9

Jak się okazało wywiózł mnie do swojej kryjówki. Dalej nie rozumiem, dlaczego wybrał takie opuszczone miejsce no, ale ja wilkołaków nigdy nie zrozumiem.

- Więc w czym mam ci pomóc?-

- Skoro już wiemy kto jest Kanimą to trzeba się go pozbyć-

- I niech zgadnę. Ja mam to zrobić, bo jestem wampirem a wampiry to mordercy-

- Nie dlatego cię poprosiłem o pomoc. Scott będzie chciał go ochronić a ty nie-

- Skąd wiesz? Może zależy mi na Jacksonie?-

- Dobrze wiem, że nie zależy-

Spojrzał na mnie z założonymi rękoma.

- No przyznaję, przejrzałeś mnie. Nie zależy mi na nim. Przynajmniej ni w taki sposób o jakim on myśli-

Spojrzał na mnie z uniesioną brwią.

- Nie będę ci się spowiadać z mojego życia chłopcze-

Oddaliłam się od niego i rozejrzałam się po miejscu.

- Można by tu urządzić niezłą imprezę-

- Jedna nie wystarczy?-

- Dobrych imprez nigdy za wiele a każda ze mną jest właśnie taką-

Wyjęłam telefon i zabrałam się za czytanie tłumaczenia przysłanego przez Pierwotnego. No to mamy mały problem.

- Mamy jeszcze jeden problem-

- Jaki?-

Odwróciłam się i ujrzałam, że wilkołak stoi zdecydowanie za blisko mnie. Cofnęłam się o krok.

- Kanima ma swojego Pana a my nie wiemy kto nim jest-

- Dla ciebie to nie problem-

- Masz rację. Wrzucę wszystkich chłopaków do wody i zobaczę który będzie się topić-

- Nie to miałem na myśli-

Zrobił krok w moją stronę a ja się cofnęłam.

- Zatem co proponujesz?-

Odpowiedziała mi cisza.

- Kto był pierwszą ofiarą?-

- Ojciec Isaac'a-

- On ma za dobre serce więc nie zabił ojca-

- Nawet jeśli miał jakiś motyw?-

- Czym się zajmował jego ojciec?-

- Był trenerem drużyny pływackiej-

Pierwsza ofiara to trener pływaków a Kanima boi się wody, czyli jej Pan się tego boi a to oznacza, że...

- Musimy znaleźć kogoś kto boi się wody i miał za coś uraz do trenera pływaków-

- Skąd wiesz?-

- Morderca zawsze ma jakiś powód, dla którego zabija. Nie spotkałam się, żeby robił to dla zaspokojenia kaprysów-

- Dalej nie wiem co to ma ze sobą wspólnego-

- Nie musisz. Wystarczy, że ja wiem. Znajdziemy go, pozbędziemy się i zniknę z twojego życia na zawsze-

Wyciągnęłam telefon i akurat, gdy chciałam zadzwonić do Kol'a na ekranie pojawiło się imię Kapitana drużyny lacrosse'a. Nie teraz. Mam coś ważniejszego. Poczekałam aż skończy dzwonić i zadzwoniłam do wampira, żeby podzielić się z nim moimi spostrzeżeniami. Na całe szczęście uznał, że mogę mieć rację co do tego. Teraz zostaje tylko dowiedzieć się o pozostałych ofiarach i co je ze sobą łączy a w tym może pomóc Stiles, skoro jest synem samego Szeryfa, tylko wejście do jego domu będzie problemem. Przeklęte zaproszenie. Jaki kretyn to wymyślił co? Zostawiłam Dereka samego z jego przemyśleniami i skierowałam się do domu.

Derek

Teraz to ja nie wiem czy chcę żebyśmy tak szybko rozwiązali sprawę Kanimy. Jasne, przeszkadza mi, że ktoś zabija ludzi w mieście, ale nie chcę, żeby Carmen tak szybko stąd wyjeżdżała.

- Carmen tu była?-

Odwróciłem się i akurat zjawiły się moje Bety.

- Tak, poprosiłem ją o pomoc-

- Mówiłem, że nie jest zła. Ty po prostu jesteś uprzedzony do niej-

Odpowiedział mi z uśmiechem Isaac. Gdybyś wiedział to co ja wiem zmieniłbyś zdanie w tym temacie, ale nie ważne.

- Zgodziła się?-

- Tak, nawet wpadła na coś, ale niewiele mi to mówi-

- To, dlaczego tu stoisz zamiast jej pomagać?-

- Gdybym był jej potrzebny to by dała znać-

- Nie wydaje mi się, żeby należała do tej części, która prosi kogokolwiek o pomoc-

- Kol jej pomaga więc ja jestem nie potrzebny-

- Albo to twoja wymówka, żeby trzymać się od niej z daleka-

Spojrzałem na Erice z uniesioną brwią.

- Wszyscy widzimy jak na nią patrzysz, gdy jest w pobliżu-

- Ona ci się podoba i nie ma co się dziwić-

- Połowa chłopaków się za nią ogląda-

- A Jackson chce się z nią umówić-

On? Z Carmen? Dobre sobie.

Carmen

Kolejne dni mijały na szkole i szukaniu Pana Kanimy. Oczywiście owieczki musiały uprowadzić Jacksona i tym samym zwalić sobie na głowę zakaz zbliżania się a dodatkowo zafundowali nam kozę w bibliotece. Czy ja naprawdę za wiele wymagam od życia? Chyba tak albo to kara za bycie mieszańcem.

- Mogę im skręcić karki?-

Zapytałam wampira.

- Lepiej zmuśmy tego kretyna, żeby nas wypuścił-

- A potem skręcimy im karki?-

Zapytałam z wielkim uśmiechem na twarzy.

- Nie-

- Zero frajdy-

- No tak bo to fajne jak mnie skręcasz kark-

- Też cię kocham Kol-

Uśmiechnęłam się do niego.

- Wiecie, że ja was słyszę?-

Odwróciłam się do Scotta siedzącego przy innym stoliku.

- Miałeś słyszeć-

Posłałam mu pełne gniewu spojrzenie i zwróciłam się do mojego wspaniałego przyjaciela.

- Jakieś pomysły?-

- Może zrobimy, jak mówisz?-

- To jeszcze trzeba tamtego chłopaka ogarnąć-

- No tak, to też problem-

- Wyluzuj, bo to się źle skończy-

- Nie będę płakać. Zatopiłabym kły w jego szyi. Działa mi na nerwy-

- Za dużo świadków-

- Gdzie tam. Ty byś wziął chłopaczka z aparatem, ja Harris'a i po problemie-

W końcu gościu zaczął się zbierać do wyjścia więc mogliśmy zrobić to samo.

- Oh, przepraszam. Tylko ja wychodzę. Wy wyjdziecie dopiero gdy ułożycie wszystkie książki. Miłej zabawy-

Przegiął. Już chciałam się na niego rzucić, ale zatrzymał mnie wampir.

- A ty co? Pan moralny?-

- Chcesz mieć na głowie Argenta?-

- Tego Argenta?-

Skinął głową.

- Podziękuję-

- Później skoczymy coś zjeść-

Zabraliśmy się za układanie durnych książek, choć ja i tak przez cały czas myślałam o tym jak można by się pozbyć nauczyciela a później starca. Wizje ich śmierci były po prostu piękne. Z jakiegoś dziwnego powodu rozległ się hałas. Wszyscy wyjrzeliśmy sprawdzić co się dzieje. Jackson zniknął a na podłodze leżał chłopaczek od zdjęć. Jeszcze tego nam tu brakowało. Kanima Whittemore zaatakowała jeszcze Erice, która dostała napadu. Jaszczura przekazała nam wiadomość, żeby zostawić ją w spokoju i znowu zwiała.

- Co z nią?-

Uklękłam obok dziewczyny. Mimo wszystko obchodził mnie jej los.

- Do Dereka-

- Nie możesz jej jakość pomóc?-

- Moje ugryzienie pogorszy. Zabiorę ją do Alfy-

Nie czekając na ich komentarz wzięłam dziewczynę na ręce i w towarzystwie Kol'a wyszliśmy. Ułożyłam ją na tylnym siedzeniu, usiadłam obok niej a Kol odjechał z piskiem opon. Nie bacząc na przepisy jechaliśmy prosto do ich kryjówki. W krótkim czasie dotarliśmy na miejsce. Wysiadłam z auta i zabrałam blondynkę. Weszłam do środka.

- Derek!-

Ryknęłam idąc w stronę, gdzie można było go przeważnie znaleźć. Od razu wyskoczył sprawdzić co się dzieje a widząc nas zrozumiał o co chodzi.

- Połóż ją na ziemi-

Zrobiłam o co poprosił i chciałam już iść, ale blondynka mnie zatrzymała.

- To zaboli, ale nie ma innego sposobu-

Spojrzał najpierw na mnie a potem na nastolatkę. Złamał jej rękę tym samym uruchamiając proces gojenia się.

- To zaboli jeszcze bardziej-

Wbił jej pazury w rękę a po pomieszczeniu rozniósł się jej wrzask. Kol mocno ścisnął moje ramię żebym nie straciła przypadkiem panowania nad sobą.

- Carmen?-

- Nic mi nie jest. Dam sobie radę. Ona mnie potrzebuje bardziej-

Derek spojrzał na mnie i wydawało się jakby chciał mnie przeprosić za tą sytuację. To nie tak, że poczuję krew i lecę mordować. Jestem hybrydą a one czują dwa razy mocniej więc jak się zdenerwuję to cóż, chyba nie muszę mówić, jak działa na mnie krew. Trzymając wilczycę za rękę zamknęłam po prostu oczy i zaczęłam myśleć o miłych rzeczach, bo to najlepiej na mnie działa. Lekcje muzyki, czytanie książek, nauka szermierki z Marcelem lub Rebekah pod okiem Klausa, imprezy z Kol'em i Bex, pierwsza miłość, objęcia Dereka... Stop. To już za daleko. O czym ja myślę? Do reszty mnie pogięło, czy jak? Lepiej będzie, jak skupię się na czymś innym. Otworzyłam oczy.

- Carmen?-

- Tak?-

- Przepraszam, że nazwałam cię wtedy suką i za to, że tu siedzisz-

- Nie przepraszaj i nie czuj się winna, że poprosiłaś żebym została-

- Skąd wiesz, że tak się czuję?-

- Widziałam twoją minę, gdy poczułam krew. Niepotrzebnie czujesz się winna. Posiadam kontrolę, ale jako hybryda odczuwam wszystko dwa razy mocniej, co nie znaczy, że dokonam tu mordu jakiegoś-

- A jak się wkurzysz to lepiej umieć znikać z powierzchni Ziemi-

- Mówcie tak żeby mnie pocieszyć-

- On mówi z doświadczenia. Nie raz skręciłam mu kark, bo mnie wkurzył-

- W takim razie nie mam zamiaru cię nigdy wkurzyć-

- I słusznie-

Uśmiechnęłam się do niej. Siedziałam tak jeszcze jakiś czas aż w końcu jej organizm został oczyszczony z jadu. Wciąż była słaba, ale mimo to uparła się, żeby wstać z czym jej pomogłam. Objęła mnie co było bardziej zaskakujące niż cokolwiek w ostatnim czasie.

- Dziękuję-

Szepnęła i odsunęła się ode mnie. Uśmiechnęłam się do niej i razem z Kol'em skierowałam się do wyjścia.

- O czym myślałaś, żeby się uspokoić?-

- O miłych zdarzeniach w moim życiu-

- Jedno chyba musiało być bardzo miłe-

- Bo cię ugryzę i tu zostawię-

- I dasz mi umrzeć?-

- Właśnie tak. Będziesz umierał w męczarniach-

- Dzięki-

- Proszę-

Nim całkowicie opuściliśmy kryjówkę wilkołaków, ktoś złapał mnie za rękę.

- To ja poczekam w aucie mała-

I zniknął nim cokolwiek powiedziałam. Odwróciłam się do wilkołaka.

- Dziękuję, że ją tu przynieśliście-

- Nie ma za co Panie Alfo-

- I przepraszam...-

- Jeszcze raz ktoś mnie za to przeprosi to naślę na niego Kol'a-

- Ale...-

- To nie jest wina nikogo z was. Hybrydy działają inaczej i tyle-

Wzruszyłam ramionami i dołączyłam do wampira.





-------------------------------

Zostawcie po sobie gwiazdkęi komentarz 💬

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top