12

Ku mojemu rozczarowaniu Hope, wracała do domu. Owszem, cieszy mnie, że będzie wreszcie z rodzicami, ale będzie za cicho w tym domu.

- Chyba nie powinnaś być smutna-

- Nie zrozum mnie źle Isaac, cieszy mnie ten ślub i powrót małej do domu, ale będzie jakoś dziwnie-

- Masz jeszcze mnie-

Odpowiedział z uśmiechem.

- I to moje największe pocieszenie w tej sytuacji. Zbieraj się. Odwiozę cię do szkoły-

Wstałam z kanapy i udałam się w stronę drzwi wyjściowych. Zabrałam z komody kluczyki, zdjęłam z wieszaka kurtkę, założyłam ją i wsadziłam do kieszeni telefon. Poprawiłam w lustrze swój wygląd i wyszłam na zewnątrz. Wsiadłam do auta i odpaliłam silnik. Po chwili zjawił się nastolatek i zajął miejsce pasażera. Wyjechałam z podjazdu i skierowałam się prosto do liceum. Droga była na szczęście przejezdna, więc dotarcie do liceum nie zajęło nam zbyt wiele czasu. Na parkingu oczywiście stała już grupka nastolatków. Oczywiście Lydia mnie od razu dostrzegła i nie było już mowy, żeby po ciuchu wrócić do domu. Wysiadłam z auta i przywitałam się z każdym.

- Czy ty kiedykolwiek wyglądasz źle? –

Zapytała rudowłosa.

- Obawiam się, że nie kochana-

- W takim razie musisz nam dać lekcję stylu-

Stwierdziła Allison.

- Wszystko co tylko chcecie moje drogie Panie, ale dopiero jak wrócę z Nowego Orleanu-

- Wyjeżdżasz już? -

- Wrócę, nie martw się Stiles. Jadę na ślub Hayley-

- Coś mi mówi, że nie wrócisz aż tak szybko jakbyśmy chcieli-

- Będzie mój klan, więc wrócę szybciej niż nauczyciel sprawdzi wam sprawdziany-

- Jak się czujesz po wczoraj? -

- Dobrze, wszystko wygojone, ale moja bluzka to tylko nadawała się do wyrzucenia. Jeszcze nie wybaczyłam Kali zniszczenia mi koszulki-

- I to wszystko było przez koszulkę? -

- Nie, nie tylko. Skrzywdziła ważne dla mnie osoby a to jest nie do wybaczenia-

- Nas też byś broniła? -

Zapytał z ciekawością Stiles.

- Co za głupie pytanie. Oczywiście, że tak-

- A właśnie, zapomniałbym. Ktoś chciałby z tobą porozmawiać-

- Jeśli to Derek, to powiedz, że umarłam-

- Właściwie to ja chciałam pogadać-

Odezwała się Cora, która pojawiła się nie wiadomo skąd.

- To my już pójdziemy-

- Isaac, masz być grzeczny jak mnie nie będzie-

- Będę, nie martw się-

Uśmiechnęłam się do niego i pomachałam im na pożegnanie. Spojrzałam na nastolatkę, która wyglądała na... zakłopotaną? Od kiedy to ktokolwiek z tej rodziny jest zakłopotany w mojej obecności?

- Możemy gdzieś indziej porozmawiać? -

- Oczywiście-

Wsiadłyśmy do mojego auta i ruszyłam w stronę parku, gdzie mogłyśmy spokojniej porozmawiać. Przez całą jazdę panowała cisza. Nie miałam zamiaru jej poganiać. Nie wiem co i kto jej o mnie powiedział ani o czym chce porozmawiać. Odezwie się jak uzna, że jest gotowa, ale wieczności też nie mam na nią. Zatrzymałam się niedaleko parku. Wysiadłam i poprawiłam mój strój a także uśmiechnęłam się słodko do kliku mężczyzn, którzy mijając mnie przyjrzeli mi się uważniej.

- Nie mam zamiaru cię zmuszać do mówienia, ale trochę mi się śpieszy, więc będę wdzięczna, jeśli się odezwiesz-

Odezwałam się pierwsza, lekko już zirytowana jej milczeniem.

- Po prostu nie wiem jak to mam powiedzieć-

- Najlepiej szczerze i bez owijania w bawełnę, bo tego nie cierpię, ciągnięcia za język też nie, a jeśli to ci pomoże to mogę cię zmusić do mówienia-

- Tak jak Kali? -

- Nie, nie potrzebuję do tego siły, ale chyba nie o tym chciałaś rozmawiać-

- Masz rację-

Westchnęła i się zatrzymała a ja zrobiłam to samo. Spojrzała na mnie niepewnie.

- Dziękuję-

No tego się nie spodziewałam.

- Dziękuję, że mnie uratowałaś z banku, i że nie dałaś Kali mnie skrzywdzić wczoraj-

- Drobiazg. Jesteś siostrą Dereka i chyba jedną osobą, o którą tak naprawdę dba-

- To nie jest drobiazg. Uratowałaś mnie i to dwa razy pomimo tego, że mnie nie znasz i pomimo tego jak cię potraktowałam, za co przepraszam-

I kolejne zaskoczenie.

- Nie przepraszaj, nie ty pierwsza i nie ty ostatnia. Z resztą po tym jak potraktował mnie twój kochany braciszek to nie spodziewam się po waszej rodzinie ciepłych słówek wobec mnie. Chociaż Peter, jeszcze mnie nie zdążył obrazić-

- A to jest druga sprawa, o której chciałam z tobą porozmawiać-

- Mianowicie? -

Spojrzałam na nią z uniesioną brwią.

- Czy ciebie coś łączy z moim wujem albo bratem? -

Oh Boże. Zwariować można od tego.

- Nie łączy mnie nic z żadnym z nich. Peter prawdopodobnie droczy się z Derekiem i to wszystko, chociaż pewnie nie zaprzeczy, że chciałby się ze mną umówić a co do twojego braciszka to kiedyś nas coś łączyło, ale przestało-

- Mnie się wydaje, że on coś nadal do ciebie czuje i ty też-

- A wnioskujesz to po czym? -

- Był wczoraj zmartwiony twoim stanem i chciał z tobą rozmawiać, ale ten wampir mu przeszkodził-

- Jest z Jennifer więc nie rozumiem za bardzo jego zachowania. Z resztą nie muszę. Między nami nic nie będzie. Może i jesteśmy w jakimś stopniu tacy sami, ale mimo to wciąż się różnimy a jemu ta różnica przeszkadza-

Cora chciała coś powiedzieć, ale przeszkodził jej w tym mój telefon. Widząc zdjęcie Kol'a niechętnie odebrałam.

Co tam?

Powiedz, że nie jesteś w parku

Jestem a co?

To lepiej uciekaj, jeśli chcesz żyć

Nie zdążyłam zapytać, dlaczego mam uciekać, bo powód do ucieczki sam się pojawił.

Cora

- Wszystko w porządku? -

Zapytałam dziewczynę.

- To się zaraz okaże-

Zbliżył się do nas jakiś mężczyzna, który najwyraźniej mówiąc, niepokoił ją.

- Mikael, cóż za spotkanie. Co Cię sprowadza do Beacon Hills? -

Zapytała nie dając po sobie poznać, że coś nie gra.

- Ty-

- No tak, to było dość oczywiste. Może skoczymy do baru, napijemy się i pogadamy? -

- Nie po to tu jestem-

- Tak, wiem. Chcesz mnie zabić, nic nowego-

Przewróciła oczami. Wyglądała tak jakby rozmawiali o pogodzie.

- Jak to zabić? -

Zapytałam zaskoczona.

- Jestem wybrykiem natury, mam Mikaelson na nazwisko, chociaż właściwe to Labonair i ogólnie Mikael za mną nie przepada-

Wyjaśniła beztrosko.

- Tylko jest jeden mały problem. Nie masz broni, którą można mnie zabić, chyba, że kochana Esther Ci taką wręczyła-

- Mam to i mnie to wystarczy-

Wyciągnął jakiś dziwny rodzaj broni a Carmen pobladła, o ile hybrydy tak mogą.

- Cora, schowaj się gdzieś a najlepiej to uciekaj-

- Co? Nie ma mowy. Nie zostawię cię samej-

- Posłuchaj mnie. To ostrze cię zabije, a jeśli nim nie dostaniesz to może ci wyrwać serce a tego chyba nie chcesz-

- Nie-

- W takim razie, zrób to o co poprosiłam-

Carmen zajęła się tym całym Mikael'em a ja się schowałam. Przecież nie zostawię jej tak całkowicie samej. W pewnym momencie ktoś się obok mnie pojawił.

- Co z Carmen? -

- Walczy-

Wskazałam w jej kierunku.

- Cholera. Dlaczego on się tak na nią uwziął? -

Zapytał bardziej samego siebie niż mnie.

- Możesz jej pomóc? -

- Coś mogę zaradzić, ale ty się nie wychylaj-

Nie mam zamiaru. Chłopak pobiegł w stronę walczących. Nie wiem co on robi, ale staniem jej w niczym nie pomoże. Mikael zauważył tamtego chłopaka i się na niego rzucił a Carmen za nim. Stanęła przed chłopakiem i to dziwne ostrze zostało wbite w jej klatkę piersiową, przez co po okolicy rozległ się jej krzyk. Pobiegłam w jej stronę.

- Carmen?-

Potrząsnęłam nią, ale brak jakiejkolwiek reakcji.

- Carmen, weź coś powiedz. Proszę-

- Nie odpowie Ci-

Spojrzałam na chłopaka.

- No to zrób coś! Pomóż jej jakoś!-

Patrzyłam na nią i nie mogła uwierzyć, że umarła na moich oczach.

- Niewiele mogę zrobić-

- To zrób cokolwiek!-

- Masz moje słowo, ale ty lepiej wracaj do domu. Nie pomożesz jej płacząc nad nią-

Wziął jej martwe ciało i oddalił się. Przez chwilę jeszcze klęczałam na ziemi. W końcu wstałam i pobiegłam do domu. Znajdę tego kto ją zabił, ale najpierw zatłukę mojego brata. Założę się, że teraz pieprzy tą swoją durną nauczycielkę zamiast powiedzieć Carmen co do niej czuje a teraz już jest za późno na to, bo jej nie ma. Wpadłam do budynku i otworzyłam drzwi. Stał przed oknem.

- No jesteś, ile można dziękować? Dołączyłaś jeszcze do jej rodziny po drodze? -

Nie odpowiedziałam mu, bo jednocześnie walczyłam z chęcią zamordowania go i ze łzami. Ciężko było to powstrzymać, bo, mimo że nie znałam jej to ona mnie uratowała i to dwa razy a mój brat to skończony debil. Odwrócił się w moją stronę.

Derek

Nie wiem po co moja siostra uparła się na rozmowę z Carmen. Uratowała nas a Elijah wyraźnie powiedział, żeby dać jej spokój, ale moja siostra chyba nie rozumie takiego słowa. Swoją drogą chyba już powinna wrócić, bo niby ile można dziękować za ratunek? Ja się zastosowałem do prośby wampira a poza tym Jennifer zajęła na trochę moje myśli. Moje rozmyślanie przerwało zjawienie się mojej siostry.

- No jesteś, ile można dziękować? Dołączyłaś jeszcze do jej rodziny po drodze? -

Nie usłyszałem odpowiedzi, więc odwróciłem się, żeby sprawdzić o co chodzi. Cora stała zapłakana.

- Co się stało? Carmen Cię skrzywdziła? -

- Nie-

Wydusiła z siebie a ja nadal nie wiedziałem o co chodzi.

- To co się stało? -

- Ona... ona nie żyje-

- Ale kto? -

- Carmen idioto! -

Krzyknęła na mnie.

- Skręcenie karku to nie jest śmierć-

Wyjaśniłem siostrze.

- Nikt jej nie skręcił karku! Została zabita! Rozumiesz?!-

I tak jak przed chwilą jeszcze płakała tak teraz wyglądała jakby to mnie chciała zabić.

- Przecież mówiła, że ciężko ją zabić, bo nikt nie ma na nią broni-

Chociaż może Klaus ma, bo w końcu są tacy sami.

- Najwidoczniej Mikael znalazł tą broń i jej użył. Widziałam na własne oczy jak wbija jej ostrze w klatkę, widziałam, jak upada a potem jak umiera-

Ale to nie możliwe.

- Carmen nie żyje a ty, ty ją okropnie traktowałeś! Nie wstyd Ci?! Ona Cię kochała a ty ją skrzywdziłeś! Ratowała cię, broniła cię a ty co?! Pieprzysz jakąś nauczycielkę, która nawet by cię nie uratowała tylko w większe kłopoty wpakowała! I ty jesteś moim bratem?! Nie chcę Cię nawet znać!-

Wyszła wściekła z loftu zostawiając mnie samego z jej słowami i moimi myślami. Nie no, to jakaś ściema. Przecież jej się nie da od tak zabić. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do jej brata, czy kimkolwiek tam jest dla niej Kol. Odebrał po jakiejś chwili.

O co chodzi Derek?

Zapytał nadzwyczaj spokojnym głosem.

Jest gdzieś obok Ciebie Carmen?

Carmen? To siostra Ci niczego nie powiedziała?

Powiedziała a raczej nawrzeszczała na mnie

Nie dziwie się jej

To nie powód do wrzeszczenia na mnie

Miała wyrzuty sumienia o to jak ją potraktowała

Tyle to i ja wiem

Chciała wynagrodzić jej złe traktowanie w przeciwieństwie do ciebie

Możesz mi ją dać do telefonu?

Derek, ona nie żyje

Podobno jesteś czarownikiem

Ale Finn mnie osłabił i nie mogę jej wskrzesić

Co z Ciebie za brat i czarownik?

Mnie chcesz osądzać? Ja ją mimo wszystko wspierałem i kochałem a ty?

Nic nie odpowiedziałem, bo nawet nie wiedziałem co.

No właśnie. Cokolwiek chciałeś powiedzieć już jest za późno

Rozłączył się. Nie, ja w to nadal nie wierzę. Napisałem do Isaac'a, ale odpisał mi tylko, że nie chce mnie znać. Czyli jednak to prawda. Carmen nie żyje. Mała złośliwa, nieprzewidywalna, wybuchowa, uparta, sarkastyczna i momentami przerażająca kobieta nie żyje. Nigdy więcej nie usłyszę jej śmiechu, nie podniesie mi ciśnienia swoim zachowaniem ani nie będzie mi się ukradkiem przyglądać. Ja w to nie wierzę. Na pewno za chwilę usłyszę jej kroki na korytarzu, otworzy drzwi i rozsiądzie się wygodnie na kanapie a potem wygłosi mi kazanie na temat tego jakim jestem kretynem i jak ja mogłem narażać wszystkich na walkę ze stadem. Pewnie za wyrzucenie Isaac'a z domu też by mi się oberwało. Tak, za chwilę tu przyjdzie, jak zwykle pięknie ubrana i oberwie mi się, ale szczerze wolę to niż fakt, że nie żyje, bo ona żyje. A jak skończy mnie ochrzaniać to ją pocałuję i będę błaga o wybaczenie i drugą szansę. Tak, dokładnie tak zrobię o ile nie zamuruje mnie od jej piękna i mnie nie zabije za moją głupotę. Alarm dał znać, że ktoś wszedł do budynku a moja nadzieja na nowo odżyła. Ciekawe czy przyjdzie sama czy z kimś? Jeśli przyjdzie z Kol'em to jestem trup i to podwójnie, a jeśli z Elijah to może jeszcze pożyję. Rozległy się kroki, ale nie należały do hybrydy, tylko do...

- Przyjechałam jak tylko się dowiedziałam. Strasznie mi przykro-

Jennifer zdecydowanie nie jest tym kogo chciałem teraz widzieć. Pojadę do niej. Tak, to jest najlepsze rozwiązanie i wtedy wszystko się wyjaśni. Wyszedłem z loftu kompletnie nie przejmując się kobietą, która jeszcze coś za mną wołała. Mam ważniejsze rzeczy na głowie niż zajmowanie się jakąś przeciętną kobietą. Co ja w ogóle miałem w głowie myśląc, że Jennifer może dorównać albo zastąpić Carmen? Przecież to jest nie możliwe.

- Derek!-

Czego ona jeszcze ode mnie chce?

- Zaczekaj!-

Zatrzymałem się, bo inaczej może mi nie dać spokoju.

- Dokąd chcesz iść?-

Zapytała podchodząc do mnie.

- Do Carmen-

- Derek, ona nie żyje. Jej brat był w szkole przekazać to Isaac'owi i reszcie-

- A ty niby skąd to wiesz?-

- Lydia mi powiedziała, bo wróciła do klasy zapłakana tak jak Allison-

Chciałbym móc powiedzieć, że mnie okłamuje, ale niczego takiego nie poczułem.

- I tak tam pojadę-

- Derek, ona nie ożyje jak tylko się pojawisz. Wiem, znaczyła dla ciebie bardzo wiele, ale musisz zrozumieć, że jej już tu nie ma-

- Jest i ja to ci udowodnię-

Złapała mnie za nadgarstek.

- Pojadę z tobą i przekonasz się na własne oczy, że mówię prawdę. Carmen odeszła, ale jestem ja-

Wyrwałem rękę z jej uścisku.

- Nigdy więcej tak nie rób. Jasne?-

Warknąłem zły.

- Ale...-

- I nigdy więcej się tu nie pokazuj. Nie dzwoń do mnie ani nie pisz. Nie jesteś i nigdy nie będziesz nią. Ty jej nawet nie dorównujesz-

Wyglądała jakby miała się rozpłakać, ale nie dbałem o to teraz. Wsiadłem do swojego Camaro i udałem się w stronę domu Carmen. Trochę to zajmie, bo mieszka po drugiej stronie miasta.


















---------------------------------------------------------------------------------------------------

To się porobiło 😱

Kol jest słaby a Carmen została zabita przez Mikael'a. Tylko czy na pewno ją zabił?

Derekiem to wstrząsnęło, ale chyba już za późno na cokolwiek 

Czy to już koniec tej historii czy może to jakaś zagrywka Carmen by uciec z Beacon Hills? 🤔

Wyglądajcie powiadomienia z rozwiązaniem zagadki 😎

Pamiętajcie o ⭐ i 💬

Miłego kochani 🤗🖤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top