Rozdział LVIII
Rzeka w tym miejscu była dość spokojna. Szeroka, ale raczej płytka. Podejrzewam, że w najgłębszym miejscu sięgałaby mi mniej więcej pasa. Woda była czysta i przejrzysta więc przy brzegu doskonale było widać kamienne podłoże. Okolica była bardzo ładna. W naszym lesie dominowały drzewa iglaste. Tutaj roiło się od dębów, brzóz i innych liściastych. Jesień prezentowała się więc w całej swojej okazałości. Piękne złote i ogniście czerwone liście wciąż kryły gałęzie drzew, jednak wiele z nich stało się już częścią leśnej ściółki. To był doskonały obraz jesieni. Nie lubię tej pory roku, gdyż kojarzy mi się głównie z błotem i deszczem. Jednak... ostatnimi czasy zaczynam dostrzegać piękno tam gdzie kiedyś go nie widziałem. A to... To był magiczny obraz. Słońce, spokój i piękny las, w którym korony drzew wyglądają jakby płonęły odcieniami żółci, pomarańczu i czerwieni.
Zastanawiałem się, kiedy wróci Nasir i ile mogę sobie tutaj posiedzieć, nim wpadnie na polanę i zacznie panikować, że mnie tam nie ma. Po chwili jednak uświadomiłem sobie, że nawet jeśli mężczyzna mnie tam nie znajdzie, to raczej się nie przerazi. Czasem zapominam, że to wilkołak i ma różne... przydatne umiejętności. Wejdzie na polanę i od razu będzie wiedział, czy stało się coś złego. Tak więc moja nieobecność na pewno go nie zmartwi. Znajdzie mnie po zapachu i zapewne domyśli się, po co tu przyszedłem. Zresztą... to niecałe dziesięć minut powolnym spacerkiem od tej polany.
Pokrążyłem trochę przy brzegu w poszukiwaniu czegoś ciekawego i znalazłem krzaczek malin. Zjadłem każdy dojrzały owoc, jaki udało mi się znaleźć, a szukałem dokładnie. W karczmie zjedliśmy tylko dość skromne śniadanie złożone z jajecznicy z boczkiem i cebulą. No i chleb... taki prawdziwy, a nie te placki z mąki, które jestem w stanie zrobić w leśnych warunkach. O tak. Tęsknię za dobrym chlebkiem. No i mieli nawet masełko... W każdym razie może i zjadłem całkiem sporą porcję, ale powoli robiłem się głodny. Mieliśmy zapasy jedzenia, ale tak się składa, że w plecaku... który zabrał ze sobą Nasir.
Niestety skoro chciał dostać się tam szybko, musiał pobiec w wilcze formie a później zmienić się na powrót w człowieka. A w ludzkiej formie potrzebuje ubrań. Niby te zmiany w wilka są fajne, ale trochę niepraktyczne pod tym względem.
W każdym razie po tym, jak upewniłem się, że zjadłem każdy dojrzały owoc, rozglądałem się jeszcze chwilę czy w pobliżu nie rośnie jeszcze coś jadalnego. Niestety niczego nie znalazłem. Jednak maliny były słodkie i dorodne więc nagle miałem naprawdę dobry humor. Wydaje mi się, że dziecku także smakowały.
W końcu podszedłem do brzegu rzeki, zrobić to, po co tu przyszedłem. Na początek napełniłem bukłak wodą. Dokładnie go zatkałem i włożyłem do torby. Zastanawiałem się, czy mój alfa nie jest spragniony. Na pewno jest. Nie mam wątpliwości, że biegł ile sił w nogach... i łapach. Być może rzeczywiście trochę przesadziłem z tą obrączką, ale... to było dla mnie ważne. W każdym razie gdy Nasir wróci, podam mu chłodną, orzeźwiającą wodę by mógł ugasić swoje pragnienie. Mogłem mu zostawić parę malin... ale zwyczajnie nie powiem mu, że cokolwiek znalazłem. Tak... jak nie będzie wiedział, to go nie zaboli.
Kucałem przy brzegu rzeki i po chwili wahania zanurzyłem dłonie w przejrzystej wodzie. Była przyjemnie chłodna, ale nie lodowato zimna. Jako że jestem w środku lasu, zsunąłem chustę z głowy, po czym zaczerpałem nieco wody w dłonie i obmyłem nią twarz.
O tak. To było pobudzające. Wydaje mi się, że właśnie tego potrzebowałem. Wciąż wilgotnymi dłońmi przeczesałem włosy w tył. W ten sposób nie wpadały mi w oczy. Co prawda związałem je w warkocz jednak najwidoczniej niewystarczająco ścisły, bo kilka pasm się wysunęło. Zwłaszcza tych krótszych z przodu. Jednak odrobina wody i trzymały się z dala od moich oczu.
Zastanawiałem się nad ścięciem włosów ze względów praktycznych. Jednak... możliwe, że jestem na to odrobinę zbyt próżny. Jakaś część mnie pragnie wyglądać ładnie. Pragnie nie myśleć tylko praktycznie, ale i odrobinę samolubnie. Dlatego zamiast nierzucającej się w oczy, szarej chusty kupiłem czerwoną. Dlatego zamiast prostego drewnianego grzebienia kupiłem taki z żłobieniami i z namalowanymi na nim kwiatami.
Mogłem zaoszczędzić połowę tego, co wydałem, ale... lubię mieć ładne rzeczy. Nigdy wcześniej nie mogłem ich mieć. Teraz... teraz jestem szczęśliwy i mogę być jeszcze bardziej szczęśliwy. Nic mnie nie powstrzymuje. Nasze wspólne życie staje się coraz lepsze. Nie ma potrzeby, byśmy się ograniczali. Skoro mamy pieniądze... możemy je wydawać. Słowo klucz w tym wypadku to "mieć". Ja nigdy ich nie miałem. Nawet jeśli udało mi się coś zaoszczędzić te pieniądze miały już przydzielony przedmiot, na który je wydam. Pierwszy raz jestem w sytuacji, gdy mam wszystko, czego mi potrzeba... i jeszcze pieniądze, które nie wiem, na co mógłbym wydać.
To jest chyba... dobrobyt... prawda? Moje życie stało się... dostatnie. I to dzięki Nasirowi. Dzięki mojemu alfie. Ale przede wszystkim dał mi ten rodzaj szczęścia, którego nie można kupić. Dał mi poczucie przynależności. Przegonił samotność. Stworzył ze mną rodzinę. Podarował mi... prawdziwy dom. Nie budynek, w którym mogę zamieszkać. Dom.
Jeszcze raz przemyłem twarz wodą, by jeszcze odrobinę się rozbudzić i przy okazji wrócić do rzeczywistości. Złapałem za torbę, ale nie zakładałem jej na ramię. Wstałem i odetchnąłem głęboko leśnym powietrzem. Tutaj zapach był inny, bo inna była roślinność. Nie był to zapach domu. Był przyjemny... ale nie tak jak sosnowe igły czy ten charakterystyczny zapach żywicy. Wolałem zapach domu.
Odwróciłem się plecami do szumiącej przyjaźnie rzeki i zrobiłem zaledwie kilka kroków, nim harmonię leśnych dźwięków przerwał obcy metaliczny odgłos. W jakoś sposób znajomy... ale jednocześnie obcy jakby niesłyszany od dawna.
Podniosłem wzrok, skupiając się na odnalezieniu źródła niepokojącego odgłosu i nie było to trudne. Rzeczywiście znałem ten odgłos. Być może nie słyszałem go zbyt często, ale gdy już widziałem, co było jego źródłem, potrafiłem go z łatwością zidentyfikować. To ciche kliknięcie. Odgłos odbezpieczanej broni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top