10
Uwielbiam stan kiedy panuje spokój i nikt nie próbuje mnie zabić. Stado Alf przyczaiło się i coś planuje a Darach obawia się o swoje życie. Korzystając ze spokoju i faktu, że Damon jest jeszcze w mieście postanowiłam wybrać się z nim na spacer i pobyć przez chwilę normalna. No i co by tu włożyć? Sukienkę? Nie. Jeansy? Ostatnio dużo w nich chodziłam więc niech będzie coś ze spódniczką. Wyjęłam czarną spódniczkę, bordową koszulkę z długim rękawem i poszłam się przebrać. Zrobiłam lżejszy makijaż i upięłam niedbale włosy. Na nogi włożyłam czarne szpilki a strój dopełniłam paskiem i torebką od Chanel.
Gotowa zeszłam na dół. Z drugiej lodówki zabrałam worek z krwią i udałam się do kuchni na śniadanie.
- Dzień dobry Carmen. Wybierasz się na randkę?-
- Dzień dobry Cami. Bardziej na spacer, ale kto wie jak to się skończy-
Uśmiechnęłam się do blondynki, wyjęłam szklankę i przelałam do niej zawartość woreczka.
- Przyda ci się chwila odpoczynku-
Stwierdził Isaac wchodząc do kuchni.
- Masz rację, ale czy w moim życiu jest miejsce na normalność?-
- Oczywiście, że tak. Choćby twoje spotkania z Damon'em-
- To nie do końca jest normalne-
- Jesteś szczęśliwa?-
Nim zdążyłam choćby pomyśleć nad odpowiedzią rozległ się dzwonek do drzwi. Dopiłam krew, dokończyłam tosty i poszłam otworzyć.
- Cześć piękna-
- Cześć przystojniaku-
- Gotowa?-
- Zabiorę tylko torebkę i możemy iść-
Wróciłam się po torebkę, życzyłam Isaac'owi dobrego dnia w szkole i wyszłam z domu. Spacerowaliśmy po mieście rozmawiając, ciesząc się swoją obecnością i spędzając miło czas.
- Carmen?-
- Hm?-
- Ty go nadal kochasz prawda?-
- Nie psuj mi humoru Salvatore-
- To dlaczego im pomagasz?-
- Pytasz o stado, Daracha czy o co?-
- Ogólnie-
- Deucaliona poznałam trochę lepiej niż rodzina Hale i wiem, że zrobi wszystko by dostać to czego chce a jego pieski mu pomogą bez sprzeciwu. Z Darachem sprawa jest prosta, nie chcę żeby skrzywdziła któregoś z nastolatków-
- A Derek?-
- A jemu mam ochotę nogi z dupy powyrywać za to jak potraktował Isaac'a. Gdyby nie to, że nastolatek poprosił żebym nie reagowała to Alfa by zdychał w męczarniach-
- Okay, chyba niechcący włączyłem tryb mordercy. Czy to się da wyłączyć nim wszyscy zginiemy?-
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne Damon. Prze zabawne-
Przewróciłam oczami.
- Czasami bywasz straszna-
- Jeśli się nie mylę to ty uwielbiasz kiedy taka bywam. Chyba, że mam być jak Elena?-
- Nie, błagam. Nie zniosę ich słodyczy-
Zaśmiałam się na jego załamanie.
- Powinieneś się cieszyć szczęściem brata-
- Niby tak-
- Ale Elena wcale nie jest Ci obojętna prawda?-
- Skąd wiesz?-
Zapytał zaskoczony.
- Ten sam ciężki przypadek co Elijah. Jemu też ktoś skradł serce, ale nic z tego nie będzie-
- Ja jeszcze mam szansę-
- Na to liczę. Może przynajmniej ty się uspokoisz z naszej dwójki-
- Na to nie licz mała. Nie zamierzam stawać się łagodnym barankiem. Za to ty jesteś spokojniejsza-
- To tylko pozór. Nim się obejrzę coś przeskoczy i-
Nie dokończyłam bo mnie pocałował.
- Nawet o tym nie myśl, ani ja ani twoi bliscy nie damy Ci się załamać-
Objęłam go a on odwzajemnił gest.
- Dzięki Damon-
- Nie dziękuj mała. Po to jestem żeby cię ratować od głupoty-
Zaśmiałam się cicho wtulona w jego klatkę piersiową. To prawda, zawsze był przy mnie ktoś to w jakiś stopniu mnie hamował, gdy robiło się gorzej, to Klaus przywoływał mnie do porządku. Czasów Rzeźnika nie liczę bo wtedy oboje szaleliśmy, chodź ja bardziej a potem na powierzchni utrzymywało mnie uczucie Stefana. Co mnie trzymało po rozstaniu? Rodzina, chodź to nie było tak samo silne a teraz? Teraz nawet nie mam pojęcia czy coś mnie trzyma. Na pewno dla Hope staram się być dobra, ale wiadomo jak to jest w życiu.
- Idziemy się napić-
- I to ja rozumiem-
Wydostaliśmy się z parku do którego nawet nie wiem kiedy weszliśmy i udaliśmy się do baru. Damon oczywiście zamówił nam kolejkę Burbona czyli jego ulubionego alkoholu. Ja tam wolę dobre whisky, gin, jakieś dobre wino lub rum a Burbon to taka ostateczność. Wypiję, ale nie jestem tego fanką. Dobrze, że nie jestem wilkołakiem bo alkohol by mi nic nie dawał a tak mogę się upić, choć to też nie lada wyzwanie. Oczywiście sielanka musiała zostać przerwana.
Jaki problem tym razem?
Musimy zrobić coś z Alfami
Nic nowego mi nie mówisz Scott
Ja mówię poważnie Carmen
Ja też Scott
Możesz przyjechać?
Tak, daj mi jakieś pół godziny, wezmę wsparcie
Po co?
Bo wiem jak się to skończy
Rozłączyłam się i mruknęłam niezadowolona.
- Co jest mała?-
- Mały wilkołak pakuje się w kłopoty razem z resztą wilczego gangu-
- I ty jesteś potrzebna?-
- No niestety. Chcesz się zabawić ze złymi wilkami?-
- Z chęcią-
- To super. Zadzwonię po jeszcze jedną osobę-
Odszukałam w kontaktach interesujący mnie numer i nacisnęłam słuchawkę. Odebrał po pierwszym sygnale.
Coś się stało moja droga?
Masz może ochotę na małą pogawędkę z Deucalionem?
Z przyjemnością Carmen
To świetnie, będzie przewaga. Możesz przyjechać moim autem pod bar?
Oczywiście, niedługo będę
Czekamy
Rozłączyłam się i uśmiechnęłam się do wampira.
- Czeka nas świetna zabawa z wilkami-
- Nie mogę się doczekać-
Damon zapłacił i wyszliśmy przed bar a krótko po tym zjawił się Elijah. Zamieniliśmy się miejscami i od razu pojechałam po Scotta a skoro na pokładzie były same wampiry mogłam jechać jak zwykle. Scott był lekko zaskoczony ilością wampirów, ale nic nie mówił bo wiedział, że nie wygra.
- Niech zgadnę, jedziemy do naszej wspaniałej Alfy?-
- Tak, oni też coś planują i trzeba im przeszkodzić w tym-
- Niech Ci będzie-
Przewróciłam oczami i wyjechałam z podjazdu kierując się prosto do loftu. Nie mogłam jechać nie wiadomo jak szybko, ale nie jechałam też wolno, za co spotkało mnie przestraszone spojrzenie nastolatka. W końcu dotarliśmy na miejsce.
- Miejmy to już za sobą-
Westchnęłam i wysiadłam jako pierwsza z auta a za mną reszta i udaliśmy się na samą górę.
- Pamiętasz, że nie mamy zaproszenia?-
- Załatwię to, spokojnie-
- Tylko nie rób tego tak jak ostatnio-
- Nie wiem o czym mówisz Scott, ja się świetnie bawiłam-
- Ale nie my-
- Co zrobiłaś?-
Zapytał zaciekawiony Damon. Na samo wspomnienie aż się uśmiechnęłam.
- Porzucałam sobie sztachetkami-
- Serio?-
- Gniewasz się jeszcze o to, że tak samo zrobiłam razem z Klausem gdy nie chcieliście nas wpuścić do domu Eleny?-
- Trochę-
Zatrzymaliśmy się przed metalowymi drzwiami zza których było słychać rozmowy. Rozsunęłam drzwi, rozmowy umilkły a wszystkie rozmowy zwróciły się w stronę drzwi.
- Czy wy wszyscy do reszty zwariowaliście?-
Zapytałam stając w progu. Wszyscy spoglądali na mnie i próbowali zrozumieć o czym ja do nich mówię bo przecież ja mówię w wymarłym języku nie?
- Kto z was pokona Alfy? No śmiało, ręka do góry, kto da im radę-
- Ja sobie poradzę bez problemu-
Odezwał się Damon i stanął po mojej lewej.
- Osobiście wolałbym zawrzeć z nimi jakąś umowę, ale z doświadczenia wiem, że to nic nie da. Z przyjemnością wyrównam stare rachunki-
Stwierdził Elijah, stając po mojej prawej przyjmując swoją zwyczajową pozę.
- Ktoś jeszcze jest wstanie ich pokonać? Nie? To po jakiego grzyba się na nich zasadzacie? Życia wam nie miłe?-
- A wy to niby kto?-
Zapytała Cora, najwyraźniej nie pamiętając mojej skromnej osoby. Westchnęłam i zeszłam na dół.
- Carmen Labonair albo jak wolisz Mikaelson, pomogłam uratować Ciebie i Boyd'a a tamci dwaj to Damon Salvatore-
Wskazałam na ciemnowłosego wampira.
- A ten drugi to Elijah Mikaelson-
Przedstawiłam Pierwotnego i spojrzałam na Alfę.
- Razem z chłopcami przyszliśmy was przed waszą głupotą-
- Ja nie mam zamiaru z nimi walczyć. Chcę z nimi porozmawiać-
Oznajmił Scott, schodząc po schodach a ja się załamałam.
- Z Deucalionem nie da się dogadać. Dostanie to czego chce albo Cię zabije-
- Ty jakoś żyjesz-
Zauważył Derek.
- Razem z Klaus'em i Elijah daliśmy im popalić tak, że prawie z płaczem uciekali z miasta, więc zostańcie grzecznie w domku i dajcie się tym zająć dorosłym-
- Bez urazy, ale jesteś mniej więcej w moim wieku-
- W porównaniu do Ciebie jestem dorosłą a w porównaniu do wampira po mojej prawej jestem dzieckiem. Jakieś jeszcze uwagi?-
- Nie zapomniałaś o czymś mała?-
- A tak, wybacz. Mógłbyś ich wpuścić? Słowo hybrydy, że Damon nikogo nie dziabnie-
- A ten drugi?-
- Elijah jest łagodny. Nie przepada za tobą, ale nic Ci nie zrobi, ewentualnie może obdarzyć cię niechęcią lub pogardliwym spojrzeniem-
Westchnął i niechętnie ich wpuścił do środka a wampiry od razu stanęły po obu moich stronach, jakby chciały mnie chronić. Spojrzałam na każdego. Peter jak zwykle przyglądał mi się i pewnie rozbierał wzrokiem, Boyd był opanowany, Isaac uśmiechał się do mnie, Cora wyglądała jakby miała zaraz się na nas rzucić a Derek był niezadowolony z naszej obecności, chociaż moja osoba chyba najmniej mu przeszkadzała.
- Dlaczego w ogóle tu jesteście?-
- Już mówiłam Coro. Nie macie szans z Alfami-
- A wy niby tak?-
- Sądzę, że wampir, hybryda i Pierwotny mają więcej szans ponieważ gdy nas zabiją, obudzimy się za parę godzin a wy nie-
I w taki o to sposób szanowni państwo odbiera się mowę nastolatce. Spojrzałam na najstarszego z ich rodziny.
- Peter, popraw mnie jeśli się mylę, ale wydaje mi się, że twoja siostra była bardziej typem twardej a zarazem uczuciowej a przede wszystkim bardziej tolerancyjnej kobiety-
- Masz rację moja droga-
- Żałuję, że jej tu nie ma. Może by przetłumaczyła na bardziej zrozumiały język, że chce wam wszystkim pomóc-
- Są jeszcze młodzi Carmen, kiedyś zrozumieją i docenią to-
- Jakbym słyszała Talie, z tą różnicą, że to było o mnie-
I kolejny wielki szok.
- Dobrze, wysłuchajmy planu walecznych wilkołaków-
Nie wiem po co, ale posłuchajmy co mają do powiedzenia, może da się to jakoś wykorzystać.
- Zaraz, to ty znasz naszą matkę?-
- No jasne, że tak, ale powspominamy innym razem. Teraz mówcie co planujecie-
- Trzeba ich wziąć z zaskoczenia-
Odezwał się Isaac.
- Powinniśmy pogadać-
- I co, urządzimy sobie przyjęcie z herbatką, wymienimy uprzejmości, podpiszecie porozumienie i będziecie żyć w zgodzie?-
- Nie to miałem na myśli-
- Scotty, ja wiem, że nie chcesz nikogo krzywdzić, ale zrozum, że Deucalion nie odpuści póki nie dostanie, Ciebie, Dereka i mnie-
- Chce Ciebie? Po co?-
- A no nie wiem, może potrzebuje doradcy w kwestii ubioru albo potrzebuje nauczyciela francuskiego-
- Carmen-
- Oj E, daj spokój atmosfera jest tak napięta, że dziwne, że żadne spięcie nie powstało-
Odwróciłam się do niego i widząc jego minę, mruknęłam tylko niezadowolona.
- To bardzo proste. Jestem hybrydą, tak jak Klaus i oboje jesteśmy najsilniejszymi istotami nadnaturalnymi oraz obje nie mamy skrupułów by zabijać z zimną krwią. Torturować też nie-
- Dlatego nazwał Cię Rzeźnikiem?-
Zapytała Cora.
- Nie, nie dlatego, że zabijam z zimną krwią, tylko dlatego, że mam taki przydomek. W wielkim skrócie, był w moim mroczny czas gdy ulice po kontakcie ze mną wyglądały jak u rzeźnika i nie już tak nie robię. Dowodem jest to, że wszyscy żyjecie-
Po co ja tu w ogóle przyszłam? A tak miałam ratować im tyłki, ale zmieniłam zdanie.
- Wiecie co? Zmieniłam zdanie. Radźcie sobie sami ze swoim problemem a ja idę zająć się swoimi problemami-
- To ty masz jakieś problemy w życiu? -
Zapytał złośliwie Derek.
- Przecież ktoś taki jak ty nie ma ich wcale albo ma ludzi od tego-
Słowo daję, nakopie mu do dupy.
- No tak, głupia ja. Jak mogłam pomyśleć, że Ci wszyscy ludzie życzący mi śmierci są problemem. Oni przecież są tacy życzliwy i chcą mi pomóc umrzeć a ja o nich tak źle myślę. Dzięki za oświecenie mnie skarbie. Poszukam Mikael'a i zapytam go czy nie pomóc mu szukać broni, która mnie zabije. Co ja bym bez Ciebie zrobiła Derek? -
Zakpiłam z niego.
- Zaraz, ktoś chce Cię zabić? -
Zapytał niedowierzając Isaac.
- A bo to jedna osoba? -
Odpowiedziałam mu wzruszając ramionami.
- Jak myślisz Elijah-
Zwróciłam się do Pierwotnego.
- Twój wspaniały tatuś zechce sobie uciąć pogawędkę przy jakimś dobrym trunku nim mnie zabije? -
- Ja myślę, że ten Burbon delikatnie Ci zaszkodził-
- Było zamówić mi whisky-
- Zaraz, prowadziłaś po alkoholu? Jesteś pijana?!-
Odezwał się spanikowany Scott.
- Cztery szklanki to jakbym nic nie wypiła. Miałam w planach się zabawić, ale mi przeszkodziłeś-
Nastolatek patrzył na mnie zszokowany, ale jakoś nie bardzo mnie to ruszyło.
- Dobra, skończmy tą idiotyczną gadkę szmatkę i przejdźmy do sedna. Chcecie się bić ze stadem to zróbcie tak-
- A wy? -
- Co my Isaac? -
- Pomożecie nam? -
- Nie-
I odwróciłam się do wyjścia wychodząc jako pierwsza. Po chwili zrównał się ze mną wampir.
- Mówiłaś poważnie? -
- Oczywiście, że nie. Zaskoczymy ich wszystkich i zrobimy wielkie wejście ratując ich zapchlone tyłki-
- Jesteś pewna Carmen? -
- Tak Elijah. Z resztą sam słyszałeś, ja nie mam problemów-
- Przemawia przez niego zazdrość-
- Chyba za dużo siedzisz w domu, bo zaczynasz bredzić albo to skutki uboczne spotkania z mamusią-
---------------------------------------------------------------------------------------
Zbliża się starcie ze stadem Alf. Czy Carmen uratuje wszystkich jak zawsze?
Odpowiedź pojawi się 14.12.22
Zostawcie ⭐ i 💬
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top