12
-Jesteś pewna, że nie potrzebujesz pomocy?- spytała Konan zerkając na obojętny wyraz twarzy Saeko. Od czasu do czasu się krzywiła czując ból w miejscu, gdzie Hidan wykorzystał nieuwagę kunoichi.
-Dam sobie radę. Nie takie rany miewałam -skinęła głową w podziękowaniu za troskę, ale nadal dumnie parła przed siebie.
Nie rozmawiały ze sobą zbyt często aż do zmierzchu. Jak każdy, ich grupa czuła zmęczenie, zwłaszcza nieśmiertelny oraz Saeko, którzy stoczyli ze sobą walkę. Kobieta sama nie miała pojęcia dlaczego w tak łagodny sposób potraktowała Hidana. "Czyżbym była sentymentalna? To powinno być bez znaczenia, skoro nie widzieliśmy się parę dobrych lat, i w dodatku każde z nas się bardzo zmieniło", rzuciła w myślach intensywnie się nad tym głowiąc. Zatrzymały się w miejscu by rozłożyć się i zrobić postój. Saeko podwinęła swoją bluzkę oglądając wreszcie swoją ranę. Ściągnęła brwi ku sobie widząc, jak bardzo była paskudna. Gdy tylko dotknęła ją opuszkami palców, od razu mocniej zacisnęła szczękę czując pulsujący ból.
-Mógłbyś następnym razem odkazić ten twój szpikulec? Nie mam pewności kogo nim dźgnąłeś -rzuciła beznamiętnie w stronę Hidana, który dopiero co do nich dotarł z Kakuzu.
-Dźga nim tylko siebie. To o wiele gorsze niż ktokolwiek inny- odpowiedział za niego Kakuzu.
-Słucham? Gdybym wiedział, że ją tym dźgnę, dodatkowo bym to zatruł - uśmiechnął się dziwnie, ale jego słowa zostały przez wszystkich zignorowane.
-Daj mi to - mruknęła Konan, która używając podstawowego jutsu do leczenia, ulżyła trochę w cierpieniu nowej członkini.
Kakuzu przyglądał się Watari analizując każdy centymetr jej ciała. Ładna, zdolna, ma na pieńku z Hidanem. Cóż więcej mógłby chcieć? Pieniądze za jej głowę. Tylko to się dla niego liczyło, ale skoro już była uznana za martwą to nikt znowu nie wyznaczy za jej ciało nagrody. Martwiło go to, bo też należała do Akatsuki. I choć znał jej prawdziwe imię od dawna, dopóki nie zdobyłby namacalnego dowodu, nikt by nie uwierzył.
-Dlaczego się powstrzymywałaś? -zapytał nagle ale ta obrzuciła go zirytowanym spojrzeniem.
Nie chciała odpowiadać na pytanie, na które sama nie znała odpowiedzi. Teraz zastanawiała się po co w ogóle zgodziła się dołączyć do tej organizacji? Z pewnością miała w tym ukryty cel, i gdy dotrą do siedziby, zacznie go skrupulatnie realizować. Indywidualizm jednostki. Jeśli ktoś ją nie doceni, może wszystko pójdzie zgodnie z planem. Wszystko mogło potoczyć się całkiem tak samo jak jej domniemana zdrada Wioski.
Gdy anielica skończyła leczyć, Saeko usiadła pod drzewem i oparła głowę przymykając przy tym oczy. Czekała ją ciężka noc. Zakryła swój bok, a na twarz z pomocą stali utworzyła prowizoryczną maskę.
-Po co ci ta maska? Przecież i tak wszyscy cię znają -burknął Hidan obserwując ją z naprzeciwka.
-Po to abyś zadawał głupie pytania -fuknęła krzyżując ramiona na piersi. Jej oczy były teraz widoczne przez maskę.
-I będę zadawał ci je nadal, aż do twojej jebanej śmierci -ryknął, a kobieta westchnęła ciężko.
-Kiedyś cię zabiję - ten tekst był aż zbyt dobrze znany młodemu shinobi.
-Też to cały czas powtarzam - mruknął Kakuzu usadawiając się obok swojego partnera.
-Jakby kiedykolwiek było to możliwe -wydawał się tym faktem niezadowolony.
Konan milczała siedząc obok. Tej nocy to ona ma zacząć sprawować swoją wartę, a drugie północy miał się tym zająć Kakuzu. Białowłosy od razu zasnął przy tym mamrocząc pod nosem. Tym samym irytował Saeko, która nie mogła i tak spokojnie spać. Przed oczami miała wspomnienia, które dręczyły kobietę tak bardzo, że zaczęła wiercić się na ziemi. Nieznośne głosy doprowadzały ją do nerwowych ruchów, które zauważyła Konan. Ta z kolei nie chciała okazać swojego zainteresowania jej problemem. Nie chciała się zbytnio narzucać, tym samym rozpraszając swoją uwagę.
Ciemnowłosa kunoichi przewróciła się na plecy otwierając oczy z widoczną konsternacją. Zmęczenie nadal dawało jej się we znaki, a fakt niemożności zregenerowania swoich sił był niczym pokrzepiający. Zdjęła swoją maskę z o dziwo spokojnym ruchem dłoni odkładając na bok. Gdy spojrzała w bok, przyłapała Konan tym, że jej się wpatrywała.
-Nie lubię spać pod gołym niebem -mruknęła cicho, nie budząc przy tym dwójki shinobi. Z resztą Hidana mało co by wybudziło.
-Dlaczego? Sądziłam, że to dla ciebie naturalne -odparła lustrując uważnie otoczenie wokół siebie.
-Po prostu -zamknęła oczy maskując tym samym swoje kłamstwo. Zaraz jednak odpuściła trochę się rozluźniając. -To nie jest proste zapomnieć o tym co było. Zwłaszcza, że wróciło to do mnie w postaci tego bałwana -zerknęła na spokojną twarz mężczyzny.
Konan kiwnęła głową na znak, że rozumie. Sama codziennie przeżywa koszmar kiedy musi patrzeć na twarz swojego ukochanego, który de facto nie żyje. Nie może rzucić się w jego ramiona i szeptać jak bardzo go kocha. Yahiko też ją przecież kochał, wiedzieli o swoim uczuciu. Życie jednak miało inny plan, zostawiając ją ze znacznie osłabionym Nagato używających 6 ścieżek. Jednak jeśli wymagało to poświęcenia z jej strony, aby ziścić wielkie marzenia swojego przyjaciela, to nie miała nic przeciwko takiemu przebiegu zdarzeń.
Inaczej miało się to w przypadku Saeko, dla której widok białowłosego był niezwykle drażniący. W jej oczach nadal ukazywał się jako niesfornego, zbyt pewnego siebie chłopca. Wciąż był nikim więcej jak uczniem i nie zanosiło się by kiedykolwiek by ją przerósł. Niedoświadczony chłopczyk, któremu ani się śni dorosnąć. Odnosiła wrażenie, że wytworzył wokół siebie pewnego rodzaju bańkę, w której się zamknął i nie chciał wyjść. Jego powłoką ochronną miał być nie kto inny jak Jashin, lecz Saeko dobrze wiedziała, iż kiedyś się doigra i przekona na własnej skórze. Jego wiara to bujda, która miała być osłonką przed nienawiścią. Tak to postrzegała i zdania swojego nie zamierzała zmienić. Jednak widok śpiącego, bezbronnego Hidana sprawiała, że serce łamało się na małe kawałki. Ze smutnym spojrzeniem obserwowała jak klatka piersiowa unosi się i upada w spokojnym śnie. "Nie wolno mi zapomnieć. Nie wolno mi tym żyć. Wolno mi z tym żyć", przekonywała siebie w duchu.
-Podczas twojej przemowy, powiedziałaś, że go uczyłaś... jak wyglądała wasza relacja? -zagaiła wreszcie Konan bardzo ciekawa tego zjawiska. Ona i Nagato już nie byli jedynymi osobami, które znały się już wcześniej.
-Jako dzieci byliśmy przyjaciółmi, bardzo zżytymi bym mogła rzec - usiadła krzyżując nogi. -Jestem od niego o pięć lat starsza, więc pokazałam mu parę rzeczy -wzruszyła ramionami.- Im więcej otrzymywałam misji, tym rzadziej się z nim widywałam. Przyznam się, że wtedy niejedno chciałam mu powiedzieć. Teraz, nie ma to najmniejszego sensu -westchnęła cicho spuszczając swoje spojrzenie niczym zbity pies.
-Spora różnica wieku -przyznała kunoichi, dodatkowo przymykając oczy. -Musieliście bardzo blisko siebie mieszkać -spostrzegła nagle.
-Tak, mój klan sąsiadował z jego rodziną, chociaż tak naprawdę to dzięki mojej matce mogłam się z nim bliżej poznać. Złota kobieta -uśmiechnęła się delikatnie na wspomnienie o Risie.- Spróbuję zasnąć, dobranoc Konan -mruknęła kładąc się znowu.
Jedno oko zamknęła, ale drugim nadal obserwowała Hidana. Zasnęła w momencie kiedy Kakuzu miał przejąć wartę. Obudziła się o świcie wciąż obolała i zmęczona. Nie służył jej tak krótki sen. Przeciągnęła się i zaraz wstała na równe nogi. Zerknęła na swoją ranę, ale przez płynącą w niej krew Uzumaki, właściwie niewiele z niej zostało. Dobudzenie Hidana graniczyło z cudem. Starszy shinobi nie patyczkując się ze swoim partnerem, złapał go za kołnierz płaszcza i szarpnął gwałtownie. Białowłosy otworzył szeroko oczy i syknął z bólu.
-Kakuzu! Mówiłem ci, żebyś mnie w ten sposób nie budził! -warknął wściekle, kiedy wstał i mocno zacisnął swoją dłoń na kosie.
-Śpisz tak twardo, że nie ma innego wyboru na szybką pobudkę -odparł poważnie i ruszył za kobietami.
-Po co mieliśmy my po nią iść? Nie mógł tego zrobić Itachi i Kisame? Akurat nie mieli żadnej misji- stęknął drapiąc się po karku.
-Rozkazy to rozkazy. Poszliśmy, bo jesteście ze sobą powiązani -odparł tak, jakby to było oczywiste.
-I dlatego nikt nie mógł mi powiedzieć, po kogo idziemy? No zajebiście -parsknął pretensjonalnie.
-Gdybyś wiedział, nie chciałbyś iść i zachowywałbyś się jeszcze gorzej niż teraz -tym razem rzucił to w dość niebezpiecznym tonie.
-Dobrze, dobrze. Rozumiem - przewrócił oczami wiedząc, że dalsza dyskusja nie miała najmniejszego sensu. -Ile była wyceniona jej głowa? -spytał nagle, kiedy w głowie pojawił się szatański pomysł.
-Zaczyna do ciebie docierać wartość pieniądza? -wymijająco odpowiedział, zastanawiając się co kombinuje Jashinista.
-No odpowiedz mi, Kakuzu -ponaglił natarczywie wpatrując się w swojego rozmówcę.
-No tak 35 000 000 ryou -znowu zmierzył postać Saeko, która to wyczuła i odwróciła głowę jeszcze spokojna.
-I nie jest ci szkoda, że tyle kasy ci właśnie ucieka? -zawył Jashinista. Starszy shinobi wiedział do czego zmierza, więc postanowił to zignorować. -35 000 000 ryou to kupa forsy i nic z tym nie zrobisz?
-Chcesz się jej pozbyć z organizacji -zauważył Kakuzu marszcząc nos. -Ale zaraz postaram się ciebie pozbyć -warknął zirytowany.
-Przestań się powtarzać, obaj wiemy jak wygląda rzeczywistość -pokiwał głową jakby powiedział coś mądrego.
-Nie spodziewałabym się, że z takiego słodkiego dzieciaczka wyrośnie najbardziej irytująca istota na świecie -mruknęła od niechcenia Saeko, niby po to, by mu dogryźć.
-Haaa? Wypraszam sobie -ryknął Hidan widocznie urażony tą uwagą.
-Chciałbym zobaczyć cię za czasów kiedy robiłeś w pieluchy -dodał Kakuzu, zauważając dobrą okazję by mu również dokuczyć.
-Kurwa, jako mój partner powinieneś mnie wspierać! -ryknął nie dowierzając, że materialista woli trzymać ze zdrajczynią.
-Jesteśmy partnerami z nazwy -wzruszył ramionami przyspieszając kroku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top