5
Saeko po kąpieli Konan, nakazała wyjść z wody. Za pomocą ręcznika, który w między czasie przyniosła, pomogła wysuszyć ciało kunoichi. Mimo dość poważnych ran, zaczerwienienia wyraźnie zbladły, a opuchlizna zeszła. Dodatkowo Konan czuła się niebywale lekka. Dawno nie była tak zrelaksowana, a widocznie dla ciała ta regeneracja okazała się cudem. To jednak nie koniec. Saeko chwyciła za słoik z maścią i zaczęła wcierać maź w skórę kobiety. Dzięki wcześniejszej kąpieli, mikstura nie szczypała co może świadczyć o braku zakażenia. Zielona maść delikatnie chłodziła dzięki temu, że stała w miejscu dość chłodnym, a zimno było odczuwalne jeszcze bardziej od razu po skończeniu kąpieli gdzie ciało przyzwyczaiło się już do wysokiej temperatury. Nie mogła wyjść spod wrażenia, że ktoś taki jak Saeko nie miał wielu klientów. Przez parę lat wyuczyła się swojego fachu na tyle, by jej praca przynosiła efekty zadowalające obie strony. Podczas wcierania znowu odsunęła ręce, odsłaniając metal który nie dawał spokoju członkini Akatsuki. Nie dawało jej spokoju też to, co kryje się pod maską. Zawsze zastanawiała się jak może wyglądać Madara, ale otwór na jedno oko w zupełności jej wystarczał. Tutaj kobieta nawet nie dała poznać koloru tęczówek czyniąc jej postać jeszcze ciekawszą.
-Konan, obawiam się, że będziesz musiała tu zostać. Mam nadzieję, że nie masz też ważnych spraw do załatwienia. Nie wypuszczę cię stąd tak szybko - poważny i stanowczy ton głosu wyrwał niebieskowłosą z rozmyślań.
-Jak to? Moje obrażenia nie są na tyle poważne -zdziwiła się oglądając swoje rany. Fakt, miała ich sporo ale nie wymagały specjalnej hospitalizacji.
-Tak, to prawda jednakże nie każdy reaguje na określone mieszanki tak samo. Mogą występować reakcje organizmu, których nie kontrolujemy. W skrócie chcę sprawdzić, czy nie masz alergii - zakręciła słoik i stanęła na równe nogi prostując sylwetkę.
-W porządku - kiwnęła głową i popatrzyła się na Saeko nie bardzo wiedząc co ma teraz zrobić. Kobieta czując jej spojrzenie pospiesznie podała szlafrok.
-Nic innego nie zakładaj. Maść musi wchłonąć. Choć za mną - wzięła z kamiennego podłoża wszystkie słoiki, ręcznik, ubrania Konan i ruchem głowy nakazała za nią podążać.
Saeko czuła się cholernie nieswojo. Nie pamiętała, kiedy ostatnio przyjmowała kogoś rannego. Większość osób przychodziła w celach usunięcia zmęczenia, ogólnie po zabiegi czysto pielęgnacyjne. Możliwe, że też faktycznie przesadziła zostawiając ją na jakiś czas u siebie. Decyzja ta sprawiła, iż Watari napięła ramiona, a brzuch dziwnie bolał. Kobieta chciała zrezygnować ze swojego pomysłu ale słowo się rzekło i nic na to poradzić już nie mogła. "Przecież nie mogę wiecznie się tutaj chować. To tylko kwestia czasu", próbowała siebie uspokoić co troszeczkę pomogło. Nie miała pojęcia jak potężna jest kobieta idąca za nią.
Tymczasem Konan analizowała w głowie całą postać Hany, którą odgrywała Watari. Sprytnie wywnioskowała, że była to osoba pokorna, o dość wrażliwym wnętrzu. Po osobie, która uchodziła za przestępcę spodziewała się każdego pytania odnośnie jej organizacji ale nie tego. Ta postać miała w sobie coś takiego, co skutecznie odwróciło na moment uwagę Konan. I mimo noszenia maski na swojej twarzy było też coś, co wskazywało o cierpieniu jakie w sobie dusiła. Widziała to jak bardzo próbowała zapanować nad emocjami ale z pewnością w jej przeszłości było coś, co zmęczyło psychicznie Saeko. Sporo to dało się wyczytać w sposobie mówienia. Brzmiała jak profesjonalistka, jakby robiła to od zawsze lecz Konan wychwyciła tę jedną, ledwo słyszalną nutę nawet przez wprawnego analityka. "Każdy ma słabe punkty. Twoim są emocje", pomyślała przewiercając swoim spojrzeniem tył głowy swojego celu.
-Witam ciebie w skromnych progach mojego mieszkania. Myślę, że przez jakiś czas możesz tutaj spokojnie czuć się jak u siebie w domu -mruknęła Saeko odkładając wszystkie przyniesione rzeczy na miejsce.
Konan rozejrzała się po wnętrzu małego mieszkania i od razu zauważyła tą samą konstrukcje co w głównych źródłach. Jej oczom nie umknęła prowizoryczna kuchnia, w której walały się wszystkie suszone rośliny i pusty kubek po herbacie. Na wiszących, metalowych półkach stały ułożone kubki i parę talerzy. Tuż obok były słoiki z żywnością, którą mogła w każdej chwili szybko przygotować. Przy ścianie stał też stół, a na nim pełno nowych nabytków, które miały zostać przetworzone do celów użytkowych. Posegregowane, świeżo zdobyte części roślin pachniały intensywnie nie pasując do surowego kamienia otaczającego ją z każdej strony. Jednak to, co najbardziej przykuło uwagę członkini Akatsuki to wazon, a w niej jedna, misterna róża wykonana, jak połowa rzeczy w tej kryjówce, z metalu. Konan wpatrywała się intensywnie w ten przedmiot, który jednocześnie wzbudzał w niej tyle emocji. Oczywiście na zewnątrz nie dawała po sobie tego poznać. Uwielbiała kwiaty, w wolnych chwilach lubiła się nimi zajmować, oglądać a nawet tworzyć przeróżne gatunki z papieru. Jedno swoje dzieło przecież nosiła dumnie na swojej głowie. Mając informacje od Zetsu na temat Saeko, i po tym co zaobserwowała mogła spokojnie stwierdzić, iż ta róża miała szczególne znaczenie dla Watari.
-Wybacz mi ten bałagan, nie zdążyłam posprzątać. Nie spodziewałam się nikogo -zwróciła się do kobiety i zaraz zaczęła sprzątać.
-Nigdy nie ściągasz maski, czy jest tego jakiś konkretny powód? - zadała nagle pytanie ignorując tłumaczenie Saeko.
-To nie ma teraz znaczenia -odparła zajmując się sprzątaniem, ponieważ to takie teraz ważne.
-Czego tak bardzo się wstydzisz? - ton głosu Konan troszkę się zmienił. Wydawał się troskliwy ale również w pewien sposób karcący. Zamaskowana kobieta zaprzestała swojej czynności zamierając w bezruchu.
-Niczego szczególnego - wyprostowała się strzepując z dłoni niewidzialny kurz.
-Więc pokaż mi się. Chcę cię zobaczyć - złagodniała i robiąc krok w przód wyciągnęła dłonie do maski swojej rozmówczyni. Ta jednak zadarła głowę do góry, nie dając nawet jej dotknąć.
-Nie - szorstki głos odbił się echem po kamiennych ścianach. Saeko poczuła się niezręcznie dobierając ciutkę zbyt ostry ton. - To moja sprawa co noszę, i to moja decyzja czy chcę się odsłonić. Jeżeli nie pokazałam swojej twarzy, to znaczy, że nie chcę i nie ma w tym nic co mogłoby przykuć twoją uwagę, Konan. I nie życzę sobie byś więcej mnie próbowała do czegoś namówić.
Konan poczuła jak panicznie próbuje stworzyć dystans pomiędzy kobietami. To czucie niemalże ją przytłoczyło, robiąc krok do tyłu instynktownie chciała się bronić. Kiwnęła głową na znak, że zrozumiała te słowa. Musiała więc obmyślić inną taktykę rozmowy z Haną. Nie podda się choćby miała ona wyrzucić niebieskowłosą z jej azylu.
-Przepraszam. Po prostu widzę, że coś się dzieję. Chciałam się odwdzięczyć za pomoc, którą mi okazałaś - delikatnie pochyliła głowę przymykając przy tym oczy. Sae mogła lepiej przyjrzeć jej makijażowi.
-Co masz na myśli? - skrzyżowała ręce na piersi oczekująco wpatrując się w Konan.
-W twoim głosie słychać, że cierpisz. Próbujesz być godna zaufania ale sama nie okazujesz tego swojemu rozmówcy. Co to takiego? - podniosła głowę z matczyną troską, któryś raz z kolei próbując dostrzec coś w otworach na oczy.
Saeko zawahała się. Gorączkowo analizowała zachowanie Konan, które było aż nazbyt podejrzliwe. "Czyżby dopiero teraz nabrała pewności siebie?", zapytała siebie stukając palcami o swoje przedramię. Pokręciła głową. Nie mogła powiedzieć jej wszystkiego, ale mogła ją nakierować. "Zarzucić kolejne kłamstwo? To bezcelowe, skoro nawet nie widząc moje twarzy dobrze radzi sobie z moimi emocjami. Od razu zdemaskuje mój fałsz, więc trzeba użyć innego sposobu. Mam nadzieję, że nie będzie chciała drążyć tematu". Wzruszyła ramionami swobodnie opuszczając je wzdłuż tułowia.
-Nie miej mi tego za złe -zaczęła ostrożnie dobierając każde wypowiedziane słowo.- Nie radzę sobie z emocjami i tym, co mnie spotkało. Śmierć towarzyszyła mi od zawsze, tak jak zdecydowanej większości osób. Opuściłam Yugakure by móc się od niej uwolnić ale widocznie ten sposób całkowicie mi nie służy - usiadła na skraju stolika gestem dłoni zapraszając Konan na wolne krzesło.
-Tak, śmierć jest towarzyszem każdego shinobi. Również straciłam bliskie mi osoby ale to wcale nie oznaczało końca. W sercu miałam zawsze ich myśli, prośby i marzenia, które traktuje jak własne. Oni zawsze z tobą są i przez to, że o nich pamiętasz nie możesz się poddać. Wszystko co robię jest z myślą o tych zmarłych. Ukrywanie się nie ma najmniejszego sensu. Jest ucieczką. Pomyśl, co chciałyby te osoby? Czy to co robisz jest tym, czym one by pragnęły? Czy byłyby z ciebie dumne? - kiedy mówiła, jednocześnie powolnym krokiem ruszyła w stronę wskazanego krzesła. Kończąc swoją wypowiedź, usiadła na nim.
-Możesz mieć rację - przyznała niechętnie Saeko, która odchyliła głowę do tyłu. Pod maską miała zamknięte oczy i lekko rozchylone wargi zaczerpując powietrza. Czuła się ciężko z tym co właśnie powiedziała do niej Konan. -Co nie zmienia faktu, że również ty powinnaś czuć się z tym dobrze.
-A czy ty czujesz się dobrze? Nie jest idealnie, ale jak to ujęłaś, jest dobrze - położyła na swoich kolanach. Usłyszała ciężkie westchnięcie.
-Kto wie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie ze zrezygnowaniem w głosie. Nie przyznała się do niczego, też teraz ani w najbliższej przyszłości nie miała zamiaru tego robić.
Do końca dnia kobiety rozmawiały na temat ziół, a Saeko próbowała zająć czymś Konan. Wystarczająco namąciła jej w głowie, i pragnęła pozostać nadal anonimowa. "Nie czas na błędy", powtarzała w duchu. Tłumaczyła podstawowe rzeczy, instruując przy tym niebieskowłosą jak je zastosować. Objaśniła zasadę kiedy najlepiej zbierać dane gatunki, w jaki sposób je przygotować oraz jak je podać na daną dolegliwość. Na całe szczęście Konan nie dostała żadnego uczulenia, więc wraz z zapadnięciem zmroku, pożegnała się ze swoją nową znajomą. Gdy tylko przestała odczuwać metal noszony przez kobietę, odetchnęła głęboko. Po jej policzkach spłynęły pojedyncze łzy. Zdjęła maskę wracając korytarzami swojego mieszkania pozwalając swoim emocjom ujrzeć światło dzienne.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top