Rozdział 23

- Co zamierzasz zrobić?- spytała Hermiona, kiedy siedziała z Harrym na Wieży Astronomicznej pod koniec września, przeglądając kolejne artykuły i co chwilę zerkając na ten, który budził w niej tak silne emocje.

- Z czym?- spytał chłopak, zupełnie nieprzejęty po raz któryś wertowaniem tych samych tekstów, leżąc i wpatrując się w nocne niebo.- Wiesz, Hermiona, ostatnio mam całkiem sporo rzeczy na głowie.

Dziewczyna nadęła policzki i burknęła coś pod nosem, czego chłopak nie usłyszał, dopiero po chwili odzywając się głośniej.

- Jak to z czym?!- warknęła cicho, nie chcąc, aby ktoś usłyszał ją po ciszy nocnej.- Z tymi przeklętymi artykułami! Ze swoim szalejącym rdzeniem! I z Umbridge! Naprawdę, ostatnio mam wrażenie, że wszystko po prostu ignorujesz!

Chłopak spojrzał na przyjaciółkę aby na chwilę, po czym na nowo zaczął wpatrywać się w gwiazdy.

- Nie ignoruję, a przejmuję się w rozsądnych ilościach. Ty za to przejmujesz się za bardzo.- westchnął.- Z artykułami na razie nie zamierzam zrobić nic. Z całą pewnością nie wrócę do Dropsa, ale perspektywa Voldemorta też za bardzo mi się nie podoba. A sam nie mogę zostać, bo prędzej czy później, któraś strona mnie zabije. Jedyną logiczną opcją wydaje mi się odezwanie do Toma...

- Przecież on...!

- Możesz mi nie przerywać?- spytał chłopak, patrząc na przyjaciółkę z politowaniem.- Zwłaszcza, że to ty pytałaś... Tom wydaje mi się jedyną logiczną opcją, ale dalej niezmienne jest to, że on to on. Chociaż w sumie po tym artykule od Łapy nie dziwię się, że stracił całą wiarę i poszedł drogą, którą poszedł. Sam mam taką ochotę, a przecież to nie ja walczyłem przez lata o lepszy byt dla mugolaków. Nie patrz tak na mnie. Ja rozumiem to lepiej, niż ktokolwiek, a już w szczególności ty. Nawet nie wiesz, jakie miałaś szczęście, że twoimi rodzicami są tacy dobrze ludzie.

Szatynka wyglądała, jakby zrobiło jej się głupio. W rzeczywistości było to jednak spore niedomówienie. Już dość się naczytała artykułów, nasłuchała od Harry'ego opowieści o jego wujostwie aby wiedzieć, że miała niebywałe szczęście. Wstydziła się też przyznać, że nawet ją, osobę stroniącą od zbędnej przemocy w pewnych momentach świerzbiła różdżka. Ale nawet mimo to, nie potrafiła zrozumieć, jak Harry może tak spokojnie rozmyślać nad przyłączeniem się do mordercy swoich rodziców.

Jakby czytając jej myśli, Harry uśmiechnął się pod nosem.

- Wiem o czym myślisz.- powiedział, a krukonka została wyrwana z zamyślenia.- Pewnie zastanawiasz się nad tym, jak mogę chociaż myśleć o skontaktowaniu się z mordercą mamy i taty? Nie mówię, że zrobię to z lekkim serce, ale jakkolwiek by to nie zabrzmiało, myślę, że jego jedyną winą było to, że się bał. A to niestety rozumiem.

- Bał się?- Hermiona zmarszczyła brwi.- Harry, o czym ty mówisz?! Poważnie zaczynam się martwić o twoją psychikę!

W odpowiedzi na to, chłopak zaśmiał się, ale nie było w tym dźwięku nic wesołego.

- On się po prostu bał, Miona. A strach jest potężny, o czym sam niejednokrotnie się przekonałem. Pomyśl o tym chwilę. Chcesz zmienić świat, ale nic się nie zmieni, jeśli umrzesz. Dlatego panicznie boisz się śmierci i unikasz jej za wszelką cenę. A tu nagle rodzi się dzieciak który według przepowiedni ma cię zniszczyć. Nie masz pojęcia, że to tylko zwykły szwindel i po prostu zrobisz wszystko, aby przeżyć. Rozumiem to i nie ważne, jak bardzo chcę go winić, nie mogę tego zrobić. Paradoksalnie, dalej myślę, że mógł podjąć inną decyzję, być bardziej sceptycznym. Wtedy mama i tata może nadal by żyli... To strasznie zagmatwane i nie wiem, czy mnie rozumiesz...

- Nie rozumiem.- westchnęła, zbierając artykuły na jeden stos.- Ale to dobrze, że chociaż ty siebie rozumiesz. A ja mam do ciebie zaufanie. Chociaż pomysł skontaktowania się z masowym mordercą dalej uważam za głupotę.

- Hermiona, dlaczego stawiasz mnie w sytuacji, w której czuję, że muszę go bronić, chociaż za bardzo tego nie chcę?- brunet zmarszczył brwi i przekręcił się na bok.- Myślę, że z jego perspektywy to wyglądało tak, jakby już stracił wszystkie inne możliwości. Próbował przez lata inaczej to rozwiązać, ale bezskutecznie. A tamto wydarzenie... tamta rzeź, po prostu przelała czarę i postawiła go pod ścianą. A im dłużej człowiek jest pod ścianą tym więcej błędów popełnia, tym bardziej się denerwuje i gubi. Może nadal gdzieś z tyłu głowy ma tamte ofiary? Miona, to było ponad sto trzydzieści dzieci zmasakrowanych przez własnych rodz...

- Wiem!- przerwała mu dziewczyna, już nawet nie zastanawiając się nad tym, aby być cicho, tracąc nad sobą panowanie i z półprzymkniętymi, zaszklonymi oczami, ładowała artykuły do torby, po czym powtórzyła łamiącym się głosem.- Wiem. Ja po prostu... Zmieniłeś się, Harry. Widzę to. Widzę to wyraźnie. Razem z twoją zmianą przyszły inne! Nie rozumiem już tyle co wcześniej, mam wrażenie, że głupieję z chwili na chwilę! Dla mnie świat zawsze był czarno-biały, teraz dowiadujemy się, że ma odcienie szarości i mam wrażenie, że to ty lepiej odnajdujesz się w tej sytuacji, co mnie dezorientuje! Wiem, że możesz mieć rację w sprawie Voldemorta, ale nie chcę nawet o tym myśleć! Nie chcę myśleć, że mógłbyś przyłączyć się do kogoś, kto ma tyle krwi na rękach!

Dalsze słowa nie były w stanie opuścić ust roztrzęsionej nastolatki. Harry bez słowa wstał z miejsca i usiadł obok niej, obejmując ją jednym ramieniem, drugą ręką pomagając jej spakować pozostałe artykuły.

- Ja też mam krew na rękach, Hermiono.- powiedział, a po plecach szatynki przeszedł zimny dreszcz.- Zabiłem Quirrell'a mając jedenaście lat. Mając dwanaście lat zabiłem wspomnienie Toma Riddle'a z dziennika. Możesz mówić, że on nie był żywą istotą, ale był fragmentem duszy. A tym właśnie jest zabójstwo: odesłaniem duszy w niebyt. To już dwie ofiary, Hermiono. Możesz mówić, że to pierwsze było w samoobronie a drugie, żeby ratować Ginny, ale to dalej odebranie życia. Czy przez to patrzysz na mnie inaczej?

- Oczywiście, że nie, idioto!- wykrzyknęła, czując jak łzy spływają po jej policzkach i przytuliła się do niego.- Ale to, co ty zrobiłeś, a to, co on zrobił, to dwie różne rzeczy! Ty nie czerpiesz przyjemności z odbierania życia!

- I to jest jedyne, co nas w tej kwestii różni.- przytaknął Harry, powoli przeczesując włosy przyjaciółki palcami, a ona zaczęła powoli się uspokajać.- Ale więcej nas łączy, niż różni. Ja, tak jak on, nie chcę umierać. Tak jak on nie mogę pogodzić się z takim okropnym traktowaniem czarodziejów przez większość mugoli. No... przynajmniej jak dawny on. Nie mam pojęcia, co myśli o tym obecny Tom Riddle. Bardziej rozumiem tego dawnego jego. Jeśli chodzi o obecnego, rozumiem tylko jego strach. Zresztą... Po tym wszystkim, czego się dowiedzieliśmy, sam mam ochotę iść i powybijać mugoli, którzy znęcają się nad czarodziejami. Jeśli... Tylko „jeśli" okazałoby się, że dalej próbuje osiągnąć to, co kiedyś, albo że można go na to z powrotem nakierować, bo obecna polityka czystości krwi raczej nie idzie w parze z dawnymi celami... tylko wtedy, gdyby myślał o swoich dawnych planach, zapewniłby bezpieczeństwo moim bliskim i nie musiałbym zabijać... Pod tymi warunkami byłbym skłonny bardziej przemyśleć skontaktowanie się z nim. Tylko wtedy. Ale to raczej nie jest dyskusja na najbliższy czas.

- A co z pozostałymi sprawami?- spytała dziewczyna, odsuwając się od przyjaciela i wycierając łzy.

Nastolatek zamrugał zaskoczony.

- A co ma być? Jeśli chodzi o mój rdzeń, to Salazar mi z nim pomaga. W sumie na razie jest to podobne do oklumencji, więc jednocześnie bardziej panuję nad swoją magią i polepszam swoje bariery umysłowe, Snape aż jest w szoku. Można powiedzieć, że piekę dwie pieczenie na jednym ogniu. A jeśli chodzi o Umbridge, to co mam niby z tym zrobić? Jej sprawa to nic na co mogę wpłynąć.

- Właściwie to... popytałam tu i tam.- przyznała Hermiona, uciekając wzrokiem od Harry'ego.- Ludzie ze wszystkich domów zgodnie stwierdzili, że to, co się dzieje, to jest jakaś farsa i że przydałby się nam nauczyciel, który uczyłby nas pod nosem tej starej ropuchy!

- A mówisz mi o tym, bo...?- Harry z pewnym przeczuciem, które za bardzo go nie cieszyło przyglądał się przyjaciółce.

- Bo jesteś najlepszy z OPCM'u ze wszystkich, których znam! Pomyśl o tym, to...!

- Nie nadaję się na nauczyciela, Hermiono.- westchnął brunet wstając z podłogi i pomagając wstać szatynce.- Po prostu się nie nadaję. Chodź, jest już późno. Odstawię cię do dormitorium.

Po tych słowach ruszył w stronę zejścia z wieży, a dziewczyna pobiegła zaraz za nim.

- Ale, Harry...!

- Nie nadaję się, Hermiono!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top