1: Żółta skarpetka wkracza do akcji

NIEDZIELA, 19 LISTOPADA

     Aileen była osobą dość... nietypową. Potrafiła w ciągu sekundy zmienić się nie do poznania — ze smutnej nastolatki, która miała problemy egzystencjalne, w najszczęśliwszą osobę na świecie, bowiem zerwała kwiatka i wplątała go sobie we włosy.

     Nie inaczej było tego ranka. Przyszła napić się swojej ulubionej kawy w ulubionej kawiarni na ulubionej ulicy jej ukochanego Manhattanu, by znów stać się wesolutką dziewczynką. Zdążyła już zapomnieć, jakie to uczucie, po tym, jak znowu nie spodobał jej się obraz, który namalowała zeszłej nocy. Co prawda, jej współlokator stwierdził, że "Świat oczami Van Gogha" nie wyszedł wcale tak źle, lecz to nie było dla niej jakimkolwiek pocieszeniem. Chciała, by wyszedł idealnie, a nie "nieźle". Jednak nie potrafiła nic namalować tak, jakby tego chciała. Miała jakąś blokadę twórczą. Dlatego właśnie postanowiła wyjść z mieszkania i porozmawiać z kimś. A Piąta Aleja nadawała się do tego idealnie, bowiem roiła się od ludzi.

     Problem polegał na tym, że nawet mieszkańcy takiego miasta jak Nowy Jork mieli czasami dość Aileen. Rozmowa rozmową, jednak dziewczyna wydawała się być zbyt otwarta na otaczający ją świat. Oczywiście, nie było to nic złego, ale w większości przypadków obcy nie chcieli z nią dłużej rozmawiać, gdyż zbyt angażowała się w tę znajomość.

     Mimo to Aileen nie poddawała się i kiedy tylko zauważyła pewną różowowłosą dziewczynę siedzącą samotnie przy stole, nie była w stanie sobie odmówić podejścia do niej.

     — Cześć — rzekła z promienistym uśmiechem na twarzy. — Jestem Aileen.

     Kobieta przyglądała się nastolatce spode łba, bowiem zakłócała jej spokój, którego, nawiasem mówiąc, tego dnia naprawdę potrzebowała. Już chciała serdecznie odesłać Aileen z kwitkiem, gdy nagle dziewczyna wystawiła rękę i uśmiechnęła się jeszcze szerzej, tak, że różowowłosa nie mogła się nadziwić, że nie bolały ją jej mięśnie twarzy.

     Asertywność nie była jej mocną stroną, więc uścisnęła jej dłoń i wróciła do popijania swojej kawy. Starała się ignorować fakt, że Aileen właśnie się do niej dosiadła i nie mogła już dłużej się uspokajać przed wielką chwilą, która miała zaraz nadejść.

     — Trenujesz coś? — usłyszała nagle różowowłosa. Podniosła wzrok znad swojego telefonu i spojrzała na ciekawą twarz nastolatki. — W sensie... Ta torba i w ogóle — dodała, wskazując na sportowy bagaż przy krześle kobiety.

     — Boks — odpowiedziała dla świętego spokoju. Miała nadzieję, że dzięki tej odpowiedzi będzie teraz mogła wrócić do swojego wcześniejszego zajęcia, jakim było odstresowanie się przed nadchodzącą tego dnia walką.

     — Naprawdę?! — krzyknęła zaskoczona. Bokserka starała się ignorować dziewczynę oraz jej porywczość, jednak w momencie, gdy wszyscy w kawiarni spoglądali na jej stolik, poczuła, jak wychodzi z siebie.

     — Tak, naprawdę. — Wstała, zabierając wszystkie swoje rzeczy, i przesiadła się do sąsiedniego stolika.

     Prawdę mówiąc, nie było dla niej wielkim zaskoczeniem to, że chwilę później pojawiła się obok niej również Aileen. Zaczynała powoli jej działać na nerwy. Zwłaszcza gdy...

     — Jak długo trenujesz?

     ...gdy zadawała jej masę pytań na tematy, które nie powinny ją obchodzić.

     — Wiesz, że to nękanie? — odpowiedziała pytaniem na pytanie. Po pierwsze, nie chciała udzielać jej odpowiedzi, a po drugie, miała nadzieję, że po tym zniechęci do siebie tę dziewuchę.

     — Pięć lat? Dziesięć? — dopytywała dalej z tym uśmiechem, który zaczynał irytować różowowłosą. Wydawał się on być tak sztuczny, że miała ochotę jej wygarnąć, co myśli o takim zachowaniu. Jednak nie dzisiaj. Za chwilę miała mieć walkę. Wszystkie złe emocje powinna zostawić właśnie na nią, dzięki czemu...

     — Kurwa mać — syknęła, dając się ponieść swojej złości. — Nie widzisz, że nie chcę z tobą rozmawiać?

     — Widzę — odpowiedziała niemal natychmiast. Uśmiech na twarzy pozostał, z tą różnicą, że teraz Aileen, wydawałoby się, drwiła z bokserki.

      — To czemu mi to robisz? — Ku jej zdziwieniu, po odpowiedzi dziewczyny uspokoiła się tak bardzo, że nie czuła już nawet stresu, który był jej nieodłącznym towarzyszem od ostatniego tygodnia. — Bawi cię to? Nie wiem... Jesteś sadystką?

     — To ile to lat? — zapytała, kompletnie ignorując wypowiedź kobiety. 

     — Trzy — westchnęła.

     Dlaczego jej to powiedziała? Przecież nie chciała tego robić.

     — I masz zaraz trening?

     — Nie — odparła. — Mam walkę za jakieś dziesięć godzin.

     — To czemu już teraz chodzisz ze sportową torbą?

     Bokserka spojrzała na swój bagaż i przygryzła od środka policzek. Właśnie, dlaczego?

     Jak to możliwe, że jej odczucia co do Aileen zmieniły się w ciągu minuty aż tak diametralnie? Przecież jeszcze chwilę temu sprawiała, że miała ochotę jej coś zrobić, a teraz? Rozmawiała z nią jak z jakąś koleżanką.

     Co się z nią działo? Już od dawna nie czuła się tak dobrze. To na pewno nie mogła być zasługa leków czy terapii, bo pan Lorens był, nie oszukując, chujowy w swym zawodzie. Chodziła do niego tylko dlatego, że miał dobre ciastka.

      — Lexi — rzekła różowowłosa po chwili.

      — Hm? Twoje imię? — zapytała Aileen. Kobieta skinęła głową. — Och, szczerze nie sądziłam, że jeszcze dziś mi je zdradzisz.

     — "Jeszcze dziś"? To ma być jakieś "jutro"?

     — Oj, zapędziłaś się właśnie w kozi róg, moja droga — zaśmiała się. — Już ci opowiadam mój misterny plan.

     — "Misterny plan"? — powtórzyła, nadal nic nie rozumiejąc.

     — Nie przerywaj, no, nieładnie tak! — skarciła ją Aileen. — Ogólnie to... o, ładna bluzka — powiedziała, wskazując na T-shirt Lexi, która jedynie kiwnęła głową na znak, że dziękuje. — Dobra, to... Ogółem nie mam zbyt wielu przyjaciół, tak właściwie mój jedyny przyjaciel to jeszcze większy dziwak ode mnie, i no... Pomyślałam, że fajnie byłoby kogoś poznać. I tak szukam sobie, szukam, ale nie mogę nikogo znaleźć. Znaczy... zawsze, gdy kogoś znajduję, to ta osoba ode mnie ucieka lub wzywa policję. — Lexi wytrzeszczyła oczy na to zdanie. — Oj, no, nie moja wina, okej? W każdym razie...! Potrzebuję znajomych. Taki z tego morał.

     — I że niby ja mam zostać twoją przyjaciółką? — zaśmiała się Lexi.

     — No, tak można wywnioskować z mojej wypowiedzi, więc tak.

     — Mam wzywać policję już teraz czy później, gdy coś odwalisz?

     Aileen wywróciła oczami i chwyciła Lexi za rękę, co dość mocno zszokowało kobietę. Starała się uwolnić z uścisku, ale osiemnastolatka była strasznie silna. Bądź co bądź, była zmuszona na siedzenie w tej dziwnej pozycji, patrzenie na Aileen, która spoglądała jej w oczy, oraz czucie na sobie wzroku innych ludzi.

     — Ładnie proszę? — Zatrzepotała rzęsami. — No weź, nawet nasze kolory włosów mówią "tak" na naszą znajomość!

     Lexi spojrzała na żółte kosmyki dziewczyny, a następnie na swoje różowe.

     — Co za to dostanę?

     — Dotrzymam ci towarzystwa do czasu twojej walki! — odpowiedziała na jednym wydechu.

     — To brzmi jak kara, a nie jak nagroda.

     — Jeszcze zmienisz zdanie  — rzekła, wstając od stołu. — No chodź, idziemy się przejść!

     Zanim wstała, zapytała samą siebie kilkukrotnie, co z tą dziewczyną było nie tak, po czym walczyła z myślami o tym, czy faktycznie powinna z nią gdziekolwiek pójść.

     — Już idę, czekaj! — wrzasnęła, gdy Aileen wychodziła z kawiarni, a następnie chwyciła za swoje rzeczy i pobiegła za dziewczyną.

     Ta dziewucha zdecydowanie zaczęła mieć na nią zły wpływ. Ale, niestety, nie była w stanie jej się oprzeć.

***

     — Nie mogłyśmy wziąć taksówki? — rzekła Lexi po półgodzinnym marszu. — Daleko jeszcze?

     — Już za tym rogiem jest mój blok — odpowiedziała. — Ciekawe, czy Kostas już wrócił...

     — Kostas?

     — Mój współlokator. — Zatrzymała się, by zawiązać sznurówkę. — I ten przyjaciel od siedmiu boleści, o którym ci wspominałam.

     Lexi wytrzeszczyła oczy. Nie spodziewała się po tej dziewczynie tego, że będzie mieszkać sama z jakimś mężczyzną... Chociaż w sumie niczego się już po niej nie spodziewała. Była zbyt nieprzewidywalna.

     — Nie boisz się mieszkać tak samej z facetem?

     — Spokojnie, jest aseksualny.

     — To, że jest aseksualny, nie znaczy, że nie może się zakochać.

     — O to również możesz być spokojna — zaśmiała się. — On kocha wyłącznie siebie.

     Wchodząc do mieszkania Aileen, Lexi miała złe przeczucia, więc gdy nastolatka otworzyła drzwi i zaprosiła ją rękoma do środka, zawahała się. Stała niczym słup soli przez bite kilka sekund, patrząc się to na dziewczynę, to na posąg leżący na stole w korytarzu.

     — Och, to tylko Arysek — zaśmiała się Aileen i popchnęła kobietę w głąb pomieszczenia.

     — Arysek?

     — Arystoleteles — wyjaśniła. — Znaczy, nie jest to posąg Arystotelesa, a jakiegoś randoma, którego Kostas przywiózł od dziadka. Ale nazywamy go Arysek.

     Lexi skinęła głową i rozejrzała się po mieszkaniu. Panował w nim całkowity, lecz artystyczny nieład. Ubrania walały się po całej podłodze, masa kubków zbierała się na biurku, na którym, swoją drogą, leżało też mnóstwo zgniecionych kartek. Część z nich nawet była zalana kawą.

     — Nie mówiłaś, że ktoś przyjdzie — rzekł Kostas, opierając się o framugę drzwi do swojej pracowni. Lexi omal nie zeszła na zawał, gdyż kompletnie nie słyszała wcześniej jego kroków czy jakiegokolwiek innego śladu obecności.

     Kiedy jednak się uspokoiła, przyjrzała się bliżej mężczyźnie. Miał potargane włosy, ale w taki sposób, że wyglądało to naprawdę ładnie, zaś ubrany był w brązowy sweterek i spodnie w kolorze beżowym. Nosił lenonki oraz był brudny na twarzy — najpewniej coś właśnie jadł.

     Zanim zdążyła się przypatrzeć jego pięknym, brązowym oczom, podeszła do niego Aileen, zasłaniając jej widoki. Dziewczyna zaśmiała się i wytarła palcem obecne na policzkach mężczyzny ślady po czekoladzie.

     — Naucz się w końcu jeść — rzekła po chwili, po czym odwróciła się w stronę różowowłosej. — To Lexi.

     — Trenuje boks? — zapytał Kostas.

     — Tak... — odpowiedziała niepewnie kobieta. — Skąd to wiesz?

      — Jest największym fanem Sherlocka — wtrąciła żółtowłosa. — To zobowiązuje.

     — Miło mi — rzekła po dłuższej ciszy Lexi i podała dłoń na przywitanie Kostasowi. Mężczyzna jednak jedynie odwrócił wzrok i podszedł do swojego biurka. Zauważywszy, że nie ma miejsca do pracy, stwierdził, że zrzuci wszystko na podłogę. Dzięki temu na biurku pozostał tylko laptop, który wcześniej był kompletnie niewidoczny przez tę tonę śmieci, oraz nieskończona czekolada. Kostas usiadł spokojnie, rozciągnął się i wpisał hasło do komputera. — Miałaś rację. Jest większym dziwakiem niż ty.

     — Dziękuję — odpowiedział w końcu, nie patrząc choćby na chwilę na kobietę. — Ty za to jesteś wariatką.

     — Słucham? — zapytała. Była wyraźnie zdenerwowana wypowiedzią nieznajomego.

     — Jesteś chora psychicznie — wytłumaczył. — Ręce ci się trzęsą, bo boisz się ludzi, masz podkrążone oczy od bezsenności, która dręczy cię przynajmniej od roku, zaś w twojej sportowej torbie słychać przesypywanie się jakichś małych rzeczy. Tabletek.

     Nie miała pojęcia, skąd to wszystko wiedział. Nie znała przedtem ani Aileen, ani jego. Skąd więc mógł wytrzasnąć te informacje? Śledził ją wcześniej? Może dzisiejsze spotkanie z Aileen wcale nie było przypadkowe? A może...?

     — Nie śledziłem cię, nawet sobie o tym nie myśl — dodał po chwili.  — Tak jak mówiła Kosmitka, jestem fanem Sherlocka Holmesa.

     — A to zobowiązuje! — powtórzyła radośnie Aileen.

     — Ale to niemożliwe... I jaka Kosmitka?

     Kostas kiwnął głową na Aileen, która jedynie się śmiała pod nosem. Lexi była zdziwiona, że mężczyzna nawet nie musiał spojrzeć, gdzie stała żółtowłosa, by wiedzieć, gdzie na nią wskazać. Czyżby to też wydedukował?

     — W liceum mówią na mnie Kosmitka przez moje imię — wyjaśniła. — No i może dlatego, że jestem trochę dziwna.

     — Trochę? — zaśmiał się Kostas. To był pierwszy raz, gdy Lexi zobaczyła u niego jakąkolwiek emocję.

     — Odezwał się ten, co pisze wiersze o śmierci. — Pokazała mu język, lecz on tego nie widział. Dlatego tym większym zaskoczeniem dla Lexi było to, że zaraz po tym pokazał jej środkowy palec. — Mógłbyś chociaż na mnie spojrzeć, gdy tak brzydko się do mnie odzywasz, wiesz?

     — To strata czasu.

     — Jak długo się znacie? — przerwała nagle Lexi. — Wygląda to tak, jakbyście byli sobie naprawdę bliscy.

     — Bo jesteśmy! — odpowiedziała dumnie Aileen.

     — Nie jesteśmy — odparł szatyn.

     — Aha — dodała od siebie bokserka i wróciła do oglądania mieszkania tej dwójki dziwaków. — Mój Boże! — wrzasnęła po chwili przestraszona.

     Aileen od razu pobiegła za Lexi, która, jak się okazało, postanowiła pozwiedzać pokój dziewczyny. Chyba nawet już wiedziała, co spowodowało u niej taką reakcję.

     — Ach, to sztuczne ręce, nie martw się — rzekła z uśmiechem i wzięła jedną z pomalowanych dłoni do rąk. — Interesuję się bodyartem.

     — Ale nie chodzi mi o to... — rzekła, zakrywając usta dłońmi. — Ten obraz...

     — Co z nim? — dopytywała Aileen.

     Była wyraźnie zdziwiona reakcją kobiety. Przecież jej obraz "Świat oczami Van Gogha" był, jak to określił Kostas, "niezły". A może również i on skłamał i jednak było tak źle, jak na początku myślała artystka?

     — Jest aż tak okropnie? — zapytała smutno, spoglądając to na Lexi, to na swoje "arcydzieło". Doprawdy, mogła dać z siebie więcej, skoro już ktoś z zewnątrz widział jej obraz. — Kurczę...

     — Nie... on jest... piękny — powiedziała, jąkając się. Zdziwiona, Aileen spojrzała na twarz Lexi, a tam zastała masę łez. — Jest genialny...

     Kosmitka wytrzeszczyła oczy z wrażenia. Nie sądziła, że jej malowidło kiedykolwiek wzbudzi w kimś takie emocje. Zwłaszcza w kimś pokroju Lexi, która nie wydawała się być zbyt otwartą osobą.

     — Dziękuję — odpowiedziała wzruszona. — To najlepszy komplement, jaki dostałam w życiu.

     I nie, komplementem nie były wcale słowa różowowłosej, zaś jej reakcja. Sprawiła ona, że w jednej sekundzie Aileen odzyskała pewność siebie i motywację do tworzenia coraz to nowszych obrazów.

     — Już doprowadziłaś naszego gościa do płaczu? — zapytał Kostas, ponownie pojawiając się znikąd.

     Nie dość, że Sherlock Holmes, to jeszcze ninja. Aileen zdecydowanie nie miała z nim lekko.

     — Więcej się ciebie w sprawie obrazów nie słucham, Costa — syknęła Aileen i przytuliła nagle Lexi. — Dziękuję raz jeszcze. To wiele dla mnie znaczy.

     I być może Aileen była osobą dość nietypową, ale w tej chwili Lexi to nie obchodziło. Odwzajemniła uścisk i wbiła swoje paznokcie w bluzę nastolatki. Czuła się w jej ramionach tak... spokojnie. Tak dobrze.

     Brakowało jej tego uczucia od bardzo dawna.

     Czy to już było zauroczenie? Cholera, przecież nie znała jej dłużej niż godzinę.

     Ale cóż, nawet jeśli właśnie zauroczyła się nową znajomą, nie miała co się łudzić. Na pewno Aileen nie była nią zainteresowana. Może była słabym Sherlockiem, ale sądząc po tym, że mieszkała z facetem, doszła do wniosku, że zapewne była heteroseksualna i po prostu potrzebowała mieć jakiegoś chłopaka u boku. Być może była nawet zakochana w Kostasie? To, w jaki sposób się do niego odzywała, i ta sytuacja z czekoladą... Tak, Aileen na pewno musiała być zakochana w mężczyźnie.

     — Już ją podrywasz? — zachichotał pisarz. — Szybka jesteś.

     — Słucham? — zapytała Lexi, wydostając się z uścisku.

     — Kosmitka jest homo — wyjaśnił po chwili, a wtem pięść Aileen spotkała się z jego brzuchem. — Cholero jedna, to bolało!

     I gdy ze złowieszczym uśmieszkiem Kostas ganiał za Aileen po całym mieszkaniu, Lexi nawet się nie zdziwiła tym, że poznała kolejną z twarzy mężczyzny. Była już wystarczająco zszokowana faktem, że jej nowo poznana koleżanka była lesbijką.

     Cholera, miała u niej szansę.

__________________

     Trzy rzeczy.

     Jeden: woah, szybcy są. Ale w sumie to w nich właśnie lubię. Aileen jest bezpośrednia jak zawsze, Lexi uczuciowa, zaś Kostas... Cóż, Kostas to Kostas.

     Dwa: mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał! Szczerze mówiąc, nieco obawiałam się publikacji Samotnych skarpetek, bowiem nie jest to taki typowy romans. Postacie są dziwne i dość nieprzewidywalne. Co więcej — nie zachowują się tak, jak inni. Trudno więc z nich cokolwiek wyczytać. Dlatego właśnie bałam się publikacji. Bałam się, że ktoś nie zrozumie, co dana postać [czyli w sumie ja] miała na myśli.

     Trzy: rozdziałów jest sześć. Będą publikowane codziennie, więc no! Mam nadzieję, że po tym rozdziale Was zachęciłam i zostaniecie ze mną do końca!

     Tak więc życzę Wam miłego dnia i być może do zobaczenia później!

     PS Dziękuję za tę niesamowitą okładkę rockersuckhew! ♡

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top