęśliwy...
Ucieszyłem się. Jeszcze nigdy nie byłem tak podekscytowany polowaniem. Chciałem przynieść mojej ukochanej omedze najlepszą zwierzynę w tym lesie. Pięknego dorodnego królika. By moja omega najadła się do syta, odzyskała siły, wyzdrowiała, nabrała odpowiedniej masy i była gotowa na szczenięta. Oczywiście... gdy już mnie zaakceptuje. Na początek musielibyśmy zbudować więź.
Normalnie jako przeznaczeni sobie partnerzy od samego początku łączyłaby nas silna emocjonalna więź... ale z jakiegoś powodu mój partner jej nie odczuwał. Ale to nic. Stworzylibyśmy ją od nowa. A później... później stworzylibyśmy rodzinę... może wrócilibyśmy do stada...
Ale gdy powróciłem z polowania, nie było go. Zniknął. Uciekł. Doprowadziłem swojego partnera do takiej desperacji, iż postanowił ranny wyruszyć w długą drogę po nieznanym sobie terenie i to zimą... Mój partner wolał zaryzykować śmierć niż pozostać ze mną.
Byłem tak zrozpaczony... byłem gotów pozwolić mu odejść. Jednak nie gdy w pobliżu czaił się wilk szukający partnera.
Niektórzy z nas żyją w stadach. W stadach obowiązują zasady. Obowiązuje hierarchia. Każdy alfa chce mieć silne szczenięta. Każdy alfa chce być ojcem alf. A alfy rodzą się rzadko. Omegi jeszcze rzadziej. Bety są powszechne. Bety zazwyczaj rodzą inne bety. A najsilniejsze szczenięta rodzą omegi. To omegi są matkami alf. Dlatego każdemu alfie zależy na odnalezieniu omegi. Omegi natomiast szukają odpowiednich alf i mają przywilej przebierania między nimi. Nie każdy alfa będzie miał omegę jako partnera lub partnerkę. Wielu będzie musiało zadowolić się betą.Dlatego musiałem odnaleźć mojego partnera, nim wpadnie w łapy zdesperowanej alfy.
I udało mi się. Ochroniłem go. Złamałem mojemu rywalowi kark, nim ten zdążył tknąć moją bezbronną omegę. Mógł mieć silną wolę i waleczne serce... jednak by taki kruchy... taki słaby i delikatny...
A jednak chwycił za nóż i ponownie uratował mojego przyjaciela. Zabił dorosłego wilka. Sam. W tej słabej ludzkiej postaci. Zrobił to z dobroci serca i widziałem, że go to zabolało. Bo mimo wszystko jak każda omega ma dobre serce.
To my alfy zostaliśmy stworzeni do zabijania. Mamy polować i chronić naszych partnerów i nasze młode. Omegi... one są troskliwe i łagodne. Nie zabijają. One dają życie.
A jednak moja omega potrafiła walczyć w obronie słabszych. Mój partner był wspaniały. Piękny, silny i... doskonały.
Zabrałem go ze sobą. Przyniosłem do kryjówki wycieńczonego, znużonego snem. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jestem poważnie ranny. Zdawałem sobie sprawę z tego, że moja omega najprawdopodobniej ponownie przede mną ucieknie. Zaakceptowałem to. Skrzywdziłem mojego partnera i na niego nie zasługuję.
Potrzebowałem snu. Wiele snu. Przyjąłem ludzką formę, by zająć się moją omegą. Następnie zmieniłem się w wilka, by przeprowadzić krótki zwiad i upewnić się, że w pobliżu na pewno jest już bezpiecznie. Gdy wróciłem, nie miałem już sił, by przyjąć ludzką formę. Zasnąłem z nadzieją, że moje rany zasklepią się i kiedyś się obudzę. Nie miałem jednak wątpliwości, że będzie to długi sen, a gdy ponownie otworzę oczy... mojej omegi już przy mnie nie będzie.
Ale on tu był. A moje ciało... czułem przyjemne mrowienie w miejscach, gdzie rany przykryte były opatrunkami.
Nie zostawił mnie. Pomógł mi. Został przy mnie. Nie pozwolę mu odejść. Sprawię, że ze mną zostanie. Zbuduję między nami więź. Uszczęśliwię go... Już nigdy go nie skrzywdzę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top