Rozdział #40
Kasja
Po powrocie do domu, tata od razu zawołał mnie do salonu gdzie znajdowała się reszta mojej rodzinki oraz beta ojca. Mój brat wraz z Nick'iem siedzieli przy stole i wpatrywali się w starszego alfę. Wzrok taty powędrował na mnie. Uśmiechnęłam się słabo i zajęłam miejsce obok brata. W pomieszczeniu nie było tylko mamy i Max'a. Pewnie dlatego że oni nie będą brać udziału w jutrzejszym rozpierdolu.
Ojciec poczekał aż wszyscy wrócą na miejsce, bo jak się okazało July i Lorraine wyszły po coś z salonu. Gdy wszyscy byli już cicho, to tata zaczął omawiać plan ataku. W pewnym momencie spojrzał na mnie tak jakby chciał aby czegoś nie robiła. Nie ogarniałam o co mu chodzi do momentu jak mój brat szturchnął mnie w ramię.
- Co? - zapytałam
- Tata tak na ciebie patrzy bo nie chce żebyś się na niego wkurzyła - wytłumaczył
- Za co miałabym się na niego wkurzyć?
- Choćby za to, że zaprosił twojego ex - Jace spojrzał na mnie
- Jace ty sobie chyba w tym momencie żarty robisz - powiedziałam i spojrzałam na brata wielkimi oczami
- Nie wiem Kas czy to Ci wygląda na żart - powiedział Nick i pokazała na okno
Za oknem był mój tata i Alex. Mam tylko nadzieje że nie zaprosi go do środka. Wtedy będę zmuszona użyć krzesła do bardzo niecnych celów. Np. Do zamordowania mojego byłego. No i jak na moje nieszczęście tata musiał zaprosić tego... tego.... nie mam argumentów. W każdym razie ten cholerny gnój wszedł z moim ojcem do domu. Starszy mężczyzna wszedł do salonu i zajął swoje miejsce, chłopak który wszedł do pomieszczenia zaraz za nim, najpierw spojrzał na mnie, ale ja miałam go w głębokim poważaniu. Alex zajął jedno z pustych miejsc i spojrzał na starszego alfę. Ten zaczął omawiać swoją strategie. Z tego co mówił ojciec, dowiedziałam się że ja i Jace mamy iść na przód i spróbować po negocjować. Jeśli to nic nie da to wtedy do akcji wkroczy ojciec z watahą.
Omówienie planu działania zajęło może z godzinę. Po tym czasie tata kazał się rozejść, sam natomiast został w salonie, bo właśnie tam odbyła się rozmowa, z Alexem. Nie mam pojęcia po co, ale mało mnie to obchodzi. Skierowałam się do swojego pokoju, zwanego przeze mnie również moim azylem. Weszłam do pokoju i zgarnęłam z niego moje rzeczy do spania. Potem udałam się do łazienki gdzie wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i ogólnie rzecz biorąc doprowadziłam się do porządku. Kiedy wyszłam na korytarz oczywiście musiałam się na kogoś wpakować. A w tym wypadku musiał być to... Alex. Zderzyłam się z nim i upadłam ale za nim wylądowałam na podłodze zostałam złapana, właśnie przez niego. Kiedy stanęłam stabilnie na nogach, to spojrzałam w górę i wtedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Szybko uwolniłam się z ramion chłopaka i poszłam do swojego pokoju. Przed tym rzuciłam do niego ciche dzięki. Gdy byłam już u siebie to od razu rzuciłam się na łóżko. Wgramoliłam się pod kołdrę i momentalnie zasnęłam.
Obudziłam się dość wcześnie. Nic dziwnego. Głód wyrąbał mnie z wyra. Eh... uroki ciąży. Nieważne. Wstałam z łóżka, ubrałam się, ogarnęłam i wyszłam z pokoju. Od razu poszłam do kuchni. Przy oknie stał ojciec, a obok niego był jego beta, rozmawiali o czymś, pewnie o dzisiejszej potyczce. Szczerze to sama się zastanawiam jak to będzie, jak to się potoczy i w ogóle. Weszłam do salonu, a tam zastałam mamę siedzącą w fotelu z książką przed nosem. Usiadłam na kanapie, a wzrok mamy powędrował na mnie. Mama odłożyła książkę na bok i wstałam z miejsca, jednak od razu zajęła miejsce obok mnie. Uśmiechnęła się i złapała mnie za ręce.
- Kasja - odezwała się w końcu - wyrosłaś na dużą i mądrą wilczyce, dlatego obiecaj mi że nie zrobisz dzisiaj niczego głupiego
- Obiecuje. Jedną wielką głupotę już zrobiłam, dlatego nie popełnię tego błędu po raz drugi - powiedziałam i również się uśmiechnęłam
- Wróć cała - powiedziała moja rodzicielka
- Jesteś drugą osobą, której to obiecałam - zaśmiałam się
- A kto jest pierwszą? - zaśmiała się mama
- Pewien chłopak - powiedziałam ściszonym głosem
- Tyle mi wystarczy, ale mam nadzieję, że on jest lepszy od tego przez kogo za kilka miesięcy zostanę babcią - spojrzała na mnie
- O wiele lepszy - powiedziałam pół szeptem
Mama zaśmiała się na to co powiedziałam. Potem wstała i gdzieś poszła. Po około dwudziestu minutach całą rodziną siedzieliśmy przy śniadaniu. O dziwo wszyscy mieli ogromny apetyt, dziwi mnie to ponieważ zwykle przed różnego rodzaju wielkimi wydarzeniami jest ogromny stres. Ale moja rodzinka jak widać ma wyjebane. Za to ich kocham. Kiedy trzeba to umieją się czymś przejąć, lez gdy jest to zbędne to mają, to gdzieś. Po śniadaniu tata z Maxem na rękach, mały wskoczył mu na ręce jak tylko Nick zaczął temat walki, ze mną i Jace'em, wyszedł przed dom, tam powiedział nam wszystko o naszym zadaniu, a następnie życzył nam powodzenia. Teraz to ode mnie i mojego brata zależy czy walka się odbędzie, czy też nie. Tata jeszcze raz życzył nam powodzenia, a potem wspólnie z bratem ruszyliśmy do lasu. W międzyczasie mój bart przybrał swoją wilczą postać. Kilkanaście minut później byliśmy prawie na miejscu. Zatrzymaliśmy się na niewielkim wzgórzu z którego idealnie było widać pole walki. Na jednej ze stron tego pola stał Alex wraz ze swoją watahą, a po drugiej stronie był najwyraźniej drugi, wrogi, alfa. Spojrzałam na brata, a potem oboje ruszyliśmy w kierunku pola bitwy. Kilka minut później wspólnie z Jase'em przedzieraliśmy się przez grupę wilków, aż w końcu znaleźliśmy się przed nią. Wilki Alexa patrzyły na nas zdumione.
- A sądziłem, że sam dasz sobie radę Alex. - powiedział tamten alfa.
- Nie przyszliśmy tu po to abyś sobie drwił - powiedziałam - chcemy negocjować.
- Obawiam się, że bez sensu. Nie mam zamiaru z wami pertraktować. - warknął tamten alfa.
- Więc masz ostatnią szanse na zmianę swej decyzji - powiedziałam stanowczo
- Nie zmienię mojej decyzji - powiedział uparcie - był czas na pertraktacje, a więc teraz tylko rozlew krwi wchodzi w grę
- A więc wojna. Jase, wiesz co robić. - powiedziałam.
Mój brat zawył przeciągle na co wrogi alfa przeobraził się w wilka i zaczął warczeć. Jace skończył wyć i również zaczął groźnie warczeć. Długo nie trwało, a wszyscy tam obecni przeistoczyli się w wilki. Nagle obie watahy ruszyły na siebie, zaraz za watahą Alexa, ja i mój brat. Wilki dopadły się do siebie. Każdy zatapiał ostre jak brzytwa kły w swoim przeciwniku. Ja również nie miałam wcale nudy. O dziwo dawałam sobie doskonale radę. Przynajmniej do czasu aż wilki wrogiej watahy nie zaczęły wykorzystywać bardzo dziwnej techniki walki. Polegała ona na tym, iż kilka wilków dekoncentrowało przeciwnika, aby potem go okrążyć i zaatakować całą grupą. Taka strategia bardzo im pomogła. Wiele "naszych" wilków leżało na ziemi, rozpaczliwie próbując się bronić. Na moim bracie również zastosowali tę taktykę. Rzuciłam się mu na pomoc. Niestety nie zdążyłam dobiec, zostałam powalona na ziemie przez innego wilka. Warczałam, ale wilk miał to za nic i w dalszym ciągu trzymał mnie przy ziemi.
Wilczysko kłapało pyskiem tuż nad moim uchem. Już miał się wgryźć w moje gardło, gdy ni stąd ni z owąt skoczył na niego szary wilka. Nick. Ale skoro on tu jest to oznacza, że... Nie zdążyłam spojrzeć w stronę mojego brata, bo w jego kierunku skoczyło olbrzymie czarne niczym noc wilczysko. Mój tata. Ojciec wraz z kilkoma z naszych, szybko uwolnili mojego brata ze śmiertelnej pułapki. Dzięki czemu szybko wrócił do walki. Wstałam z ziemi i zobaczyłam, że Nick załatwił sprawę z wilkiem który chciał skrócić mój żywot. Oboje wróciliśmy do gry. Właśnie łamałam kark wrogiemu wilkowi, gdy zobaczyłam że Alex został przyszpilony do ziemi przez kilku wrogich. Choć bardzo mnie skrzywdził, to coś podpowiadało mi że nie mogę dać mu umrzeć. Rzuciłam się w jego stronę jak oszalała. Skoczyłam na jednego z wilków i posłałam go na ziemię. Potem rzuciłam się na kolejnego, ten okazała się nieco mniejszy dlatego też udało mi się chwycić go za kark i rzucić nim o drugiego, na skutego czego obaj znaleźli się na ziemi. Alex wydostał się z uścisku ostatniego z napastników i szybko skrócił jego nędzny żywot. Ja i mój ex stanęliśmy obok siebie i zaczęliśmy warczeć.
Dwa wilki, które wylądowały przeze mnie na ziemi, również warczały. Teraz jednak stały na równych łapach. Kiedy nasza czwórka miała skoczyć sobie do gardeł, usłyszeliśmy wycie. Wycie jednego z wrogów. Wszyscy przestali warczeć i spojrzeli w stronę mojego ojca. Gdy kusz opadł zobaczyliśmy alfę wrogich. Leżał martwy na ziemi, a nad nim stał dumnie mój tata. Razem z Alexem odwróciliśmy głowy w kierunku naszych przeciwników i ponownie zaczęliśmy groźnie warczeć. Wilczki jedynie warknęły krótko w tym samym czasie, a potem zerwały się do biegu. Niedobitki wrogo nastawionej watahy wycofały się do lasu. Raczej nie będą nas więcej niepokoić. Jeden z naszych zawył głośno, a po chwili zawtórowała mu cała reszta naszych. Walka obyła się bez większych strat. Kilkoro wilków zostało poważnie rannych, ale na szczęście nikt nie zginął. Nie licząc naszych przeciwników których wielu zginęło podczas tej potyczki. Wszystkie wilki przyłączyły się do triumfalnego wycia, ja nie byłam inna.
Po zakończeniu wilczej pieśni zwycięstwa, obie watahy zaczęły iść w swoją stronę. Poszłam za watahą ojca. Jednak gdy miałam na dobre zniknąć za wzgórzem, coś przykuło moją uwagę. Była to złocisto-czarna wilczyca, która patrzyła wprost na mnie. Nagle zatrzymał się również czystko złocisty wilk. Warknął on w stronę wilczycy, a ta posłusznie ruszyła za nim. Po chwili oboje zniknęli w lesie. Odwróciłam głowę i ruszyłam truchtem za moim bratem. Ten przystanął na chwilę, a gdy go dogoniłam to ruszyliśmy biegiem za resztą watahy, która zwycięsko wracała do domu. Gdy dotarliśmy do osady, to wszyscy się rozeszli. My natomiast poszliśmy do naszego domu. Na miejscu zaczęliśmy świętować nasze piękne zwycięstwo.
Świętowanie nieźle się przeciągnęło. Po tym czasie pożegnałam się z rodziną i pobiegłam w las. Obrałam kierunek na mój leśny dom. Po upływie piętnastu minut znalazłam się na miejscu. A tam zastałam nie lada niespodziankę. Warren stał oparty o poręcz schodów. Gdy mnie zobaczył to szeroko się uśmiechnął i podbiegł do mnie.
- Kasja. Boże, nic ci nie jest?
- Nie. Jestem cała i zdrowa - powiedziałam i posłałam chłopakowi uśmiech
- Przez moment miałem ochotę tam do was pobiec, ale potem pomyślałem że to nie moja sprawa, choć to głównie ze względu na ciebie chciałem się tam znaleźć. - powiedział i mocno mnie do siebie przytulił
- Spokojnie. Dałam sobie świetnie radę - przytuliłam chłopaka
- To świetnie, ale obiecuje Ci że następnym razem będę w tym z tobą - powiedział i się uśmiechnął
- Mam taką nadzieje Warren - uśmiechnęłam się
- Kocham Cię Kasja - wyszeptał, na jego słowa otworzyłam szeroko oczy, jednak coś w głębi serca podpowiadało mi że mówi to szczerze
- Ja ciebie też Warren. - spojrzałam chłopakowi w oczy.
Trwaliśmy w uścisku. W końcu złączyłam nasze wargi w pocałunku. Warren szybko go oddał, jakby bał się że zaraz się odsunę. Jednak ja nie miałam zamiaru się odsuwać. Smak jego ust był cudowny. I w tym momencie wiem dlaczego mu zaufałam, dlaczego przy nim czułam się bezpiecznie i skąd wziął się ten tajemniczy błysk w jego oczach. W końcu oderwaliśmy się od siebie. Uwolniłam się z ramion chłopaka i chwyciłam go za rękę. Weszliśmy do, od dzisiaj naszego domu, a Warren zamknął za nami drzwi frontowe. Następnie wspólnie weszliśmy do salonu i patrzyliśmy na ogród przez wielkie okno. Warren objął mnie od tyłu w tali. Gdy jest przy mnie czuję się jak w niebie.
- Warren?
- Hm?
- Skąd wiedziałeś, że przyjdę akurat do tego domu? - zapytałam.
- Wyczułem tu twój zapach. - uśmiechnął się.
- Kocham Cię.
- Ja ciebie też.
Kto by pomyślał, że przez kilka niefortunnych zdarzeń całe życie może się zmienić? Cieszę się że moje, aż tak się zmieniło. Najbardziej cieszę się z tego że mam kogoś takiego jak Warren. Czuje że on mnie szczerze kocha. Dowodem na to jest na przykład fakt, że potrafił zaakceptować to że noszę pod sercem dziecko innego. Ale nie będę teraz o tym myśleć. Moje wszystkie problemy odeszły wraz z Alexem. Nim też nie będę zaprzątać sobie głowy. Teraz mam Warrena, czyli kogoś kto kocha mnie szczerą miłością i wiem na pewno, że mnie nigdy, przenigdy nie zostawi. Że będziemy razem już na zawsze. A przynajmniej taką mam nadzieję. Choć wszystko właśnie na to wskazuje.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top