Rozdział 21
Hejka, moje kochane Laleciątka!
Postanowiłam zrobić wam mały prezent! Co wy na to, żebym przez najbliższy tydzień co dwa dni publikowała po rozdziale? Byłoby to coś w rodzaju małego maratonu, ale nie mam ani na tyle weny, ani na tyle czasu, żeby publikować codziennie. Chcielibyście coś takiego? Jeśli tak, rozdziały pojawią się w poniedziałek, środę, piątek i niedzielę. Na waszą decyzję czekam do poniedziałku, powiedzmy do godziny 12.00. Jeśli będziecie na tak, to wtedy pod wieczór opublikuję kolejny rozdział.
A teraz zapraszam do czytania!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
$$ - wężomowa
- Nareszcie jesteś!- wykrzyknęła Hermiona, która nie mogąc znaleźć od dłuższego czasu swojego przyjaciela, z nerwów postanowiła dostać się do dormitorium ślizgonów.
- Wiesz, że Snape jest wściekły, że tak zniknąłeś?- zapytał Draco.- Musiał świecić za ciebie oczami i chce, żebyś wyśpiewał mu gdzie byłeś i co robiłeś. I kogo, do cholery, tu sprowadziłeś i skąd?!
- Znalazłem go w Komnacie Tajemnic.- wzruszył Harry, wskazując na Salazara, który rozłożył się na kanapie.
- Przecież ta komnata to legenda!- wykrzyknął Blaise, patrząc kątem oka na Salazara.
Mężczyzna wyglądał trochę jak obraz nędzy i rozpaczy, trzymając się za głowę i zasłaniając oczy przed światłem. Jak wyjaśnił Harry'emu w drodze, kiedy chłopak zauważył, że coś jest z nim nie tak, łatanie dziur w pamięci jest dość ciężkim procesem. Poza tym sama hibernacja odcisnęła swoje piętno na kondycji jego organizmu. Niemniej jednak, Salazar promieniował niezwykłą aurą potęgi i siły. Harry musiał przyznać, że w tym momencie jego przodek wyglądał niesamowicie zabawnie, łącząc w sobie dwa skrajne obrazy człowieka.
Większość uczniów przebywających w pokoju wspólnym spojrzała na Slytherina, a ich miny bardzo się od siebie różniły. Jedni byli rozbawieni stanem mężczyzny, myśląc, że ma kaca, inni byli zaintrygowani jego osobą, a jeszcze inni patrzyli na niego niepewnie, jakby za chwilę miał zerwać się z kanapy i powybijać ich wszystkich śmiejąc się przy tym psychopatycznie.
Przyjaciele i znajomi bruneta spojrzeli na mężczyznę z nieodgadnionymi wyrazami twarzy, po czym przenieśli powątpiewający wzrok na nastolatka.
- Okej, powiedzmy, że ci wierzymy.- zaczęła Astoria tonem mówiącym o tym, że w żadnym stopniu w to nie wierzy.- To kto to jest?
- Salazar Slytherin.- wzruszył ramionami Harry.
Ślizgoni oraz Hermiona, którzy usłyszeli jego odpowiedź, spojrzeli na mężczyznę, potem na Harry'ego, znów na mężczyznę i tak kilka razy. W żadnym stopniu nie wierzyli, że to jeden z legendarnych założycieli Hogwartu.
- Nie żeby coś...- zaczęła Hermiona.- A nie! Jednak coś! Harry, przecież Slytherin nie żyje od tysiąclecia!
- To w takim razie nie wiem kto to.- wzruszył ramionami zielonooki.- Sal, słyszałeś? Zostałeś pozbawiony nazwiska!
- Dajcie mi spokój, wredne dzieciaki! Odzyskiwanie pamięci naprawdę jest ciężkie! I w dodatku hibernacja... Większość z was szybko by umarła po wybudzeniu się. Stan waszej magii jest w opłakanym stanie! O organizmach już nie wspominając!
- Salazarze, skoro samodzielnie tu dotarłeś z Komnaty, to nie może być tak źle!- wykrzyknął głośno jego potomek, chichocząc, gdy Salazar chwycił się za uszy i zwinął w kłębek.
Nastolatkowie patrzyli się z niedowierzaniem na dwójkę brunetów. Natomiast krukonka wyglądała, jakby ktoś jej powiedział, że biblioteka została zamknięta do odwołania. W osłupieniu skakała wzrokiem między nastolatkiem a mężczyzną.
- Nie wierzę.- wyszeptała.
- Sal, zasycz.- poprosił Harry.
- Daj mi spokój.
- Widzicie?- mruknął zielonooki.
Nim ktokolwiek obecny w pokoju wspólnym zdążył jeszcze w jakikolwiek sposób skomentować obecność mężczyzny czy cokolwiek innego, Harry zaczął tłumaczyć znajomym sytuację, jaką zastał w Komnacie Tajemnic, dlaczego w ogóle tam poszedł i czego się dowiedział. Z zadowoleniem stwierdził, że miejsce to jest idealne dla jego planów, co Astoria przyjęła z ulgą. Kiedy skończył, jak najszybciej udał się do gabinetu Mistrza Eliksirów, zostawiając założyciela pod opieką ślizgonów.
Gabinet Mistrza Eliksirów, jak stwierdził Harry, nic się nie zmienił. Chłopak pamiętał go z licznych szlabanów i musiał przyznać, że wszystko jest tutaj na swoim miejscu. Nawet najmniejszy słoiczek eliksiru stojący na półce nie został w jakikolwiek sposób przesunięty. Snape siedział za biurkiem, uzupełniając jakieś papiery, co jakiś czas z wredną miną zerkając do kartkówek, które już zdążył sprawdzić. Kiedy nastolatek wszedł do pomieszczenia po uprzednim zapukaniu, mężczyzna oderwał się od papierkowej roboty. Wskazał chłopakowi krzesło stojące przed biurkiem.
- Jakby się nauczyciele pytali, załatwiałeś coś dla mnie w Hogsmead. Coś bardzo ważnego. Nie musisz mówić co. Tak nawet byłoby lepiej.- powiedział spokojnie Sev.- A teraz gadaj, gdzie byłeś, Potter!
- Szukałem miejsca, gdzie Astoria mogłaby w spokoju spędzić pełnię.- wzruszył ramionami brunet.
- Rozumiem. To w takim razie co cię tam zatrzymało na tyle czasu?
Harry mruknął coś niewyraźnie pod nosem.
- Głośniej, Potter!
- Mówiłem- zielonooki wziął głęboki oddech.- że zatrzymał mnie tam wcale nie tak martwy bazyliszek i tak jakby przywróciłem do życia Salazara Slytherina.
Mówił na tyle szybko, że opiekun ślizgonów ledwie wyłapał sens zdania. Przez chwilę milczał, mając na twarzy tą swoją kamienną maskę. Złożył ręce na biurku, nie spuszczając oczu z nastolatka.
- Potter, nie chcę ci martwić...- zaczął mężczyzna, nie wiedząc co powiedzieć.- Ale ożywienie kogoś jest niemożliwe. No chyba, że stworzyłeś inferiusa, czego jestem pewien, nie potrafisz zrobić.
- Powiedziałem „tak jakby"!- zauważył chłopak, przewracając oczami.- Sal nigdy nie umarł. On tylko się zahibernował i smacznie sobie spał przez ten tysiąc lat w roztworze z kamieni filozoficznych.
Mężczyzna znowu nie skomentował. Świdrował swoimi czarnymi oczyma nastolatka, powstrzymując się od wejścia mu do głowy. Oboje mierzyli się przez chwilę spojrzeniami, ale w końcu mężczyzna nie wytrzymał przeszywającego spojrzenia pary avadowych tęczówek, tak podobnych do oczu jego matki.
- Brzmisz, jakbyś był pijany. Chociaż wydajesz się trzeźwy.- westchnął, wstając z miejsca i podchodząc do jednego z regałów.
- Slytherin leży obecnie na kanapie w pokoju wspólnym i stara się nie umierać.- stwierdził bez większego celu chłopak, wprawiając profesora w szok.- To tak żebyś wiedział.
Postrach Hogwartu stanął jak wryty, zatrzymując się w połowie odległości od celu. Przez chwilę wyglądał, jakby skamieniał, jednak kilka sekund później odwrócił się z powrotem do podopiecznego.
- Wypuściłeś go stamtąd?!- wydarł się z niedowierzaniem.
- I tak by wyszedł.- wzruszył ramionami Harry.- Jakby nie patrzeć, to jest u siebie.
- Mimo wszystko...- zaczął mężczyzna, jednak po chwili stwierdził, że nie ma co dyskutować.- Nie, nie chcę nic o tym wiedzieć! Daj mu to. Jeśli faktycznie hibernował, jego organizm musi być wyczerpany po tak długim czasie. To powinno mu pomóc.
Rzucił nastolatkowi fiolkę ze srebrnym płynem. Oboje wiedzieli, że dyskusja jest już skończona. Wymienili kilka słów pożegnania, po których Mistrz Eliksirów wrócił do papierów, a nastolatek opuścił jego gabinet i spokojnie dotarł do kamiennej ściany.
Wszedł do pokoju wspólnego w którym atmosfera była lekko napięta. Co prawda jego znajomi niepewnie rozmawiali z Sal'em, który do tej pory leżał na kanapie, ale reszta uczniów co chwilę zerkała na niego nerwowo. Wzruszył na to ramionami. Albo przyzwyczają się, albo nie. Jakoś szczególnie go to nie obchodziło.
Harry podał przodkowi fiolkę, tłumacząc, co to jest. Mężczyzna przyjął ją z wdzięcznością, wypijając od razu całą jej zawartość. Przełknął niezbyt smaczny płyn, a jego mina szybko się rozpogodziła.
- Już lepiej... Ten wasz Severus to geniusz!- stwierdził uradowany.
- I on o tym wie.- skomentował Harry, wywracając oczami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top