8

O dziwo weekend przebiegł bez większych zakłóceń i przyszedł poniedziałek. Kol ma rację, szkoła nie jest fajna. Przynajmniej nie ta, bo w Mystic Falls coś się działo no i byłam cheerlederką a tu zero rozrywek. No chyba, że nauczycieli powkurzać i ze starym Argentem się spotkać. Po wyjściu z prysznica zrobiłam makijaż i ułożyłam włosy. Na dzisiejszy strój szkolny postanowiłam wybrać body, skórzane spodnie i odpowiednio pasujące buty.

Oczywiście czarne no bo jaki inny mógłby pasować do dzisiejszego dnia? Nie mając zamiaru jeść niczego konkretnego zrobiłam tylko dwie kawy i przyniosłam krwi, bo bez tego ani rusz. Nie wszyscy muszą wiedzieć jakie zło ściągnął do miasta mały McCall. Wreszcie zjawił się Pierwotny w podejrzanie dobrym humorze.

- Z czego się tak cieszysz? Jakieś nocne morderstwo było?-

- Grzeczny byłem-

- Czekaj, bo uwierzę. W twoim słowniku nie ma takiego słowa-

Zabrał swoją porcję krwi i pocałował mnie w policzek.

- Dzięki mała-

- Za co?-

Spojrzałam na niego zdziwiona.

- Że mi wybaczyłaś moje zachowanie, gdy cię pierwszy raz poznałem-

- Żywiłeś się jakimś naćpanym człowiekiem i ci się udzieliło, czy jak?-

- Nie, nic takiego-

Odpowiedział mi z uśmiechem a do mnie akurat ktoś zadzwonił. Sprawdźmy, czy jest, jak myślę.

- Lydia do mnie dzwoni-

Od razu wyrwał mi telefon, ale widząc kto tak naprawdę dzwoni oddał mi rozczarowany telefon na co się tylko zaśmiałam.

- Okrutna jesteś wiesz?-

- I taką mnie kochasz-

- Niestety-

Odebrałam telefon.

No co tam Bex?

Kiedy wracacie?

Nie wiem

A musisz tam być?

Nie zostawię kumpla w potrzebie

Mogę do was wpaść?

Miej oko na naszych Panów. Bez Ciebie się pozabijają

Ale tu jest nudno

Marcela nie ma w mieście?

Jest, ale wiesz...

Bex, niedługo się zobaczymy

Obiecujesz?

Obiecuję. Do zobaczenia

Do zobaczenia Carmen

Biedna Bekah nie ma z kim imprezować. Mówi się trudno i żyje się dalej lub idzie się do szkoły.

- Chodź zakochańcu. Szkoła czeka-

- Muszę?-

- Tam będzie Lydia-

- Przekonałaś mnie-

- Wiem-

Zgarnęłam kluczyki do auta nim się zorientował i zajęłam miejsce kierowcy. Przynajmniej on przez jakiś czas niech będzie szczęśliwy. Zaparkowałam, a gdy wysiedliśmy ujrzeliśmy zmierzających w naszą stronę chłopców. Wnioskując po minie Scott'a, coś go martwiło.

- Cześć Wam-

- Cześć Stiles-

Uśmiechnęłam się do nastolatka.

- A ty coś taki niemrawy Wilczku?-

- Gdybym wcześniej wiedział, że Derek cię kiedyś skrzywdził to bym cię nie ściągał-

Powiedział ze smutkiem wypisanym na twarzy i mnie objął. To było dość zaskakujące, ale odwzajemniłam gest.

- Derek cię skrzywdził? Niech no ja go tylko spotkam, to pożałuje-

Stiles zna mnie kilka dni i tak się nakręcił, że aż Kol musiało go przytrzymać.

- Wolnego rycerzu. Nie ty jeden chcesz mu dokopać, ale księżniczka Carmen na to nie pozwala-

- Sama chcesz mu dokopać?-

- Nie jest tego wart. No, ale dość już o tym. Lepiej mówcie co robimy z naszym gadem-

- O wilku mowa lub raczej o gadzie-

Zażartował Stiles a wampir odciągnął ich na bok. W końcu podszedł do mnie Jackson z zakłopotaniem wypisanym na twarzy.

- Cześć Carmen-

- Czołem Panie Kapitanie-

- Strasznie cię przepraszam, że tak zniknąłem bez słowa z imprezy-

- Nie przepraszaj. Pewnie wyskoczyło ci coś pilnego-

- Co nie zmienia faktu, że było to chamskie z mojej strony i mogłem chociaż coś napisać-

- Serio, nic wielkiego się nie stało. To była tylko impreza-

- Jednak, strasznie mi głupio-

Ostatni mężczyzna, który przepraszał mnie za swoje zachowanie to Stefan. Czyli co? Istnieją jeszcze porządni faceci? Nie bądź głupia Carmen. Tylko Stefan jest porządny, bo wie czym jesteś, no i oczywiście Elijah, ale on to inna epoka a Jackson pierwszy by zwiał jakby się dowiedział z jakim stworzeniem ma do czynienia.

- Wybaczam a teraz chodźmy na lekcje-

Uśmiechnęłam się do niego i wzięłam go pod rękę. Ku mojemu nieszczęściu pierwsza lekcja to chemia z nikim innym jak z cudownym Panem Harris'em. Facet ewidentnie jest nieszczęśliwy w życiu i pewno minął się z powołaniem, skoro wciąż narzeka.

- Carmen?-

- Co?-

- Nie znasz przypadkiem staro łacińskiego?-

- Nie, ale Elijah tak-

- To coś ci wyślę-

Kiwnęłam głową a po chwili dostałam SMSa. Dyskretnie sprawdziłam co to. Chyba o coś o Kanimie, bo to w sumie jedyne co jestem wstanie zrozumieć. Przesłałam od razu wspomnianemu wcześniej wampirowi.

ELIJAH🤍

Co to?

Tekst o nijakiej Kanimie

Pierwsze słyszę

To tak jak my. Możesz przetłumaczyć nam to?

Oczywiście. Na kiedy?

Najlepiej na wczoraj

Daj mi kilka godzin

Dzięki Elijah

Akurat, gdy podniosłam oczy znad urządzenia zwrócił się do mnie nauczyciel.

- Panno Mikaelson, czy ja Pani przeszkadzam?-

I zaczęło się. Co za człowiek.

- W czym?-

Udawanie głupiej nikomu jeszcze nie zaszkodziło.

- Rozmawia Pani na mojej lekcji i korzysta z telefonu-

- Z telefonu? Jakiego telefonu?-

Wyciągnęłam dłonie i położyłam na blacie.

- Tego, który był przed chwilą w Pani rękach-

Spojrzałam na siedzącego obok mnie wampira.

- Widziałeś jakiś telefon w moich rękach?-

- Przed szkołą owszem, ale teraz nie-

- Coś się Panu musiało zdawać-

Nauczyciel spojrzał na mnie jak na wariatkę.

- Nie wiem, chce mnie Pan przeszukać i udowodnić mi swoją rację?-

Jak dobrze, że wampiry są zbyt szybkie dla ludzkiego oka, bo to zaczyna się robić ciekawe. Był tak skołowany, że zwyczajnie w świecie wrócił do prowadzenie zajęć a ja przybiłam sobie piątkę z Kol'em. Na kolejnej lekcji nauczyciel musiał się doczepić mojego ubioru i wysłać mnie do dyrektora. Przynajmniej sprawdzę, czy mnie pamięta. Weszłam do gabinetu, gdzie już czekał na mnie starzec.

- Carmen Mikaelson. Świetne wyniki w poprzedniej szkole i widzę, że bardzo się tam udzielałaś, ale w naszej szkole już nie-

- Jakoś nic mnie nie zaciekawiło-

- Wielka szkoda. Jednak dziwi mnie, że taka świetna uczennica znalazła się u dyrektora-

- Co poradzić Panie dyrektorze na to, że Pan z historii mnie nie cierpi, bo za każdym razem udzielam mu poprawnych odpowiedzi-

- Na jego miejscu cieszyłbym się z takiej pilnej uczennicy-

Jasne Gerard, ty byś się cieszył gdybym była martwa, ale niestety ty zjedziesz pierwszy.

- Jednak chyba nie dlatego cię do mnie przysłał-

- Chodzi o to jak się dzisiaj ubrałam. Nie wiem co złego jest w czerni-

- Nic moja droga, ale myślę, że nie chodziło o kolor-

- W takim razie niech mnie Pan zawiesi albo coś, bo nie mam zamiaru zmieniać stylu ubierania się dla jednego nauczyciela-

Ja niczego nie zmieniam w sobie dla jakiegokolwiek mężczyzny. Nie podoba się to żegnam.

- Nikt nie karze od razu zmieniać. Można po prostu ubierać się tak po lekcjach-

- Z całym szacunkiem, ale to ja będę decydować co ubieram. Jeśli to wszystko to już pójdę-

Z tymi słowami wstałam i opuściłam jego gabinet nie dając mu nic powiedzieć. Nie ma mowy, że będę tu dziś jeszcze siedzieć. Faceci. Prychnęłam pod nosem i skierowałam się do wyjścia ze szkoły. Po dotarciu do auta uświadomiłam sobie, że to Kol ma kluczyki a nie ja.

- A ty nie na lekcjach?-

Odwróciłam się i ujrzałam nikogo innego jak Dereka w swoim samochodzie.

- Nie twój interes. Chcesz czegoś konkretnego czy chcesz mnie po wkurzać?-

- Wsiadaj-

- Po co?-

- Jak wsiądziesz to ci powiem-

- Nie boisz się, że cię ugryzę?-

- Nie-

- Chcesz tym przekonać mnie czy siebie?-

- Po prostu wsiądź do tego głupiego auta-

Ktoś tu się zdenerwował. Nie powiem, żeby mnie to nie ucieszyło, bo ucieszyło mnie to i to bardzo.

- No już, nie denerwuj się tak bo ci kły jeszcze wyskoczą-

- Wsiadasz, czy mam ci pomóc wsiąść?-

Uniosłam ręce w geście poddania się i wsiadłam do jego auta, jednak nic mi nie powiedział. Jechaliśmy przez jakiś czas do póki nie uznałam, że chcę wiedzieć do czego mu jestem.

- Zdradzisz mi wreszcie do czego Ci jestem?-

- Potrzebuję twojej pomocy-

- No proszę, wielka Alfa z rodu Hale, potrzebuje pomocy mieszańca. Nie bywałe. Chyba zapiszę to sobie w kalendarzu-

Parsknęłam pod nosem i akurat dostałam SMSa od kochanego Elijah. Jak dobrze, że na niego można zawsze liczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top