Rozdział 31

Hejka, moje kochane Laleciątka!

Tak... Nie było mnie przez dłuższy czas, za co bardzo, bardzo was przepraszam! Na początku rozdział się nie pojawił, bo byłam chora i miałam go wstawić jak tylko bym wyzdrowiała, ale... no właśnie "ale". 

W czasie kiedy byłam chora i zaraz potem sporo rzeczy posypało się w moim życiu. Przepraszam, nie chcę za bardzo wdawać się w szczegóły, ale wszystkie problemy tak mi się nazbierały, że żyłam w ciągłym stresie, w pewnym momencie nawet wstawanie z łóżka było dla mnie trudne. Nie miałam motywacji nawet do najmniejszych, codziennych czynności o pisaniu już nie wspominając.

Teraz radzę sobie trochę lepiej, można powiedzieć, że trochę się zresetowałam. Chciałabym wam obiecać, że od teraz rozdziały pojawiać będą się regularnie, ale nie mogę tego zrobić. Po prostu nie mogę, wiedząc, że nie wszystko w moim życiu wróciło na dobre tory. Nie mogę mieć pewności, że znowu nie wrócę do stanu, kiedy nie miałam na nic siły. Postaram się publikować regularnie, ale "postaram" nie oznacza "na pewno".

To chyba wszystko, co chciałam napisać bez powtarzania się... Teraz zapraszam was do długo wyczekiwanego rozdziału i mam nadzieję, że wam się spodoba!

Trzymajcie się ciepło, moje kochane Laleciątka!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Harry siedział na swoim łóżku w otoczeniu znajomych, z nieczytelną miną i ciężkim sercem wpatrując się w podpisany przez siebie kilka godzin wcześniej dokument. Nadal ręce mu drżały i nie potrafił się uspokoić wiedząc, na co się zgodził. Mimo wszystko wiedział, że jego przyjaciele tak nie odbierają jego miny. Zwłaszcza Hermiona, która choć nie była zadowolona z podpisanej umowy, nic nie mówiła, a tylko wpatrywała się ze swoją „hermionową" miną w bruneta, który starał się nie pokazywać po sobie żadnych emocji.

- Więc... co ustaliliście?- spytał w końcu Blaise, odrywając Harry'ego od schludnych liter napisanych czarnym atramentem na pergaminie i jego czerwonego podpisu.

Były gryfon westchnął ciężko i odłożył kontrakt na szafkę.

- Tom zapewni mi bezpieczeństwo w jego szeregach oraz po wojnie, podobnie jak wszystkim moim bliskim, nie ważne, czy będą walczyli po jego stronie czy pozostaną neutralni. Nie mogą jednak stanąć przeciwko niemu. Jeśli ktoś z mojej rodziny lub bliskich będzie chciał walczyć po stronie Toma, może liczyć na podobne warunki. Co zaś się tyczy mojego udziału po jego stronie... zostanę naznaczony, ale będę miał nieco inne prawa jak reszta śmierciożerców. Będę musiał uczestniczyć w rajdach, ale nie będę musiał zabijać. Tom nie będzie wymagał ode mnie morderstw poza tym, którego będę musiał dokonać na inicjacji. Dał mi jednak prawo do wyboru mojej ofiary. A to wcale nie poprawia mojego samopoczucia!

- Dziwisz się?- spytała chłodno Hermiona.- To odpowiedzialność za czyjeś życie lub śmierć, Harry! Mogłeś nie podpisywać tego kontraktu wiedząc, co się w nim znajduje!

Brunet spojrzał na przyjaciółkę zbolałym i zmęczonym spojrzeniem. Potarł z irytacją nasadę nosa i kiedy większość myślała, że znowu wybuchnie, rozpoczynając kolejną kłótnię z krukonką, ten tylko odetchnął głęboko.

- Jeśli mam zapłacić jedno życie za życia wszystkich bliskich mi osób, to nie sądzę, aby to była wysoka zapłata. Zwłaszcza, kiedy mogę wybrać, czyje życie odebrać. Możesz być pewna, Hermiono, że to lepsze wyjście, niż miałbym zabić kogoś podsuniętego przez Toma: ojca wielodzietnej rodziny, ciężarną kobietę czy dziecko. Pamiętaj, że Tom nadal jest Tomem. Nie próbuj go wybielać. Poza tym, oprócz gwarantowania bezpieczeństwa wielu osobom, ten kontrakt otwiera również furtkę wielu ślizgonom.

Szatynka słysząc to, zmarszczyła brwi. Przez chwilę milczała, wyraźnie się zastanawiając, jednak po chwili na jej twarzy pojawiło się zrozumienie.

- Jeśli staną się bliskimi tobie osobami, będą lepiej traktowani niż inni śmierciożercy.

- Żadnych Cruciatusów, żadnych tortur za niewykonanie zadania lub nie zrobienie tego wystarczająco dobrze. Zamiast tego dodatkowe prace, aby zrekompensować swój brak kompetencji.- mruknęła Pansy, przeglądając kontrakt i opierając się plecami o bark Harry'ego.- W dodatku nie trzeba się płaszczyć przed Czarnym Panem. To brzmi prawie tak, jakbyś został wspólnikiem Czarnego Pana.

Harry parsknął niezbyt wesołym śmiechem.

- Nie koloryzujesz tego za bardzo? Mój kontrakt nie uchroni was przed śmiercią jeśli spieprzycie coś naprawdę bardzo ważnego czy zdradzicie. Poza tym, nadal pozostaję tylko śmierciożercą. Będę naznaczony na całe życie. Mogę też zginąć w walce.

- Ale i w takim wypadku zawarliście klauzulę, żeby twoi bliscy pozostali bezpieczni.- zauważył Draco, zabierając przyjaciółce pergamin.- I nawet zaznaczyłeś, że wszyscy twoi bliscy mają być traktowani jednakowo, nie ważne, jaki status sobą przedstawiają.

- Naprawdę to zrobiłeś?!- niedowierzała Astoria, wyrywając blondynowi kontrakt, nim ten mógł przeczytać chociaż połowę.

Harry powoli skinął głową, starając się nie patrzeć na Hermionę, która wręcz świdrowała go spojrzeniem. Zamiast tego skupił się na Astorii, która po dość szybkim przeczytaniu kontraktu, rzuciła mu się na szyję, ledwie panując nad tym, aby w jej oczach nie pojawiły się łzy.

- Wiem, że chcesz walczyć, ale nie mogłabyś tego zrobić, bo w szeregach śmierciożerców traktowana byś była gorzej niż zwierzę. Ten punkt zapewni ci możliwości. Podobnie jak zapewni je Remusowi, jeśli zdecydowałby się stanąć po tej stronie.

W końcu pergamin z umową dotarł do Hermiony, która przeczytała go równie szybko co młoda ślizgonka. A potem jeszcze raz. I kolejny. Wręcz można było zobaczyć, jak wszystkie informacje powoli układają się w głowie dziewczyny tworząc spójną całość.

Dopiero po przeczytaniu go tak wiele razy, odłożyła kontrakt na łóżko i westchnęła, po czym pokręciła głową z niedowierzaniem.

- Możesz mówić, że skończyłeś z pomaganiem wszystkim naokoło, ale ten kontrakt idealnie temu przeczy.- mruknęła w końcu.

- Wcale nie.- zaprzeczył Harry, zgarniając pergamin i ponownie odkładając go na szafkę.- Ten kontrakt nie pomaga wszystkim, tak samo jak ja. Ma służyć tylko bliskim mi osobom. Na ten moment pomaga on tylko osobom w tym pokoju, bliźniakom, Remusowi i Syriuszowi.

- A Salazarowi?

- Salazar nie potrzebuje mojej ochrony.- parsknął Harry.- Tom darzy go ogromnym szacunkiem. Nie zapominaj, że to dzięki moim dobrym kontaktom z dziadkiem udało mi się tyle wynegocjować.

- Właściwie zawdzięczasz to też swojemu statusowi.- powiedziała Pansy, a chłopak spojrzał na nią zaskoczony, na co dziewczyna westchnęła.- Wiesz co się stanie, jeśli w przyszłości wypłynęłoby, że Harry Potter popiera Czarnego Pana?

Brunet z nie rozumiejącą miną praktycznie od razu zaczął wymieniać możliwe odpowiedzi na pytanie dziewczyny.

- Straciłbym szacunek i zaufanie społeczeństwa. Zostałbym uznany za zdrajcę. W najlepszym wypadku wtrącono by mnie do Azkabanu, jeśli tylko od razu nie dostałbym Pocałunku albo Avady w plecy...

- Czemu widzisz tylko czarny scenariusz?!- oburzyła się brunetka i lekko uderzyła go z pięści w bark.- A jeśli przy tym wyszłyby machlojki Dumbledore'a? Wszystkie jego przekręty?

Były gryfon wpatrywał się w znajomą z niezrozumieniem. Już chciał sięgać po notatnik, aby to sobie zapisać- jakoś lepiej mu się myślało, kiedy robił notatki- kiedy na zadane pytanie odpowiedziała krukonka, z zawrotną szybkością łącząc to ze sobą.

- Jeśli wypłynęłoby to, jak byłeś traktowany... jaki wpływ Dumbledore miał na ukształtowanie się Sam-Wiesz-Kogo i w ogóle to, że ta cała wojna jest winą jego błędów, kompletnie wszystko mogłoby się zmienić, Harry! Nie mówię, że Tom zyskałby większe poparcie, bo ludzie zawsze będą źle patrzeć na mordowanie innych, ale Dumbledore z całą pewnością by dostał mocno w kość. Grono osób neutralnych wzrosłoby niewiarygodnie, nie chcieliby walczyć po żadnej ze stron, co niesie za sobą mniejszą ilość ofiar.

- I mniejszą ilość wrogów do pokonania.- dodał Blaise.

Zapadła cisza, która była dość ciężka. Zresztą jak można było się spodziewać po takim temacie i nikomu jakoś mocno to nie przeszkadzało. Wszyscy byli pogrążeni we własnych myślach, trawiąc to, co właśnie usłyszeli i zrozumieli. Dopiero po kilku minutach Draco postanowił ją przerwać niezbyt przyjemnym pytaniem.

- Kiedy zostaniesz naznaczony?

Harry zacisnął mocno usta, zbierając siły na odpowiedź.

- Już niedługo. W Samhain.

- To już w ten weekend!- wykrzyknęła przerażona Hermiona.

Harry powoli skinął głową, patrząc się tępo w przestrzeń. Nie chciał usłyszeć następnego pytania, a był pewny, że jego przyjaciółka je zada. I nie pomylił się.

- Kogo zabijesz?

Harry spojrzał Hermionie prosto w oczy. W jego spojrzeniu mogła dostrzec wiele emocji, często sprzecznych. Tym, co najbardziej było widoczne, był strach, żal, ból, ale też nienawiść i zdecydowanie. Właśnie tym spojrzeniem mierzył się z nią przez chwilę, zanim odpowiedział.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top