Rozdział #8

By uniknąć podejrzeń kazałem chłopakom węszyć, sam również zająłem się poszukiwaniem potencjalnego sprawcy. Oczywistym jednak było, iż nikogo nie znajdziemy.

Kasja

  Dalej siedzę w tym budynku i się nudzę. I cały czas wspominam to co było dwa tygodnie temu. Eh... Tam miała bym z kim pogadać i w ogóle. Ale ok, jak na razie znajdę sobie jakieś zajęcie.  Postanowiłam że pójdę do mojego ulubionego miejsca w lesie. Wstałam z kanapy i wyszłam z domu, pobiegłam w kierunku skarpy na której zawsze  lubiłam przesiadywać. Na miejscu usiadłam na skale i patrzyłam na łąki, które było stamtąd widać, a także dom moich rodziców, ogólnie podziwiałam widoki. Niestety mój spokój długo nie trwał. Poczułam obcy zapach. Co gorsza bardzo wyraźnie.

- Kto tam jest?! No pokaż się!

Nikt mi nie odpowiadałam. Może mam urojenia? Chociaż po dwóch tygodniach samotności raczej nie powinnam ich mieć. Co nie? Zresztą to teraz nie ważne. Musze się dowiedzieć do kogo należy ten zapach.

Alex

- Zbierzcie kilku chłopaków i się tego pozbądźcie

- Tak jest alfo! - krzyknął jeden z chłopaków i ruszył w kierunku domu 

- Zamierzasz coś z tym zrobić Alex?

- Tak... znaleźć sprawce i wymierzyć mu właściwą kare

- Jak masz zamiar go znaleźć ?

- Jeszcze nie wiem, ale wiem, że go znajdę

- Nie wątpię 

- Ale teraz mam coś do zrobienia

Powiedziałem i pobiegłem w kierunku lasu. Postanowiłem że pierwszym miejsce które sprawdzę będzie skarpa na której często bywaliśmy z Kasją.

- Mam nadzieję, że uda mi się ją znaleźć

~ Ja też

- No proszę, kto raczył się odezwać

~ Z tobą się nie da gadać

  Mój wilk zawsze utrudniał mi życie, ale po kłótni z Kas nie odzywał się do mnie, a jeśli już go coś tknęło to robił mi wyrzuty, że przeze mnie nasza mate uciekła. Chociaż wiem, że ma rację...

  Po około pięciu minutach byłem prawie na miejscu.

Kasja

  Siedziałam na skarpie, gdy nagle zaczęłam czuć zapach tego obcego wilka. Szybko wstałam i przemieniłam się wilka, po czym ruszyłam za zapachem tego osobnika, i oczywiście jak na złość musiało zacząć padać. Eh... nie ważne. Czułam, że jestem coraz bliżej i nie myliłam się.  Dobiegłam do skraju lasu, który kończył się ogromnym urwiskiem.

  Odwróciłam się, a za mną na pagórku stał wysoki chłopak z ciemno brązowymi włosami, i z szyderczym uśmiechem na twarzy.

 - Nie sądziłem że sama do mnie przyjdziesz

Na te jego słowa zaczęłam warczeć.

 - I jak widzę załatwienie tego po dobroci nie wchodzi w grę - powiedział po czym zmienił się w czarnego wilka z zielonymi oczami. Warczał na mnie.

 Zaczęliśmy krążyć wokół siebie. On zaatakował, odepchnął mnie na drzewo, samo uderzenie było bolesne, ale nie na tyle by mnie unieruchomić. Szybko wstałam i rzuciłam się na niego, ale to był błąd, wilk się odsunął, a ja uderzyłam o kamień. On to wykorzystał, doskoczył do mnie i mocno zranił mnie w szyje. Jakimś cudem udało mi się wyrwać, chciałam go zaatakować, ale niestety nie zdążyłam, wbił kły w mój grzbiet, ja wyrywając się powiększyłam ranę, ale udało mi się uciec. Zmieniłam się w człowieka i zaczęłam biec. Wilk ruszył za mną. W pewnym momencie zobaczyłam dziurę, sprawnie przez nią przeskoczyłam, czarny do niej wpadł co jak myślałam pozwoli mi uciec, niestety moja niezdarność jak zwykle musiała się dać we znaki w nie odpowiednim momencie. Ponieważ potknęłam się o wystający korzeń, raniąc się przy tym. Z powodu bólu nogi nie miałam siły wstać, a mój oprawca wydostał się z dziury, przybrał postać człowieka i zaczął iść w moją stronę.

- Już mi nie uciekniesz ździro - wysunęły mu się pazury.

   Wiedziałam, że zbliża się koniec, po mojej twarzy popłynęły łzy. Kiedy wziął zamach ja zamknęłam oczy....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top