14

Wróciłam do krypty. Na całe szczęście jeszcze żył, ale dzieliły go chwile od śmierci. Klaus i Elijah go trzymali a Davina robiła coś by jakoś temu pewnie zapobiec.

- Całe życie, zabiegałem o waszą uwagę-

Dalszą wypowiedź przerwał mu atak kaszlu. Rebekah obiecała, że dopóki nie znajdzie sposobu by go przywrócić do życia nie opuści tego ciała. Serce mnie bolało od tego widoku. Kolejny atak kaszlu. Uklękłam obok niego i wzięłam go w swoje objęcia.

- Głupi jesteś wiesz? -

Do oczu zaczęły napływać mi łzy a głos zaczął się łamać.

- Z kim ja teraz będę rozrabiać, jeśli ty umrzesz? -

- Nie płacz mała, bo mi serce pęknie-

Otarłam łzy i popatrzyłam na czarownika.

- Nie rób mi tego. Proszę-

- Jesteś silna i poradzisz sobie ze wszystkim-

- Nie poradzę sobie, nie jeśli odejdziesz-

- Coś Ci powiem, ale chcę, żeby to zostało między nami-

Spojrzał na pozostałych a oni bez słowa wyszli. Została z nami tylko Davina, która szeptała jakieś zaklęcie.

- Wiem, że nasze początki nie były idealne, ale-

Kolejny atak kaszlu.

- Kol, nie przemęczaj się-

Spojrzałam na niego z troską.

- Muszę Ci to powiedzieć. Byłem zazdrosny o to jak Ciebie traktowali, bo sam czegoś takiego pragnąłem-

- Kol, ja...-

- Daj mi skończyć mała-

Uparty nawet w obliczu śmierci.

- Źle Cię wtedy traktowałem i żałuję tego a najbardziej żałuję, że nigdy Ci nie powiedziałem co czuję. Nie potrafiłem-

- O czym mówisz? -

- Kochałem cię Carmen, ale nie jak brat siostrę-

- To by tłumaczył twoje dziwne zachowanie wobec mnie-

- Jednak wiem, że ty tego nie odwzajemnisz. Teraz wiem co czułaś przy Dereku, bo to samo poczułem przy Davinie-

- I poczujesz jeszcze nie raz. Ściągnę Cię tu z powrotem, choćbym miała sama umrzeć i cię zawlec do świata żywych to to zrobię-

- Wiem mała, wiem. Kocham Cię i nie zapominaj nigdy o tym. Jesteś moją małą siostrą-

- Ja Ciebie też kocham Kol-

I odszedł.

- Kocham cię braciszku-

Wyszeptałam i wtuliłam się w niego. Rozpłakałam się i nie mogłam już tego powstrzymać. Poczułam czyjąś rękę na ramieniu i jak lekko mnie odciąga. Pozwoliłam na to i ujrzałam Klaus'a. On też miał łzy w oczach. Wtuliłam się w wampira i pozwoliłam sobie na to by się wypłakać w jego ramionach, bo wiedziałam, że jestem bezpieczna i mnie nie oceni. Do tego uścisku dołączyła też Rebekah, której też był bliski. Gdy już nie miałam czym płakać i powinnam się była uspokoić, poczułam gniew i potrzebę zemsty.

- Znajdę Finna i tak go urządzę, że będzie błagał o śmierć, ale i tego nie dostanie-

- Przystopuj na moment kacie. Wszystkich nas to dotknęło, ale teraz powinniśmy wszyscy trochę odpocząć. Ty w szczególności-

Podniosłam głowę i spojrzałam na Klaus'a.

- Dobrze się czujesz? Zawsze to ty pierwszy się pchasz do mszczenia się i mordowania-

- Mam zamiar pomścić brata, ale nie teraz a poza tym muszę zadbać o ciebie, bo wiem czym to się skończy-

- Nic mi nie jest-

Mruknęłam i odsunęłam się od niego.

- To się okaże a teraz wracajmy-

Zrobiliśmy, jak powiedział. Gdy tylko przekroczyłam próg swojego pokoju, wskoczyłam w piżamę i zakopałam się pod pierzyną, chcąc zakończyć już ten dzień. Nie spałam najlepiej, ale czemu się dziwić. Straciłam kolejną mi bliską osobę w moim życiu a dodatkowo wciąż jestem osłabiona po ostrzu. Wstałam z łóżka i od razu skierowałam się do łazienki, gdzie wykonałam poranne czynności. Znów trzeba wybrać jakiś strój, choć ja bym najchętniej spędziła dzień w piżamie. Wyciągnęłam z szafy czarny top bez ramiączek z zamkiem pośrodku, do tego czarne szorty z wysokim stanem i zdobieniami. Wróciłam do łazienki, żeby się przebrać i zrobić makijaż oraz pomyśleć nad tym jak dzisiaj ułożyć włosy. Gdy skończyłam, przyjrzałam się efektowi końcowemu z którego byłam całkiem zadowolona. Na nogi założyłam czarne buty na obcasie, wyłożone z tyłu ćwiekami oraz dobrałam pozostałe dodatki. 

Gotowa zeszłam na dół i udałam się prosto do kuchni, żeby coś zjeść.

- Masz coś przeciwko jeśli wrócę z tobą? -

- Nie mam, właściwie to przyda mi się twoja pomoc-

Odpowiedziałam mu nie odwracając się do niego, zajęta szykowaniem jedzenia.

- Mówisz o stadzie? -

- To też, ale muszę jakoś trzymać się tego „światła", które w sobie mam a jednocześnie wmówić wszystkim, że pozbawiłam się ludzkiej strony-

- Możesz na mnie liczyć-

- Cieszę się. Przykro mi z powodu Hayley i tego co zrobił Klaus, za co mam ochotę go udusić-

- Niepotrzebnie-

- Elijah, wiem, że nie mówisz o swoich uczuciach i mnie nie musisz o nich mówić, bo ja widzę-

Nic mi nie odpowiedział a ja wzięłam się wreszcie za jedzenie. Oczywiście rano też nie mogę mieć spokoju. Spojrzałam na ekran, żeby wiedzieć, czy muszę odbierać, czy mogę ignorować. Widząc zdjęcie Isaac'a wiedziałam, że muszę odebrać, co też uczyniłam.

Co jest?

Musisz przyjechać i to szybko

Ponieważ?

Ponieważ nie rozumiem, dlaczego dałaś przeżyć Kali

Mam w tym swoje powody. Niedługo będę

Rozłączyłam się. No i geniuszu powiedz mi, jak chcesz się tam dostać tak szybko co? Zgaduję, że muszę iść do czarownicy.

- Zostawiam Ci moje Camaro. Dołącz, jak załatwisz tu swoje sprawy-

- Kłopoty szybciej przyszły niż oczekiwałaś? -

- Niestety-

Wyszłam z kuchni nie dokończywszy śniadania i udałam się prosto na cmentarz z nadzieją, że zastanę tam Davine. Ku mojemu zaskoczeniu była tam inna czarownica, której się nie spodziewałam.

- Carmen? Co tu robisz? -

- Desperacko potrzebuję pomocy czarownicy-

- Mogę jakoś pomóc? -

- Potrzebuję się przedostać do innego miasta by uratować tyłki przyjaciół-

- Żaden problem-

- Dziękuję. Obiecuję, że jak uporam się z problemami w tamtym mieście to się spotkamy i nadrobimy zaległości-

- Mam taką nadzieję. Dokąd chcesz się dostać? -

- Do Beacon Hills-

- Proszę bardzo-

Przede mną pojawił się portal.

- Dzięki siostrzyczko-

- Drobiazg-

Uśmiechnęłam się do niej i przeszłam przez portal, który doprowadził mnie na miejsce. Niby naglił mnie czas, ale skoro mam pokazać Kali gdzie jej miejsce i dzięki komu żyje to muszę się pożywić. Do domu mam daleko i nie chce mi się tam wracać, więc zostaje tradycyjny sposób. Pożywiłam się kilkoma osobami, oczywiście nie zabijając ich przy tym, bo to by mnie tylko popchnęło do swojej ciemniejszej strony a nie oto mi teraz chodzi. Po najedzeniu się, mogłam udać się z ratunkiem. Jak zwykle z resztą. Dzięki byciu wampirem, dotarcie do domu Dereka nie zabrało mi zbyt wiele czasu. Zakradłam się po cichu na górę. Przed drzwiami siedział Isaac, który przytrzymywał zapłakaną Jennifer a Kali i bliźniaki stały nad Derekiem. Teraz moja kolej.

- Wybaczcie to spóźnienie, ale jadłam po drodze-

Odezwałam się, tym samym zwracając na siebie wszystkich uwagę. Ich miny? Bezcenne.

- Przecież ty nie żyjesz-

- Ale usłyszałam, że nie wiesz, gdzie jest twoje miejsce i musiałam wrócić z zaświatów by ci je wskazać. A było tak miło być martwą-

Zeszłam na dół. Nie wnikam czemu tu jest tyle wody. Podeszłam do Kali, która wciąż była zszokowana moim zjawieniem się. Rozejrzałam się i pierwsze co mi się rzuciło w oczy to martwy Boyd. Nie potrzebowałam niczego więcej.

- Teraz żałuję, że pozwoliłam Deaton'owi by dał Ci lek, ale z drugiej strony bardzo mnie to cieszy, że żyjesz. Spędzimy więcej czasu i nauczysz się wreszcie, gdzie jest twoje miejsce-

- Zaraz to ja pokażę tobie, gdzie jest twoje miejsce-

Warknęła na mnie.

- Nie robi na mnie wrażenia twoje zachowanie pchlarzu-

Nim mnie zaatakowała, złapałam ją za gardło i przycisnęłam ją do ściany.

- Jeszcze raz spróbujesz mnie zaatakować a uczynię z twojego życia większe piekło niż to, które dało Ci moje ugryzienie-

Usłyszałam ruch zza moich pleców.

- Chłopcy chyba nie chcecie psuć naszych stosunków? -

Obaj zatrzymali się w miejscu a ja odwróciłam się w ich stronę.

- Też tak sądziłam. Biegnijcie do swojej Alfy i dajcie jej znać, że wróciłam. Mamy do pogadania-

Zwróciłam się ponownie do Kali.

- A ty moja droga, lepiej naucz się spać z otwartymi oczami lub popracuj nad swoim zachowaniem-

Puściłam ją i zaczekałam aż opuszczą loft. Zostawić ich na chwilę samych i kłopoty gotowe. Podeszłam do leżącego w wodzie Boyda i klęknęłam obok.

- Ani ty ani Erica, nie zasłużyliście na taki los. Mam nadzieję, że oboje jesteście w lepszym miejscu-

Znając życie, to stoi za tym Deucalion, ale i nim się zajmę.

- Ty... ty... ty żyjesz? -

Wydusił z siebie Derek, który był nadal zaskoczony moim widokiem.

- Jak widać-

Odpowiedziałam mu obojętnie.

- Aale jak? Cora widziała, jak umierasz-

- Widziała jak ostrze mnie unieruchamia i zapewnia niewyobrażalny ból a nie zabija-

- To był pomysł Kola? -

Zapytał Isaac.

- Tak. Ucieszyłby się, gdyby zobaczył te zszokowane miny-

Rozległy się za mną kroki. Ktoś biegł w moją stronę i po chwili ktoś zamknął mnie w uścisku.

- Boże, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że żyjesz-

Po chwili kolejne dwie osoby dołączyły do uścisku.

- Nie rób tak więcej-

- To nie moja wina akurat-

- Wiemy, ale mogłaś nam dać znać-

- Popsulibyście wszystko-

- Nieprawda-

Spojrzałam na Stiles'a z uniesioną brwią.

- To musiało być wiarygodne a dzięki temu było. Chociaż Isaac'a pewnie nie raz korciło, żeby wam powiedzieć-

- No czasem, tak było-

- To on wiedział? -

- Tak, ale on akurat musiał, skoro mieszkał ze mną i wiedziałam, że wypadnie wiarygodnie-

- Czyli ty to zaplanowałaś? -

Zapytał z niedowierzaniem Derek.

- Nie. Mikael musi z kimś współpracować, skoro mnie znalazł a pomysł, żeby nie mówić, że tak naprawdę żyję był pomysłem Kol'a. Jak zawsze świetny, choć nie byłam przekonana, ale cóż, miał powody-

- Jakie? -

Zapytał Stiles.

- Nie wiem. Nie chciał się przyznać-

- Nie możesz go zapytać? -

- Nie a teraz wybaczcie, ale muszę iść-

Odkleiłam od siebie nastolatków i już chciałam wyjść, gdy Derek złapał mnie za rękę.

- Zaczekaj-

Odwróciłam się do niego.

- O co chodzi? -

Zapytałam i założyłam ręce na klatkę piersiową.

- Dlaczego kazałaś bliźniakom donieść, że wróciłaś? -

- Ponieważ dogadałam się z ich Alfą-

- Mogłabyś jaśniej? -

- Oczywiście. Ja zamiast Ciebie i Scott'a-

- Co? -

Zapytali chórem nastolatkowie.

- Zgodziłaś się dołączyć do stada Alf a w zamian zażądałaś by dali spokój mnie i Scott'owi? -

- Zgadza się-

- Dlaczego nie zapytałaś żadnego z nas o zdanie? -

- Nie macie nic do gadania to po pierwsze a po drugie oni mnie zaakceptują i nie będą oceniać, gdy będę żywić się ludźmi-

- Carmen, nie rób tego. Proszę, nie dołączaj do nich-

- Już za późno. Z resztą co Ci do tego Alfo? -

Złapał mnie za obie dłonie i spoglądał mi w oczy. Jego spojrzenie nie wyrażało gniewu tylko smutek i cierpienie. Nie ma co się dziwić, został właśnie zmuszony do zabicia swojej Bety. To sobie też wyjaśnię.

- Muszę już iść. Zobaczymy się w krótce i dobrze wam radzę, nie wchodźcie mi w drogę, jeśli chcecie żyć-

Odwróciłam się od Alfy i wyszłam z loftu nie zaszczycając nikogo spojrzeniem. Zatrzymałam się obok Jennifer, która przyglądała się wszystkiemu w ciszy. Zbliżyłam się do niej i nachyliłam się do jej ucha.

- Mam nadzieję, że wybrałaś już sobie trumnę-

Spojrzałam na jej twarz, na której widniał czysty strach, na co się uśmiechnęłam i opuściłam budynek. Na zewnątrz dogonił mnie Isaac.

- Mogę nadal z tobą mieszkać? -

- Oczywiście. To, że dołączyłam do Alf, nie znaczy, że będę z nimi mieszkać. Masz jeszcze klucze do domu, prawda? -

- Mam-

- Dobrze. Ja idę załatwić swoje sprawy a ty tam na mnie zaczekaj. Elijah w krótce do nas dołączy-

- W porządku. Widzimy się później-

Skinęłam mu w odpowiedzi i udałam się na spotkanie z Alfami. Weszłam do budynku i wsiadając do windy nacisnęłam guzik z właściwym piętrem. W między czasie zdążyłam się nastawić by załatwić to na spokojnie, ale gdy tylko przekroczyłam próg ich kryjówki zmieniłam zdanie.

- Czy ja się kurwa wyraziłam nie jasno Deucalion?!-

Zapytałam wściekła idąc w jego stronę.

- Co jest kurwa niezrozumiałe w zdaniu „zostaw w spokoju Scott'a i Dereka"?!-

Wilkołak stał spokojnie co mnie jeszcze bardziej zdenerwowało.

- Czy ja kurwa mówię nie wyraźnie idioto?! Zawarłeś ze mną wczoraj umowę a dzisiaj, ledwo wstaję a dowiaduję się, że Kali grozi Derekowi! Czy ty jesteś poważny?! -

- Moja droga, po pierwsze...-

- Nie każ mi być spokojną, bo się nie da, kiedy próbujesz mnie wykiwać! -

- Niczego takiego nie próbuję-

Odpowiedział mi ze spokojem.

- Tak? To Boyd się potkną i przypadkiem wpadł na pazury Dereka a Kali przyszła pocieszyć go? -

- Kali się tylko mściła-

- To popierdoliły jej się osoby-

Warknęłam na niego.

- Co? -

Zapytał zaskoczony Aiden.

- Nie spadł by gdyby Kali mnie nie zaatakowała a poza tym zakładam, że zaprowadziliście go do Deaton'a-

- Zgadza się-

- A on go poskładał-

- A Derek go zabił-

Zaśmiałam się z naiwności Aiden'a.

- Jesteś naiwny i ślepo wierzysz w swojego przywódcę. Dobrze, bardzo dobrze. Tak będzie mi nawet łatwiej-

Bliźniaki wymieniły się spojrzeniami a potem spojrzały na mnie nie rozumiejąc o czym mówię.

- Chcę być informowana o wszystkim na bieżąco. Mam nadzieję, że to nie jest dla was zbyt skomplikowane zadanie-

- Oczywiście, że nie. Chłopcy będą Ci o wszystkim mówić-

- Cudownie-

- A od kiedy to my się słuchamy jakieś hybrydy? -

- Współpracujemy ze sobą, więc się z tym pogódź Kali-

Odpowiedziałam jej i wyszłam z budynku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top