2
Słońce górujące na niebie próbowało przedostać się przez gęste korony drzew, lecz na próżno. Ku uciesze kobiety, bardzo odpowiadał ten stan rzeczy, ponieważ nie musiała martwić się o temperaturę swojego ciała. Na plecach niosła worek ze świeżo zdobytymi liśćmi, korzeniami i innymi częściami roślin, które przydadzą się do przygotowywania uzdrawiających kąpieli. Dzisiaj nie był to najlepszy dzień na zbieranie, sporo roślin już zebrała wcześniej więc musiała zdecydowanie zgłębić się w las. Nawet nie miała pojęcia gdzie jest, najważniejsze, że potrafiła wrócić z powrotem do swojej jaskini. Starała się nie myśleć o niczym dołującym. Ba, w jej głowie wyrósł nowy pomysł na stylizację, którą mogłaby wykonać. Cały czas oczyma wyobraźnia miała przed sobą wizję jaskrawego stroju, rzucającego się w oczy. Zdecydowanie nie pasował on do shinobi, jednakże one nigdy nie trafiają do cudzych rąk, więc co za różnicy? Zastanawiała się jednak, skąd weźmie materiał. Jej interes nigdy nie prosperował dobrze ze względu na dobrze ukrytą lokalizację. Rzadko więc jej klientom udawało się trafić, a jeśli już dotarli, często Saeko musiała spotykać się z ich narzekaniem. Nie przejmowała się tym, natomiast przejmowała się finansami. Martwiła się, że będzie musiała zatrudnić się na moment jako łowca głów. Ta myśl ją przerażała, a jeszcze bardziej, że powodzenie tej misji było więcej niż pewne. Westchnęła cicho pod nosem pochylając się by zebrać łodygi kolejnych roślin.
Po pewnym czasie odczuła ogromne zmęczenie. "Jestem daleko od domu, a przecież nie położę się tutaj, tak po prostu na ziemi", przemknęło jej przez myśl. Zerknęła w górę na zieloną gęstwinę, delikatny uśmiech wypełzł jej pod maską. Wdrapała się zręcznie na drzewo i ułożyła w takim miejscu, by była jak najmniej widoczna. Odwiesiła worek na gałąź obok, a sam nie zdejmując maski ze swojej twarzy odpłynęła w głęboki sen. Śniła o tym, że była szczęśliwa. Ba, miała swoją gromadkę dzieci, nie musiała się ukrywać. I mimo, że to był jedynie sen, kunoichi takie wizje poprawiały znacznie nastrój. Pozwalały je żyć jeszcze przez chwilę na jawie, w rzeczywistości, która najpewniej nigdy się nie spełni. Z tego błogiego stanu, wyrwał ją czyiś głos, a raczej wrzask. Ściągnęła brwi ku sobie, starając się rozciągnąć najciszej jak się da. Lekko szturchnęła gałąź i odruchowo wyciszyła swoją chakrę, dziękując bogom za dar, jakim było pokrewieństwo z Uzumaki. Nie zmieniło to jednak faktu, że ów młodzieniec wyczuł czyjąś obecność. Saeko zerknęła w dół ogarniając wzrokiem mężczyznę, który dzierżył w swojej dłoni kosę. Siwe włosy miał elegancko zaczesane do tyłu, a drwiący uśmiech zdobił jego twarz lekko skrzywiając przystojną buźkę. Miał ubrany czarny płaszcz w czerwony chmury, jednak dumnie eksponował muskularną pierś. Znieruchomiała widząc noszony na jego szyi emblemat wioski Yugakure oraz naszyjnikiem symbolizujący Jashina. "Hidan?", to była jedyna myśl, która kotłowała się w głowie. Oparła się wygodniej na gałęzi udając, że wciąż śpi.
-He? A co tutaj mamy? W sumie korzystając z czasu można ofiarować kolejną osobę. Jashin-sama będzie ze mnie dumny -mruknął zadowolony rzucając kosą w stronę kobiety.
Nie mogła być zdziwiona, że został fanatykiem tej dziwnej religii, ale mimo wszystko zaskoczyła ją jego religijność. Nie czekając aż kosa przetnie jej ciało, sama zsunęła się z drzewa łapiąc mocno dłońmi. Od razu przy tym korzystając z praw fizyki zeskoczyła na mężczyznę racząc go potężnym kopniakiem w twarz. Jashinista zatoczył się w tył, zirytowany spoglądając na zamaskowaną kobietę. Nie podejrzewał nic.
-Zanim kogoś będziesz chciał oddać w ofierze, sprawdź czy ta osoba cię nie słyszy- powiedziała spokojnym tonem głosu, nie zdradzając swoje zaskoczenie tą niespotykaną konfrontacją.
-Zaraz będziesz inaczej śpiewać, kiedy zabiję cię w imię Jashina!- ryknął znów próbując dotknąć jej swoją kosą.
-Za wolno - głos miała już bez emocji.
Znów te same, automatyczne ruchy. Saeko poruszała się z gracją, z dziecinną łatwością odpierając ataki swojego przeciwnika. Nie mówiła przy ty wiele zastanawiając się, z którego uwolnienia mogłaby skorzystać. Walczyła jednocześnie z Hidanem, jak i sobą próbując nie rzucić na niego Kongo Fusa, ale zmaterializować swojej broni. Jej tożsamość powinna być nieznana mężczyźnie do końca walki, jak i po niej. Ignorowała różne niemiłe, bezczelne uwagi na swój temat. Przyswajała do siebie wiadomość, że ten Hidan nie jest już tym dzieciakiem, którego znała. Z jednej strony martwił ją ten fakt, z drugiej natomiast cieszył.
-Zamkniesz się wreszcie? Nie widzisz, że twoje komentarze wcale ci nie pomagają? - przekrzywiła głowę na chwilę przystając w miejscu.
-Co jest z tobą nie tak? Dlaczego nie mogę cię trafić? -wrzasnął wściekle z powodu swojej niemocy.
-Bo nic się nie zmieniło - jej tajemnicza odpowiedź niespodziewanie wymsknęła się z ust kobiety, sama się zaskakując.
Nie czekając na reakcję zdziwionego mężczyzny, błyskawicznie go podeszła z rozmachem uderzając go stalą, która zaczynała się od jej nadgarstków. Siła uderzenia posłała go kawałek dalej. Zdecydowała się na użycie z bliskiej odległości jutsu uwolnienia błyskawicy. Wykonała potrzebne pieczęcie i od razu wystawiła pięść do przodu krzycząc nazwę jutsu "Raiton Dan: Ibuki". Potężny piorun wydobył się z pięści kobiety rażąc Hidana. Wstrzymała oddech i zdobywając się na swoją silną wolę postanowiła go nie dobijać. "Skoro jest Jashinistą, nie można go zabić", szybko przeanalizowała i sama siebie poprawiła. Zabrała swój worek z ziołami i pobiegła w kierunku jaskini zostawiając oszołomionego Hidana na miejscu. Nigdy przedtem nie spotkał się z tym jutsu, ale głos wydawał się jemu dość znajomy.
Po wszystkim, kiedy jeszcze nie zdążył dojść do siebie przyszedł Kakuzu, który widząc stan swojego partnera delikatnie mówiąc się zdziwił.
-Co tym razem? Przysięgam, że najchętniej bym się z kimś zamienił - mruknął Kakuzu oskarżycielskim tonem.
-Ta pieprzona kobieta! Siedziała na drzewie, ale nie zdołałem jej złożyć w ofierze Jashin-sama. Była naprawdę szybka, ale przysięgam, że kiedy ją złapię, to dopilnuję, by została martwa -warknął mężczyzna mocno zaciskając kosę.
-Dałeś się pokonać jakiejś kunoichi? Bo jesteś zbyt wolny i w dodatku potraktowała cię jutsu uwolnienia błyskawicy. Nawet jej jak widzę nie drasnąłeś -skrytykować starszy shinobi.
-Usłyszałem to już od niej! Zamknij się, wystarczy, że ona to mi wytknęła ! -wrzasnął na swojego partnera machając kosą na prawo i lewo. Kiedy się trochę uspokoił przybrał poważny wyraz twarzy. -Nie wydaje mi się, żeby była kimś stąd. Nigdy nie widziałem takiego jutsu. Plus miała ruchy doświadczonego wojownika. Coś całkiem jak ty, też się niewiele odzywała -wykrzywił twarz w nieprzyjemny grymas.
-Przysięgam, że kiedyś cię zabije ale faktycznie, ktoś tu był - omiótł swoimi nietypowymi oczyma całe pobojowisko. Żył wystarczająco długo, by również nauczyć się rozpoznawania chakry. -To nie była byle jaka kunoichi. Powinniśmy powiadomić Paina. Nie możemy tak po prostu zignorować tej osoby. Może w przyszłości narobić nam kłopotów -mruknął.
-A co ty tak nagle zmieniasz zdanie, co? -warknął podejrzanie Hidan.
-W przeciwieństwie do ciebie jestem osobą myślącą i ostrożną. Nie zamierzam nikogo zszywać ani narażać żadnego z mojego serca -odbił piłeczkę ciemnoskóry członek Akatsuki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top