6
Ze snu wyrwał mnie koszmar a raczej wspomnienie z przeszłości. Że też nie miał, kiedy nawiedzić mnie ten koszmar. Poleżałam jeszcze trochę w łóżku, ale po tym koszmarze to ja już nie mam co liczyć na sen. Wstałam i udałam się do łazienki. Odkręciłam zimną wodę, zdjęłam piżamę i weszłam pod prysznic. Zimna woda skutecznie mnie obudziła i odegnała wspomnienie koszmaru. Umyłam się i wyszłam owinięta w ręcznik z pokoju. Dzisiaj padło na wzorzystą koszulkę z długim rękawem, czarne spodnie, kozaki na szpilce i obowiązkowo czarna skórzana kurtka.
Włosów nawet nie chciało mi się upinać więc tylko je poprawiłam, zrobiłam makijaż, zabrałam kurtkę i zeszłam na dół. Czyżby wampirek jeszcze spał? Przyniosłam sobie kilka worków krwi i od razu zabrałam się za opróżnianie ich.
- Ej, ale zostaw coś dla mnie samolubie-
Pokazałam mu tylko język i otworzyłam kolejny woreczek, który został mi zabrany z ręki.
- Dzięki mała. Jesteś kochana-
- Jedzenie też mi zabierzesz?-
- Chciałbym jeszcze pożyć-
Ale krew mi z ręki zabrałeś.
- Od kiedy ty się tak grzecznie ubierasz? Chcesz się przypodobać Jacksonowi czy coś?-
- Upadłeś na głowę wstając?-
Chociaż racja, chciałam się w jakiś sposób przypodobać nastolatkom, ale od kiedy to ja się potrzebuję komuś przypodobać?
- Urządźmy małą imprezę dla naszych nowych znajomych-
- Małą?-
- I tak pewnie wyjdzie inaczej niż zakładam, ale co tam. Trzeba zaszaleć i się rozerwać nie?-
Imprezy to nasze ulubione zajęcie, jeśli akurat się kimś nie żywimy. Kol wręczył mi talerz z omletem i sam usiadł naprzeciwko mnie. W czasie jedzenia ustaliliśmy czego nam potrzeba na imprezie a potem wspominaliśmy jak to się razem świetnie kiedyś bawiliśmy, i że zdecydowanie nam tego brak. No w końcu co się dziwić, skoro oboje leżeliśmy w trumnach spory kawał czasu. I pomyśleć, że kiedyś skakaliśmy sobie do gardeł i byliśmy gotowi się nawzajem pozabijać a teraz razem imprezujemy.
*wspomnienie*
Chwyciłam za pręt leżący obok mnie i wbiłam go w klatkę piersiową Kola. Znów ma do mnie jakieś niewyjaśnione pretensje tylko dlatego, że nie potrafi się przyznać, że boli go to co uczynił Klaus lata temu.
- Jesteś żałosny Kol. Wszyscy mnie zaakceptowali tylko ty masz jakiś problem-
- Nie powinnaś się nazywać Mikaelson, bo nie jesteś jedną z nas!-
- Jestem i pogódź się z tym. Zamiast być o mnie zazdrosny daj mi szansę-
- Nigdy!-
Wyjął pręt i się na mnie rzucił. Kolejna kłótnia w naszym wykonaniu kończy się bójką. Już widzę kazanie Elijah na temat naszych zachowań. No a co ja mogę na zazdrość Kola? No nic.
*wspomnienie Kola*
Drzwi domu otworzyły się z hukiem. Wyjrzałem sprawdzić co się dzieje. W korytarzu stała Carmen, która jednoczenie była wściekła i wyglądała jakby miała się rozkleić. No nie mówicie mi, że ją ktoś śmiał skrzywdzić.
- Co się stało Carmen?-
Próbowała mi odpowiedzieć, ale była zbyt wzburzona. Pierwszy raz ją taką widzę. Nawet ja nie potrafiłem doprowadzić jej do takiego stanu. Zaprowadziłem ją do salonu i posadziłem na kanapie a potem nalałem do szklanki jej ulubionego rodzaju alkoholu i podałem. Serce mi chyba zaraz pęknie na ten widok. Do rozmowy włączył się też Klaus. Carmen opowiadała co się stało. Klaus z uśmiechem na twarzy był gotów zabić tego nastolatka, ale widząc jej łzy zdecydował tylko o wyjeździe. Sam bym skręcił kark temu chłopakowi, ale żaden z nas nie chce bardziej krzywdzić Carmen.
To dziwne, że moje problemy sercowe pogodziły mnie z Kol'em. Jakoś zawsze mnie bolały te nasze wieczne kłótnie a teraz jedno skoczy za drugim w ogień.
- No królewno, zbieraj się. Szkoła czeka-
- Ktoś tu ma dobry humor-
- Imprezy zawsze poprawiają mi humor-
- A nie przypadkiem możliwość umówienia się z pewnym rudzielcem?-
Poruszyłam zabawnie brwiami a Kol udał, że jest oburzony.
- Wypraszam sobie. Ja mam zamiar się upić i świetnie bawić-
- Lydia nie jest zaprzeczeniem świetnej zabawy. Właściwie może być lepiej-
- Ty to lepiej skup się na Jacksonie-
- Taki mam zamiar-
Mam zamiar się świetnie bawić i nikt mi w tym nie przeszkodzi. Nawet durny Derek Hale. Na lekcjach w ogóle się nie skupiałam, bo myślami byłam już na naszej imprezie. Jeszcze tylko gości nie zaprosiliśmy. Nudna lekcja historii dobiegła końca, więc pora zaprosić gości na imprezę. W pierwszej kolejności rzucił mi się w oczy chłopaczek ze stada Hale. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się słodko.
- Ty pewnie jesteś Carmen-
- Zgadza się Wilczku-
- Czego ode mnie chcesz?-
- Małej przysługi-
Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Przekaż całemu swojemu stadu, że macie ode mnie zaproszenie na imprezę a to oznacza całkowite zawieszenie broni-
- Wampiry zapraszają wilkołaki na imprezę?-
- Nastolatkowie zapraszają innych nastolatków. Daj mi swój telefon to zapiszę ci mój numer-
Bez zbędnych pytań podał mi telefon a ja wpisałam swój numer i zwróciłam urządzenie właścicielowi.
- Jeśli się zdecydujecie to napisz a powiem ci, gdzie impreza. Mam nadzieję, że do zobaczenia słodziaku-
Puściłam mu oczko i poszłam szukać reszty. W pierwszej kolejności wpadłam na Jacksona więc od razu przekazałam mu wieści o imprezie i powiedziałam, żeby zaprosił kilku fajnych chłopców z drużyny. Pewnie i tak przyjdzie więcej osób niż zaprosimy, ale co tam. Im nas więcej tym lepsza zabawa.
- A ty co taka dzisiaj nie obecna?-
Z rozmyślań wyrwał mnie głos Stilesa.
- Carmen jest już myślami na naszej imprezie-
Spojrzałam na wampira, który akurat przyszedł w towarzystwie Małego Wilczka.
- Jaka impreza?-
- Taka mała impreza u nas w domu. Wy też możecie wpaść-
- Kto będzie?-
- Lydia, bo przed chwilą pytałem-
- Jackson i pewnie cała drużyna lacrosse i może ktoś ze stada Hale-
- Zawirowałaś? Oni chcą zabić Lydie!-
- To przez jeden dzień nie kiwną nawet palcem-
- A to nie tak, że wampiry i wilkołaki są naturalnymi wrogami?-
Spojrzałam na Stilesa jak na idiotę. Słowo daje, jeszcze ktoś mi o tym przypomni to go ugryzę.
- Oczywiście, że są, ale dzisiaj jesteśmy nastolatkami, a jak ktoś będzie kombinować to go ugryzę i nie uleczę-
Teraz obaj nastolatkowie patrzyli na mnie zaskoczenie.
- Jestem hybrydą wilkołaka i wampira. Posiadam też lek na ugryzienie przez wilkołaka czy wampira-
- To by wyjaśniało twój specyficzny zapach-
- Dość już o mnie. Skupmy się na imprezie. Wpadniecie?-
- Na mnie możecie liczyć-
Odpowiedział z uśmiechem Stiles.
- A zakochani przyjdą?-
- Jacy zakochani? Coś mnie ominęło?-
Mały Wilczek z całych sił udawał, że niczego nie wie, ale kiepsko mu to szło.
- Znam wasz mały sekrecik. U nas jest bezpieczny-
Puściłam mu oczko i spojrzałam na Pierwotnego.
- Na nas pora-
I oboje opuściliśmy mury szkoły. Skoczyliśmy na zakupy, bo potrzebny nam nie tylko alkohol, ale i różne przekąski. Wróciliśmy do domu i wszystko przygotowaliśmy. Szybki prysznic, makijaż, ułożenie włosów i wybranie stroju bardziej imprezowego. Ten świetny biały komplet wpadł mi w oko na zakupach z Lydią. Biała spódnica, białe botki i biały top.
Gdy schodziłam po schodach dostałam SMSa od Isaac'a z zapytaniem o adres imprezy. Odpisałam mu i poczęstowałam się jeszcze szklanką krwi.
- No Carmen, muszę Ci przyznać, że wszyscy faceci są dzisiaj twoi-
- Przekonamy się za chwilę-
W końcu zaczęli się zjawiać nasi goście. Przyszła cała drużyna lacrosse'a z Jacksonem, Stiles, Lydia, zakochani a nawet Bety Dereka. Tym ostatnim przypomniałam o tym co grozi za kombinowanie i impreza zaczęła się na całego. W pewnym momencie Jackson mi się stracił z oczu choć ja tylko poszłam po drinki. No cóż, więcej dla mnie. Lydia cały czas była w towarzystwie wampira a wilkołaki na pewno to widziały więc mogły potwierdzić moje słowa a pro po niewinności dziewczyny. Impreza trwała w najlepsze. Dobrze, że dołączyliśmy do szkoły w środku tygodnia i nie musimy się martwić się jutrzejszym kacem. Nie żebym kiedykolwiek się nim martwiła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top