Rozdział 14
Historia Magii była jak zawsze nudna i tylko nieliczni uniknęli zaśnięcia na niej, choć Harry zauważył, że krukoni jakoś tę lekcję potrafili przeżyć bez dłuższych drzemek, choć i im zdarzało się na chwilę wyłączyć, aby nie słuchać monotonnego głosu profesora Binns'a. Brunet zaczął się zastanawiać, czy cała historia czarodziejskiego świata nie składa się przypadkiem tylko z wojen Goblinów, które to wałkowali od pierwszej klasy i które, być może w wykonaniu kogoś innego byłyby o wiele ciekawsze. Po raz pierwszy chyba od co najmniej czterech lat, duch wykładający ten przedmiot odbiegł od swojego ulubionego tematu, dając im i tak dość nudny wykład o wojnach olbrzymów. Dzwonek dla większości uczniów był jak zbawienie.
Ślizgoni pożegnali się z Hermioną, nawet Draco i Blaise byli dla niej dość mili, co lekko zaskoczyło byłą gryfonkę. Co prawda Harry powiedział jej o zasadach, jakie postawił ślizgonom oraz o ostatecznym zakończeniu wojny z Draco, ale nie spodziewała się po nim niczego oprócz chłodnej obojętności. Mile zaskoczona staraniami chłopaków, uśmiechnęła się do nich i pobiegła na następną lekcję. Uczniowie domu węża podążyli natomiast do lochów, gdzie mieli mieć podwójne eliksiry z puchonami.
Już od momentu wyjścia na korytarz przed salą eliksirów, Harry wiedział, co się szykuje. Poinformowało go o tym dość szybko zbliżające się ciało z czerwoną twarzą i rudą czupryną, celujące różdżką prosto w jego tors. Ron Weasley był tak wkurzony, że nie można było rozróżnić, gdzie kończy się jego twarz a zaczynają włosy. Głośno sapał, a jego niebieskie oczy świdrowały jak oszalałe ciało nastolatka. Jego zachowanie niemiło skojarzyło się brunetowi z wkurwionym Vernonem Dursley'em.
- Potter! Ty zdrajco! Pieprzony Śmierciożerco! Ty ohydny konfidencie! Piesku Sam-Wiesz-Kogo!
- Nie, nie wiem kogo.- prychnął zielonooki, patrząc z pobłażaniem na byłego przyjaciela.- Powiesz mi, Weasley, o co ci chodzi, czy dalej będziesz rzucał wyzwiskami, nie znając nawet połowy z ich znaczenia?
- O co? O CO?!- uniósł się najmłodszy syn Weasley'ów.- O to, że jesteś pieprzonym zdrajcą!
Harry parsknął niepochamowanym śmiechem, jeszcze bardziej denerwując Ronalda. Spojrzał na wyższego chłopaka kpiąco.
- Na jakiej podstawie wysnułeś te wnioski, co Weasley? Czy to dlatego, że zacząłem o siebie dbać w przeciwieństwie do ciebie? A może dlatego, że stałem się pewny siebie? Za odcięcie cię od kasy, co pewnie już zauważyłeś, sądząc po gorszym niż w ostatnich latach stroju? A może, że przestałem zachowywać się jak dziecko i nie rozdrapuję starych ran? A nie, czekaj, już wiem! Czy chodzi ci o to, że trafiłem do Slytherinu?
- O wszystko, ty przeklęty zdrajco! Miałem cię za przyjaciela, a ty jesteś po prostu kolejnym Śmierciożercą.
- Przyjaciela?- prychnął Blaise, zwracając na siebie uwagę rudzielca.- Błagam! Harry nie był dla ciebie niczym więcej jak przepustką do sławy!
- Zamknij się! Nie masz o niczym pojęcia! Ten pieprzony zdrajca nie jest nic więcej wart niż jego szlamowata matka!
To był chyba największy błąd, jaki Weasley mógł popełnić. W zaledwie ułamku sekundy jego różdżka została wytrącona z ręki, a sam chłopak został przyparty do ściany przez Harry'ego, który mocno chwycił go za szyję, nie odcinając jednak dopływu powietrza.
- Posłuchaj mnie uważnie, Weasley. Nie masz żadnego prawa obrażać moich znajomych, a zwłaszcza mojej matki, która oddała za mnie życie. Nie masz prawa oskarżać nas o cokolwiek, nie posiadając dowodów. Nie masz prawa podnosić głosu na kogokolwiek. Nie masz również prawa obwiniania innych za twoje błędy. Radziłbym również nie celowania w innych różdżką, jeśli nie potrafisz jej dobrze używać.
- Panie Potter, panie Weasley.- usłyszeli za sobą zimny głos mistrza eliksirów.- Lekcja już się zaczęła. Weasley- szlaban i minus dwadzieścia punktów dla Hufflepuff za obrażanie innych uczniów, grożenie różdżką i zakłócanie spokoju. Potter, plus dziesięć punktów dla Slytherinu za obronę honoru kobiety, choć nie wątpię, że sama mogłaby to zrobić, gdyby nadal była wśród nas oraz dyplomatyczne rozwiązanie sytuacji. A teraz: JAZDA DO KLASY!
Wszyscy czym prędzej znaleźli się w sali, zajmując miejsca. Rudzielcowi towarzyszyły oskarżycielskie i gniewne spojrzenia współdomowników, a także kpiące uwagi ślizgonów. Co do Harry'ego zdania za to były podzielone. Większość uczniów bezsprzecznie była zdumiona przemianą chłopaka, jednak wśród puchonów towarzyszyło temu również uczucie strachu i zagubienia. Ślizgoni natomiast wyrażali milczącą akceptację.
Brunet razem ze znajomymi zajęli tył sali uniemożliwiając tym samym wycofanie się wychowankom domu Borsuka. Harry już chciał wyciągnąć książki, ale powstrzymał go przed tym milczący gest Parkinson, z którą przez przypadek dzielił ławkę. Dziewczyna wiedziała jak Severus podchodzi do zamieszania na lekcjach na piątym roku. Uczniowie Hufflepuff miotali się natomiast jak ryby w siatce, powoli wywołując niezadowolony grymas na twarzy Snape'a.
- Kto wam kazał wyciągać, książki?! Minus pięć punktów od każdego wyciągniętego podręcznika! A teraz... Zanim zaczniemy dzisiejszą lekcję- zaczął, zbliżając się powoli do swojego biurka.- myślę, że dobrze byłoby przypomnieć wam o czerwcowych egzaminach. SUMy. To od ich wyniku będzie zależeć, czy znajdziecie się w OWTM'owej klasie eliksirów, a wiedzcie, że wybieram tylko najlepszych z najlepszych. Tak więc jestem pewien, że w wakacje plany na przyszłość większości z was legną w gruzach.
Na jego twarzy pojawił się przerażający uśmiech, od którego wszyscy puchoni zatrzęśli się ze strachu. Harry bezgłośnie się zaśmiał. Tak. Severus bardzo lubił przerażać swoich uczniów, co udało mu się zauważyć na lekcjach oklumencji i tych nielicznych korków z eliksirów, które mężczyzna udzielił mu „z dobroci serca". Można by powiedzieć, że było to jego hobby i sądząc po jego mściwym uśmieszku, sprawiało mu to wiele frajdy.
- Dzisiaj będziemy przyrządzać eliksir uspokajający, który dość często pojawia się na SUMach. Jeden najmniejszy błąd może spowodować wybuch lub czasem nieodwracalny sen u spożywającego, co równa się śmierci. Instrukcja jest na tablicy. Macie czas do końca następnej lekcji.
Gdy Severus machnął różdżką, wytyczne pojawiły się na wcześniej wspomnianym przedmiocie. Wszyscy przeciskali się do składzika, aby wziąć odpowiednie ingrediencje i czym prędzej wrócić na miejsce. Eliksir, który mieli przygotować, nie był prosty i każdy zdawał sobie z tego świetnie sprawę. Wywar trzeba było mieszać w określonej kolejności, płomienie musiały mieć odpowiednią temperaturę, a składniki musiały być dodawane w idealnej ilości oraz kolejności.
Harry'ego nie zdziwiło, gdy już po dziesięciu minutach lekcji, większość puchonów załamywała ręce nad swoimi kociołkami, których zawartość w żaden sposób nie spełniała chociaż najmniejszych wymagań. Podczas następnych kilkunastu minut, prawie połowa uczniów się załamała, gdy z ich kociołków zaczęły wydobywać się duszące opary i iskry.
Brunet nie wątpił, że gdyby nie wakacyjna samoedukacja i te trzy czy cztery zajęcia ze Snape'm, sam byłby wśród miotających się po Sali eliksirów uczniów, szukających pomocy wśród kolegów z ławki. Był również zadowolony, że przyłożył się do nauki, a także dumny z efektów, jakie uzyskał. Teraz, kiedy dobrze znał podstawy, ten trudny eliksir chociaż wymagał od niego dużo skupienia i precyzji, nie był niczym mocno ponad jego siły.
- WEASLEY! Na miłość boską, co ty wyprawiasz?! Chcesz nas wszystkich pozabijać?!- wykrzyknął Mistrz Eliksirów, powstrzymując rudzielca przed wrzuceniem czegokolwiek, co miał w ręce.
- Nie, panie profesorze.- zaprzeczył sparaliżowany strachem chłopak.
- To czemu, u diabła, próbujesz dodać sproszkowany róg dwurożca do ciemiernika i kamienia księżycowego?! Skąd w ogóle róg dwurożca znalazł się w twoim miejscu pracy?!
- Ja...ja...
- Nie wysilaj się, Weasley.- warknął mistrz eliksirów.- Evanesco. Podwójny szlaban, Weasley. Minus dziesięć punktów za spowodowanie sytuacji zagrożenia życia.
Postrach Hogwartu wrócił do swojego biurka, a zdenerwowany i nadal trochę przerażony Ron usiadł na swoim miejscu.
- Chyba wziął sobie do serca twoją radę o wykończeniu wiewióry, Harry.- szepnął rozbawiony Blaise nachylając się do ławki Harry'ego i Pansy.
Chłopak uśmiechnęła się spod nosem, wykonując kolejny podpunkt instrukcji.
- Co się zmieniło między tobą a Weasley'em, Potter?- zapytała szeptem w pewnym momencie Pansy, nie odrywając wzroku od swojego kociołka.- Myślałam, że ten zdrajca krwi to twój ukochany przyjaciel. W życiu bym się nie spodziewała, że możesz go sabotować.
- A czy to w ogóle istotne, Parkinson?- odpowiedział w ten sam sposób Harry.- Po prostu nie chcę mieć już z nim do czynienia. Powód, przynajmniej dla ciebie, powinien być nieistotny. A żeby oskarżyć mnie o sabotaż, przydałyby ci się dowody.
Na ustach dziewczyny pojawi się lekki uśmieszek.
- Nie chcesz, to nie mów. Ale ja się i tak dowiem. Myślisz, że ślizgoni pozwoliliby sobie pozostać bez jakichkolwiek informacji?
- A podobno to gryfoni są ciekawscy.- zauważył kąśliwie, na co dziewczyna zrobiła urażoną minę.- Tak w skrócie to mam dość, że był względem mnie nielojalny i prawdopodobnie zarabiał na znajomości ze mną. I donosił na mnie. To już wystarczająco, żeby zrobić sobie ze mnie wroga. Zresztą to pewnie wywnioskowałaś z kłótni na korytarzu. Nie rozumiem po co w ogóle mnie o to pytałaś.
- Aby się upewnić i wyklarować sobie informacje. Możesz na mnie liczyć w starciach z tym debilem.
- Dzięki, ale poradzę sobię.
Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami i nic więcej nie powiedziała. Do końca lekcji nie wydarzyło się już nic ciekawego, oprócz załamania się jednej puchonki, na którą jej własny kociołek zaczął syczeć. Jej koleżanka, której eliksir był w równie złym stanie, zabrała ją do pani Pomfrey.
Gdy dzwonek oznajmił koniec lekcji, wszyscy zostawili probówki z eliksirami na biurku czarnowłosego mężczyzny. Na pożegnanie Severus zadał im wypracowanie o kamieniu księżycowym. Przekazał również Harry'emu, że Drops będzie na niego czekał o siedemnastej i zatrzymał w sali.
- Dobra, Potter. Czas sprawdzić, czy zrobiłeś jakieś postępy. Legilimens.
Mężczyzna przez kilka minut próbował przedostać się przez dobrze mu znaną barierę nastolatka, a kiedy mu się to udało, napotkał drugą. I to takiej, jakiej nie spodziewał się ujrzeć, przez co został wyrzucony z umysłu chłopaka.
- Skąd taki pomysł na barierę?- spytał, siadając za biurkiem.- Na tą drugą, bo pierwszą już widziałem.
- Znalazłem stary notes mojej mamy.- Przyznał Harry, opierając się o jedną z pierwszych ławek.- Pewnie pan nie wiedział, ale uczyła się oklumencji od mojego taty. Niestety wszystkie tradycyjne sposoby nie sprawdzały się w jej przypadku, więc zaczęła eksperymentować. W końcu doszła do wniosku, że potrzebne jej coś znane, co skupi jej myśli i będzie chroniło umysł. Mogło być to wydarzenie, emocja lub osoba. Dla niej tym czymś był mój tata. Niestety nim nauczyła się dobrze używać tego, do czego doszła, zginęła. Mimo wszystko w notesie zanotowała, że była w stanie utrzymać tą barierę przez kilka minut. Podejrzewam, że nie zyskałem dużo czasu od naszej ostatniej lekcji, może minutę lub dwie, ale postawienie barier i to, że nikt nie spodziewa się zobaczyć tej drugiej, tak jak w pana przypadku, może mi dać możliwość na wyrzucenie agresora z głowy i ucieczkę.
Mężczyzna przez chwilę milczał, wyraźnie się nad czymś zastanawiając, aż w końcu skinął głową.
- Nigdy nie myślałem, że to powiem, ale to mądre, Potter. Twoja matka była naprawdę zdolną czarownicą, nic dziwnego, że znalazła nowy sposób. Myślę że ona i twój ojciec będą dobrymi strażnikami twojego umysłu. Nie wspomniałem o tym na naszych lekcjach, bo myślałem, że to nie sprawdzi się w twoim przypadku, ale „żywe" bariery nieco inaczej bronią umysłu. Kiedy mur, tafla czy lustro mogą tylko zostać postawione, tak żywe bariery mogą wchodzić w interakcję z agresorem. Zazwyczaj jest to jednak jakieś zwierzę lub roślina. Jeśli popracujesz nad swoją barierą, twoi rodzice może będą mogli nawet rzucać zaklęcia na legilimentę. Popracujemy nad tym w sobotę o dwudziestej. A teraz idź na następne lekcje.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top