| Samotność w cieniu życzeń |

Hej, czy słyszałeś kiedyś o drzewie, które spełnia życzenia?

Ponoć zamieszkująca je zjawa, która przeraża swym pokracznym wyglądem, bywa na tyle łaskawa, iż za odpowiednią zapłatą przychyla się do prośby śmiertelnika. 

Kuszące, prawda?

Nikt jednak nie jest do końca pewien, gdzie należy szukać. Starych dębów wszak nie brakuje, a większość nie wyróżnia się niczym szczególnym...

*

Solidny mróz rozgościł się na dobre, a z nieba spadały drobinki śniegu. Na zewnątrz trudno było szukać kogokolwiek. W święta bowiem ludzie gromadzili się przy stole. Śpiewali kolędy i zajadali się pysznościami, zapominając na moment o troskach dnia codziennego.

Właśnie w ten wyjątkowy wieczór, ulicą szedł mały, ciemnowłosy chłopiec, ściskając w ramionach czarnego, puszystego kotka. Nie miał czapki ani rękawiczek, a szalik nie był porządnie zawiązany. Kurtka wyglądała na znoszoną, ale była dość gruba. Buty natomiast zdążyły już kompletnie przemoknąć. Spora ilość śniegu dostała się do środka, gdyż chłopiec nie potrafił jeszcze dobrze zawiązać sznurówek. Dopiero się tego uczył. I choć szło mu coraz lepiej, potrzebował jeszcze trochę praktyki.

Niestety właśnie dzisiaj, kiedy zamierzał ponownie wziąć w ręce stary but i poćwiczyć pod czujnym okiem babci, ta poczuła się bardzo źle. Na tyle, iż wciąż czuł na sobie spojrzenia ratowników, przepełnione współczuciem i czymś, co sprawiło, że mały chłopiec nie mógł się pozbyć strachu o to, że już nigdy więcej nie zobaczy babci, która była jedyną bliską osobą w jego życiu.

Panicznie bał się tego, że zostanie całkiem sam.

– To tutaj. To musi być to miejsce – szepnął, stając przy wyschniętym drzewie, które znajdowało się na terenie opuszczonej posesji.

Rozejrzał się uważnie, zatrzymując spojrzenie na pobliskich domach, w których świętowali ludzie, po czym westchnął, wyciągnął drżącą z zimna dłoń i musnął korę drzewa, skupiając myśli na Camelii – duchu, który rzekomo pilnował tego miejsca.

Wyobraził sobie duży, krzywy nos, wyłupiaste, lekko szalone oczy. Siwe długie splątane włosy i przygarbione plecy...

– Kiernan. Osiem lat. Miłośnik piłki nożnej i szachów. Nie znosi brokułów. Marzy o tym, by w przyszłości wynaleźć szczepionkę na wściekliznę i zostać lekarzem. Łał. Ambitny z ciebie chłopak. – Usłyszał zaskakująco miły głos i przestraszony cofnął się gwałtownie, ale potknął się o rozwiązane sznurowadło i wylądował w śniegu. – Takie małe dzieciaki jak ty powinny być o tej porze w domu. Prawda?

Kiernan ledwie zdołał utrzymać w dłoniach przestraszonego kotka, który najwyraźniej nie zamierzał siedzieć w spokoju, choć jeszcze kilka chwil temu, wydawał się być bardzo potulnym stworzeniem. Nie był wcale zaskoczony. Sam okropnie się wystraszył. Najchętniej uciekłby stąd jak najdalej, ponieważ zupełnie nie spodziewał się tego, że opowieść o drzewie może być prawdziwa.

– Dobry wieczór – wydukał niepewnie, po czym podniósł głowę i spojrzał w stronę drzewa, bo zwyczajnie był ciekawy. – Och! – Wyrwało mu się, a jego oczy zrobiły się ogromne. – To chyba jednak nie tutaj – dodał.

Na wyschniętej gałęzi drzewa siedziała bardzo młoda kobieta, ale zdecydowanie nie miała krzywego nosa, wyłupiastych oczu ani siwych włosów. W zasadzie wyglądała dość przeciętnie. Miała jasne włosy, niebieskie oczy i tajemniczy uśmiech.

– O co chodzi? – spytała, dostrzegając cień konsternacji na twarzy chłopca.

– Nie jesteś duchem drzewa – stwierdził mocno zawiedzionym głosem.

– Oczywiście, że jestem.

– Twój nos wygląda normalnie. Nie widzę siwej szopy na głowie, a twoje oczy nie są wyłupiaste, no i nie masz garba na plecach. W ogóle nie wyglądasz jak wiedźma z opowieści... Nie jesteś chyba oszustką...? 

– Bezczelny szczeniak – warknęła mocno podirytowana kobieta. – Nie uważasz, że to trochę nieuprzejme z twojej strony? Może i nie wyglądam jak zjawa z opisu, ale nią jestem, a ty przyzywasz mnie i od razu podejrzewasz o oszustwo. Świetnie. W takim razie żegnam.

– Nie, nie idź. Proszę, zostań! – krzyknął spanikowany chłopiec. – Przepraszam. Bardzo przepraszam! Nie chciałem cię urazić! Nie odchodź!

Kobieta wróciła na swoje miejsce, choć jeszcze chwilę wcześniej jej postać niemal całkowicie się rozmyła. Uśmiechnęła się lekko, mierząc dzieciaka zaciekawionym spojrzeniem, po czym uznała, że tak w zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie, by przez chwilkę z nim porozmawiać. Dawno już nie miała ku temu okazji.

Wszak nie każdy mógł ją przyzwać.

– Jestem Camelia. Mieszkam tutaj od bardzo dawna i pilnuję tego przejścia na drugi świat. To dość nudna praca, ale nie narzekam. W końcu kiedy jeszcze żyłam, zrobiłam coś bardzo, bardzo złego i teraz muszę za to odpokutować. – Wyciągnęła ramiona przed siebie, a chłopiec dopiero wtedy dostrzegł sześć ciemnych obręczy na przedramionach ducha. – Widzisz? Kiedy wszystkie znikną, odzyskam wolność i będę mogła spokojnie odejść.

– Co złego zrobiłaś? – spytał niepewnie chłopiec.

– Zabiłam człowieka – odpowiedziała lakonicznie, a Kiernan zadrżał, gdy mocniejszy podmuch wiatru uderzył go w twarz. – Po co ci ten kociak?

– Słyszałem, że w zamian za spełnienie życzenia, oczekujesz ofiary...

Camelia poczuła się szalenie zdegustowana, a jej prawa brew zadrżała z irytacji.

– No wiesz co?! Kto nagadał ci takich głupot! – wrzasnęła, zeskakując z gałęzi drzewa.

– Tak mówi opowieść. Ta, którą wszyscy znają.

– Wypuść to biedne zwierzątko i zapamiętaj sobie, że nie należy wierzyć we wszystko, co mówią ludzie. To zwykłe plotki! No doprawdy, to wprost oburzające! Co za pomówienia!

– Naprawdę? – spytał zdumiony chłopiec, luzując chwyt na tyle, iż spanikowane zwierzę zdołało się oswobodzić i umknęło, by znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. – Ale spełniasz życzenia, prawda?

– Aż boję się pomyśleć o tym, co jeszcze słyszałeś na mój temat! Ten opis mojego wyglądu jeszcze mogę jakoś znieść, bo to sprawia, że ludzie się mnie bardziej boją, ale że niby pożeram słodkie kocięta? Też mi coś! I tak. Spełniam życzenia, ale jak dotąd nigdy nie miałam okazji, żeby jakiekolwiek spełnić. Cena jest zbyt wygórowana. Gra niewarta świeczki, czy jak to się tam mówi.

– Nie rozumiem – mruknął chłopiec, marszcząc brwi.

Camelia westchnęła.

– Uciekłeś z domu i przypadkiem dotarłeś aż tutaj? – spytała, zmieniając temat.

– Nie, nie uciekłem z domu – zaprzeczył Kiernan.

– Tego właśnie się obawiałam – westchnęła zrezygnowana Camelia.

– Chcę tylko, żebyś spełniła moje życzenie. Babcia opowiadała, że umiesz. Ona przecież nigdy nie kłamie – oznajmił chłopiec, odważnie patrząc w stronę Camelii, która była pod wrażeniem determinacji, jaka zatliła się w ciemnych oczach chłopca. – Zobacz. Nie zdążyłem się jeszcze nauczyć porządnie wiązać butów, a wszyscy w mojej klasie już to potrafią. Przez to nazywają mnie ofermą, ale babcia mówi, że to nieprawda! No i miała przecież upiec świąteczne ciasto i zrobić kolację. Uwielbiam ciasto babci. W tym roku... w tym roku kupiła mi świnkę skarbonkę i zacząłem zbierać na rower i wycieczkę do zoo. Nigdy tam nie byłem, a babcia opowiadała, że to fajne miejsce...

– No i rozgadał się – zaśmiała się Camelia, zerkając na niezasznurowane buty chłopca.

– Kupiłem prezent dla babci, ale nie zdążyłem go położyć pod choinką. Ona źle się poczuła i zabrali ją do szpitala. Strasznie się boję, że już więcej jej nie zobaczę...

– A dlaczego od razu zakładasz najgorsze?

Kiernan spojrzał na nią załzawionymi oczami, a Camelia poczuła dreszcz na plecach.

– Moja mama też kiedyś źle się poczuła – wyjaśnił.

– Och, rozumiem. Przykro mi.

Nie. Tak naprawdę było jej to obojętne. Od dawna była martwa, więc już pogodziła się ze swoim losem.

Taka kolej rzeczy.

Ludzie to słabe istoty.

Zaskakująco łatwo je uśmiercić.

– Czy mogłabyś...

– Mówiłam już. Każde życzenie ma swoją cenę – wtrąciła się Camelia.

Kiernan umilkł.

Atmosfera zupełnie się zmieniła. Camelia skrzyżowała ramiona na piersiach, zastanawiając się nad tym, czy nie powinna jakoś narobić hałasu. Może wtedy ktoś wyszedłby na zewnątrz i znalazł tego uciekiniera, zanim będzie za późno.

– Pakty z duchami to nie przelewki, dzieciaku. Uważaj, czego sobie życzysz – powiedziała śmiertelnie poważnym tonem, mając nadzieję na to, iż smarkacz przestraszy się i zrezygnuje.

Zależało jej na tym. Bardzo.

– Ale ja chcę...

– Uwierz mi, nie chcesz.

– Chcę! Chcę, żebyś...

– O rany już tak późno? Zdaje się, że obowiązki wzywają. Miło się gadało i w ogóle. No już, zmykaj do domu – zaświergotała Camelia, po czym odwróciła się w stronę drzewa, gotowa ulotnić się w tej chwili.

Kiernan w mgnieniu oka poderwał się na równe nogi i rzucił do przodu, by powstrzymać ducha przed ucieczką.

– Czekaj! – zawołał, chcąc złapać Camelię za materiał bordowej sukienki, po czym wrzasnął spanikowany, gdy jego dłonie natrafiły na pustkę. Stracił równowagę i zderzył się z pniem drzewa. – Ała – jęknął, przykładając dłoń do czoła.

– Ojejku, ale przygrzmociłeś. Wszystko gra?

– Tak – wydusił mocno stłumionym głosem, ponieważ wciąż zasłaniał twarz dłońmi. – Nie chcę wracać do domu. Tak długo szukałem tego miejsca.

Camelia ponownie westchnęła i przycupnęła, opierając brodę na dłoniach, a łokcie na kolanach.

– Zdradzę ci sekret, o którym nie mówią plotki – powiedziała cicho. Ton jej głosu wzbudził w nim niepokój.

– Naprawdę? – zdziwił się chłopiec, odsuwając dłonie od twarzy.

– Tak. Widzą mnie tylko osoby obdarzone nadprzyrodzonymi umiejętnościami lub te, które są na skraju śmierci – wyjaśniła. Przechyliła głowę w bok, lustrując uważnie małego chłopca. Chwilę wcześniej bezwiednie rozpiął kurtkę, zapewne kompletnie nieświadomy faktu, że był już skrajnie wychłodzony. – Źle wyglądasz, chłopcze – stwierdziła. – Wracaj do domu, nim będzie za późno.

– Nie chcę! Nie wypowiedziałem jeszcze swojego życzenia!

– Wiem, o co chcesz poprosić. Niestety nie sądzę, by to było rozsądne.

W oczach Kiernana zalśniły łzy bezsilności, a Camelia poczuła współczucie.

– Śmierć nie tak łatwo oszukać – wyjaśniła. – Zawsze przychodzi w nieodpowiednim momencie. Zbyt szybko. Zbyt niespodziewanie. Taka z niej mało taktowna krowa. Niezbyt ją lubię. Zasypuje mnie brudną robotą, bo weź potem odpraw na tamten świat ducha, który wciąż nie może uwierzyć, że nadszedł kres jego dni na ziemskim padole. A kurde. Rozgadałam się. Wybacz mi.

Podniosła się i spojrzała w stronę pobliskich zabudowań, które ozdobione były kolorowymi światełkami, dmuchanymi mikołajami i innymi świątecznymi ozdobami.

– Są święta. Zdecydowanie nie powinno cię tutaj być – dodała cicho, tęskniąc za czasami, kiedy sama miała okazję spędzać ten czas w gronie rodziny, której tak wiele nie zdążyła powiedzieć.

Niemal czuła zapach piernika, roznoszący się po domu, który mieszał się z zapachem żywej choinki. Przypomniała sobie dreszcz ekscytacji, który towarzyszył jej w chwili, gdy rozpakowywała prezenty. Słyszała echo kolęd, których śpiewanie uważała za dość żenującą tradycję.

Wiele by dała, aby móc spędzić z nimi więcej czasu. 

– Jaka jest cena?

– Hm?

– Powiedziałaś, że Śmierć niełatwo oszukać, ale nie powiedziałaś, że to niemożliwe. Jaka jest cena?

Camelia była zdumiona. Sądziła, że chłopak zrezygnuje, ale Kiernan nie zamierzał się tak łatwo poddać.

– Proszę. Odpowiedz mi na pytanie. Babci nie ma w domu. Nie mam więc po co tam wracać! Ona zawsze mówiła, że w święta nikt nie powinien być sam! Strasznie się boję...

Nikt nie powinien być sam. Nikt a nikt. W święta, czy też w każdy inny dzień roku.

Camelia przypomniała sobie, że podobne słowa zawsze słyszała od swojej mamy.

– Jeśli wypowiesz życzenie, nigdy nie uda ci się spełnić marzenia. Zabraknie ci czasu na to, by zostać lekarzem – odparła po dłuższej chwili, czując nieprzyjemny ucisk w żołądku.

Dotarło do niej z całą mocą, że ten mały chłopiec tak bardzo bał się samotności, iż był w stanie poświęcić naprawdę wszystko.

– To nic. To nic takiego... – odpowiedział drżącym od płaczu głosem, a Camelia westchnęła ciężko, czując, że właśnie przegrała tę bitwę.

Zaczesała kosmyk jasnych włosów za ucho i zerknęła w stronę rozgwieżdżonego nieba, by uspokoić emocje, o których istnieniu zdążyła już zapomnieć.

– Dobrze – zaczęła z namysłem, po czym spojrzała na chłopca. – Wysłucham twojego życzenia...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top