10

Nadszedł piątek i impreza na którą idę z Jacksonem bo chciał w ten sposób wynagrodzić mi zniknięcie z poprzedniej. Z tej też zniknie, ale o tym już mu nie powiem. No i co by tu założyć do szkoły? A co mi tam. Niech będzie jeansowy top bez ramiączek, jeansy i czarne, długie kozaki.

Zrobiłam odpowiedni makijaż, ułożyłam moje piękne długie włosy i zeszłam na dół. Po drodze do kuchni zabrałam kilka woreczków krwi i od razu zabrałam się za pozbywanie zawartości jednego.

- Śniadanie dla jaśnie Pani-

- Znaj mą dobroć pachołku-

Rzuciłam mu dwa woreczki i sama zabrałam się za śniadanie.

- Czyli co? Masz dzisiaj randkę z Jacksonem?-

- Nie nazwałabym tego randką bo pewnie znowu zamieni się w jaszczurkę-

- Racja. Przydałoby się też znaleźć jego Pana bo tak właściwie to stoimy w miejscu-

- Wiem. Nie musisz mnie dobijać-

Westchnęłam załamana naszą sytuacją. Idzie tak wolno jak krew z nosa. Ugh.

- Mam nadzieję, że znajdę coś kiedy ty będziesz z naszą Kanimą-

- To ty nie idziesz?-

- Mam inne plany-

- Związane z rudowłosą?-

Poruszyłam zabawnie brwiami uśmiechając się przy tym.

- Będziemy razem szukać tego Pana naszej jaszczury-

- Tylko żebym ciocią nie została-

- Bardzo śmieszne Carmen-

- Też cię kocham-

Wyrzuciłam worki po krwi a naczynia wstawiłam do zlewu i zaczekałam na mojego rzekomego brata. Po dotarciu do szkoły czekała na nas nasza grupka nastolatków. Oczywiście musiałam uściskać każdego na powitanie.

- Z kim się widzę na imprezie?-

- Ja idę z Mattem-

- To już nie z wilczkiem?-

- To troszkę skomplikowane-

Znam ten problem.

- Ja się widzę z twoim bratem, ale nie wiem gdzie mnie zabiera-

- Tylko nie ułatwiaj mu niczego Lydio-

- Ja tu stoję-

Rozejrzałam się w poszukiwaniu wampira.

- Głos jakby słychać, ale nigdzie cię nie widać Kol-

Wszyscy poza Kol'em się zaśmiali. Uwielbiam go wkurzać.

- No a wy moje owieczki?-

Zwróciłam się do chłopców.

- Coś wymyślimy. Nie zostawimy cię tam samej-

- Ale ty słodki Scott. Niektórzy mogliby się od ciebie uczyć-

Ostatnie zdanie było celowo mocniej zaakcentowane bo poczułam znajomy zapach.

- Spotkamy się na lekcjach? Muszę jeszcze załatwić coś z Hayley-

- Jasne-

I wszyscy poszli w stronę szkoły, chodź znając życie ktoś pójdzie za mną sprawdzić co tak naprawdę robię. Oddaliłam się od szkoły i stanęłam z założonym rękoma.

- Nie ładnie podsłuchiwać Hale-

Z cienia wyłonił się wilkołak i podszedł całkiem blisko mnie. Wyglądał jakby się czymś martwił.

- No mów czego chcesz bo mam lekcje-

- Nie idź z Jacksonem na tą imprezę-

- A co, Ty chcesz iść ze mną?-

Przez chwilę milczał zastanawiając się nad tym czy to co chce mi powiedzieć sprowadzi na niego śmierć czy nie.

- Po prostu z nim nie idź. Jest Kanimą-

Odpowiedział w końcu unikając mojego wzroku.

- Przejmujesz się tym, że jest mordercą czy tym, że złamie mi serce?-

Nic nie odpowiedział.

- Nie martw się, ja nie jestem wcale lepsza a serce to ja złamię jemu bo mojego się już nie da złamać dzięki tobie-

I zostawiając go z tymi słowami udałam się do szkoły. Od zdarzeń w Nowym Jorku nie byłam w żadnym związku. Jak już to flirtowałam z chłopcami a potem łamałam im serca. No może wdałam się w romans z pewnym przystojnym wampirem, ale nic więcej się nie zdarzyło bo potem uznałam, że uczucia mi lekko wadzą i najlepiej bawię się z Klaus'em albo Kol'em. Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek telefonu. Jeśli to Hayley to niech sobie dzwoni i le chce. Klaus? To chyba musi być coś ważnego bo obiecał nie dzwonić bez powodu.

- Mogę wyjść odebrać? To bardzo ważny telefon-

- Panno Mikaelson, od tego jest przerwa-

- Ja wiem, ale to ważne sprawy rodzinne. Na pewno w sprawie dziadka, który ma operację-

I piękne gładkie kłamstewko.

- W porządku-

Wyszłam i do razu odebrałam.

Co jest Klaus?

Chodzi o ojca Kieran'a

Kieran? Coś z nim nie tak?

Bastianna rzuciła na niego klątwę

Co za podła suka. W jakim jest stanie?

Kiepskim, ale przez chwilę był świadom i mówił coś o tobie

Zatem lecę się pakować i niedługo będę

Poleciłem komuś cię tu ściągnąć

Jest czarownicą?

Tak, w dodatku silną

Klaus, przecież wiesz, że...

Ona sobie poradzi. Dałem jej zaklęcie z księgi mojej matki

W porządku. Ile jej to zajmie?

Dopiero jutro będę coś wiedzieć

Świetnie. Przekażę reszcie, że muszę wybyć na jakiś czas

Będę na bieżąco cię informować

Dzięki. Do zobaczenia Klaus

Do zobaczenia Carmen

Rozłączył się i wróciłam na lekcje. Do końca lekcji jak i w ogóle do końca zajęć byłam całkowicie nieobecna. Czy nad ich rodziną krąży jakaś klątwa? Najpierw burmistrz O'Connell kończy bez głowy przez Papa Tunde, potem Agnes nakłada klątwę na Sean'a a teraz Bastianna dopada Kieran'a. A Bonnie dziwiła się, że potrzebuję ochrony przed czarownicami. Niech no ja tylko dostanę tą sukę w swoje ręce to pożałuje.

- Hej piękna-

Z moich pięknych planowań śmierci rudowłosej wiedźmy wyrwał mnie głos Jacksona, jednak tylko na niego spojrzałam.

- Wszystko w porządku?-

Zapytał z przejęciem.

- Małe problemy rodzinne. Nic się nie martw-

Uśmiechnęłam się do niego.

- Jesteś pewna?-

- Jak tego, że dzisiaj mamy randkę-

- Przyjechać po ciebie?-

- Spotkajmy się od razu na miejscu-

- Jasne, to do zobaczenia-

- Do zobaczenia-

Pocałowałam go w policzek na pożegnanie i wyszłam ze szkoły kierując się prosto do auta gdzie czekał już na mnie Kol. Po jego minie widziałam, że chce wiedzieć co się stało.

- Później. Teraz skupmy się na zadaniu-

- Scott prosił żebyś jeszcze wpadła przed imprezą do kliniki-

- W porządku-

Jak tylko wrócę do Nowego Orleanu to zapoluję na kilka ofiar a potem na czarownicę. Chociaż wydawało mi się, że ta ruda suka zdechła podczas Żniw, ale kto tam wie te czarownice. Od razu po wejściu do domu poszłam szykować się na imprezę. Coś imprezowego, ale też i tak żeby dało się walczyć. W sumie ja potrafię w każdym stroju, ale jakoś w tym mieście nie mam zamiaru zdradzać wszystkich swoich sekretów. Przynajmniej nie teraz. Owinęłam się w ręcznik i stanęłam przed szafą. Wyjęłam niebieską koszulkę odkrywającą ramiona, czarne spodnie ze wzorkami i czoker z ozdóbką na środku. Zabrałam rzeczy do łazienki, przebrałam się, zrobiła nowy makijaż przeczesałam ręką włosy i wychodząc z pokoju zabrałam pasujące do reszty buty.

Zeszłam na dół, założyłam buty, zabrałam Kol'owi szklankę z krwią z ręki, opróżniła ją z zawartości i oddałam mu ją.

- Dzięki, pyszne było-

Pocałowałam go w policzek i wyszłam z domu. Klinika nie była jakoś potwornie daleko a dla wampira odległości są niewielkim problemem. Otworzyłam drzwi, weszłam do środka i na tym koniec.

- Scotty!-

Zawołałam wilczka z nadzieją, że tu jest. Jednak nie zjawił się. Westchnęłam. No to właściciel na pewno już będzie.

- Deaton!-

Po chwili zjawił się właściciel.

- Spóźniłam się?-

- Nic z tych rzeczy. Za chwilę będzie reszta-

- Świetnie. Będziesz kochany i mnie wpuścisz?-

- Oczywiście-

Uśmiechnął się i otworzył bramkę.

- Dziękuję-

Uśmiechnęłam się i przeszłam dalej a następnie w towarzystwie druida przeszłam do drugiej części kliniki.

- Dawno się nie widzieliśmy-

- Prawda, przyjacielu-

Naszą małą pogawędkę przerwało zjawienie się trzech wilkołaków a raczej dwóch bo ten trzeci to osioł a nie wilkołak i oczywiście jeden wspaniały człowiek.

- A on co tu przepraszam robi?-

Wskazałam na Alfę.

- Obiecał nie zabijać Jacksona-

- A ja żywię się zwierzętami-

- Dobre są?-

- Zapytam Stefana czy mu smakowały i ci powiem Isaac-

Po tej uwadze zrozumiał co mam na myśli.

- A kim w ogóle jest Stefan?-

Co to, milion pytań do Carmen czy jak? Ale niech będzie, odpowiem bo nie ukrywam zazdrosny Hale to piękny widok.

- Stefan Salvatore to wampir o włoskich korzeniach. Był moją pierwszą miłością, nauczył mnie gotować bo był w tym świetny, ale nie tylko w tym-

Rozmarzyłam się a Derek się wkurzył a chłopcy byli zaskoczeni.

- No dobrze, o moich miłosnych podbojach kiedy indziej. Teraz słucham moich gentelmanów. Jaki plan?-

- Stiles zajmie się barierą, ty moja droga z pomocą Scott'a i Isaac'a zajmiesz się Kanimą a Derek w razie problemów wam pomoże-

- A to nie za trudne dla niego zadanie?-

- To może idź sobie po swojego Stefana skoro jest taki świetny-

- Żebyś wiedział, że jest świetny. On przynajmniej nie nazwał mnie nigdy pijawką ani czymś-

Zapadła cisza. No to teraz chyba mnie poniosło lekko.

- Derek cię tak nazwał?-

Zapytał Stiles na co tylko mu kiwnęłam głową.

- Co z tobą nie tak?-

Tym razem odezwał się Isaac. Każdy chciałby wiedzieć co z nim nie tak. Poza mną. Ja mam to gdzieś.

- To jak mam rozprawić się z Kanimą? Moje ugryzienie odpada a nie wiem jak z perswazją-

- Co to takiego?-

Zapytał ciekawski Stilinski.

- Taka przydatna sztuczka. Mogę nakłaniać ludzi i inne wampiry do swojej woli-

Derek już chciał coś odpowiedzieć, ale go uprzedziłam.

- Odezwij się a cię ugryzę i zapewnię ci śmierć w męczarniach-

- My jej nie powstrzymamy-

Uśmiechnęłam się do Isaac'a i zwróciłam z powrotem do weterynarza. Uśmiechnęłam się do Isaac'a i zwróciłam się z powrotem do weterynarza.

- Wstrzykniesz mu to i nie, nie możesz tego teraz przetestować-

- Szkoda-

Westchnęłam i zabrałam strzykawkę i buteleczkę z ketaminą. Mam nadzieję, że to coś da. Gdy już wszyscy wiedzieliśmy co mamy robić wyszliśmy z kliniki. Dałam na przechowanie strzykawkę Isaac'owi i zniknęłam im z oczu. Zatrzymałam się niedaleko od budynku by nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Gdy się zbliżyłam do budynku ujrzałam Jacksona, który wyszedł mi od razu naprzeciw.

- Jak zwykle olśniewająca-

- Miło to słyszeć-

- Idziemy?-

- Z chęcią-

Wzięłam go pod ramię i razem weszliśmy do środka. Wmieszaliśmy się w tłum i zaczęliśmy tańczyć. W tłumie wyłapałam młodą łowczynie.

- Przystojniaku, poczekaj tu chwilę na mnie-

- Gdzie znikasz?-

- Muszę dać znać bratu, że nie wracam na noc-

Puściłam mu oczko i udałam się do Allison.

- Bądźcie ostrożni. Łowcy tu są-

- Tylko twój ojciec?-

Pokręciła przecząco głową. No to świetnie.

- Dzięki za ostrzeżenie. Ty też na siebie uważaj-

Wróciłam do naszej jaszczureczki i poświęciłam mu swoją uwagę. W między czasie pojawiły się dwie bety. Nastolatek dyskretnie podał mi gotową strzykawkę, którą po chwili wbiłam nastolatkowi w szyję i wyprowadziliśmy go w odludne miejsce.

- Co robimy?-

- Wyciągniemy z niego wszystko co chcemy-

Do środka wpadł Stiles.

- Spokojnie, to tylko ja-

- No nie wiem czy to dobry pomysł żebyś tu był-

- Ktoś musi cię uratować przed nimi wszystkimi-

- Mój wybawca-

Uwielbiam go i będę tęsknić za nim jak na parę dni ich opuszczę. Stiles uznał, że on go wypyta o interesującą nas informację. Mógłby zostać jakimś policjantem albo detektywem. Nie dostaliśmy odpowiedzi, ale nasz kochany Jackson chciał zaatakować mojego ulubionego człowieczka.

- Łapy precz. Znajdź sobie swojego człowieka-

Stanęłam przed chłopakiem tym samym go zasłaniając.

- Dajcie mi tą strzykawkę-

- Obawiam się, że poszło wszystko-

- Cudownie-

Odsunęłam się od jaszczury a chwilę później wszyscy wybiegliśmy z pomieszczenia i zablokowaliśmy drzwi.

- Chyba nie wyjdzie nie?-

- Pod warunkiem, że nie rozwali...-

Jaszczura wyskoczyła i nam zwiała.

- Ściany-

Mamy przesrane. Pobiegliśmy za nim, jednak moich uszu dobiegł ryk Scotta. Bez namysłu pobiegłam za dźwiękiem. Otworzyłam drzwi i to był poważny błąd. Nie dość, że w powietrzu unosił się tojad to jeszcze łowca.

- No proszę. Nie dość, że zabiję wilkołaka to jeszcze takie paskudztwo jak ty-

- Wypraszam sobie Victorio. Jestem urodziwą hybrydą, czego nie można powiedzieć o tobie i twoich brwiach-

To w ogóle jeszcze są brwi? Wysunęłam kły, pojawiły się żyłki, białka poczerniały a tęczówki zrobiły się złote.

- Chętnie się tobą posilę-

Przygotowałam się do ataku a ona wyjęła drewniany kołek.

- Nie zdążysz bo zginiesz-

- Chcesz mnie zabić tym patyczkiem? Spodziewałam się czegoś więcej po tobie kochana-

W jednej chwili znalazłam się przy niej i już miałam ją ugryźć gdy drzwi się otworzyły. Łowczyni skorzystała z tego faktu i skręciła mi kark.









-------------

Pamiętajcie oi 💬

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top