Rozdział #3
Po skończonym posiłku, ja i July pomogłyśmy mamie posprzątać po obiedzie, a potem obie poszłyśmy do ogrodu, gdzie byli nasi bracia. Jace grał z Maxim w piłkę i oczywiście udawał, że przegrywa, no bo kto by przegrywał z pięciolatkiem.
Jace widząc nas powiedział Maxowi że idzie chwile odpocząć, bo się "zmęczył" i dołączył do mnie, i siostry, potem wspólnie usiedliśmy na ławce i zaczęliśmy rozmowę, która by się ciągnęła w nieskończoność, gdyby mój brat nie zaczął tematu mojego chłopaka.
- A więc, o co się pokłóciłaś z Alexem? - zapytał Jace.
- Jace, proszę cię skończ, mówiłam już, że nie chce o tym rozmawiać... - powiedziałam, po czym odwróciłam głowę, i zamiast patrzeć na starszego brata i siostrę, patrzyłam na Maxa.
- Kasja, Jace nie chciał, nie obrażaj się. - July skarciła Jace'a wzrokiem.
- Luz July... rozumiem że nie chciał...
- Kasja, Alex... - wzdrygnął się Jace.
- Jace, prosiłam cię o coś...
- Nie o to chodzi... Alex tu idzie.
- Że co?! Kurwa... teraz to mnie nie ominie spotkanie z tym kretynem. - krzyknęłam gwałtownie wstając.
- Uciekaj przez płot. - powiedziała July.
Ja nie myśląc długo, przeskoczyłam płot i w locie zmieniłam się w ciemno- brązowego wilka. Biegłam przez gęste zarośla, aż znalazłam się w lesie, biegłam bardzo szybko, by jak najprędzej znaleźć się jak najdalej od domu. Po kilku minutach szaleńczego biegu, dotarłam do mojego ulubionego miejsca w lesie. Zmieniłam się z powrotem w człowieka i usiadłam na skarpie. Z tego miejsca doskonale widać mój rodzinny dom, a więc obserwowałam całą akcję. W tym momencie do ogrodu wpadł Alex. Mój starszy brat wstał z ławki i podszedł do mojego chłopaka. Alex chyba wyczuł mój zapach, bo zaczął się rozglądać.
Jace
Kiedy Kas zniknęła w zaroślach, i jak sądzę przebiegła spory dystans, do ogrodu wparował Alex.
- Była tu Kasja?
- Nie. Nie było jej tu od dawna. - skłamałem.
- Dziwne, bo czuje jej zapach... i to całkiem wyraźnie. - powiedział.
- Może dlatego, że tu mieszkała, a po za tym July ma jej kurtkę. - znowu skłamałem.
- Aha... sorry za najście... pozwolisz, że już pójdę. - wyciągnął do mnie rękę, chwyciłem jego dłoń i po chwili zabrałem swoją, a on poszedł.
Kasja
Widziałam całe zajście z ogrodu, w myślach dziękowałam mojemu bratu, że mnie tak wybronił i że nie powiedział mu prawdy, w końcu dwa tygodnie to jednak dość długo... Rozważałam nad tym, by chociaż do niego napisać i dać mu znać że żyje i nic mi nie jest, ale pomyślałam, iż to głupi pomysł, chociaż z drugiej strony nie mogłam znieść tego, że przeze mnie tak cierpi... w końcu pomimo awantury, dalej go kocham... Ale nie mogę dać za wygraną, a jeden głupi SMS chyba nie zrobi różnicy... Wyciągnęłam telefon z kieszeni bluzy, sprawnie wybrałam numer, ale gdy chciałam zacząć pisać trochę się zawahałam, jednak zdałam sobie sprawę, że jeżeli to zrobię chociaż na trochę przestanę się martwić o tego głąba... a więc zaczęłam pisać:
Kasja: hej. Chciałam ci tylko przekazać, że żyje i nic mi nie jest. Nie musisz się martwić.
Alex
Po tym, jak pożegnałem się z rodziną mojej partnerki, wróciłem do domu, co nie zajęło mi zbyt długo.
Po wejściu do domu, od razu skierowałem się na górę olewając mojego betę oraz resztę watahy, potem wszedłem do sypialni i usiadłem na łóżku. Nie długo potem dostałem SMS'a i przez chwilę myślałem, że znowu ktoś będzie zawracał mi dupe mało istotnymi sprawami, ale okazało się, że wiadomość była od Kasji... Byłem naprawdę szczęśliwy, kiedy zobaczyłem, że mi odpisała. I tak wiem, że to może być dziwne, ale jeżeli ktoś kogo się kocha ponad życie nie utrzymuje z tobą kontaktu przez dwa tygodnie to taka reakcja jest normalna. Nie czekając długo odczytałem wiadomość, cieszyłem się, że nic jej nie jest, choć wolałbym ją zobaczyć, przytulić, pocałować, przeprosić...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top