Rozdział #17
Czekałam już tylko na to, aż zacznie wrzeszczeć, wypominać mi, że miałam uważać, krzyczeć że zabije każdego kto mnie choćby draśnie. Jednak... Nie powiedział żadnej z tych rzeczy... Po prostu westchnął i poszedł...
- A temu co? - zapytał jeden z chłopaków
- A kto to wie... - odpowiedziałam
Alex
Czy to dziwne, że nie mam już na to wszystko siły? Czuje się bez silny wobec tego co się dzieje. Najpierw kłótnia z Kas, później znalezienie trupa i groźby, potem próba zabicia mojej luny, a następnie powtórka z rozrywki z tym trupem i groźbami. A dzisiaj jeszcze ta walka... Mam dość.... Ale nie wolno mi się teraz poddać, nie teraz kiedy wszystko wraca do normy... Musze dać rade...
Zamyśliłem się i nawet nie zauważyłem, gdy do mojego gabinetu wszedł mój beta.
- Stary wszystko ok? - zapytał
- Tak wszystko w porządku - odpowiedziałem
- Dziwne bo nie wygląda. Coś cie gryzie?
- Po prostu to wszystko jest takie popieprzone - oparłem się o biurko
- Rozumiem cię, ale wiesz że musisz coś z tym zrobić prawda?
- Wiem. Problem w tym, że nie mam pojęcia co
- Z całą pewnością zrobisz co należy - powiedział
- Taki mam zamiar
- Dobra. Na poprawę humoru proponuję krótki patrol we dwóch
- No ok
- Dobra to za pięć minut widzę cie na dole jasne? - zaśmiał się
- Jasne
Conor wyszedł z gabinetu i poszedł na dół. Ja jeszcze chwile stałem, wciąż oparty o mebel. Wtedy do pomieszczenia weszła Kas.
- Hej...
- Hej...
- Jesteś na mnie zły? - zapytała
Zdziwiło mnie to pytanie.
- Nie. A dlaczego uważasz że jestem na ciebie zły?
- Bo na dole w kuchni... No wiesz za nim poszedłeś, to... wyraźnie było czuć twoje emocje... Byłeś wściekły....
Podszedłem do niej i chwyciłem ją za ręce, ona opuściła głowę, więc dwoma palcami uniosłem jej podbródek i w ten sposób zmusiłem ją by na mnie spojrzała.
- Kasja. Nie jestem na ciebie zły jasne?
- Jasne
Uśmiechnąłem się i ją przytuliłem. Szybko odwzajemniła.
- Idę na krótki patrol z Conorem. Wrócę za około godzinę, a ty przez ten czas spróbuj nic nie odwalić dobrze skarbie?
- Dobrze - zaśmiała się, a mi zrobiło się cieplej na sercu
Puściłem ją, i wyszedłem z pokoju. Zszedłem schodami na dół, gdzie czekał na mnie, gotowy już, Conor.
- Mówiłem pięć minut - zaśmiał się
- Sorry straciłem rachubę - odpowiedziałem śmiechem
- Dobra chodźmy - wskazał ruchem ręki abyśmy wyszli
Obaj wybiegliśmy z domu i popędziliśmy do lasu. Długo nam nie zajęło dobiegnięcie do owego miejsca. Tam oczywiście obraliśmy konkretny kierunek i to właśnie w nim się udaliśmy.
Szliśmy spokojnie lasem, gdy nagle Conor mnie zatrzymał i zaczął się niespokojnie rozglądać. Chcąc się dowiedzieć co się dzieje, zacząłem robić to samo co on w tamtym momencie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top