16

Derek

- Wiesz, kiedy wraca?-

- Czy ja wam wyglądam na jej brata?-

- No nie, ale ostatnio go nie było w szkole-

- Ode mnie i tak nie odbiera-

- Podobno od nikogo nie odbiera-

Odezwał się Isaac, który właśnie do nas dołączył.

- Jesteś pewny?-

- Tak. Sam nawet próbowałem, ale skrzynka pocztowa się włącza-

- Może ma już nas dość?-

- No co ty. Pewnie jest zajęta i tyle-

Pewnie tak. W końcu Beacon Hills nie jest jedynym jej problemem.

- Wy też to słyszeliście?-

- Co takiego?-

Moich uszu dobiegło przeciągłe wycie wilka, ale nie był to nikt kogo bym znał.

- Jakiś wilkołak-

- Albo łowcy-

- Nie sprawdzisz tego?-

- Nie mam zamiaru trafić na łowców-

- A jak to inny wilkołak?-

Znów słychać wycie, ale tym razem jakby przepełnione smutkiem i bólem? Może stracił swoich czy coś? Staliśmy tak i nasłuchiwaliśmy, ale słychać było tylko nasze oddechy i bicia naszych serc.

- Widocznie był tu chwilowo-

- No nie byłbym tego taki pewien-

Spojrzałem na Isaac'a.

- Niby czemu?-

- Może usłyszał, że jesteś Alfą i w ten sposób cię szuka?-

- To inaczej by brzmiało-

- Skąd wiesz?-

- Znam ryk wilkołaka a ten był bliższy wilkowi-

- Przecież nikt z nas tak nie potrafi-

Ja potrafię. Znaczy jeszcze nie potrafię. Znów wycie.

- Słychać je jakby głośniej-

- Jest gdzieś w okolicy?-

- Możliwe. Nam nic do tego-

Pewnie łowcy chcą nas wybawić, ale im to nie wyjdzie. Mogę spokojnie zająć się sprawą Kanimy.

- Derek?-

- Nie, nie sprawdzimy czy to faktycznie wilkołak-

Odpowiedziałem Isaac'owi kierując się do starego wagonu. Jednak zatrzymałem się, gdy usłyszałem warczenie. Czyli jednak wilkołak. Odwróciłem się i ujrzałem wilka. Przecież tak potrafiła tylko moja matka, siostra i nikt inny. No dobra, może Peter jeszcze, ale to było jakieś bydle a nie wilk.

- Dlaczego on na nas warczy?-

- Nie mam pojęcia-

Zrobiłem krok, ale od razu wilk zwrócił się w moją stronę. Zaczął się do mnie zbliżać wciąż warcząc. Też tak potrafię. Ryknąłem na wilka.

- Może spróbuj jeszcze raz?-

- Nie działa, bo to chyba nikt z naszych-

- I tak powinno zadziałać-

Odszukałem w kieszenie telefon i zadzwoniłem od razu do Kol'a.

O co chodzi?

Kiedy wraca Carmen?

Wróciła już a co? Stęskniłeś się?

Przyda nam się jej pomoc, bo jakiś wilkołak tu jest

Jesteś Alfą nie?

Nie działa

Poczekaj, zobaczę, czy jest u siebie

Zapadła cisza po drugiej stronie.

A powiedz mi, ten wilkołak, jest łagodny?

Wygląda jakby chciał mnie zabić

Rozległe się ciche przekleństwo i się rozłączył.

- Coś Ci powiedział?-

- Nie. Zadzwonię po prostu do Carmen-

Wybrałem jej numer i czekałem aż odbierze w między czasie nie spuszczałem oka z wilka.

Mówi Carmen Mikaelson. Nie odbieram, bo robię coś fajnego. Nagraj się a może oddzwonię.

Świetnie. Jesteśmy w dupie.

- To co robimy?-

- Żadnych gwałtownych ruchów. Nie wiemy ani kto to ani czego chce-

- Chce ciebie. W sumie nic dziwnego-

Odezwał się wampir, który pojawił się niewidomo skąd.

- Mała, daj spokój. Chyba nie będziesz gryzła swojego?-

Wilk nie zareagował tylko wciąż wpatrywał się we mnie.

- Dobra, ugryź go i miejmy to za sobą. Zabiorę cię do domu a potem możesz nawet skręcić mi kark. Co ty na to?-

W odpowiedzi otrzymał tylko warknięcie.

- Znasz tego wilkołaka?-

- No jasne. Wy też, tylko nie wiedzieliście jej w tej formie-

- Jej?-

- No tak, to wilczyca-

Podszedł do niej beztrosko i próbował odciągnąć ode mnie.

- Ty tak poważnie mała? Jestem fajniejszy niż on-

Wskazał na mnie i pociągnął wilczycę za ogon co było straszną głupotą. Rzuciła się na niego, ale o dziwo nie zaatakowała.

- Teraz mnie poznajesz mała?-

- Jakim cudem nie zaatakowała cię?-

Zapytała zaskoczona Erica.

- Dostanie mi się za to później. Pewnie skończę ze skręconym karkiem, ale taka już jest ta mała Carmen-

Wilczyca puściła wolno wampira i usiadła obok niego będąc zdecydowanie spokojniejszą.

- To jest Carmen?!-

- Jest hybrydą wilkołaka i wampira. Zapomnieliście?-

- Po prostu nie sądziliśmy, że potrafi przybrać taką formę-

- Potrafi, ale jej nie przybiera-

- To czemu jest w niej teraz?-

- Świetne pytanie Panie Hale. Możesz zapytać jak się łaskawie zmieni-

- Kiedy to nastąpi?-

- Jak będzie chciała-

- Nie możesz jej przekonać?-

- Nie jestem Alfą-

- Mój ryk nie działa na nią-

- No to czekamy-

- Nie możesz jej poprosić czy coś?-

Przewrócił oczami, ale zwrócił się do siedzącej obok Carmen.

- Mogłabyś?-

Brak reakcji. W końcu wstała i gdzieś poszła.

Carmen

Co ja sobie myślałam stając się wilkiem i dlaczego na litość boską musiałam tu przyjść? Chyba musiałam postradać zmysły od bycia wilkiem. Tylko jak zmienię się tutaj to przecież... Nie no, większej głupoty nie mogłam zrobić nie? W sumie dla Dereka to nie będzie nowość, ale dzieciaki nie muszą mnie tak oglądać.

- Carmen? Żyjesz tam?-

Tak żyję. Usłyszałam znajome kroki. Gdy był niedaleko zaczęłam wracać do mojej ludzkiej postaci.

- Mogłaś uprzedzić-

- Jakbym warknęła to byś uciekł a szczekać nie będę bo nie jestem psem. Z resztą nie ma niczego czego nie widziałeś-

Podeszłam do niego i zabrałam mu rzeczy z ręki. Co tam ciekawego wybrał dla mnie Kol? Czarne spodnie, granatowy bezrękawnik z zamkiem na środku i adidasy na koturnie. 

Cudnie. Nieśpiesznie ubrałam się a wilkołak przypatrywał mi się. Gotowa odwróciłam się i przechodząc obok niego dotknęłam go niby to przypadkiem. Dołączyłam do wampira i spojrzałam na nastolatków.

- Przepraszam was za to co widzieliście i przepraszam, jeśli kogoś wystraszyłam-

- W porządku nie przepraszaj. Będziesz w szkole?-

- Niczego nie obiecuję-

Uśmiechnęłam się do Isaac'a i razem z wampirem wróciłam do domu. Następnego dnia w szkole na lunch'u od razu zaczęłam wypytywać Stiles'a o tą całą sytuację z Kanimą. W końcu to bystry chłopak i może zauważył coś czego my nie.

- Pamiętasz Matt'a?-

- Kogo?-

- Tego z aparatem-

- A tak, pamiętam-

- Jak dla mnie to coś z nim nie tak-

- Myślisz?-

- Allison mówiła mi, że widziała w jego aparacie trochę twoich zdjęć-

- A co w tym podejrzanego?-

- Niby nic, poza tym, że wszystkie są bez twojej wiedzy, z ukrycia i nawet są...-

- Nie kończ. Sprawdzimy tego Matt'a-

- Co, jeśli to on?-

- Nie zabijemy go prawda?-

Spojrzałam na Scott'a, który nagle włączył się do rozmowy.

- Zabicie go sprawiłoby, że jedno z nas stanie się jego Panem-

- Więc co robimy?-

- Cóż na pewno musi być jakiś sposób, żeby to obejść-

- Nic nie znaleźliśmy-

- Wy może nie, ale wiem kto może-

Będę musiała przesłać Elijah cały tekst i poprosić go o pomoc a także złożyć wizytę pewnemu wilkołakowi.

- Dlaczego mam wrażenie, że masz jakiś plan?-

Zapytał Scott, lekko zmartwiony.

- Bo tak jest-

- I pewnie nie ma tam żadnego z nas-

- Jak tak bardzo chcecie to możecie z Elijah skonsultować tekst o Kanimie-

- A ty?-

- A ja muszę zasięgnąć rady gdzie indziej. Nie, nie zabiję nikogo-

Tylko trochę się zabawię.

- Słowo, będę grzeczną dziewczynką-

Uśmiechnęłam się słodko do chłopców i dokończyłam jeść. Wychodząc ze stołówki dogoniła mnie Lydia.

- Carmen, przegapiłaś moje urodziny-

- Wybacz Lydia. Miałam sporo problemów w Nowym Orleanie-

- Byłaś w Nowym Orleanie?-

- Tak, tam mieszkał mój przyjaciel i tam też ja się urodziłam-

- Mieszkał?-

- Wczoraj go pochowaliśmy-

- Oh, tak mi przykro Carmen-

Objęła mnie a ja odwzajemniłam jej gest. To było miłe z jej strony.

- Jak będzie okazja to cię tam zabiorę i tak się zabawimy jak jeszcze nigdy w życiu-

- Trzymam cię za słowo-

Obie rozeszłyśmy się na swoje zajęcia. Oczywiście ja byłam nie obecne, zajęta myśleniem o tym co zrobić z Kanimą. Po kolejnej nudnej lekcji uznałam, że nie mam zamiaru tu dłużej siedzieć. Poinformowałam Elijah, że chłopcy podeślą mu tekst, Kol miał zostać i mieć oko na owieczki i chłopca z aparatem a ja mogłam się spokojnie spotkać z Alfą. W końcu musi coś wiedzieć lub znać kogoś co coś wie. Wybrałam jego numer i zadziwiająco szybko odebrał.

Jesteś u siebie?

Nie, jestem w lesie

W porządku. Widzimy się niedługo

Rozłączyłam się i skierowałam się do auta. Dobrze, że ja prowadziłam i nie muszę kraść od Kol'a kluczyków. Wrzuciłam torbę na siedzenie obok i nieśpiesznie opuściłam szkolny parking. Po jakimś czasie dotarłam do lasu. Wysiadłam z samochodu i zaczęłam iść przed siebie. Z opowiadań Scott'a i Stiles'a, Alfę można było czasem znaleźć w ruinie jego starego domu i tam też się udałam. Szłam tak przed siebie aż nie dotarłam do ruiny domu. Wsłuchałam się w otoczenie i usłyszałam dwa bicia serc. Jego i jeszcze jednej osoby. Ciekawe czy będę mogła wejść bez problemowo. Akurat, kiedy zdecydowałam się podejść bliżej ktoś postanowił zadzwonić. Widząc kto dzwoni, nie mogłam oprzeć się pokusie, żeby wkurzyć wilkołaka i odebrałam.

Cześć piękna

Cześć przystojniaku. Co słychać?

Stęskniliśmy się za tobą

Jesteś pewnie, że wy a nie ty?

No dobra. Głównie ja, ale reszta też

Ja też się za tobą stęskniłam

Może wpadniesz do miasta?

Teraz mam sporo na głowie, ale jasne, wpadnę z wizyta

Na to liczę

Nie spędzić czasu z moimi ulubionymi braćmi Salvatore? To by był grzech

Jak przyjedziesz to się rozerwiemy mała

Na to liczę przystojniaku. Muszę kończyć, bo mam towarzystwo

Pa mała

Pa wampirku

Rozłączyłam się a w drzwiach stał Derek, który udawał, że wcale go nie ruszyła ta rozmowa.

- Co tu robisz?-

- Stoję, jak widać-

- Wiesz o co pytam-

- Trzeba dokończyć sprawę Kanimy-

- Tyle to i ja wiem-

- Gratuluję posiadanej wiedzy-

- Do rzeczy-

- Kiedyś byłeś bardziej rozrywkowy-

- Zgadzam się-

Do naszej rozmowy dołączył ktoś jeszcze. Czyżby brat Tali?

- Derek, nie przedstawisz mi swojej przyjaciółki?-

- Oh, nie jesteśmy przyjaciółmi-

Nie pamięta mnie? Przecież nic się nie zmieniłam od tamtej pory.

- Jesteście parą?-

Zapytał z uśmiechem.

- Bardziej bym powiedziała, że byłymi kochankami. Prawda słońce?-

- Od kiedy mówisz do mnie słońce?-

Spojrzał na mnie podejrzliwie.

- A no tak, wybacz. Zapomniałam, że jesteś dulce lobo. Teraz lepiej?-

Uśmiechnęłam się do niego i przeniosłam wzrok na drugiego mężczyznę. Niczego sobie ten Peter.

- Carmen Mikaelson-

- Miło poznać taką piękność. Jestem Peter Hale-

Rzeczywiście mnie nie pamięta.

- Jednak jest ktoś miły w tej rodzince-

Zauważyłam złośliwie.

- Na twoim miejscu nie ufałbym mu zbytnio-

- A to niby czemu?-

Spojrzałam na Alfę z uniesioną brwią. Pomyślałby kto, że obchodzi go z kim się zadaję.

- Derek ma mi za złe, że zabiłem trochę osób i nie potrafi mi zaufać-

- Nigdy nie wiadomo czego się po tobie spodziewać-

- Gdzie ty się podziewałeś całe moje życie Peter?-

Teraz oboje spojrzeli na mnie zaskoczeni.

- Coś mi mówi, że się świetnie dogadamy. Pewnie nawet lepiej niż z nim-

Wskazałam na czarnowłosego.

- I nie zrażają cię moje uczynki?-

- Nie osądzam ludzi po tym co zrobili, bo sama nie należę do świętych. Nie spotkałam wampira ani wilkołaka, którzy byliby bez winy. Hybrydy też świętej nie spotkałam-

- Hybrydy?-

- Tak, jestem hybrydą wampira i wilkołaka-

- Tak się da?-

- Jak widać-

- Z radością bliżej cię poznam moja droga-

- Ja też, jednak to musimy przełożyć na kiedy indziej, bo nie po to tu przyszłam-

- A po co?-

- Zasięgnąć rad u innego źródła co zrobić z Panem Kanimy-

- Zabić, to oczywiste-

Boże, widzisz i nie grzmisz.

- Świetnie Derek. Co potem? Zaklniesz jakoś Kanimę albo nie wiem zaczarujesz? Czy gdzieś zamkniesz?-

Nic nie odpowiedział.

- Nie możemy zabić tego kogoś, bo automatycznie jego zabójca staje się nowym Panem-

- No tak, logiczne-

Zobaczył piękną Carmen i już mózg nie pracuje.

- W takim razie jak możemy pomóc?-

- Nie macie przypadkiem więcej informacji na temat tego stworzenia?-

- Nie-

- Tak-

Spojrzałam na obu mężczyzn.

- To w końcu jak?-

- Przeszukałem wszystko i nic nie znalazłem-

- Bo źle szukałeś. Zaraz czegoś poszukamy-

Oboje weszli do środka a ja podążyłam za nimi i oczywiście nie przejdę.

- Coś nie tak?-

Już miałam wyjaśnić, gdy dostałam dziwnego SMSa od Stiles'a.

- Co jest?-

- Stiles napisał żebym przyjechała na komisariat-

- Po co?-

- Nie wiem i szczerze mówiąc nie podoba mi się-

- Tam też nie wejdziesz-

- To miejsce publiczne a nie dom. No nic, jadę sprawdzić jakie problemy tam czekają-

Odwróciłam się i poszłam w stronę auta. Jednak w krótkim czasie dogonił mnie Derek.

- Przeraża cię perspektywa bycia w jednym miejscu z Peter'em?-

- Czemu by miała?-

- Nie wiem to ty idziesz za mną-

- To też moja sprawa-

- Ale to mnie wzywają a nie ciebie-

Nic nie odpowiedział i resztę drogi szliśmy w ciszy. Dopiero postanowił przerwać ciszę, gdy las została za nami.

- Masz mnie czasem ochotę zabić?-

- Czasem jak mnie wkurzysz swoją głupotą-

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top