1

3 miesiące później

Isaac

- Muszę... muszę ją znaleźć-

- Ale kogo?-

- Ją-

- Isaac, zostań ze mną. Nie odpływaj-

Skupiłem się na tym co się dzieje. Ona nam na pewno pomoże.

- Kogo musisz odnaleźć?-

- Carmen Mikaelson. Pomoże mi. Nam pomoże-

- Gdzie jej szukać?-

- W Nowym Orleanie-

Spojrzała na mnie zaskoczona.

- Nie możesz zadzwonić i poprosić żeby przyjechała?-

- Nie odbiera. Muszę do niej dotrzeć-

Nie odpuszczę. Muszę się z nią skontaktować i poprosić o pomoc. Choćby tylko miała powiedzieć co mamy robić. Derek nie poprosi jej o pomoc bo mu jego duma nie pozwala i w ogóle zrobił się jakiś dziwny a Scott chce pokazać, że jest samodzielny, ale tym razem to nie jest głupia jaszczurka biegająca po mieście. Wierzę, że coś na to zaradzi. O ile żyje i jest sobą...

Carmen

Maleństwo Mikaelson nie przeżyło spotkania ze świrniętymi czarownicami a Hayley się załamała. Przeżywa to bardzo a jako hybryda odczuwa to dwa razy mocniej szczególnie, że jest nowa w tym wszystkim. Wiem co czuje. No może nie straciłam nigdy dziecka, ale wiem jak to jest kiedy wszystko odczuwasz ze zdwojoną siłą. Razem z Klausem zaoferowaliśmy jej swoje wsparcie jako Ci bardziej doświadczeni. Chociaż ja to teraz żadnym wsparciem i przykładem nie jestem bo moja samokontrola od jakiegoś dłuższego czasu ma się źle. Nie żebym narzekała bo jestem w domu, wśród swoich i nie martwię się o nic. Właśnie wróciłyśmy z Hayley z małej zabawy z czarownicami. We krwi, ale najedzone i na pewno w lepszych humorach a przynajmniej ja się lepiej czułam. Weszłam do swojego pokoju nie zawracając sobie głowy, że wszędzie zostawiam krwawe ślady. Napuściłam wody do wanny i wsypałam lawendową sól do kąpieli. Upięłam włosy, zdjęłam zakrwawione i poniszczone ubrania, weszłam do wanny i oddałam się relaksowi. Szkoda, że Bex wyjechała, ale rozumiem ją. Zawsze chciała uciec od brata, być wolną i szczęśliwą. Mam nadzieję, że jest tak jak marzyła.

- Carmen!-

Moich uszu doszło wołanie Kol'a, ale zignorowałam to.

- Caaarmeeeen!-

Wołaj ile chcesz wampirku.

- Tu jesteś. Masz gościa-

- Kol, czy Ciebie do reszty pogięło?-

Zapytałam go nie otwierając oczu.

- Nie bardzo rozumiem?-

Otworzyłam jedno oko żeby upewnić się, że go nie ma w mojej łazience, ale niestety był. Otworzyłam drugie oko i obrzuciłam go gniewnym spojrzeniem.

- Wchodzisz do mojego pokoju jak do siebie co jeszcze mogę tolerować, ale nie będę więcej tolerować tego, że wchodzisz do mojego pokoju kiedy biorę prysznic albo wchodzisz mi do łazienki kiedy próbuję się zrelaksować-

- W tym też mogę pomóc-

Uśmiechnął się zadziornie.

- Wyjdź zanim skończysz połamany albo w trumnie-

Podniósł ręce do góry i wyszedł. Nie wiem co w niego wstąpiło, ale od naszego powrotu jest jeszcze dziwniejszy niż był kiedykolwiek. Wyjęłam korek z wanny, owinęłam się ręcznikiem i przeszłam do pokoju żeby się przebrać. Nowy rekord Kol'a. Dał mi piętnaście minut na relaks. Coś mi mówi, że on długo nie pochodzi po tym świecie. Wyciągnęłam z szafy niebieski kombinezon i poszłam się w niego przebrać. Rozpuściłam włosy, zrobiłam makijaż i wyszłam z powrotem do pokoju. Dołożyłam jeszcze do tego pasek, ubrałam kozaki i narzuciłam na siebie skurzaną kurtkę. 

Lepiej żeby to było naprawdę ważne. Wyszłam z pokoju i dostrzegłam wampira w jakimś towarzystwie. Podeszłam do barierki i oparłam się o nią.

- Kol, co znowu wymyśliłeś?-

- Jak zejdziesz to Ci powiem-

Uśmiechnął się do mnie a ja przewróciłam oczami, jednak zeszłam na dół.

- No i co jest tak niezwykle ważne, że nie mogłam się zrelaksować po małym polowaniu na czarownice z Hayley-

- Mamy gości a raczej ty masz-

- Znowu wilkołaki z bagien?-

- Wilkołak owszem, ale nie z bagien-

Przeniosłam wzrok na jego towarzyszy. Jakaś kobieta i...

- Isaac? Co ty tu robisz?-

Nie ukrywam, jestem zaskoczona jego obecnością. Podeszłam do niego i objęłam go.

- Potrzebna nam twoja pomoc-

- Masz na myśli swoje stado?-

- Mam na myśli nas wszystkich-

- Derek wyjechał czy umarł?-

- Jest zbyt uparty żeby poprosić cię o pomoc. Uważa, że sam sobie poradzi-

- Wiem, że Derek nie jest najlepszym Alfą na świecie, ale poradzi sobie z problemem-

- Do Beacon Hills zawitało stado Alf a Boy i Erica zaginęli-

- A on ledwo uszedł z życiem, po spotkaniu z nimi-

Wtrąciła ciemno skóra kobieta, lekko mnie tym irytując.

- A ty to przepraszam kto?-

Spojrzałam na nią podejrzliwie.

- Jestem najemniczką. Braeden-

Uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę w moją stronę, jednak zignorowałam ją i przeniosłam wzrok z powrotem na nastolatka.

- Rozumiem, że oczekujesz żeby wróciła do Beacon Hills uratować wasze tyłki-

- Nie oczekuję, że tam wrócisz. Liczyłem, że chociaż powiesz mi co robić i obejrzysz to-

Odwrócił się do mnie plecami i wskazał rany na karku.

- Mogę coś podpowiedzieć, ale nie wracam tam-

- Dziękuję-

- Nie dziękuj. Na razie odpocznijcie-

Spojrzałam na milczącego dotąd Kol'a.

- Zaprowadź naszych niespodziewanych gości do pokoi i zadbaj o nich-

- A ty?-

- Zasięgnąć rady-

Zostawiłam ich z Kol'em i udałam się na poszukiwania Klausa. Na całe szczęście siedział w salonie.

- Dobrze się bawiłyście-

- Tak, ale ja nie o tym-

Usiadłam naprzeciwko niego i nalałam sobie alkoholu.

- Co się stało?-

- Isaac przyjechał z jaką kobietą i mówi, że Beacon Hills ma znowu problemy-

- Co tym razem? Kosmici? Jednorożce?-

- Chciałabym, ale to stado Alf-

- Jesteś pewna?-

- Nie mam powodów żeby mu nie wierzyć. Może i na początku był pogubiony i próbowała zabić Lydię, ale wierzę mu w tej kwestii-

Odezwał się mój telefon. Wyjęłam go z kieszeni kurtki i spojrzałam na wyświetlacz.

Co się stało Stiles?

Mamy kłopoty

Wiem, Isaac mi powiedział

Jest u Ciebie?

Tak

Pomożesz nam?

Oczywiście

Nawet nie wiem jak Ci dziękować Carmen

Nie musicie. Kończę, mam coś do omówienia

Jasne, pa

Rozłączył się a ja spojrzałam na hybrydę.

- Słyszałeś, kłopoty-

- Zamierzasz jechać?-

- Oczywiście, że nie. Rodzina mnie potrzebuje a oni mają swojego Alfę-

- Nie mają szans ze stadem-

- Wiem. Mogą się albo poddać albo uciekać-

- Wątpię, że się poddadzą im albo uciekną-

- W takim razie zginą-

- Od kiedy los przyjaciół się dla ciebie nie liczy Carmen?-

Zapytał wchodząc Elijah.

- Od momentu gdy czarownice i wilkołaki Guerrera zadarły z moją rodziną-

- My sobie damy radę a im się przyda twoje wsparcie-

- Mają swojego Alfę, więc niech sobie radzą. Z resztą Isaac powiedział, że Derek sam sobie z tym poradzi-

Elijah się uśmiechnął na wzmiankę o Alfie.

- Więc o to chodzi. Jemu duma nie pozwala poprosić o pomoc a ty jesteś zbytu parta by ofiarować pomoc-

Uniosłam brew i spojrzałam na elegancika.

- Ja jestem uparta? Być może, ale pamiętaj, że jestem też potworem a moja samokontrola leży-

- Jesteś silną hybrydą i poradzisz sobie-

- Zapomniałeś już jak się skończyła ostania utrata kontroli w moim wykonaniu?-

- Uczyłaś się jeszcze i byłaś młoda a teraz jesteś starsza i doświadczona-

- Możesz zabrać Kol'a. Ucieszy się-

Spojrzałam na Klausa jak na wariata.

- A ty przepraszam skąd się urwałeś? Prędzej skończy w trumnie niż pomoże mi z samokontrolą-

- Pozwolisz im umrzeć zatem?-

- Tak-

Odpowiedziałam obojętnie i wyszłam. Skierowałam się do kuchni. Czy ja mam za mało problemów w życiu? Chyba tak skoro jeszcze stado Alf na mnie zrzucają. Czasy kiedy wszystkim chciałam pomagać dawno się skończyły. Teraz liczy się tylko rodzina bo tylko na niej mogłam zawsze polegać i nie oceniali mnie za moje postępki. Fakt, były jakieś spięcia z tego tytułu, ale nie odwrócili się ode mnie ani ja od nich. Z resztą jeśli tylko się pojawię w Beacon Hills, Deucalion spróbuje mnie do siebie przeciągnąć i na pewno spróbuje do mnie zniechęcić wszystkich.

- O czym tak myślisz?-

Moje rozmyślania przerwała Hayley.

- Beacon Hills ma znowu kłopoty-

- Pojedziesz do nich?-

- Nie ma mowy. Jeśli pojawie się to Deucalion będzie chciał mnie przeciągnąć do siebie i na pewno wyciągnie jakieś moje brudy z przeszłości-

- Przyjaciele mu raczej nie uwierzą-

- Stiles i Scott może nie, ale Derek uwierzy we wszystko i nie da wytłumaczyć sobie jaka jest prawda a przecież nie mogę przyjechać, zebrać ich w jednym miejscu i powiedzieć prawdy-

- Dlaczego?-

- A co mam im powiedzieć „Cześć tak serio to jestem Carmen Labonair, zabiłam własnych rodziców bo kontrolowały mnie wiedźmy i byłam kiedyś nazywana Rzeźnikiem z Nowego Orleanu a teraz chodźmy pokonać stado Alf"-

Wilczyca nic mi nie odpowiedziała.

- Będą chcieli mnie zabić za ukrywanie tego a i bez nich jest sporo chętnych by mnie zabić a i to nie jest wcale proste-

- Przejmujesz się ich zdaniem?-

- Nie, ale nie chciałabym stawać do walki z nimi-

- Zależy ci na nich-

- Trochę. Idę sprawdzić jak nasi goście-

Hayley kiwnęła głową w odpowiedzi a ja poszłam na górę. Akurat gdy weszłam na górę wyszedł nastolatek.

- Właśnie miałem Cię szukać-

- I znalazłeś-

- Pomożesz nam jakoś?-

- Nie będę Cię oszukiwać. Wasze szanse by wygrać ze stadem są niewielkie i pewnie będą jakieś ofiary tego spotkania. Nie musicie z nimi walczyć. Możecie zrobić to czego chcą i dadzą wam spokój albo możecie gdzieś uciec-

- Oni chcą Scotta i Dereka-

- W takim rozwiązanie jest jeszcze prostsze. Oboje opuszczą miasto i ukryją się w dwóch różnych zakątkach świata. Scott mógłby tutaj ze swoją mamą-

- A Derek?-

- Derek sobie poradzi jak sam powiedziałeś-

Nie był za bardzo uradowany tym co mu powiedziałam, ale ja nie zrezygnuję z rodziny czy z bycia sobą by ich ratować.

- Jeśli chcesz możesz tu zostać. Załatwi się twoją szkołę tutaj i możesz mieszkać na mokradłach z innymi wilkami lub tutaj. Klaus może zrobi dla Ciebie wyjątek-

- Mogę to przemyśleć?-

- Jasne, nie śpiesz się-

Uśmiechnęłam się do niego i weszłam do siebie.













------------------------------------------------------------------

Witajcie w drugiej części przygód Carmen Mikaelson! 🤗

Teraz rozdziały będą wychodzić co środę, więc kolejny rozdział pojawi się 12.10

Mam nadzieję, że ta część również Wam się tak spodoba jak pierwsza 🤗😇

Dziękuję za 1k wyświetleń pod "Same or different" 🤩🖤

Do zobaczenia za tydzień 😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top