8
Derek
Ucieszyło mnie, że odzyskałem siostrę. Uparta jest i cały czas próbuje udowodnić, że jest silna i nie potrzebuje opieki, ale jest moją siostrą i bez względu na to czy jest w pełni sił czy nie będę ją chronić i to nie dlatego, że to obowiązek Alfy.
- Kim tak w ogólę była ta dziewczyna?-
- Jaka?-
- Niewysoka, ciemne włosy, brązowe oczy i pachniało od niej wampirem i wilkołakiem-
- To Carmen Mikaelson-
- Labonair-
Poprawiłem wuja a on spojrzał na mnie zaskoczony.
- Wyszła za mąż?-
- Nie, to jej prawdziwe nazwisko a przynajmniej tak mówił Stiles-
- Całe szczęście-
Odetchnął z ulgą. No tak, zapomniałem, że chciałby się z nią umówić.
- Kim ona w ogólę jest?-
- Przyjaciółką Scott'a i jego paczki-
- To co robiła z tobą?-
- Zapytaj Stiles'a-
- Podobno ty jesteś Alfą-
- Carmen, nam pomogła na prośbę nastolatków, ale od tamtego dnia nikt jej nie widział-
Wyjechała?
- Ma w końcu też swoje problemy-
- Prawda-
Zabrałem kluczyki od auta i skierowałem się do wyjścia.
- Mogę iść z tobą?-
- Nie, masz tu siedzieć-
- A no tak, idziesz do swojej dziewczyny-
- Pogodziliście się wreszcie z Carmen?-
Odwróciłem się do wuja i spojrzałem na niego zły.
- Ile razy mam Ci jesz powtarzać, że mnie i Carmen nic więcej nie łączy?-
- Jednak wciąż się za nią oglądasz-
- Już nie-
Wyszedłem zły z domu i udałem się na zewnątrz. Boże, czy on kiedyś zrozumie, że już sobie dałem z nią spokój? Może powinien poznać Jennifer to zrozumie, że nie kocham Carmen? Tak, to powinno pomóc. Zatrzymałem się na tyłach szkoły i udałem się na stałe miejsce spotkań z Jennifer by tam na nią poczekać. Nie musiałem długo czekać bo po chwili się zjawiła i rzuciła mi na szyję.
- Nie mam za wiele czasu-
- Nie szkodzi-
Pocałowałem ją i usłyszałem znajomy głos. Co ona tu robi?
- Tak Cami, pamiętam. Nic się nie martw-
Z kimś rozmawia? O co chodzi.
- Cami, nie zamartwiaj się tak. Naprawdę nic mi nie jest. Tak, obiecuję pogadamy o tym-
Zatrzymała się obok nas i się zaśmiała, ale nawet nie zauważyła naszej obecności.
- Nie, to nie mój chłopak-
Chłopak?
- Oj, wiesz jak to jest ze słabością do przystojnych mężczyzn. Kończę bo za chwilę się z nim widzę, pa-
Rozłączyła się i schowała telefon do torebki.
- Carmen?-
Odwróciła się w naszą stronę.
- Co ty tu robisz?-
- Aktualnie stoję-
Spojrzała na mnie a potem na Jennifer.
- Ty musisz być pewnie dziewczyną, którą uratowała Derek-
- Zgadza się. Jestem Jennifer-
- Słodko-
Uśmiechnęła się do niej i spojrzała na mnie.
- Coś jeszcze byś chciał wiedzieć?-
- Jakieś problemy mają, że tu jesteś?-
- Nie-
Wyjęła telefon i zadzwoniła do kogoś. Miała na sobie czarną sukienkę z zamkiem na środku i czarne kozaki.
- Czy ona zawsze się tak ubiera?-
Zapytała mnie Jennifer, ale w odpowiedzi ubiegła mnie Carmen.
- Tak słoneczko. Ona zawsze się tak ubiera bo lubi i przy okazji zawsze wygląda pięknie a tobie przydałoby się parę rad w kwestii ubioru-
Wskazała na jej sukienkę.
- Przynajmniej nie chodzi z takim wielkim dekoltem jak ty-
Wampirzyca spojrzała na mnie z uniesioną brwią.
- Bronisz jej? To tylko znaczy, że jest dla Ciebie ważna-
Spojrzała to na mnie to na nią i się uśmiechnęła.
- Masz kiepski gust-
Dodała cicho a ja pocałowałem Jennifer na jej oczach. Sądziłem, że ją ruszy, ale nie zareagowała na to. Odwróciła się za to w czyjąś stronę i pomachała komuś z szerokim uśmiechem na ustach. Kolejny wampir?
- Witam Pana Salvatore-
- Witam Pannę Labonair-
Salvatore? Chodzi o tego Stefana? Jej były tu jest? Po co? Pocałował ją i się uśmiechnął.
- No tego się nie spodziewałam po tobie Damon-
- Stęskniłem się mała-
- Aż tak, że przyjechałeś tutaj?-
- Ile można patrzeć na Stefana i Elenę? Zwariować można-
- To świetnie trafiłeś-
- A ten gość co się na ciebie tak gapi?-
- Tutejszy Alfa, ale nie ma co się nim przejmować. Chodź-
Złapała go za rękę i pociągnęła w stronę szkoły.
- Wszystko w porządku?-
- Tak, po prostu się jej tu nie spodziewałem-
- Muszę już iść-
- Zobaczymy się później?-
- Chętnie-
Uśmiechnęła się do mnie a ja ją pocałowałem w policzek i wróciła do szkoły. Teraz wszyscy wreszcie dadzą mi spokój. Ja mam Jennifer a Carmen ma Damon'a i problem rozwiązany.
Carmen
- Poznałem twoich rodziców-
- Tak?-
- Tak, mówili, że chcieli by cię poznać-
- Jaka szkoda, że ja nie chcę-
- Wydają się w porządku-
- A co u słodkiej Lily?-
- Dobra, poddaje się-
- Wierz mi, ale bardzo dobrze mi się żyje bez ludzi, dla których znaczyłam tyle, że mnie porzucili-
- Nam bez Lily też dobrze-
- Widzisz, jednak nie są nam potrzebni-
- Nadal mi się jednak nie podoba ten cały Alfa co się na ciebie gapił-
- Nikomu to nie odpowiada, ale Derek sam nie wie czego chce-
- Czekaj, ten Derek?-
- Mhm-
Zaparkowałam na parkingu przed Centrum Handlowym i razem wybraliśmy się na zakupy bo w końcu trochę osób u mnie mieszka a doszła też nowa osoba.
*wspomnienie*
Ale leje. Jak dobrze, że nigdzie nie muszę wychodzić i siedzę w swoim kochanym domku. Ciepło i bezpiecznie.
- Carmen, jakiś chłopak do Ciebie-
Niby kto o tej porze? Zeszłam na dół i z daleka dostrzegłam znajomą sylwetkę.
- Isaac? Co się stało?-
- Mogę wejść?-
- Jasne, oczywiście, wchodź-
Boże, cały przemoknięty. Po co on w takim deszczu tu szedł. Cami poszła do kuchni zrobić herbaty a ja przyniosłam nastolatkowi ręczniki.
- Dziękuję-
- Nie ma sprawy. Opowiadaj, co się stało-
- Derek, mnie wyrzucił-
Odpowiedział mi nie patrząc na mnie.
- Co?-
- No powiedział, że nie mogę z nim mieszkać bo musi mieć na oku Corę i nie ma miejsca-
Zagotowało się we mnie jak to usłyszałam.
- Carmen w porządku?-
- Nie Cami, nie jest w porządku. Zaraz pójdę nakopać pewnemu wilkołakowi do tyłka-
- Nie trzeba Carmen-
- Jesteś pewien?-
- Tak-
- W takim razie u mnie możesz zostać ile chcesz. Jak chcesz to możesz nawet na zawsze-
- Dziękuję Carmen. Jesteś kochana-
Zamknął mnie w uścisku a mnie się zrobiło od razu lepiej.
- Coś Cię trapi mała?-
- Nie rozumiem jak można kogoś wywalić z domu-
- O czym mówisz?-
- Derek wyrzucił Isaac'a bo coś sobie ubzdurał w tym swoim zakutym łbie-
- To co teraz?-
- Nic, Isaac mieszka u mnie. Bardzo pomocny i jest przekochany-
- Masz dobre serce-
- Ale przeszłość mnie nadal prześladuje i jemu też będę musiała ją opowiedzieć-
- Twarda jesteś, więc co to dla Ciebie?-
- Jeśli pominiemy zwiewanie przed Mikael'em i Esther to tak, twarda jestem-
Zrobiliśmy potrzebne zakupy, odstawiłam Damon'a do hotelu i wróciłam do domu, przed którym zastałam nastolatków czekających na mnie. No tak, zapomniałam wspomnieć im o tym, że dom jest chroniony. Wysiadłam i otworzyłam bagażnik.
- Długo czekaliście?-
- Nie, ale dlaczego nie możemy wejść do środka?-
- Ponieważ dom jest chroniony i bez zaproszenia nie wejdzie nikt-
- Coś trochę jak mają wampiry?-
- Dokładnie, tylko z taką różnicą, że wiedźma nie przejdzie-
- Sprytnie-
- Zapraszam do środka. Mam wam coś do powiedzenia-
Chłopcy od razu zabrali wszystkie torby i weszli do środka a ja i dziewczyny za nimi.
- Mamy gości?-
Zapytała wchodząc do kuchni Cami.
- Można to tak nazwać-
- Jakaś narada wojenna?-
- Nie Elijah. Po prostu uznałam, że to najwyższy czas by poznali prawdę nim ktoś inny im ją opowie-
Elijah wraz z małą na rękach usiadł na fotelu w salonie a reszta ulokowała się na innych wolnych miejscach.
- Przy okazji. Poznajcie Cami, Elijah i małą Hope-
- A nas nie przedstawisz?-
- Wiedzą już kim jesteście-
Uśmiechnęłam się do Lydii i spojrzałam na Pierwotnego, który skinął mi lekko głową na znak, że w razie czego jest obok.
- To co wam teraz opowiem będzie dla was szokujące i nie będę mieć do was pretensji, jeśli nie będziecie chcieli mnie znać-
Na ich miejscu nie chciałabym znać samej siebie.
- Ja nadal chcę być twoim przyjacielem a najlepiej młodszym bratem-
Odpowiedział Stiles.
- A ja i Allison chcemy robić z tobą babskie wieczory. Poza tym świetnie wyglądasz w tej sukience-
Na tego rudzielca można zawsze liczyć.
- Zgadza się i najbliższym czasie cię na taki wyciągamy-
Przytaknęła Allison.
- Ja chcę być twoim prawdziwym przyjacielem-
Dodał Scotty.
- A ja chciałbym Cię lepiej poznać-
Przyznał Isaac. No i jak ja mam im teraz powiedzieć o tym jaki ze mnie potwór? Boże, co ja robię ze swoim życiem? Uśmiechnęłam się tylko do nich w odpowiedzi.
- Zacznę od tego, że nigdy nie byłam święta. Życie zmuszało mnie do różnych sytuacji i nie jestem z nich dumna a szczególnie nie jestem dumna ze swojego przydomku-
- A masz jakiś?-
Zapytał z ciekawością Stiles.
- Rzeźnik z Nowego Orleanu-
No to pierwsza kostka domino poleciała.
- Zabrzmi to może niedorzecznie, ale wszystko zapoczątkowało się przez utratę ważnej dla mnie osoby. Po tym jak dowiedziałam się, że zginął na froncie coś we mnie pękło-
- Był żołnierzem?-
- Tak i do niego pasowało stwierdzenie, że za mundurem Panny sznurem-
- Ale przecież mówiłaś, że to Stefan był twoją pierwszą miłością-
Wtrąciła oburzona Lydia.
- Stefan był pierwszą, prawdziwą i poważną miłością. Raphael i ja byliśmy przyjaciółmi, takimi jak Scott i Stiles, ale skłamałabym mówiąc, że tylko przyjaźń była między nami-
- Coś było między wami i wszyscy to widzieli-
Wtrącił Elijah.
- Zgadza się Elijah. Coś między nami było, coś się tworzyło, ale wszystko umarło wraz z jego śmiercią-
- Był człowiekiem? -
Zapytała Allison ze smutkiem rysującym się na jej twarzy.
- I wiedział kim jestem a mimo to nigdy się ode mnie nie odwrócił. Właściwie to zawsze pomagał mi się opanować w nagłych przypływach gniewu czy gdy poczułam krew-
- Był twoją kotwicą? -
- Tak, tak można to nazwać. Rok po jego wyjeździe na front, dowiedziałam się, że zginął. Na początku myślałam, że to żart, później wszystko zaczęło do mnie docierać. Chciałam go nawet szukać, mając resztki nadziei, że to nieprawda-
- Nie wyobrażam sobie tego co przechodziłaś-
Odezwała się Lydia.
- Załamałam się. Płakałam, siedziałam zamknięta w pokoju i nienawidziłam świat za odebranie mi przyjaciela. Pewnego dnia, sytuacja mnie przerosła, wyłączyłam człowieczeństwo i miałam wszystko gdzieś. Liczyła się tylko dla mnie krew, liczył się strach, gniew i fakt, że to ja decydowałam kto zginie i jak zginie a kto przeżyje. Na początku zostawiałam po sobie tylko ciała osuszone z krwi, ale było mi mało. Zabijałam już nie tylko dla krwi, ale i dla przyjemności. Umazana krwią, ale szczęśliwa-
- Pozornie szczęśliwa-
Dodał Elijah.
- Wtedy tego nie wiedziałam. Z czasem podwórka wyglądały jak sklep rzeźnicki a mnie napawało radością, że wzbudzam strach w ludziach-
- Ale już tak nie robisz prawda? -
Zapytał z obawą Isaac.
- Od lat tego nie robię-
- To co Cię zmieniło? -
- Stefan. Zakochałam się w nim, przy okazji dowiadując się, że miał podobny epizod w swoim życiu-
- Długo byliście razem? -
- Jakieś dwa albo trzy lata. Nie pamiętam już-
- Szkoda, że wam się nie ułożyło-
- Też żałuję, ale rozstaliśmy się w zgodzie i mamy kontakt do dziś-
- Jednak przeszłość Cię prześladuję? -
- Narobiłam sobie sporo wrogów a niektórzy tak jak Deucalion, chcą mieć mnie u swojego boku i mieć mnie za ich pieska obronnego. Jak tak dalej wszystko pójdzie to skończy się powrotem do tego co było-
Ostatnie dodałam praktycznie załamana, bo zdawałam sobie sprawę jak to wszystko co się działo w okól mnie, miało na mnie wpływ a szczególnie to, że Elijah ukrywał przede mną porwanie przez Esther i jej sztuczki by go przeciągnąć na swoją stronę.
- Teraz już znacie moją mroczną przeszłość i mam pewność, że Deuc nie będzie mógł tego wykorzystać przeciwko mnie-
Zapadła cisza. Nawet Hope siedziała grzecznie i nie rozrabiała. Ta cisza nie była zbyt przyjemna i nie podobała mi się. Może i nie znałam ich długo, ale tęskniłam za nimi, choć nie przyznawałam się do tego. Pierwsza wstała Lydia, która podeszła do mnie i przytuliła mnie.
- Akceptuję to, że jesteś w połowie wampirem i nie oceniam cię za to co było kiedyś, nawet nie mam prawa, bo tak właściwie to nie wiem jak ja bym się zachowała będąc na twoim miejscu. Dla mnie jesteś Carmen Mikaelson i jesteś wspaniałą przyjaciółką mimo, krótkiej znajomości-
- Jesteś najsilniejszą dziewczyną jaką znam i sam bym chciał być w połowie odważny jak ty-
- Jesteś odważny Isaac. Trzeba być niezwykle odważnym by przyjechać do Nowego Orleanu i spędzić parę dni między Pierwotnymi-
- Ja to w ogóle chciałbym być taki jak ty, ale poprzestanę na traktowaniu cię jak starszą siostrę-
Odezwał się z uśmiechem i dołączył do reszty.
Allison przytuliła mnie nic nie mówiąc. Właściwie to jako jedyna przez większość czasu milczała i rozpłakała się słysząc co się stało.
- Wiem co czujesz-
Powiedziała łamiącym się głosem i mocniej się we mnie wtuliła. Stałam tak przytulona przez czwórkę nastolatków i czekałam aż Scott wreszcie coś powie.
- Dla mnie nadal jesteś starszą siostrą, która broni swoich bliskich a to, że w twoim życiu był gorszy moment nie zmieni mojego zdania. Nadal uważam Cię za dobrą osobę-
Dołączył się do grupowego uścisku a mnie zrobiło się cieplej na sercu. Cieszy mnie, że nie są tak zamknięci jak niektórzy i nie mają zamiaru mnie opuszczać.
- A ktoś ma ochotę na babeczki? –
Zapytała Camille wyglądając z kuchni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top