17
Zatrzymaliśmy się pod komisariatem, ale coś mi nie pasowało.
- Zaczekaj-
Zatrzymałam wilkołaka ręką i wsłuchałam się w otoczenie.
- Słyszysz to?-
- Co?-
- Tą ciszę-
- No tak, jest cicho-
- A tak nie powinno być-
- Sprawdzimy to?-
Chciał podejść do drzwi, ale mu to uniemożliwiłam, przytrzymując go w miejscu.
- Nie tak prędko. Jest coś jeszcze. Czuję wyraźny zapach krwi-
- Są ranni?-
- Tak, ale to nie chłopcy. Zakładam, że policjanci-
- To na co czekamy?-
Zdzieliłam go w głowę słysząc jego głupotę.
- Ała, za co?-
- Chcesz zginąć, czy jak?-
- Nie, ale trzeba im pomóc-
- To idź, droga wolna. Tylko nie wołaj mnie, gdy coś się stanie-
Idiota. Spróbowałam skontaktować się z Kol'em, ale nie odbierał i chłopcy też nie.
- Jesteśmy w dupie-
- Co proponujesz?-
- Musimy tam wejść, ale ostrożnie, bo tam może być Kanima-
Pewnie pożałuję swojego pomysłu, ale innego obecnie nie mam. Westchnęłam i skupiłam się na przemianie oraz na tym, żeby nie wydać żadnego dźwięku.
- Co ty robisz?!-
Nie odpowiedziałam mu tylko skupiłam się na przemianie. Po chwili stałam na czterech łapach. Nie czekając dłużej udałam się do drzwi, które na szczęście wilkołak mi otworzył. Jednak się na coś przydaje. Komisariat pachnie śmiercią, my pakujemy się prosto do paszczy lwa a ja sobie biegam jako wilk. Gratulacje Carmen, po prostu mistrzostwo. No już nieważne, trzeba się skupić. Za recepcją leżało kilku policjantów z prezentem od Kanimy. Moich uszu dobiegł jakiś dźwięk. Nasłuchiwałam, ktoś szedł w naszą stronę. Moje owieczki i ktoś jeszcze. Obstawiam, że nasza zguba. Spięłam się gotowa do ataku i coś za mną upadło. Odwróciłam głowę. No i kto teraz otworzy mi drzwi? Cześć Kanima Whittemore. Jak leci? Świetnie? No to fajnie. Pobawmy się co? Zawarczałam na Jacksona i rozległ się głos.
- Co tu robi wilk? To ktoś z twoich Scott?-
Śmieszny jesteś chłopczyku.
- Nie wiem kto to. Pierwszy raz go widzę-
- Ją-
Poprawił go Derek leżący na ziemi. Zwróciłam się z powrotem do nastolatków zawarczałam i zaczęłam iść na nich.
- Nie podchodź bliżej-
Bo co? Zabijesz mnie? Powodzenia. Zawarczałam przeciągle, szykując się do ataku.
- Atakuj!-
Skoczyłam na Matt'a. Co prawda on to powiedział do gada, ale skoro już mówił o tym to czemu nie skorzystać? Jednak nim cokolwiek więcej zrobiłam zostałam odciągnięta od mojej niedoszłej ofiary. No i jak ja mam tu nikogo nie skrzywdzić?
Scott
Korzystając z małego zamieszania podszedłem do Dereka.
- Znasz tego wilka?-
- To Carmen. Nie wiem co jej strzeliło do głowy, żeby się zmienić-
- Nie mogła przejść do takiej formy jaką my mamy?-
- Nie wiem czy taką posiada. Idź jej pomóż mimo wszystko-
Skinąłem głową i oddaliłem się od niego. Jemu chyba mimo wszystko na niej zależy. Nie wiem, gdzie ich wywiało, ale nie podoba mi się brak Matt'a i Stiles'a. Carmen chyba sobie jeszcze chwilę poradzi beze mnie a ja musze ich znaleźć no i jeszcze moja mama tu przyjedzie. To się porobiło. Nasłuchiwałem tego co się dzieje i usłyszałem znajomy dźwięk. Moja mama. Muszę ją ostrzec.
- Ani drgnij McCall-
- Matt, nie rób niczego głupiego-
- Zamknij się!-
W napięciu czekaliśmy aż wejdzie. Gdy tylko weszła nie wiedziała co się dzieje.
- Mamo, tylko spokojnie. Proszę-
- Co tu się dzieje?-
- Każ jej się zamknąć McCall!-
- Scott? Wyjaśnisz mi-
Spojrzała na mnie z przerażeniem.
- Po prostu zrób to, o co prosi-
Kiwnęła głową a ja ostrożnie odwróciłem się do Matt'a.
- Zrobiliśmy co chciałeś, nie możesz już odpuścić?-
- Nikomu nie powiemy. Słowo-
Przydałaby się Carmen. Jak na zawołanie rozległo się warczenie. Matt od razu do niej wymierzył, gdy się pojawiła.
- Czy ten głupi wilk nie może zdechnąć do cholery?!-
Nie obrażałbym jej na twoim miejscu. Carmen stała w miejscu obserwując Matt'a, który w nią mierzył. Muszę coś zrobić nim ją skrzywdzi. Nagle rozległ się charakterystyczny dźwięk przeładowania. O nie.
- Matt, zostaw wilczyce w spokoju to może cię oszczędzi-
Spróbujmy tak, może zadziała.
- Oszczędzić? Głupi jesteś? To jest wilk idioto!-
- Wilczyca i nie, nie jestem głupi-
Przynajmniej nie na tyle by obrażać czy grozić śmiercią wilczycy.
- Odłóż broń i się dogadajmy. Powiedz czego jeszcze chcesz-
Podszedłem bliżej niego, ale to nie był do końca dobry pomysł, bo wilczyca warknęła.
- Stul pysk głupi kundlu!-
Coś mi mówi, że to się zaraz źle skończy. Carmen zaczęła zmierzać w jego stronę warcząc na niego. Matt był gotów ją zastrzelić. Nie ma takiej mowy. W ostatniej chwili znalazłem się między nimi i padł strzał. Złapałem się za miejsce, gdzie mnie postrzelił a moja mam była przerażona a Carmen wściekła. Zaczęło mi się robić słabo a Carmen to wykorzystała. Przeskoczyła mnie i rzuciła się prosto na Matt'a. Jestem prawie pewien, że on zginie a ja nie miałem siły nawet jej zatrzymać. Stiles nawet nie drgnął. Stał na swoimi miejscu.
- Carmen, uspokój się. Nic mi nie jest-
- Postrzelił cię Scott. Muszę to obejrzeć-
Jednak Carmen warknęła, żeby nie podchodzić. Mama się bała więc nawet nie ruszyła się.
Kol
Przysięgam, rozszarpie te dzieciaki a szczególnie Matt'a. Nie żebym ja był święty, ale skręcić mi kark? Serio?! Jak go dopadnę to się nim pożywię i w dupie mam konsekwencje. Następna w kolejce jest Carmen. Dlaczego mnie nie pozwoli pogadać z tym całym Alfą i dlaczego do cholery znów jest wilkiem?!
- Mała, zostaw tego cieniasa-
Mam już dość tego miejsca i tych dzieciaków. Po co ja się w ogólę zgadzałem tu jechać? No tak, nie chciałem Carmen zostawić. Przynajmniej nie leże w trumnie a to już coś no nie? Carmen uparcie trzymała pod swoimi łapami nastolatka a jej pysk był niebezpiecznie blisko niego. Jedno kłapnięcie i po nim, ale wtedy to ona będzie mieć we władzy tego gada a to też kiepski pomysł. Moje rozmyślania przerwał strzał i skamlenie wilczycy. No zamorduję! Od razu podbiegłem do rannej dziewczyny. Mimo tego, że oberwała rwała się dalej do walki. Musiałem ją mocniej chwycić, żeby się nie wyrywała.
- Muszę wyciągnąć tą kulę, więc stój w miejscu z łaski swojej-
Jednak ona rwała się do walki. No cóż, skrzywdzono jej bliskich a to jest najgorsza zbrodnia jaką można popełnić.
- No dobrze, ale uważaj na siebie-
Popatrzyła tylko na mnie tymi swoimi złotymi oczami, puściłem ją i pobiegła za nastolatkiem.
- McCall, przeżyjesz?-
- Tak, nic mi nie będzie, ale zabierz Stiles'a-
- Jasna sprawa-
Carmen
Szłam za głosem tego wariata, który śmiał mnie postrzelić. Tak w ogóle to, gdzie jest Hale? Zwiał już? W sumie to mniejsza z nim, jest duży i poradzi sobie. Ja mam na głowie co innego. Znalazłam swoją niedoszłą ofiarę przy celach. Na ławce siedział skuty Szeryf a Melissa została zamknięta w celi. Weszłam do pomieszczenia i chwyciłam nastolatka za nogę. Wrzasnął tak, że zmarłego by obudził, ale nie to jest teraz ważne. Musi ponieść konsekwencje swojej wielkiej głupoty. Zaczęłam go szarpać za tą nogę w stronę wyjścia jednak nasłał na mnie Jacksona. Co za pieprzony tchórz z tego Matt'a. Puściłam go i zajęłam się Jacksonem, którego też nie mogę zabić, ale zrobię to, jeśli będzie trzeba. Niewiele mogę w tej postaci i coraz bardziej żałuję, że wpadłam na ten głupi pomysł. W końcu do walki włączył się Scott co trochę było błędem, bo Melissa go zobaczy i może być niezbyt ciekawie. W pewnym momencie zaatakował Scott'a co sprawiło, że się rozproszyłam i sama oberwałam. No to teraz będzie wielki szok. Muszę cofnąć przemianę, bo nie wiem jak to na mnie zadziała a co oznacza cofnięcie przemiany? Brak ubrań. Oczywiście w między czasie jad zaczął robić swoje i nie mogłam dłużej ustać, ale to nawet mały plus.
- Kol!-
Zawołałam wampira w momencie, gdy przemiana prawie się skończyła. Na całe szczęście szybko się zjawił i to nawet miał ze sobą coś, żeby mnie okryć.
- Carmen? To ty byłaś tym wilkiem?-
- Tak i wyjaśnię Ci wszystko, ale nie teraz-
Nie musiałam na nią patrzeć, żeby wiedzieć jak bardzo jest przerażona. Czeka mnie trudna rozmowa. A bo to jedna mnie taka w życiu czeka? Niby mogę użyć perswazji, ale to bez sensu. Dowiedziała się i nie ma odwrotu.
- To był idiotyczny pomysł wiesz?-
- Taa wiem-
Do pomieszczenia wpadł nie kto inny jak Pan Alfa.
- Patrzcie kto nas zaszczycił swoją obecnością-
Spojrzał na mnie z zaskoczeniem.
- No nie patrz tak. Jakbyś się nie ukrywał to może nic by mi nie było-
- Może jednak zaniosę Cię w bezpieczne miejsce?-
- Będę wdzięczna-
Już chciał mnie podnieść, gdy wilkołak się wtrącił.
- Ja ją zabiorę-
Kol, nie pozwól mu. Błagam. Proszę. Spoglądałam na wampira błagalnie a ten zdrajca uśmiechnął się i zrobił miejsce wilkołakowi.
- Niech cię jaszczura dziabnie zdrajco-
- Też cię kocham mała-
Nie cierpię bycia bezbronną i zależną od innych. Dlatego nigdy więcej formy wilka i żadnych więcej istot, które mogą mnie sparaliżować. Derek przeniósł mnie do innego pomieszczenia, gdzie akurat trafiliśmy na Stiles'a.
- Carmen? Nic ci nie jest?-
- Poza byciem sparaliżowaną i kulą w moim ciele to nic-
Oczywiście nastolatek chciał mnie zabrać Derekowi, ale ten nawet się nim nie przejął.
- Wiesz, że muszę wyjąć Ci kulę?-
- Wiesz, że się nie zagoi tak szybko bez krwi?-
- Weź moją-
Wypalił bez większego namysłu Stiles.
- Doceniam chęci, ale nie żywię się przyjaciółmi-
- A mnie to byś chętnie ugryzła-
- Nie jesteśmy przyjaciółmi Alfo-
W końcu zdecydował się mnie położyć na podłodze a nastolatek od razu usiadł obok mnie.
- Musisz się pożywić-
- Jedynie co muszę to postarać się nie zabić Matt'a i Jackson'a-
- Stiles, sprawdź czy Cię nie ma za drzwiami-
- Nie ma mowy, że cię z nią zostawię samego. Nie boję się Ciebie-
Odpowiedział mu stanowczo i starał się być nieugięty jednak było to dość krótkie z jego strony.
- Jak tylko coś mi się nie spodoba to tu wrócę i sam ci skopię tyłek-
Przez chwilę jeszcze na niego spoglądał, ale w końcu wyszedł.
- Uparta jesteś wiesz?-
- Nic odkrywczego Hale-
Jego wzrok wędrował po moim ciele i zatrzymał się dopiero w jednym konkretnym miejscu, którym najpewniej była moja rana postrzałowa. Klęknął bok mnie i skupił się na swoim zadaniu mimo świadomości mojego zdania w tym temacie. Mimowolnie mój wzrok spoczął na jego twarzy. Miał lekki zarost i był w pełni skupiony. Kiedyś uwielbiałam przyglądać się tej twarzy a teraz? Nie mam pojęcia.
- Zawołam Stiles'a-
- A po co?-
- Musisz się uzdrowić-
- I tak zrobię. W domu. Teraz tylko muszę czkać aż odzyskam władzę nad moim ciałem co nie powinno długo potrwać-
Nie wiem jak to dokładnie działa, ale za pewne to zasługa mojej wampirzej połowy, bo mogłam już poruszyć dłonią. Ewentualnie Derek postanowił mi upuścić więcej krwi niż wydobywało się z rany.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top